6. Hoppípolla: Wodne atrakcje Islandii

Pozostajemy w Złotym Kręgu. Termin Golden Circle ukuły agencje turystyczne, bowiem określenie to odnosi się do największych „hitów” na wyspie, typowego „co warto zobaczyć”.

Co ciekawe, owe hity znajdują się w niewielkiej odległości od siebie i można obejrzeć wszystko dość dokładnie w ciągu kilku dni. Należy do nich omawiany już Þingvellir, czyli miejsce obrad najstarszego funkcjonującego do dzisiaj parlamentu w Europie. Ale jadąc dalej w kierunku wschodnim, a zatem zapuszczając się bardziej w głąb wyspy, będziemy mogli oglądać prawdziwe cuda przyrody, charakterystyczne dla Islandii. Ta podróż będzie wyjątkowo mokra, przecież na Islandii pada dosyć często. Jest tu też bardzo wilgotno, dlatego warto zaopatrzyć się w odzież deszczową i buty wodoodporne, niekoniecznie kalosze. To będzie istne SKAKANIE PO KAŁUŻACH.

Woda wybuchająca spod ziemi

Dlaczego? Woda jest głównym składnikiem islandzkiego krajobrazu. Zarówno ta w oceanie, który otacza i chroni wyspę, jak też ta w źródłach geotermalnych, która zapewnia mieszkańcom ogrzewanie, niezbędne w tym chłodnym klimacie. Mamy zatem wodę wokół i wodę pod nami, ale czeka nas też oglądanie wody z góry. Bo dzisiaj jadę do gejzerów. Czy wiecie, skąd wzięło się określenie na źródło wody podgrzewanej głęboko pod ziemią gorącą magmą i wypryskującej ponad powierzchnię ziemi w wyniku wysokiego ciśnienia? Przy drodze numer 35, w odległości kilkudziesięciu kilometrów od jeziora Þingvallavatn znajduje się miejscowość Geysir, zagłębie tych okazałych gorących źródeł. Nazwa miejscowości wzięła się od staroislandzkiego að geysa, czyli wytryskiwać, i tym samym dała określenie gejzerom w różnych miejscach na świecie. Ten „najprawdziwszy” Geysir, czyli największy gejzer w Islandii, od lat 60. XX wieku nie wybucha już sam z siebie, uaktywnia się tylko przy trzęsieniach ziemi.

IMG_20170408_185251.jpg

Warto jednak wybrać się do tej miejscowości by zobaczyć jego mniejszego brata, Strokkur, który regularnie co 10 minut wyrzuca potężny słup wody mierzący do 35 metrów wysokości (Geysir dawał podwójny efekt). Obok znajdują się inne, mniejsze gejzerki, których woda może przybierać różne kolory. Te cudeńka mogą przyprawić o zawrót głowy i sama zadzieram głowę przy kolejnych erupcjach „Maselniczki” (bo tak należy tłumaczyć nazwę Strokkur), ale uwaga! Woda, jak każda z wnętrza ziemi na Islandii, jest potwornie gorąca i trzeba uważać, żeby się nie oparzyć. Zapowiadałam skakanie po kałużach, ale nie takie, które roztopi nam podeszwy w butach.

IMG_20170408_190556.jpg

Woda spadająca na głowę

To nie koniec wodnych atrakcji. Zaledwie 6 km na wschód od Geysir można zaobserwować kolejne cudo: Gullfoss (złoty wodospad), bodaj najsłynniejszy i najbardziej oblegany na Islandii. Wodospad znajduje się na rzece Hvítá i ma dwie kaskady prostopadłe do siebie (niższa mierzy 11 metrów, większa 21 metrów). Właściwie trudno powiedzieć, czym Gullfoss zawdzięcza taką sławę, nie jest bowiem jedynym, ani najwyższym wodospadem na wyspie. Z pewnością uroku dodaje mu usytuowanie – jego pięknu nie przeszkadzają wysokie góry, a unosząca się poprzez szybki spadek wody mgiełka w połączeniu ze słonecznym dniem daje możliwość obserwowania kilku łuków tęczy na raz. Jest to zatem świetnie miejsce do widoczków-pocztówek z Islandii, ale też ciekawym pretekstem do snucia opowieści przewodników. Wodospad był bowiem bliski zabudowaniu przez przemysłowców w latach 20. XX wieku jednak, lecz – wedle anegdoty – dzięki heroicznemu wstawiennictwu córki ówczesnego właściciela tego terenu, która przyrzekła, że skoczy do rzeki jeśli ojciec pozwoli na budowę zapory i elektrowni, turyści mogą dziś cieszyć się magicznym widokiem nietkniętego wodospadu.

img_20170408_195418.jpg

Zwróćmy jednak uwagę na pozostałe kaskady islandzkie, a w szczególności najwyższy wodospad na wyspie – Glymur, znajdujący się na północ od stolicy przy mieście Akranes, ponoć założonym przez mnichów islandzkich, pierwszych osadników na Islandii. Sam Glymur to wodospad o wysokości 198 metrów, położony wśród wulkanicznych skał, nieco na uboczu i z dala od głównych szlaków turystycznych. Warto jednak wybrać się tam pod koniec naszej podróży, żeby zostawić sobie największe wrażenie na koniec. W międzyczasie zajrzymy jeszcze do Parku Narodowego w Skaftafell na południu wyspy żeby zobaczyć bardzo ciekawy wodospad Svartifoss otoczony kolumnami lawy, które zainspirowały Guðjóna Samúelssona, twórcę kościoła Hallgrímskirkja w Reykjavíku.

IMG_20170415_062755.jpg

Wizyta wodospadów to najbardziej mokry punkt wycieczki na Islandię. Trzeba uważać na śliskie skały i tryskającą wodę, ale wrażenia z pewnością są niezapomniane. To jednak nie koniec wodnych przebojów wyspy. Na uwagę zasługują także jeziora, tak odmienne od bezkresnego oceanu. Widzieliśmy dotąd dwa: w Reykjavíku i obok Þingvellir, ale nie miały one w sobie nic nadzwyczajnego. Inaczej sprawa ma się w przypadku jezior wulkanicznych, powstałych w kraterach wygasłych wulkanów, do których należy przepiękny Kerið. Jezioro to ma już 3 tysiące lat, jest głębokie na 55 metrów i długie na 270 metrów. W jeziorach tego typu, których na Islandii jest mnóstwo, najbardziej spektakularne są kaldery przybierające najróżniejsze barwy, niezwykle mieniące się w wodzie jeziora. Ze względu na kształt brzegów jeziora Kerið, który przywołuje na myśl amfiteatr, zorganizowano tu kilka lat temu koncert Björk transmitowany przez islandzką telewizję.

Woda pękająca pod nogami

Wodę możemy podziwiać także w innym stanie, od którego wzięła się nazwa wyspy. Aż 11% Islandii przykryte jest lodowcem, a chyba najlepszym miejscem, aby się o tym przekonać jest położona na północy wyspy Jökulsárlón, laguna lodowcowa, a raczej jezioro powstałe z topniejącego lodowca Vatnajökull. W jeziorze można obserwować pływające kawałki lodu, a nierzadko również foki i ptactwo wodne. Ten piękny widok był niejednokrotnie uwieczniany w filmach, najpopularniejsze są chyba zdjęcia ze „Śmierć nadejdzie jutro” czy popularnego ostatnio serialu „Gra o Tron”. W tej samej części wyspy można oglądać również fiordy, najwyższe o wysokości ponad 400 metrów znajdują się na północnym zachodzie wyspy. Z nich już tylko widok na ocean, płynąc dalej trafilibyśmy zapewne na biegun, a tak tylko zimniej i więcej lodu. Zatem zróbmy krok w tył i wróćmy w głąb wyspy, bo jeszcze wiele zostało nam do opowiedzenia…

IMG_20170415_075151.jpg

P.s. Moja podróż na Islandię odbyła się w wyobraźni, z przewodnikami w ręku i muzyką Sigur Rós na uszach. Wszelkie powielane tu stereotypy czy błędne wyobrażenia zamierzam zweryfikować podczas prawdziwej wyprawy na wyspę.

Tekst został opublikowany po raz pierwszy w 2014 roku, na łamach internetowego czasopisma Magazyn (już nieistniejącego), a rok później wraz z całym cyklem – dzięki uprzejmości Marcina Kozickiego na stronie Stacja Islandia. Resztę cyklu można znaleźć w kategorii „Zapiski z podróży nieodbytej” oraz na wspomnianej stronie Marcina.

Walka o turystów z naturą

Islandia nie narzeka na brak turystów. Większość z nich przyjeżdża na wyspę zwabiona jej egzotycznym pejzażem, szukając przygód w tym dzikim, ale jednak przecież czasem i niebezpiecznym, interiorze.

I choć turystyka staje się wiodąca dla gospodarki państwa, Anna Margret Guðjónsdóttir, przez wiele lat odpowiedzialna za rozwój tego sektora na Islandii, mówi o konieczności dalszego promowania wyspy. Tym razem turystów ma zwabiać bogata kultura kraju.

Jeszcze 20 lat temu Islandia leżała na marginesie turystycznej mapy Europy. Mimo to już od starożytności funkcjonowała w wyobraźni Europejczyków jako egzotyczne, odległe miejsce – Ultima Thule. W średniowieczu stanowiła pustelnię dla irlandzkich mnichów i miejsce schronienia norweskich banitów zanim na dobre ją zasiedlono. Wydawałoby się, że przez kolejne stulecia pozostawała w turystycznej próżni, mimo to zachowały się nowożytne relacje z podróży na odległą wyspę, choćby ta autorstwa czeskiego księdza Daniela Vettera z 1613, która jest jednocześnie najstarszym opisem wyspy w języku polskim. Dopiero w XIX i XX wieku zaczęli pojawiać się częściej w kręgu artystów szukających inspiracji w prostej sztuce ludowej (William Morris) czy fantastycznych sagach (CS Lewis i JRR Tolkien). Regularne przyjazdy większych grup obcokrajowców wiążą się dopiero z drugą połową XX wieku, kiedy stacjonujących w Keflaviku amerykańskich żołnierzy odwiedzały ich rodziny. Zwiększająca się liczba turystów zza oceanu wiązała się także z polityką linii lotniczych Loftleiðir, które w ramach lotów interkontynentalnych proponowały swoim klientom przystanek na Islandii.

Popularność Islandii zaczęła rosnąć dopiero w latach 90. i to za sprawą ekscentrycznej wokalistki Björk. Wkrótce i jej rodacy z zespołów Sigur RósGusGus czy múm przyczynili się do wzrastającej atrakcyjności wyspy jawiącej się jako magiczna, tajemnicza, baśniowa. Islandia staje się stolicą muzyki alternatywnej, w 1999 roku rusza pierwsza edycja Iceland Airwaves Festival. Sponsor imprezy może pochwalić się ogromnym sukcesem; w roku następnym po raz pierwszy w historii kraju liczba przyjezdnych przekracza liczbę mieszkańców wyspy. W każdym następnym rokiem liczba ta wzrasta. W 2002 roku jezioro Jökulsárlón staje się tłem dla przygód Jamesa Bonda. Przybiera turystów zauroczonych krajobrazami wyspy. W roku 2014 turystyczna bańka pęka.

W tym roku oczekujemy 1,2 mln turystów. Czujemy się przytłoczeni.” – mówi Anna Margret Guðjónsdóttir. Tegoroczny Iceland Airwaves Festival musiał zostać przesunięty na listopad – latem bowiem zjeżdżający na wyspę turyści by się na niej nie pomieścili. Mimo rozwijającej się branży hotelarskiej wciąż brakuje miejsc noclegowych. W tym roku liczba turystów 4-krotnie przekroczy populację kraju. Czy jednak faktycznie Islandczycy czują się przytłoczeni i mają prawo nienawidzić turystów?

Oczywiście dzięki nim gospodarka kraju ma się bardzo dobrze; dzięki rozwojowi tego sektoru wzrasta liczba miejsc pracy, turystyka jest też lekiem na kryzys z 2008 roku, który ściągnął nowe rzesze przybyszów, bowiem koszty podróży i pobytu znacznie potaniały. Mimo to ten niewielki kraj odnotowuje wiele wad wynikających z najazdów turystów. „Głównie cierpi na tym natura”, mówi Guðjónsdóttir. Turyści paradoksalnie niszczą to, co przyjechali oglądać. Śmiecą, zbaczają z ustalonych tras, rozkładają namioty w miejscach objętych ochroną, znane są również przypadki śmierci w wyniku nierozważnego chodzenia po zamarzniętych jeziorach. To także z winy turystów „zniszczono” Geysir, który pobudzano do częstszych eksplozji mydłem, przez co uzyskano odwrotny efekt.

Islandczycy nie planują jednak polityki „antyturystycznej”, nie są też oficjalnie wrogo nastawieni wobec swoich gości. Wręcz przeciwnie, Islandia przoduje na listach najbardziej przyjaznych destynacji turystycznych. Ale próbą wybrnięcia z kłopotliwej sytuacji może okazać się trend „ściągania” turystów z tzw. Golden Circle do miast. Jak mówi sama Guðjónsdóttir, w turystyce pojawiła się rywalizacja pomiędzy kulturą a naturą. Nie powinno jednak dziwić, że najbardziej pociągająca w Islandii jest właśnie możliwość ucieczki od miejskiego zgiełku.

W tegorocznym plebiscycie podróżniczego wydawnictwa Lonely Planet na najlepsze miasta w Europie zwyciężyło Akureyri, drugie największe miasto na wyspie, którego największą zaletą jest jego peryferyjność: „zielone pastwiska, osady rybackie, grzęzawiska, wodospady, trasy narciarskie i zatoki pełne wielorybów”. Dla porównania Reykjavík góruje na listach najlepszych miejsc do spędzania Sylwestra, lecz rozwijające się życie nocne stolicy jest jedną z głównych bolączek mieszkańców tego miasta.

Dlatego wartością miast ma być ich atrakcyjna oferta kulturowa. Reykjavík nie pretenduje jednak do statusu drugiego Londynu, Paryża czy Wiednia, zresztą nigdy takiego statusu nie uzyska. Nie może bowiem przyciągać turystów drogocennymi kolekcjami malarstwa europejskiego ani budowlami reprezentatywnymi dla którejkolwiek z budzących dech w piersiach epok historii architektury.

Islandia może jednak poszczycić się bogatą kulturą niematerialną i cenną dla tradycji europejskiej, a na pewno skandynawskiej, kolekcją manuskryptów sag islandzkich oraz zabytków epoki wikingów. Społeczeństwo tak dumne ze swojego dziedzictwa, na którym zbudowało silną tożsamość narodową i wypracowało odrębność również wobec innych państw skandynawskich, wychowane jest na etosie codziennego kontaktu z kulturą. Niemal każde islandzkie dziecko występuje lub występowało w szkolnym chórze. Statystyczny Islandczyk chodzi do teatru od dwóch do trzech razy w roku. Jeden na dziesięciu mieszkańców wyspy wydaje książkę. Każda miejscowość posiada bibliotekę.

Wielu Islandczyków zbiera się wieczorami przed odbiornikami radiowymi, by wysłuchać sag – historii spisanych w XIII wieku w języku, który dzięki niewielu modyfikacjom na przestrzeni wieków jest wciąż zrozumiały na dzisiejszego Islandczyka. To właśnie sagi są jedną z przyczyn ogromnej dumy Islandczyków; te średniowieczne teksty opisujące początki istnienia państwa są ewenementem na skalę światową i stanowią podwaliny literatury europejskiej. Nie dziwi więc, że zasłużyły na osobne muzeum. Dziwi jednak coś innego – że przy tak wysokiej świadomości o wartości tradycji i historii. Islandczycy nie chcą pogłębiać wiedzy na ten temat. Drogie inwestycje ostatnich lat, jakimi się nowoczesne muzea z interaktywnymi wystawami, świecą pustkami. Otwarta w 2011 Landnámssýningin, ekspozycja prezentująca historię osadnictwa na Islandii odnotowała, że tylko 2% (sic!) odwiedzających z ubiegłego roku stanowili Islandczycy. Reszta to turyści, którzy podbijają statystyki większości muzeów i galerii na wyspie, mogą bowiem liczyć na opisy i przewodniki w języku angielskim.

Kristín Scheving z Listasafn Íslands, Galerii Narodowej prezentującej XIX i XX-wieczne malarstwo islandzkie, mówi o konieczności promocji sztuki islandzkiej wśród samych Islandczyków. Sztuki plastyczne są wciąż niedoceniane przez opinię publiczną, co może wiązać się z krótką tradycją tej dziedziny sztuki na wyspie. Zupełnie inną popularnością cieszy się muzyka i śpiew, uprawiane już przez średniowiecznych skaldów, co skutkuje ogromną muzykalnością Islandczyków.

Sukces Wystawy Osadnictwa wśród turystów wynika z rozwijającej się na wyspie polityki uprawiania dobrego muzealnictwa. Wystawa ta została przygotowana z wielką starannością oraz dbałością o jej edukacyjny charakter. Przy jej tworzeniu zaangażowani byli nie tylko historycy i archeologowie, ale także przewodnicy, nauczyciele oraz edukatorzy. Jak podkreśla Sigrun Kristjánsdóttir, dyrektor od spraw wystaw Muzeum Miasta Reykjavík, „muzea powinny umacniać swój wizerunek jako instytucji o funkcji przede wszystkim edukacyjnej.” Z kolei Anna Margret Guðjónsdóttir przypomina, że dostęp do kultury jest na Islandii jednym z podstawowych praw człowieka i wyrównywanie szans uczestniczenia w życiu kulturalnym, również poprzez edukację, jest obowiązkiem islandzkiego muzealnictwa (zgodnie z prawem grupy szkolne mają wstęp wolny do muzeów).

Stąd też szereg inicjatyw lokalnych i prób wyjścia ze sztuką do ludzi, takich jak organizowane od 1996 roku Reykjavík Culture Nights czy koordynowane przez Kristín Scheving akcje w mniejszych miejscowościach, jak chociażby stworzenie domu kultury w starej rzeźni czy festiwale łączące różne dziedziny sztuki od video-art po design i cyrk. Te liczne przedsięwzięcia miały na celu pobudzenie nieoswojonej ze sztuką publiczności.

Inwestycja państwa w edukację kulturalną, a co za tym idzie tworzenie kolejnych galerii sztuki i muzeów tematycznych, a także cykliczne festiwale i imprezy mają zatem ściągać również zagranicznych turystów, co już się w dużym stopniu udaje. Na przykład pomysł Kristín Scheving na festiwal video-art 700 IS Hreindýralandpoczątkowo organizowany na Wschodnim Wybrzeżu stał się ściągnął międzynarodową publiczność.

Islandia staje się interesującą propozycją dla wielu artystów współczesnych, choć wciąż ich islandzcy koledzy decydują się na karierę poza granicami kraju (ErróOlafur Eliasson). Choć Reykjavík nie może konkurować ze stolicami Europy kontynentalnej pod względem sztuki dawnej, ma duże szanse na stworzenie ośrodka sztuki współczesnej. Stoi tam już ultranowoczesny budynek sali koncertowej, Harpa, wyspa Viðey zaś od wielu lat gromadzi fanów Johna Lennona wokół Imagine Peace Tower, instalacji Yoko Ono. W Galerii Narodowej powstał Vasulka Chamber, jedna z największych w Europie kolekcji zdigitalizowanych prac artystów amerykańskich przekazanej Muzeum przez Steinę i Woody’ego Vasulka, islandzko-czeską parę artystów aktywnych twórczo w Stanach Zjednoczonych późnych lat 60. i 70.

Na koniec wreszcie Islandia nie tylko daje przykład w inwestowaniu w rozwój kultury własnej, ale od wielu lat finansuje projekty istotne dla rozwoju dziedzictwa kulturowego innych krajów. Wspiera chociażby wiele inicjatyw w Polsce; jedną z najświeższych jest budowa nowego oddziału Muzeum Narodowego w Krakowie, Pawilonu Józefa Czapskiego.

Czy zatem za kilka lat Islandia stanie się destynacją atrakcyjną również dla miłośników kultury i sztuki?

Zważywszy na historię turystyki na wyspie, to właśnie kultura ściągała pierwszych poważnych gości. Rozkoszując się malowniczymi widokówkami z Krainy Ognia i Lodu warto mieć na uwadze, że obraz tej utęsknionej, tajemniczej, spowitej mgłą wyspy pięknych krajobrazów został wykreowany właśnie przez dzieła kultury, baśniową literaturę i elficzną muzykę Islandii.

******

Artykuł powstał w oparciu o wizytę studyjną Anny Margret GudjonsdóttirSigrun Kristjánsdóttir oraz Kristín Scheving w Muzeum Narodowym w Krakowie w dniach 29.09-1.10.2015. Muzeum Narodowe w Krakowie w partnerstwie z Evris Foundation ses. z Islandii realizuje projekt „Dobre praktyki edukacyjne w pracy ze społecznością lokalną – wizyty studyjne i warsztaty w ramach współpracy polsko-islandzkiej„.

Projekt dofinansowano z Funduszu Współpracy Dwustronnej – część „b” dla Programu „Konserwacja i rewitalizacja dziedzictwa kulturowego” w ramach Mechanizmu Finansowego Europejskiego Obszaru Gospodarczego i Norweskiego Mechanizmu Finansowego na lata 2009-2014.

Wsparcie zostało udzielone ze środków pochodzących z Islandii, Liechtensteinu i Norwegii oraz ze środków budżetu państwa. Kwota dofinansowania: 165 591 zł

Więcej informacji:
http://mnk.pl/artykul/dobre-praktyki-edukacyjne-w-pracy-ze-spolecznoscia-lokalna

Pierwsza publikacja tekstu na łamach Stacja Islandia.