Islandii nie da się całej zwiedzić w ciągu jednego wyjazdu.
Mimo zapewnień niektórych przewodników, że wystarczy objechać wyspę drogą nr 1 zwaną Hringvegur, żeby zobaczyć to, co na Islandii najważniejsze. Tak na dobrą sprawę zwiedzamy wyspę od tygodni, a nadal nie zobaczyliśmy wszystkiego. Wiele jeszcze miejscowości, w których powinniśmy się zatrzymać, wiele niepozornych perełek czekających na odkrycie. Widziałam maskonury, ale wciąż nie dane było mi zachwycić się zorzą polarną. Trzeba jednak wracać, bo kieszeń wypełniona koronami islandzkimi pusta, a bilet „z powrotem” kupiony. Czy chciałabym tu wrócić? Na pewno! Ale czy tubylcy będą z tego powodu zachwyceni?
Gdzie ci Islandczycy?
Podczas mojej podróży wciąż za mało było Islandczyków w Islandii. Wynika to oczywiście z gęstości zaludnienia – podróżując szczególnie po interiorze trudno o napotkanie mieszkańców. Sytuacja wygląda lepiej w miasteczkach, ale tam zaludnienie wynosi zaledwie kilka tysięcy ludzi. Najlepszym miejscem do obserwacji jest oczywiście stolica, tam jednak wielu turystów i imigrantów. Turyści to głównie Niemcy, Szwedzi, Amerykanie.
A imigranci? Polacy.
Polonia stanowi największą mniejszość na Islandii i stanowi około 7% populacji. Można się tu zatem poczuć jak W DOMU, ale czy na pewno? Złośliwi mówią, że kolonizując Islandię Polska nadrabia zaległości z czasów, kiedy każde większe państwo miało swoje terytoria zamorskie, my nawet staraliśmy się o wpływy na Madagaskarze. To się nie udało, dlatego po upływie kilkuset lat kolonizujemy bliższe wyspy: Irlandię, Wielką Brytanię, Islandię. Wybór wydaje się oczywisty: kwestie finansowe. Ale czy nawet duże pieniądze potrafią zmusić Polaka do wyprowadzki w zimną i ciemną część Europy? Większość Polaków na Islandii przyznaje, że wybrało się tutaj z ciekawości. Wielu pokochało to miejsce już od pierwszego lądowania w Keflavíku, nawet ci najbardziej sceptyczni. Wielu też znienawidziło pobyt tutaj po kilku pierwszych tygodniach. Może chodzi o wysokie koszty wynajmu mieszkania i problem ze znalezieniem pracy, ale też wielu czuje się tutaj obco, a to ze względu na nastawienie Islandczyków.
Ci, którzy tego doświadczyli uważają, że Islandczycy nie lubią Polaków. Zdania są jednak podzielone. Mieszkańcy wyspy, szczególnie w mediach, chwalą Polaków – szczególnie za ich pracowitość. Jest to jednak dość cierpka życzliwość, bo wielu Islandczyków na początku cieszyło się, że Polacy zajęli takie miejsca pracy, których oni sami nie chcieliby przyjąć. Mówi się także, że nastawienie tubylców do imigrantów poprawiło się po kryzysie – tym razem w mediach była mowa o tym, że dzięki Polakom pozostałym na wyspie gospodarka islandzka mogła stanąć na nogi. Do tego w ciągu ostatnich lat liczba naszych rodaków na wyższych stanowiskach zwiększyła się. Tak jak wzrasta zaufanie oraz szacunek tutejszych.
Islandzki dystans (do siebie też)
Skąd ten chłód? Na pewno wynika z dumy i niezależności Islandczyków, którą wypracowali sobie w latach walki o niepodległość. Niektórzy uznają, że mieszkańcy boją się najazdów Europejczyków, bo zakłóca to ich wyspiarskość i poczucie bezpieczeństwa (pamiętamy o komisji niwelującej obce słowa w języku islandzkim). Ale również innego modelu życia, które nam jest obce. Bo niezależnie od niechęci do przyjezdnych, Islandczycy potrafią być tolerancyjni w wielu kwestiach. Zacznijmy od tematu numer 1: homoseksualiści. Wystarczy przywołać przykład pani premier Johanny Sigurdardóttir, zadeklarowanej lesbijki. Oraz przywołać coroczne parady gejów organizowane w stolicy, w których swoją obecność akcentował Jón Gnarr przebrany za transseksualistę. Wydawać by się mogło zatem, że Islandczykom wszystko jedno kto z kim sypia i jak spędza swoje życie (bo związki heteroseksualne rzadko są zawierane formalnie, a około 1/3 niemowląt to dzieci pozamałżeńskie). Tolerancyjność przejawia się także w równouprawnieniu płci, ale nie takim pokazowym i politycznym. Społeczeństwo bardzo naturalnie podchodzi do podziału obowiązków między kobietę a mężczyznę, a w ostatnim czasie rozpoczęto walkę z instrumentalnym wykorzystywaniem kobiet – zamknięto kluby erotyczne, w planach jest również zakazanie pornografii w sieci, która według rządu źle wpływa na wychowanie dzieci. Dzieci nie wolno też bić pod karą grzywny. A wszystko to w kraju, który jeszcze niedawno skazywał niewierne żony na śmierć w nurtach rzeki Drekkingarhylur.
Potomkowie wikingów
Analizując przeszłość Islandczyków, warto powiedzieć o ich wikińskich korzeniach. Sam fakt, że ci wojownicy opanowali tereny dzisiejszych krajów określanych przez nas „skandynawskimi” przyczynia się do pokrewieństwa Islandii z Danią, Szwecją, Norwegią. Wystarczy popatrzeć na tłum błękitnookich blondynów czy podobieństwo w brzmieniu języka. Także wszystkie te kraje łączy tradycja nadawania nazwisk patronimicznych, która poza Islandią zdaje się zamierać. Chodzi oczywiście o fakt, że Islandczycy nie mają nazwisk w naszym rozumieniu – są to po prostu imiona ich ojców z przyrostkiem „son” lub „dóttir”. Wspólne dla tych krajów jest także żywe kultywowanie zwyczajów Wikingów, co na Islandii także wydaje się występować w największym stopniu. Islandczycy czują się potomkami „najlepszych” Wikingów, chcą nawet aby wierzono, że dotarcie na tak daleką wyspę musiało udać się tylko najdzielniejszym i najmądrzejszym koczownikom (jest w tym jednak trochę racji, bo gdy w Europie panował jeszcze analfabetyzm, na Islandii umiejętność czytania była bardzo powszechna – trzeba pamiętać o roli Eddy, Sagi Sag).
Społeczeństwo kulturalne
Kultura to kolejny powód do dumy Islandczyków. Przyjemność czytania wiążę się z zawrotnymi ilościami książek wydawanych rocznie – 1500 tytułów, w tym poczytne i znane także w Polsce kryminały. Do tego trzeba dodać regularnie produkowane filmy oraz muzyków, którzy są główną wizytówką Islandii za granicą. Widoczna jest tu też wrażliwość na sztukę – nawet w najmniej wyludnionych miejscach można odnaleźć jakieś rzeźby idealnie działające na wyobraźnię swoją relacją z przestrzenią. Lecz dla przełamania melancholijnego obrazu wyspiarzy warto dodać ich zainteresowanie sportem – głównie piłką ręczną, która zapewnia islandzkiej reprezentacji sukcesy (a ponoć sportu nauczyli ich Polacy!), także piłką nożną (lepsze wyniki osiągają zespoły żeńskie), czy oryginalnym rodzajem zapasów glíma, który uprawiali wikingowie i bohaterowie sag.
Ta charakteryzacja społeczeństwa islandzkiego wynika jednak ze stereotypów czy póz, jakie Islandczycy przybierają w obecności cudzoziemców. A jacy są naprawdę? Czy aż tak nie cierpią Polaków? Na pewno kochają polskie Prince Polo i z pewnością polubili też polską wódkę. Na pewno z czasem okazują się ciepłymi i życzliwymi ludźmi, tylko trochę zdystansowanymi i ostrożnymi. Mogą o tym świadczyć chociażby duże przywileje nadane policjantom, czy sprzedawanie papierosów spod lady w supermarketach. Islandczycy nie są jednak nudziarzami, bo są otwarci i uwielbiają zabawę, np. podczas weekendowego Rúnturu. Odrębna mentalność i zupełnie inne priorytety mogą zadziwić turystę. Bo kiedy policjant islandzki złapie cię jadącego po pijaku na rowerze nie wlepi mandatu za nietrzeźwość, ale za jazdę… bez kasku.
P.s. Moja podróż na Islandię odbyła się w wyobraźni, z przewodnikami w ręku i muzyką Sigur Rós na uszach. Wszelkie powielane tu stereotypy czy błędne wyobrażenia zamierzam zweryfikować podczas prawdziwej wyprawy na wyspę.
Tekst został opublikowany po raz pierwszy w 2014 roku, na łamach internetowego czasopisma Magazyn (już nieistniejącego), a rok później wraz z całym cyklem – dzięki uprzejmości Marcina Kozickiego na stronie Stacja Islandia. Resztę cyklu można znaleźć w kategorii „Zapiski z podróży nieodbytej” oraz na wspomnianej stronie Marcina.