Marzysz o wyjeździe na Islandię? Masz wielkie nadzieje, że to się jednak wydarzy, ale wciąż coś stoi na przeszkodzie? Wybierz się ze mną w wyimaginowaną podróż na Islandię!
Ponad sześć lat temu ktoś znajomy na forum internetowym poświęconym jednemu z zespołów brytyjskich pisał o Sigur Rós. Ten tajemniczy dla mnie zespół robił niezłe zamieszanie, wszyscy zachwycali się ich muzyką. Nie chcąc odstawać od toczonej dyskusji zapytałam, co to za polski zespół. Skąd mogłam wtedy wiedzieć, że gdzieś tam daleko na Islandii używa się podobnych znaków diakrytycznych co w języku polskim? Ta wielka gafa była jednak początkiem nowej przygody; poznałam muzykę tego zespołu, potem kolejnych, zachwyciłam się ich innością, szczególnie niezwykłym brzmieniem języka islandzkiego, który zdaje się pełnić rolę instrumentu dla ucha nierozumiejącego ani słowa.
Upodobanie do muzyki przeszło w zainteresowanie krajem jej pochodzenia, dziwną i daleką Islandią, która podobnie jak muzyka wydawała się tajemnicza i niepowtarzalna. Do tego słuchanie mało znanych zespołów i oglądanie dziwnych filmów kiedy jeszcze mało kto słyszał o Islandii, a wielu myślało, że Björk jest Norweżką, dawało przyjemne uczucie bycia alternatywnym, więc chyba zasmakowałam wtedy hipsterstwa, zanim na dobre zakorzeniło się w środowisku polskiej młodzieży.
Mniej więcej w tym samym momencie, kiedy przekonywałam się, że Jónsi nie śpiewa po polsku, a na Islandii mieszka niewiele ponad 300 tys. ludzi, w roku 2005 zawiązał się na Uniwersytecie Warszawskim Studencki Klub Islandzki, pierwsza chyba w Polsce organizacja zajmująca się kulturą islandzką w sposób amatorski i niezależny od placówek dyplomatycznych. Była to grupa młodych ludzi, których oczarowała islandzka muzyka i kinematografia. Potem nastały czasy wulkanu Eyjafjallajökull, upadku Landsbanki, rządów Johanny Sigurdardóttir (pierwszej zadeklarowanej lesbijki u władzy) kiedy oczy świata zostały skierowane na małą wyspę, która wbrew swojej nazwie niemal w ogóle nie pokryta jest lodem. Niezależnie , coraz więcej islandzkich artystów dało się poznać polskiej publiczności, czy to poprzez koncert Sigur Rós na Openerze w 2006 roku, czy promocję festiwalowego hitu Nói Albinói Dagura Kári, czy nieśmiałe wejście islandzkich kryminałów na polski rynek książki.
I nagle ta daleka i nieznana Islandia stała się modna, osnuta niewytłumaczalnym kultem opartym na obrazie wytworzonym w wyobraźni stęsknionego za odległymi krainami Europejczyka.
Członkom-założycielom Studenckiego Klubu Islandzkiego udało się pojechać na Islandię i skonfrontować te wyobrażenia z rzeczywistością. Jeśli wcześniej kraj ten wydawał się magiczny za sprawą legendarnych elfów i trolli, tajemniczość tego niemal księżycowego krajobrazu z pewnością nie mogła zawieść miłośników Islandii, choć każdy normalny człowiek nie powinien zachwycać się miejscem, gdzie przez pół roku panuje noc. Mi nie udało się wziąć udziału w tej wyprawie, bo zostałam członkiem SKI znacznie później. Ale wybiorę się tam w najbliższym czasie, zabierając ze sobą moje wyobrażenia o Islandii.
Wyprawa będzie miała miejsce w kolejnych odsłonach cyklu „Zapiski z podróży nieodbytej”, podczas której spróbujemy okiełznać tę krainę „wiecznego” dymu i śniegu.
Tekst został opublikowany po raz pierwszy w 2014 roku, na łamach internetowego czasopisma Magazyn (już nieistniejącego), a rok później wraz z całym cyklem – dzięki uprzejmości Marcina Kozickiego na stronie Stacja Islandia. Resztę cyklu można znaleźć w kategorii “Zapiski z podróży nieodbytej” oraz na wspomnianej stronie Marcina.