„Jacy są Islandczycy? Tacy jak wszyscy: popier*doleni…”

Siggi. „Wyspy Białego Słońca” tom 2

Autorzy: Piotr Mikołajczak i Berenika Lenard
Wydawca: Empik Go
Data wydania: 
2025
Liczba stron:
167

Słyszę czasem, że nie powinnam wypowiadać się o Islandii, bo nigdy tam nie mieszkałam. Owszem, nie mam wiedzy praktycznej wynikającej z życia na Wyspie, ale moje zainteresowanie Islandią bierze się przede wszystkim z tekstów kultury, którymi od lat zajmuję się mniej lub bardziej naukowo. To z nich czerpię obraz Islandii – jednostronny, wyobrażony, romantyczny, który paradoksalnie pozwala mi przyjąć obiektywną, zewnętrzną pespektywę. Czerpię przyjemność z tego, że z informacji z pierwszej ręki mogę wybrać dla siebie to, co podsyca moją fascynację Islandią.

Mieszkający od lat na Islandii Berenika Lenard i Piotr Mikołajczak wydali właśnie drugą część trylogii „Wyspy Białego Słońca”. Ich pierwsza wspólna książka fiction z tej serii, Baldur, wprowadziła nas do świata islandzkiego dziennikarza o polskim pochodzeniu, który zmaga się z demonami swojej przeszłości. W drugiej części również towarzyszy nam Baldur, jednak opowieść skupia się wokół Siggiego, który trzy lata temu zaginął na Grenlandii. W ślad za swoim najlepszym przyjacielem Baldur wyrusza na „starszą siostrę” Islandii, by dowiedzieć się, że Siggi też prowadził podwójne życie. Dzięki zastosowanemu przez autorów już z pierwszej części trylogii prowadzeniu dwóch linii czasowych dowiadujemy się, co naprawdę wydarzyło się w Nuuk i w jaki sposób Baldur poznaje prawdę. Towarzyszą nam też nowe postaci: Ewa, kobieta po przejściach, sprzątająca w reykiawickim hotelu Borg i pośrednio powiązana z paskudną sprawą, którą prowadzi właśnie stołeczna policja, oraz Nivi: ciągle ściągająca na siebie poważne kłopoty Grenlandka z równie nieciekawą przeszłością. Choć ich obecność wprowadza nowe wątki, obie w jakiś sposób powiązane są z tytułowym Siggim. To on wychodzi na pierwszy plan, dzięki czemu możemy go bliżej poznać i zżyć się z nim od początku do samego końca.

Aby uniknąć niepotrzebnych spojlerów, nie będę skupiać się na akcji ani nawet próbować analizować książki pod kątem gatunkowym. Wspominałam o tym w recenzji pierwszej części, a z punktu widzenia zwykłej czytelniczki mogę tylko szczerze powiedzieć, że druga część nie trzyma w takim samym napięciu. Ale chyba też nie taki miał być jej cel. Zdaje się, że z thrillera psychologicznego Lenard i Mikołajczak odpłynęli w stronę prozy o cechach powieści społeczno-obyczajowej, co akurat jest dla mnie wielkim plusem. Jako fanka ich reportaży z Islandii, w Baldurze i Siggim chętnie doszukiwałam się ich dziennikarskiego warsztatu, dzięki któremu fikcja jest mocno podparta faktami i urozmaicona obserwacjami z terenu. Wiemy, że autorzy byli w Grenlandii i na potrzeby książki zjeździli Nuuk i okolice, co czuć w szczegółowych opisach miejsc akcji, a szczególnie próbie oddania ich klimatu. Samo to, że połowa akcji rozgrywa się na największej wyspie świata, nie tak jeszcze dobrze znanej polskiemu czytelnikowi jak oklepana już Islandia, było dla mnie miłym zaskoczeniem. Ale tak jak wcześniej Islandię w swoich reportażach, autorzy pokazują nam Grenlandię żywą: nieupiększoną, a nawet odpychającą. Trudno zaprzeczyć, że w usta bohaterów wkładają własne opinie o wyspie lub zasłyszane informacje. Znajdujemy tu więc zarówno stereotypowy obraz Grenlandczyków jako ludzi łatwo ulegających uzależnieniom, niedbającym o czystość środowiska, mających trudność ze znalezieniem pracy, marzących o opuszczeniu swoich klaustrofobicznych wiosek. Z drugiej strony rozmówcy Baldura bronią swojej ojczyzny, nawet jeśli potencjalnie wpisują się w tę kliszę, równoważą te zewnętrzne, krzywdzące opinie na ich temat z własną perspektywą. Dlatego na kartach powieści zasugerowane są główne problemy społeczeństwa grenlandzkiego: sprzeczne zdania dotyczące dążenia do niepodległości, stosunek do natury i środowiska wynikający z tradycji, w tym chyba najbardziej kontrowersyjne polowanie na niedźwiedzie polarne i jedzenie surowego mięsa. A przecież mieszkańcy Nuuk to ludzie tacy jak my: mający supermarkety z mrożoną pizzą, dostęp do internetu, wypasione samochody, modnie urządzone domy. Mam wrażenie, że Siggi pozwoli nam okiełznać trochę egzotyczne spojrzenie na Grenlandczyków, przy jednoczesnym trzeźwym, obiektywnym pokazaniu społeczeństwa borykającego się z uniwersalnymi problemami, które nie znają granic ani narodowości.

To samo dotyczy przecież również Islandii. Rozmowy Baldura z Grenlandczykami mówią też dużo o samych Islandczykach. „Mała Wyspa pomiędzy Grenlandią a Danią” jest tu często idealizowana, a przynajmniej traktowana jak optymalne ogniwo pomiędzy słabo zaludnionym „końcem świata”, który pomimo ogromnego terenu wydaje się po prostu za ciasny a „mniejszym złem”, byłym kolonizatorem, którego mieszkańcy nierzadko uprawiają hyggerasizm. My w Polsce też często jeszcze idealizujemy Islandię, jak cytowani przez Baldura turyści pytamy z rozmarzonym wzrokiem „Jacy są Islandczycy”?, oczekując opowieści o żyjących w zgodzie z naturą i wierzących w elfach gościnnych poczciwcach. Ale treść Siggiego jednoznacznie wyprowadza nas z błędu: Islandczycy są tacy jak wszyscy, a może czasami nawet bardziej rozpuszczeni, zepsuci, samolubni i przekonani o własnej wyższości. Jak w każdym wysoko rozwiniętym i bogatym kraju najmniej przyjemne obowiązki powierzają imigrantom, traktują ich czasem jak podludzi. Czy praca osób sprzątających w hotelach lub innych miejscach związanych z przemysłem turystycznym w Islandii zawsze wiąże się z dyskryminacją, a przynajmniej nierównym traktowaniem w zależności od kraju pochodzenia? Czy przestępstwa skierowane do nie-Islandczyków traktowane są przez islandzką policję i społeczeństwo inaczej? No i jaka jest naprawdę islandzka Polonia – czy w tej mniejszościowej grupie również dochodzi do hierarchii i klasizmu? W końcu Baldur, z pochodzenia Polak, z lekką pogardą wypowiada się o pijanych Polakach lecących do pracy fizycznej w Grenlandii. Słychać tu echa kontrowersyjnej książki „Nie jestem Twoim Polakiem” Ewy Sapieżyńskiej, lecz Lenard i Mikołajczak, nawet jeśli w pisaniu książki mogli posługiwać się osobistymi doświadczeniami wieloletniej imigracji, zdają się nikogo nie oceniać. Jednoznacznymi czarnymi charakterami są tylko toksyczni przemocowcy, ludzie z chciwości gotowi zdradzić najlepszego przyjaciela, męczyciele zwierząt i złodzieje. Choć i tu zbrodnia i kara nie zawsze mają wyraźne kontury.

Siggi, druga w powieść z serii „Wyspy Białego Słońca” to swoista diagnoza nordyckiego społeczeństwa, napisana przez osoby związane z nią od dawna. Słyszę czasem, że nie powinnam wypowiadać się o Islandii, bo nigdy tam nie mieszkałam. Owszem, nie mam wiedzy praktycznej wynikającej z życia na Wyspie, ale moje zainteresowanie Islandią bierze się przede wszystkim z tekstów kultury, którymi od lat zajmuję się mniej lub bardziej naukowo. To z nich czerpię obraz Islandii – jednostronny, wyobrażony, romantyczny, który paradoksalnie pozwala mi przyjąć obiektywną, zewnętrzną pespektywę. Czerpię przyjemność z tego, że z informacji z pierwszej ręki mogę wybrać dla siebie to, co podsyca moją fascynację Islandią. A Siggi jest świetną lekturą poszerzającą mój obraz tego kraju, o którym od dawna przecież wiem, że daleki jest od ideału. Czy proza Lenard i Mikołajczaka to próba obrzydzenia Islandii? To tylko subiektywna wizja kraju, w którym – jak wszędzie – życie może być zarówno udane, jak i pełne kłód pod nogami. Autorzy nie robią z siebie specjalistów od społeczeństwa islandzkiego (bo, uwaga hejterzy!, samo mieszkanie w danym miejscu z nikogo nie robi ekspertów od kultury danego kraju…), ale pokazują nam swoją Islandię. Być może wielu osobom przyjdzie nie zgodzić się z tym opisem, podobnie jak z przedstawioną tu wizją Grenlandii. Ale cieszy mnie, że „Wyspy Białego Słońca” to opowieść o całej Północy, z jej niezaprzeczalnymi zaletami (piękne widoki) i nieuniknionymi wadami.

A propos wad: jak już wspominałam, tym razem opowieść inaczej trzyma w napięciu, przez co czasem gubiłam wątki i niektóre informacje nie zostawały mi w głowie. Może to roztrzepanie podczas lektury, na szczęście dzięki dostępowi do Empik Go* wróciłam do treści książki raz jeszcze – tym razem w formie audiobooka. Już pierwszy Baldur od premiery dostępny był w formie słuchowiska, czytanego przez Piotra Głowackiego, ale wówczas nie zdecydowałam się na przesłuchanie. Tym razem, zachęcona faktem, że treści książki towarzyszą również nagrania terenowe wykonane podczas podróży autorów do Grenlandii, postanowiłam zaryzykować. Niestety, pomimo całej mojej sympatii dla aktora, czasami jego interpretacja postaci była tak irytująca, że nie pozwalała mi wczuć się w historię. Gdy dałam nagraniu drugą szansę, doceniłam bezbłędne wprowadzenie nastroju dzięki dobrze dobranej muzyce, ale nadmiar niektórych dźwięków wytrącał mnie z tego transu. Lubię audiobooki, doceniam dobrze wyprodukowane słuchowiska, ale tutaj nie zdecydowano się ani na jedno, ani na drugie. Głowacki próbował modulować głos w zależności od postaci (często nieudolnie), a nadmiar zbędnych dźwięków, takich jak stukanie w telefon czy szelest kurtki, zdawały mi się niemal obrażać czytelnika obdarzonego choćby standardową wyobraźnią. Dlatego trzecią część trylogii skonsumuję już chyba tylko w formie papierowej, chyba że autorzy czymś mnie jeszcze zaskoczą.

*Za egzemplarz recenzencki w formie papierowej oraz dostęp do audiobooków na platformie Empik Go dziękuję wydawnictwu.

Islandzkie „Sto lat samotności“?

Płuca

Tytuł oryginalny: Lungu
Autor: 
Pedro Gunnlaugur Garcia
Przekład:
Jacek Godek
Wydawca:
Wydawnictwo Poznańskie
Data wydania:
2025
Liczba stron:
430

Polskie wydanie tej książki uprzedziły określenia, że „Płuca“ to islandzka odpowiedź na „Sto lat samotności“ Márqueza. Nie wiem, czy to z uwagi na iberyjskie pochodzenie Garcii, czy może ostatni suckes kolumbijskiej produkcji Netflixa, a jednak zaintrygowało: czyżby to powrót realizmu magicznego w islandzkiej literaturze, który tak świetnie wybrzmiewał w dojrzałej twóczości Laxnessa?

Skojarzenie z Laxnessem jest do pewnego stopnia słuszne, gdyż tak jak islandzki noblista autor „Płuc“ również inspiruje się sagami: zarówno ich kronikarskim charakterem opisu dziejów danego rodu, jak i fantastycznymi elementami z pogranicza jawy i snu. Garcia swoją wyobraźnią wybiega jednak w przyszłość i częśc akcji powieści umieszcza w 2089 roku, który – dość optymistycznie – od naszych czasów różni się jedynie większym udziałem wirtualnej rzeczywistości i głębszą ingerencją człowieka we wdychane powietrze. Niemniej reszta świata przedstawionego pozostaje bez zmian: bohaterowie mają uniwersalne problemy, takie jak rozwody, konflikty z najbliższymi, nałogi… A poza tym też ważny dylemat etyczny, którego ze względu na rozwój fabuły na razie nie zdradzę, ale jeśli znacie dobrze współczesną literaturę islandzką, nie zdziwi Was, że nowoczesność Islandii oparta jest tutaj też na rozwiniętych badaniach genetycznych.

Geny to zresztą w „Płucach“ główny, choć niepierwszoplanowy bohater. Stanowią skomplikowaną siatkę powiązań międzypokoleniowych i transkontynentalnych, gdyż razem z Jóhanną dowiadujemy się, że w jej żyłach płynie nie tylko islandzka, ale też włoska czy wietnamska krew. Dzięki tej powieści w powieści, czyli dziejom rodziny spisanym przez jej ojca, Stefána, cofamy się do dziewięciu pokoleń wstecz. Początki rodu sięgają włoskiej Toskanii, ale wskutek wielu przypadków członkowie rodziny pojawili się w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, aż w końcu trafili na Islandię. To wieloetniczne i „egzotyczne” pochodzenie bohaterów będzie też wielokrotnie komentowane na kartach powieści jako nietypowe i wzbudzające zachwyt: od nieoczywistej urody imigrantki przybyłej do pracy przez potencjał odmłodzenia islandzkiego genotypu. W powieści Garcii Islandia to przecież, wbrew temu co wyczytamy w sagach, raczej nie centrum wszechświata, ale jego prowincja, która kompleks mniejszości leczy dumą ze swojej homogeniczności. Pojawia się tu też tabuizowane wręcz wśród Islandczyków stwierdzenie, że Księga Islandczyków to zapis wielowiekowej tradycji chowu wsobnego. Dlatego autor snuje fantazję o eksperymentach genetycznych w przyszłości, które mogłyby zapobiec wielu wadom wrodzonym, co może budzić kontrowersje, ale uosabia też marzenie Islandii o zostaniu liderem światowej nauki i rozwoju technologicznego.

Świetlana przyszłość miesza się jednak z trudną przeszłością, członkowie rodu doświadczają bowiem kluczowych wydarzeń światowej historii. Umieszczenie ich dziejów między pierwszą i drugą wojną, a potem konfliktem w Wietnamie jest tu konieczne nie tylko dla ukazania długości trwania rodu, ale też podkreślenia, że jego męska linia zawsze miała sprawdzone sposoby na unikanie śmierci. I choć przekazywana z pokolenia na pokolenie strategia oparta na niedojrzałych oliwkach (nie próbujcie tego w domu) jest przede wszystkim komiczna, świadczy o sprycie, determinacji, a przede wszystkim chęci walki o przetrwanie – jak bowiem wiemy, praprapradziadkowie muszą przeżyć, aby główni bohaterowie urodzili się w Islandii. Czy to nie jest przypadkiem delikatne obśmianie mitu walecznych wikingów, którzy dzielnie przemierzają Atlantyk tam i z powrotem, zostawiając swój ślad po drugiej stronie oceanu i wracając z egzotycznymi nabytkami do Europy?

W powieści Garcii znaleźć można uniwersalne problemy ludzkie, ciężar emocji, mieszanie rejestrów – patos przeplata się z komedią, eros zastępuje tanathos, w miejscie logiki i rozumu wpycha się nie raz fantasmagoria. Nie ma tu jednak istot nadprzyrodzonych z islandzkiego folkloru, a nawet odniesień do mitologii nordyckiej, czego możemy się zazwyczaj spodziewać po książkach z Islandii. Zamiast tego pojawiają się natomiast metafory z innych porządków i cytaty z tradycji realizmu magicznego. Niezwykłego rozmiaru kogut, lewitujące kobiety, a nawet uniknięcie śmierci są przez bohaterów przyjmowane bez większego zaskoczenia, bo choć początkowo robią wrażenie, szybko przechodzą do porządku dziennego. To najpewniej główne pokrewieństwo ze „Sto lat samotności”, bo literatura światowa pełna jest przecież sag rodzinnych, wywodzących się zresztą z tradycji staroislandzkiej.

Zastanawia mnie więc czy „Płuca” to opowieść, która mogłaby dziać się poza Islandią, bez niej? Garcia jest urodzonym i wychowanym w Reykjavíku pisarzem o portugalskich korzenaich i tak jak jego bohaterowie zdaje się być obywatelem świata, ale jego proza pozostaje na wskroś islandzka. Świadczą o tym nie tylko wymienione tu już liczne nawiązania do literackiej tradycji Islandii, ale też nieoczywisty humor i gruntowne przyglądanie się psychice ludzkiej, z jej najbardziej mrocznymi stronami. Współczesna literatura islandzka lubi przecież bohaterów słabych, przegranych, kontrastujących z odnoszącymi niegdyś międzynarodowe sukcesy wikingami. Są tu natomiast ambitne postaci kobiece, które podążają za marzeniami w odległe części świata, w poszukiwaniu miłości i spełnienia popełniają błędy, ale również stanowią ważną część rodu. Pionierką islandzkiej linii jest przecież Sara, która stoi również w awangardzie badań genetycznych, uczy się islandzkiego i zakłada w Islandii rodzinę, choć nieobcne będą jej też trudności imigranckiego życia. Tak jak jej matkę dogoni ją zresztą również rodzinna nostalgia za krajem pochodzenia i problem ze znalezieniem własnej tożsamości, a nawet miejsca w tej wielopokoleniowej układance. Zamiast silnych więzów rodzinnych mamy tu głównie konflikty, niedopowiedzenia, anomalie i zawody, a jednak pomimo to ród trwa nieprzerwanie i ma swoją kontynuację, choć zdaniem Stefána jest ona w jakiś sposób wybrakowana.

„Płuca” to pozycja dla tych, którzy chętnie sięgają po literaturę islandzką, ale też sprawdzi się dla czytelników poszukujących w prozie lustrzanego odbicia własnych konfliktów wewnętrznych. Być może na kartach powieści rezonuje też złożona tożsamość samego autora, który rzucił wyzwanie islandzkiej jednorodności, nacjonalistycznym frazesom i romantycznym wyobrażeniom o idealnej rodzinie. Jednocześnie jest to też literatura lekko i dobrze napisana, co mogę stwierdzić jedynie dzięki świetnemu przekładowi Jacka Godka. W tym miejscu muszę podkreślić, że zauważam ogromny postęp zarówno w dostosowaniu języka do tłumaczonej treści, jak i w konsekwentym zachowaniu islandzkiej pisowni w redakcji tekstu. To zresztą już druga islandzka powieść publikowana w Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich i jestem pod szczególnym wrażeniem dostosowania okładki do treści i nastroju powieści: te oliwki przypominające tytułowe płuca to majstersztyk jeśli chodzi o projekty współpracującej z Wydawnictwem Poznańskim Uli Pągowskiej! Czekam na dalsze przekłady islandzkiej prozy w Serii Skandynawskiej i już teraz zapraszam Was na spotkanie autorskie z Pedro Gunnlaugurem Garcią, które odbędzie się w Ambasadzie Islandii w Polsce 7 marca! Szczegóły wkrótce na naszym Facebooku!

Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.

Vigdís, czyli wojowniczka


Vigdís

tytuł oryginalny: Vigdís
reżyseria: Björn Hlynur Haraldsson
rok produkcji: 2025

Jest wiele znanych osób, które chciałabym poznać osobiście, ale chyba największym marzeniem pozostaje dla mnie uścisnąć rękę z Vigdís Finnbogadóttir – pierwszą kobietą wybraną na urząd prezydenta w demokratycznych wyborach, a do tego pozostającą na tym stanowisku aż przez cztery kadencje pod rząd. Po odejściu z islandzkiej polityki zaangażowała się i wciąż angażuje w kwestie społeczne: była ambasadorką dobrej woli UNESCO, a od 2023 nagroda jej imienia przyznawana jest organizacjom pozarządowym działającym na rzecz kobiet.

Na początku stycznia tego roku islandzka telewizja RÚV wypuściła miniserial Vigdís, opowiadający o czasach młodzieńczych przyszłej prezydentki i okolicznościach, dzięki którym ta nieangażująca się wcześniej w islandzką politykę kobieta sięgnęła po najwyższe stanowisko w 1980 roku. W tej czteroodcinkowej opowieści w rolę Finnbogadóttir wcieliły się dwie islandzkie aktorki: Elín Hall (jako młoda Vigdís) oraz Nína Dögg Filippusdóttir, która dzięki znakomitej charakteryzacji i grze światło-cienia zamieniła się w oryginalną postać nie do poznania. Zresztą jak to w dużych produkcjach islandzkich bywa, mamy tu śmietankę lokalnych aktorów: Björn Hlynur Haraldsson (Bagno, W pułapce, Lamb) jako Magnus Magnusson, Gísli Örn Garðarsson (Parking królów, Ragnarok) jako aktor Elmar oraz Jóhannes Haukur Jóhannesson (Pamiętam cię, Chłód) w roli Alberta Guðmundssona, konkurenta Vigdís w wyborach prezydenckich. Nie zabrakło też niespodzianek: w Ragnara, pierwszą miłość i męża Finnbogadóttir wcielił się Siggi Ingvarsson, który do złudzenia przypomina młodego Ingvara Eggerta Sigurðssona, obecnie największą gwiazdę islandzkiego kina – który również zagrał w serialu epizodyczną rolę… starego Ragnara. Ale jeśli islandzka patronimika mnie nie myli, Siggi musi być synem Ingvara, zresztą grali już wcześniej razem w filmach, choćby w Rodzicach (Foreldrar) z 2007 roku.

Produkcja RÚV roi się więc od rozpoznawalnych twarzy, ale wśród tych aktorskich celebrytów należy zwrócić uwagę również na ciekawe role damskie, jak i udział w kobiet w tworzeniu serialu. Choć sam scenariusz pokazuje nam dzieje kobiety, która od młodości musi dopinać swego w świecie zdominowanym przez mężczyzn, wśród osób zaangażowanych w produkcję panuje odwrotna proporcja: reżyser dwóch odcinków, wspomniany już Haraldsson, jest rodzynkiem przy drugiej reżyserce, Tinnie Hrafnsdóttir i scenarzystkach: Janie Marii Gudmundsdóttir, Björg Magnúsdóttir i Ágúście M. Ólafsdóttir. Muzykę skomponowały Herdís Stefánsdóttir i Salka Valsdóttir, a za pozostałe aspekty, w tym świetnie moim zdaniem dobrany casting, również były odpowiedzialne kobiety. W obsadzie nie brakuje też znakomitych aktorek: poza wspomnianą Filippusdóttir, znaną choćby z The Valhalla Murders, mamy tu też Hannę Maríę Karlsdóttir (101 Reykjavík) jako matkę Vigdís, Sólveig Arnarsdóttir (Ingaló) dowodzącą emancypacyjnym ruchem Czerwone Rajstopy, oraz Kristín Þóra Haraldsdóttir w roli Maggi, najlepszej przyjaciółki bohaterki, także zaangażowanej w organizację słynnego strajku z 1975 roku. Tak to jest przynajmniej pokazane w serialu, gdzie walka o docenienie pracy kobiet i dopuszczenie ich do wysokich stanowisk ma stanowić oczywiste tło do wyboru pierwszej kobiety na prezydentkę Islandii.

Motyw nierówności płci, z którą (w dość nierówny przynajmniej z filmowego punktu widzenia sposób) od młodości walczyła Vigdís zdaje się często wychodzić na główny plan, podkreślając (a czasem niestety zaciemniając) życiorys tytułowej bohaterki. Dostajemy tu bowiem dość biało-czarny, niemal uświęcający schemat: dziewczyna z dobrego domu, której nie pozwalano na te same rozrywki, co jej młodszemu bratu, buntuje się zakładając spodnie do szkoły, czym rzekomo wymusza na nauczycielu łaciny wyższy poziom lekcji. Mimo obaw rodziców o jej dobre imię wyjeżdża na studia do Francji, gdzie pozbawiona kontroli i poza zasięgiem wzroku konserwatywnych Islandczyków zamiast wreszcie się wyszaleć, pracuje jak mróweczka, żeby zaliczyć trudne studia literaturoznawcze, a szczytem jej studenckich uciech jest samotne picie czerwonego wina. Ten rys ambitnej, dążącej za wszelką cenę do realizacji swoich marzeń o karierze naukowej dziewczyny zostanie jednak złamany, gdy na pierwszy plan wysuwa się miłość, a z nią tradycyjne oczekiwania od dobrze zarabiającego męża, by żona była gospodynią domową i matką. Nawet jeśli (spoiler) małżeństwo się rozpadnie, to za główny powód otrzymujemy zdrady męża, a nie jego brak zrozumienia dla Vigdís, która mimo wszystko chce pracować i brać z życia jak najwięcej, bo dotąd cierpliwie znosiła liczne przeprowadzki do Danii i Szwecji.

Ten dość powolny rozwój wydarzeń nabiera jednak rozpędu w drugiej połowie miniserialu. Dojrzała Vigdís rozkręca karierę w Islandii: najpierw jako przewodniczka dla zagranicznych turystów, a potem nauczycielka francuskiego w telewizji i wreszcie – dyrektorka stołecznych scen teatralnych (kompanii Leikfélag Reykjavíkur). Choć w serialu środowisko przyjmuje ją jako przypadkową i niekompetentną, warto zaznaczyć, że Finnbogadóttir studiowała historię teatru w Kopenhadze, tam też parała się aktorstwem, a po powrocie do Islandii kontynuowała różne studia studia (wbrew temu, co próbuje nam pokazać produkcja, te we Francji również ukończyła). W rzeczywistości serialowej podkreślona jest natomiast przede wszystkim jej frankofilia – filmowa Vigdís próbuje introdukować na islandzkie sceny sztuki francuskie, przez nią tłumaczone. Zresztą często podkreślany w serialu talent językowy głównej bohaterki (udziela wywiadów po duńsku, szwedzku, francusku, zna też biegle angielski), w wydaniu obu aktorek pozostawia wiele do życzenia (szczególnie francuszczyzna). Choć nie słyszałam niestety nagrań na żywo, zakładam, że wykształcona we Francji Finnbogadóttir miała o wiele lżejszy francuski.

[UWAGA SPOILERY] Załóżmy jednak, że serialowa kreacja przyszłej prezydentki ma na celu podkreślić, że osiągnęła sukces pomimo wielu przeciwności losu. Udało jej się spełnić marzenie o macierzyństwie, choć adopcja dla samotnej kobiety wydawała się w ówczesnej Islandii niemożliwa. Serdeczna przyjaźń z Magnussonem, przedstawiana w serialu jednoznacznie jako platoniczna miłość, niespodziewanie zostaje zerwana. Podlegli jej aktorzy odmawiają współpracy, a nawet próbują odsunąć ją od stanowiska. Na koniec Vigdís dowiaduje się, że ma raka, ale nawet to nie przeszkadza jej w realizacji marzeń. To największe: zostać prezydentką Islandii, pojawia się zresztą zupełnie przypadkowo, co – choć trudno mi porównać z faktami biograficznymi – wydaje się mocno zaskakujące. W serialu Finnbogadóttir staje się bowiem kandydatką ludu i dopiero po kilku namowach osób trzecich, w tym dość wyrazistej Matthildur (Ebba Katrín Finnsdóttir – swoją drogą ta postać bardzo przypomina mi Sajkę z Iceland News Polska i długo zastanawiałam się czy to nie ona!!!) Vigdís decyduje się kandydować. I w ten to sposób znana z telewizji nauczycielka francuskiego, szanowana już w środowisku kulturalnym, ale niekoniecznie rozpoznawalna wśród polityków rozwodniczka i samotna matka po mastektomii staje się pierwszą w historii Islandii kandydatką na prezydenta. Ostatni odcinek serialu pokazuje nam, jak Vigdís walczy w kampanii prezydenckiej, oczarowuje prasę i telewizję, zdobywa serca Islandczyków i szacunek kontrkandydatów, nawet jeśli oczywiście droga do urzędu nie jest taka prosta. Ale napięcie budowane jest tu niepotrzebnie: wszyscy wiemy, kto został prezydentem Islandii w 1980 roku, a mimo to łezka się w oku kręci, gdy w ostatniej scenie Vigdís pojawia się na balkonie swojego domu i przemawia do tłumu Islandczyków zebranych w jej ogródku i przed ekranami telewizorów.

Vigdís Finnbogadóttir jest zdecydowanie jedną z najważniejszych postaci historycznych współczesnej Islandii i najbardziej rozpoznawalną Islandką na świecie. Produkcja telewizyjna przybliżająca jej osobę była tylko kwestią czasu, może nawet dziwić, że powstała dopiero teraz. Główna zainteresowana obchodzi w tym roku 95. urodziny, jest to więc zarówno próba wstępnego podsumowania jej niezwykłej biografii, ale też laurka od rodaków. Bo Vigdís, poza może zaniedbywaniem własnej córki podczas kampanii, zdaje się nie mieć wad. To, jak głosi etymologia jej imienia, nordycka wojowniczka, która pokoleniom kobiet na całym świecie udowodniła, że można i trzeba. Miniserial pokazuje, że robiła to z klasą, dając przykład spokojnego rozwiązywania konfliktów i znajdowania najbardziej sensownych rozwiązań, czym wyróżniała się na tle pozostałych polityków. Parafrazując jej słowa z wywiadu przedwyborczego Islandczycy wybrali ją nie ze względu na jej płeć, ale dlatego, że była matką. I chyba Islandczycy wciąż traktują ją w ten sposób, bo zachwyt, a może nawet swego rodzaju fascynacja Vigdís, wcale nie wynika tylko z prostego faktu, że była kobietą. Była wojowniczką.

Vigdís Finnbogadóttur na balkonie swojego domu przy Aragata 2 w Reykjavíku po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich Islandii z 29 czerwca 1980. Źródło: vigdis.is

Niestety serial jest dostępny wyłącznie w Islandii. Osobom uczącym się języka islandzkiego polecam oglądać serial w oryginale z wtyczką ułatwiającą naukę. Wszystkie fotosy z serialu pochodzą od RÚV.

Podwójne życie Baldura

Baldur. Wyspy Białego Słońca. Tom 1

Autorzy: Berenika Lenard, Piotr Mikołajczak
Wydawca: Empik Go
Data wydania: 2024
Liczba stron: 432

Wczoraj usłyszałam słowa, że przy reportażu można mówić tylko o faktach, a w przypadku powieści rozmawiamy o emocjach. Duet @icestory.pl znamy od lat właśnie jako autorów reportaży o Islandii i Norwegii, dlatego bardzo intrygowało mnie jak pisarze tak doskonale operujący literaturą faktu poradzą sobie z powieścią. Czy napiszą typowo skandynawski kryminał, który w ogóle mnie zainteresuje, a może zaskoczą czymś, czego jeszcze nie było?

Baldur Ingvar Pétursson, 34-letni dziennikarz mieszkający w Reykjaviku, jest świadkiem potwornej zbrodni, którą nagrywa telefonem. W chwili, gdy umieszcza nagranie w sieci, jego życie się sypie. Wracają do niego pytania, na które odpowiedzi są ukryte w końcówce lat 90. w… Polsce. Czy historia sprzed dwudziestu lat z niewielkiej wsi Strugi w Beskidzie Niskim gdzieś pod słowacką granicą może mieć wpływ na to, co dzieje się obecnie w Islandii?

Morderstwo dziecka i zaginięcie przyjaciela na Grenlandii, trudne relacje w związku i tragiczna historia rodziny Grabskich łączą się w mroczną, pełną niepokoju opowieść o zbrodni i karze oraz poszukiwaniu własnej tożsamości. „Baldur” to znakomity thriller psychologiczny autorstwa Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka, pisarzy od lat mieszkających na Islandii. Pierwszy tom rozgrywa się na „wyspie białego słońca” oraz przy polsko-słowackiej granicy. Rok 1998 i 2019 stapiają się w mroczną, brutalną historię o wyzwoleniu, która długo nie da o sobie zapomnieć. (opis pochodzi od wydawcy)

Zacznijmy od tego, że najnowszą książkę Baldur. Wyspy Białego Słońca Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka trudno zaklasyfikować. To znacznie więcej niż kryminał, choć każdy fan Nordic noir odnajdzie tam coś, za co kochamy ten gatunek: jest tajemniczo, jest policyjnie, ale jest też psychologicznie, obyczajowo, a czasem wręcz przerażająco. Czy dziwi, że autorzy od tak dawna związani z Północą sięgnęli po taką mroczną, uwielbianą nad Wisłą stylistykę? Nie. Ale jestem pod wrażeniem, że zrobili to tak dobrze.

Dlaczego? Po pierwsze, to świetnie skonstruowana historia na dwóch planach czasowych i geograficznych. Połowa książki rozgrywa się w 2019 roku w Keflavíku, Ásbrú, Akranes i Reykjavíku, a druga część w Beskidzie Niskim ponad dwadzieścia lat wcześniej. Z każdym rozdziałem autorzy zgrabnie przeprowadzają czytelnika z jednego planu na drugi, stopniowo łącząc te dwa pozornie niezwiązane ze sobą miejsca i wydarzenia w jedną całość. Poznajemy w ten sposób postaci, które rozpisane są z rozmachem i ciekawym rysem psychologicznym, przez co możemy na bieżąco odkrywać ich motywy i samodzielnie rozmontowywać ich tajemnice.  A nawet jeśli szybko rozwiązujemy pierwszą zagadkę, zaraz pojawiają się następne. To zresztą nie jest historia o tym, „kto zabił”, bo zbrodni w tej historii jest wiele, a wydaje się, że do największych z nich wcale nie należy morderstwo z pierwszych stron…

Po drugie, w powieści Baldur. Wyspy Białego Słońca Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka nie chodzi o typowy kryminalny suspens.  Całość trzyma w ciągłym napięciu, ale za sprawą szerokiego wachlarza emocji, które dzielimy z postacami podczas lektury. Nieoczywiste motywy głównych bohaterów sprawiają, że nieświadomie zaczynamy się z nimi utożsamawiac, otwierać we własnej jaźni dawno zagrzebane traumy i skomplikowane historie rodzinne. Przez to książkę czyta się dobrze, ale dla wielu lektura ta może być zarówno bolesna, jak i oczyszczająca, bo uniwersalizm opisanych tu toksycznych relacji działa na czytelnika niemal terapeutycznie. Być może znajdziecie tu coś, co Was triggeruje, bulwersuje, zasmuca, szokuje, a może po prostu przejrzycie się w historii głównego bohatera jak w lustrze i po skończonej lekturze odczujecie jakąś ulgę?

Mi naprawdę niełatwo było się oderwać od tej historii, choć znajdowałam w niej fragmenty, na które moje wnętrze reagowało wyjątkowo nieprzyjemnie.  Chyba po prostu trudno było mi  uwierzyć,  że niektóre postaci mogą być tak zepsute i że kieruje nimi wyłącznie zło, a jednocześnie fascynowało mnie, że ta fikcyjna opowieść została zainspirowana samym życiem. Ten paradoks sprawił, że przypomniał mi się klimat oglądanego w nastoletności serialu Twin Peaks:  nie rozumiałam do końca skąd bierze się przedstawiane tam zło, ale niesamowity głód podobnych historii pozostał we mnie,  gdzieś głęboko ukryty latami. 

Po trzecie, to nie pierwsza powieść napisana przez polskich autorów, której akcja rozgrywa się w Islandii. To też nie pierwsza książka, w której wątki islandzkie mieszają się z polskimi. Jest w Baldurze jednak coś wyjątkowego, co dowodzi ogromnego rozwoju literackiego pary pisarzy: z kart powieści wylewa się wręcz świetnie zrobiony research. Choć cała opowieść jest zmyślona, czujemy, że oparta jest na sprawdzonych faktach i fragmentach prawdziwych artykułów prasowych. Trudno zignorować fakt, że Lenard i Mikołajczak debiutowali jako autorzy reportaży i czuć to doświadczenie literatury faktu w ich pierwszej wspólnej powieści, bowiem nawet pisząc fikcję, pozostają rzetelnymi obserwatorami otaczającej ich rzeczywistości. Niemal wszystko, co znajdziecie w tej opowieści, ma swoje poparcie w świecie realnym – nawet aplikacja, o której mówi główny bohater, choć nie istnieje (jeszcze!) naprawdę, jest do znalezienia w Internecie. Przekonajcie się na własne oczy!

Wbrew niestety częstej praktyce na polskim podwórku literackim, miejsca akcji Baldura nie zostały wygooglowane czy po prostu zmyślone, ale wyszukane na mapie i wielokrotnie odwiedzane przez pisarzy. Nie znając biografii Bereniki i Piotra, od samego początku lektury możemy poczuć, że nie tylko związani są prywatnie z Północą, ale też że mieszkają tam od lat. I nie chodzi tylko o nordycki klimat powieści, którym zdążyli już w naturalny sposób przesiąknąć, ale przede wszystkim właśnie o sugestywne opisy Keflavíku, Grenlandii, a nawet fikcyjnej wsi na granicy polsko-słowackiej, które zdradzają wieloletnie i wielokrotne pobyty w tych miejscach.

Baldur w ogóle napisany jest bardzo plastycznie, wręcz filmowo. Choć to dopiero pierwszy tom z zaplanowanej trylogii, wyczuwam tu znakomity potencjał na produkcję Netflixa. Skoro Keflavík może grać miejsca zbrodni w amerykańskich produkcjach kryminalnych, a polskie seriale policyjne mają się coraz lepiej, już teraz jestem w stanie wyobrazić sobie świetnie rokujący film do oglądania w zimowe wieczory. Może zagrałby w nim Piotr Głowacki, który użyczył swojego nastrojowego głosu do nagrania audiobooka tej książki? Zachęcam Was, aby poznać świat Baldura już teraz, z książką w ręku lub ze słuchawkami w uszach.

● Utulę Thule jest dumną patronką medialną książki Baldur. Wyspy Białego Słońca, a recenzja ta powstała we współpracy reklamowej z @empikgo ●

Świąteczne polecajki filmowe

Nasz roczny projekt Elfy i trolle. Podcast o Północy właśnie dobiega końca. W dwunastu odcinkach Emiliana, Ania, Kinga i Agnes przybliżyły Wam mniej znane legendy i opowieści ludowe z trzech krajów nordyckich: Islandii, Wysp Owczych i Norwegii.

Poza elfami i trollami, opowiadałyśmy również o czarach, miłości, kobiecie-foce, topielcach i innych mniej oczywistych postaciach z nordyckiego folkloru, o których trudno poczytać w języku polskim. Dziękujemy wszystkim odbiorcom i odbiorczyniom naszego podcastu – w ramach wdzięczności przygotowałyśmy dla Was listę polecajek filmowych, które stanowią idealną kontynuację dla naszej wieczornej gawędy!

Jako kontynuacja odcinka #1: Islandzkie elfy i ukryci ludzie:

Bardzo długo czekałam, żeby obejrzeć film „Half Elf/ Hálfur Álfur” w reżyserii Jóna Bjarkiego Magnússona i oto jest, pojawił się na Netflix !
 
Ta ciepła, pełna humoru i uroku głównego bohatera produkcja poleca się na zimowe wieczory! dokument przedstawia ostatnie miesiące życia Traustiego Breiðfjörð Magnússona, byłego latarnika, który około swoich setnych urodzin zaczyna szykować się już na własną śmierć. ten pełen werwy i posiadający niezwykły talent wokalny staruszek odkrywa również w sobie wewnętrznego elfa i marzy, żeby zmienić imię na Álfur, jak chciał go początkowo nazwać ojciec.
 
 
Źródło: www.facebook.com/skakbiofilm/

Filmowe adaptacja opowieści z odcinka #6: Norweskie trolle, czyli co?

Filmy Legenda o górskim olbrzymie (Askeladden- I Dovergubbens hall, 2017) oraz W poszukiwaniu złotego zamku (Askeladden i Soria Moria Slott, 2019) są baaardzo w klimacie Kittelsena. Obydwie części Askeladdena są dla widzów w każdym wieku, stanowią wariację połączeń wielu wątków z baśni norweskich. Dużo w tym filmie norweskiej przyrody w „baśniowym” wydaniu, są też mniej lub bardziej subtelne przytyki do Duńczyków. Moim zdaniem jest to ciekawy dialog z dziedzictwem kulturowym – baśniami Asbjørnsena i Moe i najsłynniejszymi ilustracjami.

Źródło: https://www.filmweb.pl/

Bajkowa interpretacja postaci z odcinka #8: Olbrzymy z Islandii

Film przygodowy Siðasti bærinn í dalnum (Ostatnie gospodarstwo w dolinie) opowiada historię o dwójce rodzeństwa: dziewczynce Sólrún i chłopcu Bergurze, którzy razem z rodziną mieszkają w gospodarstwie w dolinie. Dolinę tą nawiedzają trolle toteż ludzie, którzy dolinę zamieszkiwali przenieśli się oprócz nich. Trolle nie mogą nic rodzinie zrobić ze względu na magiczny pierścień, który jest w posiadaniu seniorki rodu z ostatniego zamieszkałego gospodarstwa, więc postanawiają go jej wykraść. Na pomoc rodzinie przychodzi królowa elfów i krasnolud. Historia opowiada o klasycznym starciu dobra ze złem, gdzie ludzie z trollami walczą ze sobą, a elfy tym razem pomagają ludziom.

Źródło: https://m.imdb.com/

Świetne nawiązanie do odcinka #9: Kobieta-foka:

Mogę polecić bajkę dla dzieci, którą oglądałam całkiem niedawno i nogę powiedzieć, że to też piękna bajka dla dorosłych. Nazywa się Song of the Sea, czyli Sekrety Morza – bajka dla dzieci oparta na irlandzkich legendach. Cała oś narracyjna kręci się wokół postaci selkie i jej dzieci z człowiekiem: chłopca w stu procentach o cechach ludzkich i córki, która jest bardziej selkie. Przeżywają oni różne przygody, w tym spotykają inne postaci z folkloru irlandzkiego, ale najważniejszym motywem jest matka selkie, która rodzi dzieci i znika w oceanie, a dzieci próbują ją odnaleźć. Bajka jest piękna wizualnie, więc bardzo, bardzo zachęcam do obejrzenia.

Źródło: https://www.filmweb.pl/

Do tego polecamy jeszcze całą masę innych produkcji nawiązujących do nordyckiego folkloru! Na święta polecamy duński serial Nisser (2021), skierowany do młodzieży (ale  zainteresuje też widzów z innych grup wiekowych). Opowiada o rodzinie która wyjechała na święta na wyspę na której natknęli się na… nisser. Okazały się one jednak nieco odmienne niż w baśniach. Serial znajdziecie na Netflixie, w sam raz na świąteczny seans rodzinny!

Nie wspominając już o Krainie lodu, w której wątków do skandynawskiego folkloru znajdziecie bez liku! Na święta szczególnie polecamy Krainę Lodu. Przygody Olafa (2017), bo ulubione postaci z serii przygotowują się do Bożego Narodzenia, wykorzystując wiele skandynawskich tradycji. To świetna okazja, żeby zobaczyć, jak na Północy obchodzi się święta.

Bajki dla dorosłych

Ale skandynawski folklor to również idealna inspiracja dla twórców horrorów i thrillerów! Tutaj najchętniej wykorzystuje się motywy z folkloru norweskiego, jak w przypadku filmu Łowca trolli (Trolljegeren, 2010). Zdaniem Ani film ten jest mniej baśniowy, ale nakręcony w stylu paradokumentu, stylistyka jest więc bardziej mroczna i zgodna z tym, co kojarzy się zazwyczaj z kinem skandynawskim. Część akcji rozgrywa się nocą (trolle nie znoszą światła dziennego). Tu również twórcy sięgnęli to twórczości Kittelsena, jako głównego źródła inspiracji w tworzeniu wizerunku trolli. Dla tych, którzy znają już tę produkcję, przypominamy, że na Netflixie wyszedł niedawno dreszczowiec Troll (2022), który zainteresuje fanów tego gatunku. Natomiast na HBO możecie obejrzeć krótkometrażowy horror szwedzki o tytule Huldra (2021), który w bardzo ciekawy sposób nawiązuje do postaci, o której mówiłyśmy w odcinku #2: Norweskie tusser i huldra.

Mamy nadzieję, że z tymi polecajkami nie będziecie się nudzić w te święta, ani też pozostałe zimowe wieczory tej zimy. A dla tych, którzy nie mogą pogodzić się z końcem naszego podcastu, pocieszamy: w styczniu planujemy finałową live-pogawędkę, podczas której dopowiemy historie, na które nie było miejsca w podcaście oraz odpowiemy na Wasze pytania. Piszcie do nas śmiało, o czym chcielibyście jeszcze posłuchać!

 

Premiera „Polishing Iceland”

W środę, 30 listopada o godz. 17:00 w kawiarni Hús máls og menningar w Reykjavíku odbędzie się na spotkanie promocyjne książki Ewy Marcinek „Polishing Iceland”.

W październiku tego roku miałam przyjemność poprowadzić dyskusję towarzyszącą spektaklowi Islandia polerowana podczas festiwalu Kierunek: Islandia w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Spotkanie odbyło się z udziałem reżyserki przedstawienia, Pálíną Jónsdóttir oraz autorki książki, na podstawie której powstała sztuka, Ewy Marcinek. Wówczas na rynku islandzkim dostępna była jedynie wersja islandzkojęzyczna, Ísland pólerað, która zebrała na Wyspie znakomite recenzje i stała się inspiracją do tego przedstawienia teatralnego. Myślę, że po wystawieniu sztuki w Polsce publiczność zapragnęła sięgnąć po książkę, a sama nie mogłam się doczekać wydania w języku angielskim, czyli języku, w którym została napisana. Teraz wielojęzyczne wydawnictwo Ós Pressan dostarcza  nam, międzynarodowym czytelnikom, oryginalną wersję napisaną w języku angielskim, z fragmentami w języku polskim i islandzkim.

Polishing Iceland to zbiór opowiadań i wierszy w języku angielskim autorstwa Ewy Marcinek, polskiej pisarki mieszkającej w Reykjavíku. Autorka z humorem i ironią opisuje rzeczywistość trzydziestoletniej Polki, która przeprowadza się na Islandię, aby rozpocząć nowe życie. Opowieść rozgrywająca się w małej restauracji w Reykjavíku przedstawia nową islandzką mieszaninę języków i kultur. Poniżej zamieszczam kilka fragmentów książki i mam nadzieję, że tak jak ja zapragniecie ją przeczytać w całości:

Wzięłam veikura.

Byłam w

Kringlanie, Smaralindzie, Skeifanie, Bonusie, Hagkojpie, Kronanie.

Wzięłam strajto z Hlemuru.

Pojechałam na utsale.

Mam już kenitalę.

Zjadłam pylsę.

Jestem w Novej, bo jest taniej.

Nie chcę mieszkać w Keflaviku, na Breitholcie,

wolę w Reykjaviku na downtownie.

Nie w fiszkurni,

wolę we fristundzie lub hithusidzie z dziećmi robić.

Noszę lopopejsę, kupiłam ją na Blandzie.

Przyleciałam Icelandairem.

Wysiadam na Mjodzie.

 

 

Kona,

po islandzku ‘kobieta’,

‘umiera’ po polsku.

Kobieta kona.

Kona er að deyja.

Kona kona.

Kobieta er að deyja.

Kona kona.

Kobieta umiera.

Polska kobieta

w Islandii kona

albo coś

umiera w niej. Kona.

kończy się. Kona

wykańcza. Kona.

udoskonala. Kona

 

Polak chodził w tę i z powrotem przed swoimi drzwiami.

– Zgubiłem klucze – wyjaśniał, kiedy sąsiedzi pytali.

Próbowali nawet szukać razem.

Następnego dnia, powiedział, że w końcu znalazł klucze w samochodzie,

chociaż prawa była taka, że otworzył drzwi nożem.

– Skłamałem. Nie chciałem, żeby myśleli, że kradnę.

 

 

Śniło mi się, że napisałam wiersz po islandzku.

Był piękny.

Miękkie, gardłowe dźwięki.

Próbowałam go zanotować.

Djúpa?

Dæmi?

Hverfi?

Zniknął.

Serdecznie zapraszam na spotkanie autorskie:

Środa, 30 listopada, godz. 17:00

Hús Máls og menningar

Laugavegur 18, Reykjavík

Wstęp wolny

Wydarzenie na Facebooku.

Strona autorki www.ewamarcinek.com
Strona wydawnictwa Ós Pressan www.ospressan.com

Przesilenie: sztuka Północy w MNW

18 listopada w Muzeum Narodowym w Warszawie otwarto „Przesilenie. Malarstwo Północy 1880–1910”, pierwszą w Polsce i Europie Środkowej wystawę sztuki nordyckiej przełomu XIX i XX wieku. Jestem pewna, że jest to najważniejsza wystawa roku, a może i nawet dziesięciolecia!

Wystawa jest owocem współpracy warszawskiego Muzeum Narodowego z Muzeum Sztuki w Göteborgu. Współpraca ta zaczęła się od wystawy sztuki polskiej Młoda Polska. Sekelskifteskonst från Polen, otwartej jesienią 2018 roku. Po prezentacji młodopolskiej sztuki w Szwecji zadecydowano o rewanżu i prezentacji sztuki z tego samego okresu w Polsce. Do Warszawy przyjechało ponad 30 dzieł z  göteborgskiej kolekcji oraz wiele innych obrazów z 20 muzeów i instytucji nordyckich.

Kuratorom Agnieszcze Bagińskiej i Wojtkowi Głowackiemu udało się sprowadzić do Muzeum Narodowego nie tylko reprezentacyjne dzieła skandynawskiego romantyzmu narodowego i modernizmu, ale też często ulubione prace samych Skandynawów. To niezwykłe przedsięwzięcie zasługuje na uznanie, bowiem niektóre z tych prac rzadko opuszczają region nordycki, a wiele z nich to highlighty kolekcji muzeów, z którymi współpracowali kuratorzy. Jestem pod ogromnym wrażeniem ostatecznego kształtu wystawy, bo choć większość prezentowanych dzieł znam już bardzo dobrze i widziałam wielokrotnie na żywo, to zobaczenie ich w znajomych wnętrzach warszawskiego muzeum było dla mnie ogromnie wzruszające. Co więcej, znaczącym atutem tego pokazu jest zestawienie dzieł skandynawskich z dziełami polskich malarzy i malarek tego czasu, co podkreśla pokrewieństwo sąsiednich kultur, wciąż jednak słabo sobie znanych.

Karin, żona Carla Larssona obok Jadwigi, żony Józefa Mehoffera

Na wystawie zobaczycie prace najważniejszych artystów i artystek nordyckich, takich jak: Edvarda Muncha, Anny Ancher, Akselego Gallena-Kalleli, Carla Larssona i Ásgrímura Jónssona. Są to przede wszystkim prace olejem na płótnie, zarówno wielkoformatowe, jak i mniejsze, ale na wystawie znajdują się także przykłady tkaniny artystycznej. Wśród prezentowanych dzieł znajdziemy sceny rodzajowe, przedstawiające przykładowo rybaków ze Skagen albo chłopów z regionu Dalarna, przedstawienia pracowni malarskich oraz przytulnych wnętrz, ale przede wszystkim pejzaże, tak podkreślające charakterystyczne cechy regionu nordyckiego, jak i te bardziej nastrojowe i o symbolicznym charakterze.

Na wystawie nie zabrakło również sztuki islandzkiej, choć w porównaniu ze sztuką pozostałych krajów nordyckich jest ona zdecydowanie najmniej reprezentowana. Mamy tu jednak dzieła dwóch najważniejszych malarzy początku XX wieku: Þórarinna Þorlákssona oraz Ásgrímura Jónssona. Choć ubolewam, że kuratorom nie udało się ściągnąć do Warszawy akwareli Jónssona, mam nadzieję, że nawet tych kilka pejzaży islandzkich pozwoli polskiej publiczności docenić sztukę Wyspy. Postaram się ją przybliżyć również podczas planowanego oprowadzania:

7 grudnia / 18.15

Kierunek: Islandia / Emiliana Konopka

Pierwsi malarze Islandii, zwracając uwagę na to, co odróżnia naturę islandzką od innych krajów, stworzyli kanon, według którego patrzymy dziś na krajobraz tej wyspy. Prezentowane na wystawie prace pokazują, że tamtejsza natura mocno związana jest z wierzeniami ludowymi: lawowe pola porośnięte mchem „zamieszkane” są bowiem elfy i trolle z islandzkich podań i baśni.

bilety dostępne od 6 grudnia

Mój udział w wystawie to również glossy do wybranych obrazów, które opublikowano w katalogu. Katalog do wystawy jest jednocześnie pierwszą polskojęzyczną publikacją na temat sztuki skandynawskiej, w którym poza wstępem autorstwa kuratorów oraz artykułem prof. Grażyny Szelągowskiej, nakreślającym historyczny kontekst sztuki lat 1880-1910, znajdziecie teksty ekspertów i ekspertek od sztuki Północy.

Wystawie towarzyszy również bardzo bogaty program wydarzeń: wykładów, oprowadzań, warsztatów, a także pokazy kina nordyckiego. Cały program towarzyszący do wystawy znajdziecie tutaj.

Nordic Focus Festival 2022

W ostatni weekend listopada czeka nas kolejna, już siódma, edycja Nordic Focus Festival w Gdańsku. Od lat śledzę program festiwalu i od dawna wzdycham, żeby stać się częścią tego wydarzenia. W tym roku to marzenie stanie się rzeczywistością, bo zostałam zaproszona do wygłoszenia wykładu.

O czym? Oczywiście o sztuce skandynawskiej! W sobotę 26 listopada o 15:00 wygłoszę krótki wykład Nie tylko Munch, czyli wstęp do sztuki Północy w Auli 1.43 na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego (ul. Wita Stwosza 55, Gdańsk). Wstęp na to wydarzenie jest wolny!

NIE TYLKO MUNCH, CZYLI WSTĘP DO SZTUKI PÓŁNOCY
Najbardziej rozpoznawalnym artystą skandynawskim jest Edvard Munch, ale w tym samym czasie tworzyło wielu wybitnych malarzy i malarek, których twórczość oddaje piękno i specyfikę obszaru nordyckiego. Zapierające dech krajobrazy, niesamowite opowieści ludowe oraz mity, a także zwykłe scenki z życia codziennego to tematy, które najlepiej reprezentują malarstwo skandynawskie. Warto poznać je lepiej i dać się przekonać o tym, że podczas zwiedzania dalekiej Północy dobrze byłoby również zaglądać do tamtejszych muzeów.
[kliknij w grafikę, aby przejść do strony wydarzenia]

To jednak tylko jeden z punktów tegorocznego programu tego największego Festiwalu Kultury Nordyckiej Uniwersytetu Gdańskiego. W dniach 25-27 listopada 2022 w kilku miejscach w Gdańsku: na Wydziale Filologicznym UG (ul. Wita Stwosza 55, 80-308 Gdańsk), w Bibliotece Głównej UG (ul. Wita Stwosza 53, 80-308 Gdańsk) oraz w Oddziale Etnografii Muzeum Narodowego w Gdańsku (Cystersów 19, 80-330 Gdańsk) będziecie mogli i mogły uczestniczyć w szeregu wydarzeń, a na wszystkie obowiązuje wstęp wolny. Zaznaczam Wam wydarzenia, które szczególnie polecam i na których sama postaram się być!

25 LISTOPADA (piątek)

 17:30: Oficjalne otwarcie festiwalu: prof. UG, dr hab. Arnold Kłonczyński
 17:30 -18:45: Pokaz filmu „Zwykłe Życie” (reż. Kuba Witek, 2022) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
18:45-19:45: dyskusja po filmie: Adam Jarniewski (Poznaj Grenlandię), Kuba Witek (reżyser); prowadzenie: Agata Lubowicka [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]

20:00-21:00: Koncert: Łukasz SZATT Palkiewicz Live Act [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]

26 LISTOPADA (sobota)

11:00-11:45: warsztaty językowe dla początkujących: JĘZYK DUŃSKI z Tomaszem Archutowskim (Instytut Skandynawistyki i Fennistyki UG) [Aula 1.45, Wydział Filologiczny UG]
12:00-12:45: warsztaty językowe dla początkujących: JĘZYK GRENLANDZKI z Birthe Jarniewską (Poznaj Grenlandię) [Aula 1.45, Wydział Filologiczny UG]
13:00-13:45: Agata Lubowicka „Anaruk non-fiction. Wyniki literackiego śledztwa”[Aula 1.48, Wydział Filologiczny UG]
14:00-14:45: oprowadzenie autorskie po wystawie: Anita Horowska „Jej Wysokość Północ” [Biblioteka Główna UG, I piętro]
15:00-15:45: Emiliana Konopka „Nie tylko Munch, czyli wstęp do sztuki Północy” (Utulę THULE) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
16:00-16:45: dr Agata Rudnik „Szwedzki sposób na depresję (czy istnieje?)” (Akademickie Centrum Wsparcia Psychologicznego UG) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
16:00-16:45: spotkanie z tłumaczką Agatą Lubowicką wokół przekładu powieści grenlandzkiej autorki Niviaq Korneliussen „Dolina Kwiatów”(Wydawnictwo Czarne; prowadzenie: prof. UG Maja Chacińska) [Księgarnia Smak Słowa, ul. Bohaterów Monte Cassino 6A, 81-805 Sopot]
17:00-18:15: spotkanie autorskie: Urszula Chylaszek „Kanska. Miłość na Wyspach Owczych” (Wydawnictwo Poznańskie; prowadzenie dr Wanda Dittrich) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
18:30-20:00: spotkanie autorskie: Katarzyna Tubylewicz „Szwedzka sztuka kochania” (Wydawnictwo Wielka Litera; prowadzenie: Anna Ratajczak-Krajka) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
20:00 -21:40: pokaz filmu „Dziewczyny” (Tytöt tytöt tytöt, reż. Alli Haapasalo, 2022) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]

27 LISTOPADA (niedziela)

11:00-11:45: warsztaty językowe dla początkujących: JĘZYK NORWESKI z Alicja Szczudlińską; (Instytut Skandynawistyki i Fennistyki UG) [Aula 1.45, Wydział Filologiczny UG]
11:00-11:45: warsztaty językowe dla początkujących: JĘZYK SZWEDZKI z Michałem Skrzypczakiem (Instytut Skandynawistyki i Fennistyki UG) [Aula 1.48, Wydział Filologiczny UG]
11:00-11:45: rodzinne warsztaty ekologiczno-literackie „Listy z Grenlandii” (prowadzenie: Adam Jarniewski) [Oddział Etnografii Muzeum Narodowe w Gdańsku]
12:00-12:45: rodzinne warsztaty ekologiczno-plastyczne Arnaqquassaaq z Grenlandii (prowadzenie: Kamila Szelągowicz i Adam Jarniewski) [Oddział Etnografii Muzeum Narodowe w Gdańsku]
12:00-12:45: warsztaty językowe dla początkujących: JĘZYK FIŃSKI z Laurą Santoo (Instytut Skandynawistyki i Fennistyki UG) [Aula 1.45, Wydział Filologiczny UG]
13:00-13:45: spotkanie autorskie: Aldona Hartwińska i Milena Zaremba”Szwecja. Gdzie wiking pije owsiane latte”
(Wydawnictwo Pacal; prowadzenie: Anna Klimont) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
14:00-15:30: spotkanie autorskie: Ilona Wiśniewska „Migot. Z krańca Grenlandii” (Wydawnictwo Czarne; prowadzenie: Anna Ratajczak-Krajka) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
15:45-16:45: blok #mojaskandynawia: dr Barbara Wojtasik (Wydział Biologii UG) – „Arktyka – tam, gdzie praca jest przygodą” (30 min.); mgr Przemysław Rybiński (Wydział Prawa i Administracji UG) – ,,Jokamiehenoikeus, czyli o fińskiej wolności włóczęg” (30 min.) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
17:00-17:45: wykład warsztatowy: Kuba Witek „Podróże z kamerą – kręcenie filmów dokumentalnych na dalekiej Północy” [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
18:00-18:45: prezentacja podróżnicza: Rafał Król „Lemmenjoki -największy las Europy” (Expeditions.pl) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]
19:00-19:45: spotkanie autorskie: Zbigniew Szwoch „Z wiosłem i wiatrem Kajakiem po wodach północy” (prowadzenie: dr Wanda Dittrich) [Aula 1.43, Wydział Filologiczny UG]

Wydarzenia towarzyszące:

03-30 listopada 2022 WYSTAWA Anita Horowska „Jej Wysokość Północ (Biblioteka Główna UG, sala 1.22)
07-30 listopada 2022: Elin Berge „Rodzicielstwo – szansa na równość”
(hol Wydziału Filologiczno-Historycznego UG)

UTULĘ THULE JEST PARTNEREM WYDARZENIA

Kraj zapomniany przez Boga

Godland

tytuł oryginalny: Vanskabte Land (duń.) / Volaða Land (isl.)
reżyseria: Hlynur Pálmason
rok produkcji: 2022

Jest koniec XIX wieku. Z fal wynurza się niewielki statek, którym z Danii przypłynął kolejny misjonarz – luterański ksiądz. Pomocnicy wyjmują z łodzi przywiezione przez niego bagaże, on sam jednak niesie na plecach najważniejszą rzecz – aparat fotograficzny.

Hlynur Pálmason znany jest już szerokiej publiczności z dwóch filmów odnoszących międzynarodowy sukces na festiwalach: jego Zimowi bracia (2017) oraz Biały, biały dzień (2019) wyznaczyli kierunek i styl islandzkiego reżysera i charakterystykę jego obrazów: chłodnych, przepełnionych ciszą i ludzkimi emocjami. Nie inaczej jest w przypadku Godland, który był pokazywany podczas tegorocznego festiwalu w Cannes i bardzo dobrze przyjęty przez krytyków. Choć pod wieloma względami estetyka i rytm filmu przywołują jego poprzednie produkcje, reżyser i tak nas zaskakuje. Scenariusz oparł na wydarzeniach z przeszłości, inspirując się najstarszymi zachowanymi fotografiami Islandii. Dopisuje do nich nieprawdopodobną historię, która najpewniej mogła się wydarzyć, a całość filmuje w fotograficznym formacie 4:3, przez co już od samego początku widzowie wchodzą w ten niezwykły, jakby zatrzymany w czasie świat.

Lucas  (Elliott Crosset Hove) to młody ksiądz, który otrzymuje od swojego przełożonego w Danii misję wybudowania na Islandii nowego kościoła. Z pokorą i bez większych emocji przyjmuje to zadanie wraz z garścią dobrych rad i stereotypów na temat Islandczyków, jego przyszłych parafian. Siwy pastor w sztywnej kryzie na pożegnanie pozuje do portretu we wnętrzu kościoła – to daje nam znak, że Lucas ma także własną, wewnętrzną misję: za pomocą nowoczesnego narzędzia okiełznać ten nowy, nieznany jeszcze świat oraz jego surową przyrodę i ludzi, przed którymi przestrzegał go starszy przełożony.

Jeszcze podczas podróży poznaje kilka islandzkich słów od człowieka, który będzie jego tłumaczem. Na pokładzie fotografuje współtowarzyszy podróży, a sztormowa pogoda jest zapowiedzą tego, co stanie się jego codziennością na Islandii. Rzęsisty deszcz, wiatr i chłód dają się we znaki, ale młody ksiądz pełen jest jeszcze motywacji i chęci do działania. W końcu jego misja pochodzi od samego Boga, a młodzieńcza ciekawość każe mu przyjąć ją z wdzięcznością i bagażem pełnym kliszy i przenośną ciemnią do wywoływania zdjęć.

Już na lądzie młody, mający w posiadaniu przedmiot nowoczesności Duńczyk spotyka swoje przeciwieństwo: starego przewoźnika mocno przywiązanego do islandzkiej tradycji i przyrody, Ragnara (Ingvar Eggert Sigurðsson). Islandczyk jest widocznie przeciwny obecności Duńczyków na Wyspie, szczególnie tych przyjeżdżających z kagańcem (sic!) oświaty i prawiących morały. Skoro jednak ma zapłacone, podejmuje się przewiezienia księdza z bagażami na drugi koniec Wyspy, a pracę swoją wykonuje rzetelnie i z zaangażowaniem. Wysportowany, świetnie obeznany w terenie, w swoim kapeluszu i z kijem przypomina Gandalfa albo samego Odyna – to jedno z wielu wizualnych rozwiązań reżysera, pozwalających na wyeksponowanie dwóch porządków i konfliktu między nimi. Ragnar podczas odpoczynków chętnie śpiewa rimy i opowiada stare sagi, a opisywana przez niego Islandia to kraj walecznych i dzielnych ludzi, których stara kultura przewyższa inne, a szczególnie te pochodzące z Danii.

Godland • New Zealand International Film Festival
źródło: https://www.nziff.co.nz/nziff-2022/film/godland/

Można powiedzieć, że stary pastor miał rację. Ciężka i długa podróż jest wyzwaniem i sprawdzianem wiary młodego księdza. Chłód, wilgoć, rzeki o szybkim nurcie i głębokie przepaście mocno dają mu się we skórę, ale nie są w pełni obrzydzić pięknego krajobrazu, które Lucas z zapałem fotografuje. Ustawia swoje sprzęty wśród pól lawowych, pod wodospadami, na lodowcu i próbuje zamknąć na swoich kliszach fragmenty tego egzotycznego pejzażu, o którym tyle słyszał w rodzinnej Danii. Na tym etapie podróży jego posługa kapłańska wydaje się drugorzędna: teraz jest przede wszystkim artystą, fotografem. A kiedy zmęczenie i fizyczna słabość biorą górę nad emocjami i zachwytem, przypomina sobie o Bogu i modli się o pomoc.

Godland - Focus: Białe noce | Nowe Horyzonty
źródło: https://www.nowehoryzonty.pl/vod-film.s?id=12180

W drugiej części filmu islandzka natura oddaje miejsce kulturze. W niewielkiej osadzie nad fiordem trwa budowa drewnianego kościoła, a młody ksiądz powoli integruje się z lokalną ludnością, choć tylko tą mówiącą po duńsku. Widać tu ostrą granicę między obcymi mu Islandczykami, z którymi nie chce nawet próbować się porozumieć (bo lekcje islandzkiego zniknęły wraz z tłumaczem) a rodakami, którzy dają mu namiastkę znanej normalności i cywilizacji. Ta normalność nie jest jednak rzeczą trwałą i wkrótce sprawy zaczną się komplikować, aż znajdą swój tragiczny finał.

Akcja filmu ciągnie się powoli, ale odnosi się wrażenie, że znacznie ważniejszą od treści jest forma. Długie, czasem obejmujące całą kilkuminutową scenę kadry panoramiczne wciągają nas w ludową biesiadę, natomiast sekwencje krótkich scen pokazujących ten sam, choć zmieniający się od pór roku i warunków atmosferycznych krajobraz, podkreślają ten upływ czasu. Sądzę, że Hlynur Pálmason doskonale znał Islandię w ruchomych obrazach (1925), najstarszy film kręcony na Islandii. Jego reporterska forma, pokazująca zarówno krajobraz, jak i miejscową ludność przy pracy stała się inspiracją dla wielu kadrów, podobnie jak owe stare fotografie, które reżyser stara się powtórzyć w wybranych, niemal nieruchomych scenach.

Islandzki reżyser studiował w Kopenhadze, a jego filmy często angażują tak duńskich, jak i islandzkich aktorów. Historia z przeszłości Islandii, będącej pod panowaniem Danii i faktycznie w owym czasie przez „starszą siostrę” wielokrotnie oświecana, zdaje się być autorskim komentarzem do współczesnych relacji między państwami. A te, pomimo upłynięcia wielu lat od ostatecznego rozwiązania unii, zdają się być wciąż skomplikowane. Ten konflikt uosobiony został w relacji między Lucasem a Ragnarem i eskaluje od pierwszych chwil poznania, przez symboliczne zapasy na weselu, aż po ostatnie sceny filmu. Zdawać by się mogło, że jeden z nich musi się poddać, albo zginie. A co, jeśli obaj skazani są na porażkę?

Film Godland świetnie pokazuje Islandię sprzed lat. Choć w samym krajobrazie niewiele się zmieniło (nawet obecny w narracji wybuch wulkanu Hekli jest zilustrowany kadrami spod niedawnej erupcji na półwyspie Reykjanes!), to niemal z romantycznym sentymentem ukazano tu dawnych Islandczyków, mających jeszcze odwagę i siłę opierać się nowoczesnej cywilizacji, choć są nią wyraźnie zafascynowani (Ragnar bardzo pragnie, by Lucas zrobił mu zdjęcie). Stojący między Islandią a Danią reżyser próbuje pogodzić oba kraje i pokazuje, jak wiele jeden zawdzięcza drugiemu. Jest to ważny głos w obecnej dyskusji nad postkolonializmem i tym, czy Islandia była duńską kolonią.

Islandia po polsku w Gdańsku

Ísland pólerað. Islandia polerowana to spektakl na postawie książki Ewy Marcinek, polskiej autorki mieszkającej w Reykjaviku.

W ramach projektu polsko-islandzkiej współpracy artystycznej – „Treasure Iceland – Theatre Inclusions” w październiku odbędzie się festiwal teatralny i muzyczny KIERUNEK: ISLANDIA. W programie festiwalu znajdują się przedstawienia z Islandii, a spektakl Ísland pólerað. Islandia polerowana będzie można obejrzeć 7 października o godzinie 19. Po spektaklu odbędzie się spotkanie z udziałem twórczyń: Ewy Marcinek i reżyserki Pálíny Jónsdóttir na temat tworzenia na emigracji. Spotkanie poprowadzi Emiliana Konopka.

Polishing Iceland, teatralna adaptacja książki w reżyserii Pálíny Jónsdóttir, miała swoją premierę w marcu 2020 roku. Spektakl kolektywu Reykjavík Ensemble International Theatre Company po raz pierwszy zostanie zaprezentowany w Polsce, w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku.

Ísland pólerað to słodko-gorzka kolekcja opowiadań, wierszy i anegdot o życiu obcokrajowców na Islandii. Wydana po islandzku przez Forlagið, czołowe wydawnictwo na Wyspie, doczekała się już tłumaczenia na języki obce. Wkrótce planowana jest publikacja w języku oryginalnym, czyli po angielsku.

To moja pierwsza książka. Inspiracją były doświadczenia z przyjazdu na Islandię, opowieści i anegdoty oraz ludzie, których spotkałam – wyjaśnia autorka. − Ísland pólerað to tak zwana kreatywna literatura faktu. Jest to książka autobiograficzna, w której bawię się poezją i detalami. To mój ulubiony styl pisania.

Ísland pólerað, w tłumaczeniu dosłownym Islandia polerowana, to opowieść o Polce, która tuż po rozwodzie z mężem zostaje napadnięta przez nieznanego jej mężczyznę. Złamane serce i trauma stają się powodem wyjazdu-ucieczki na Islandię. Jednak życie, które kobieta próbuje rozpocząć od nowa w Reykjaviku, wypełniają utarczki z klientami małej restauracji, językowe wpadki, nauka islandzkiego oraz próba zrozumienia odmiennej rzeczywistości. Ísland pólerað to kolekcja opowiadań, wierszy i anegdot, urywki codziennych rozmów, przemyślenia, wspomnienia oraz obserwacje autorki.

Tytuł książki, w angielskim oryginale Polishing Iceland, to gra słów Polish – ‘polski’ oraz to polish – ‘polerować’ nawiązująca do prac fizycznych, które są często pierwszą formą zatrudnienia obcokrajowców przeprowadzających się na wyspę.

Nie chciałam pisać książki o tym, jak trudno jest być imigrantem w Islandii, ale o tym, jak śmiesznie, dziwnie i często dość niezręcznie jest być człowiekiem − wyjaśnia Ewa Marcinek. Ísland pólerað to opowieść o ludzkich potrzebach i nadziejach, o odnajdywaniu własnego miejsca w świecie, poszukiwaniu przyjaciół i miłości.

Zdj. Patrik Ontkovic/ Materiały prasowe GTS

Autorka opisuje zarówno losy obcokrajowców, imigrantów mieszkających w Reykjaviku, jak i rodowitych Islandczyków. Jedna z bohaterek to Ása, Islandka zakochana w drobnym polskim przestępcy. Dla ukochanego nauczyła się mówić po polsku, robić schabowe i ogórkową oraz nawiązała nowe przyjaźnie z Polakami, którym pomaga w problemach z islandzkim urzędem podatkowym. Niestety związek się rozpadł i Ása jest samotna. Islandka nie wie, co zrobić z tą nowo nabytą polską częścią samej siebie.

Ewa Marcinek pochodzi z Dolnego Śląska. Studiowała kulturoznawstwo i kreatywne pisanie we Wrocławiu, ale dopiero po przeprowadzce na Islandię w 2013 roku rozpoczęła karierę pisarską.

− Ísland pólerað zaczęłam pisać podczas warsztatów literackich organizowanych przez Bibliotekę Miejską w Reykjaviku oraz UNESCO Miasto Literatury. Moją nauczycielką była kanadyjska poetka Angela Rawlings mieszkająca w Reykjaviku. To ona zachęciła mnie do pisania po angielsku oraz bawienia się językiem islandzkim, którego dopiero co zaczęłam się uczyć.

W 2015 roku wraz z grupą międzynarodowych pisarek Ewa założyła kolektyw i wydawnictwo Ós Pressan, skierowane do autorów imigrantów – takich jak ona. Cztery lata później, w 2019 roku, Ewa spotkała Pálínę Jónsdóttir, islandzką reżyserkę teatralną. Kobiety razem zainicjowały działalność teatru Reykjavík Ensemble. W marcu 2020 roku grupa wystawiła Polishing Iceland – spektakl na podstawie książki. Sztuka, która została wyróżniona przez islandzki dziennik „Morgunblaðið” jako jedno z najlepszych przedstawień roku, powróci jesienią na scenę oraz po raz pierwszy zostanie zaprezentowana w Polsce, w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku podczas międzynarodowego festiwalu The Treasure Iceland.

Ewa Marcinek, która przez sześć lat pracowała jako kelnerka w kawiarniach i restauracjach w Reykjaviku, obecnie jest managerem i autorem tekstów w teatrze Reykjavík Ensemble. Oprócz Polishing Iceland jej twórczość literacka prezentowana była w spektaklach Opening CeremonyJuż zawsze tu będę wracał. W produkcji jest krótkometrażowy film Liminality oparty na wierszu autorki. Ewa uczy kreatywnego pisania w Islandii (Biblioteka Miejska w Reykjaviku, LungA School) i w Polsce (Fundacja św. Jadwigi, projekt DraBiNa). W 2021 roku autorka była felietonistką najstarszego islandzkiego magazynu literackiego „Tímarit Máls og menningar”, a w 2022 roku otrzymała Listamannalaun (tłum. wynagrodzenie artysty) – stypendium Ministerstwa Edukacji, Nauki i Kultury Islandii w dziedzinie literatury.

Angielskojęzyczny oryginał książki z elementami w języku polskim i islandzkim zostanie wydany latem przez wydawnictwo Ós Pressan. O fragmenty Ísland pólerað i zgodę na tłumaczenie poprosił także festiwal Review of Small Literatures w Chorwacji, który planuje publikację antologii współczesnej prozy islandzkiej.

Zdj. Gdański Teatr Szekspirowski

Treść: Materiały prasowe GTS

Informacje o spektaklu oraz odnośnik do sprzedaży biletów na stronie Teatru.

✨ KONKURS! WYGRAJ BILET NA SPEKTAKL ✨

Mam dla Was DWA PODWÓJNE BILETY 🎫 na piątkowy spektakl. Co trzeba zrobić? W komentarzu pod tym postem napisz, co Twoim zdaniem najbardziej inspiruje artystów z Polski w Islandii. Najciekawsze odpowiedzi nagrodzę biletami, czas do piątku do godziny 12:00!