Podczas czwartego już pobytu w stolicy Islandii postanowiłam wybrać się na Free Walking Tour. Miasto jest niewielkie, a ja przemierzyłam je już pieszo we wszystkie możliwe strony (a centrum, czyli właściwie jądro miasta, tym bardziej), ale miałam dużo wolnego czasu i postanowiłam przekonać się, czy dowiem się czegoś więcej. Darmowy spacer po Reykjaviku, organizowany przez CityWalk.is, znalazłam na portalu Like a Local. Zarówno rezerwacja, jak i sam spacer był za darmo, choć oczywiście zgodnie z tradycją Free Walking Tours, wypadało przewodnikowy po zakończonym spacerze wręczyć sprawiedliwy napiwek.
Jak na złość, po dwóch pięknych i słonecznych dniach, dzisiejszy poranek okazał się pochmurny, zimny i ciężki od mokrego śniegu. Wizja dwugodzinnego spaceru w takich warunkach trochę mnie zniechęciła, tym bardziej, że właściwie do 10 (czyli czasu rozpoczęcia spaceru) Reykjavik dopiero budził się z nocnych ciemności. Ale ostatecznie nie poddałam się, podobnie jak kilkunastoosobowa grupa turystów z całego świata, którzy postanowili poświęcić swój czas sympatycznemu Tómasowi, studentowi historii na Uniwersytecie w Reykjaviku, który w bardzo dowcipny i lekki sposób przedstawił nam swoje miasto. Jego narracja składała się oczywiście z faktów oczywistych dla fana Islandii, takich jak podstawowe wiadomości historyczne i geograficzne, jak i ciekawostki językowe. A mimo to dowiedziałam się wielu nowych rzeczy lub zwróciłam uwagę na szczegóły, których wcześniej nie dostrzegałam.
1. Ten niewielki kościółek obok parlamentu to katedra
Żeby nie było: wiem, że Hallgrímskirkja to nie katedra. Wielu turystów tak myśli, bo jest największym, najokazalszym i najczęściej fotografowanym kościołem w Reykjaviku, a właściwie na Islandii. Ale to nie katedra. Myślałam, że katedrą jest neogotycki Landakotskirjka. I jak się okazało po późniejszym przejrzeniu Wikipedii, nie byłam tak do końca w błędzie, bo owszem, to katedra, ale rzymskokatolicka. Jednak Islandia to raczej kraj luterański, więc i katedrę muszą mieć także luterańską. I to właśnie drewniany kościółek przy Lækjargata jest oficjalną katedrą Reykjaviku. Budynek ten jest na tyle niepozorny, że choć zwracał wcześniej moją uwagę swoim minimalizmem i urokiem, nigdy nie wchodziłam do środka. A może warto zwiedzić ten budynek, choćby dlatego, że zaprojektował go sam Bertel Thorvaldsen!
2. Na budynku Parlamentu znajduje się pusty maszt
To prawda. Może nie jest to rzecz, na co zwracamy uwagę, ale jak już się tak zastanowić, to na większości budynków użyteczności publicznej najczęściej znajdziemy flagę. Nawet Ambasada Rzeczpospolitej Polski w Reykjaviku ma wywieszoną flagę niemal codziennie. A na budynku Althingu flagę zauważymy dopiero od święta, a dokładniej 17 czerwca. Dlaczego? Tómas twierdzi, że Islandczycy niespecjalnie obnoszą się ze swoją flagą. To nie tak, że jej nie lubią, wręcz przeciwnie, trójkolorowy symbol Islandii to jeden z najczęściej wykorzystywanych motywów, również w przemyśle turystycznym. A mimo to flagi islandzkie (choć tak widoczne w sklepach z pamiątkami), nie ozdabiają budynków publicznych. Może ta niechęć do afiszowania się flagą to efekt “niechęci” do Duńczyków? Tómas wielokrotnie, oczywiście z przekorą, podkreślał, że od czasów odzyskania niepodległości za wszystko obwinia się Duńczyków. A Duńczycy uwielbiają swoją flagę, wtykając ją wszędzie na każdą okazję, nawet w dniu urodzin kota 😉
3. W budynku Urzędu Miasta jest darmowe wifi
To był pierwszy (i niestety tylko jeden z dwóch) przystanek w ciepłym wnętrzu, dający więc możliwość uwolnienia dłoni z grubych rękawiczek i rozgrzania rąk. Jako że szybko marznę w kończyny, szybko zrezygnowałam się z robienia notatek czy robienia zdjęć wszystkiemu, co pokazywał nam Tómas. Stąd nie wszystkie zdjęcia w tym poście są moje (co zaznaczam w opisach pod nimi). W ciepełku można dorwać się do telefonu, ale też rozleniwić i nie do końca wsłuchiwać się w to, co mówi przewodnik… Muszę przyznać, że trochę głupio byłoby grać złego uczniaka, ale znajdująca się w Urzędzie Miasta mapa Islandii była tylko punktem wyjścia do opowiadania rzeczy, które już wiedziałam. Więc szybko połączyłam się z darmowym wifi i nadrobiłam zaległe wiadomości, nowe posty na Utulę Thule i fotki na Instagrama…
4. Na jednym z głównych placów miasta znajdował się kiedyś cmentarz
Chodzi o Fógetagarður, plac znajdujący się tuż obok Parlamentu. To tu stoi pomnik Skúliego Magnússona, zwanego Skúli Fógeti, czyli Szeryf. To on w XVIII wieku zastał Reykjavik murowany, a zostawił drewniany. Serio. W tamtym czasie największe miasto Islandii liczyło tylko kilkudziesięciu mieszkańców, a najstarsze (czy właściwie: jedyne) domy budowane były ze skał. Skúli przywiózł ze sobą jednak sporo drewna i wybudował kilka nowych domów, które były atrakcyjniejsze choćby dlatego, że lepiej trzymały ciepło. Część tych domów, a właściwie ich fundamenty, można oglądać w ścisłym centrum miasta. Dziś oczywiście pokryte są blachą, ale jednak mają długą tradycję, przekazywane z pokolenia na pokolenie. Niegdyś domy dla biedoty, dzisiaj stanowią najdroższe mieszkania w Islandii. Właściwie nie wiadomo, jaka jest wartość pojedynczego domu w tej dzielnicy, bo rzadko kiedy wystawiane są na sprzedaż.
Ale miało być o cmentarzu. Przy placu znajduje się stosunkowo współczesny budynek, a jego budowa wymagała oczywiście głębokich wykopów. Podczas prac natknięto się na mnóstwo kości, wiele z nich datowano nawet na X wiek! Okazało się więc, że znajdował się tu najstarszy cmentarz na Islandii, w pewnym momencie zabetonowany. Niestety nie wiadomo kto i kiedy podjął taką decyzję. Można jednak odnaleźć kilka zachowanych tablic nagrobnych będących pamiątką po pierwotnej funkcji placu.
5. Tylko 0,1% mieszkańców stolicy nie zna języka angielskiego
To oczywiście niepotwierdzone info. Ale przyznajmy się, że raczej jak już przyjedziemy do Reykjaviku, to nie zagadujemy do wszystkich po islandzku, ale właśnie po angielsku. I wszędzie się dogadamy. O tym, że Islandczycy kochają swój język i dbają o niego, wiemy doskonale. Że nawet starsze pokolenie posługuje się nim płynnie, też wiemy. Ale oczywiście nie każdy musi chcieć komunikować się z nami po angielsku. Więc tak na wszelki wypadek Tómas dał nam szybką lekcję języka islandzkiego. Miało być oczywiście śmiesznie, więc wybrał takie zdania lub słowa, które są trudne do wypowiedzenia. Tak jakby islandzki w ogóle był językiem łatwym do wypowiadania 😉
6. Słupy bazaltowe na Ingólfstorg to herb miasta
A właściwie mają nawiązywać do herbu miasta, jakim jest tarcza z dwoma palami drewna dryfującego na falach oceanu. Zarówno herb, jak i “pomnik” na Ingólfstorg nawiązują do legendy o powstaniu miasta Reykjavik. Według sagi (której fragment odczytamy na jednym z bazaltowych słupów w centrum miasta), Ingólfur Arnarson przed wyprawą na Islandię zabrał ze sobą dwie belki ze swojego rodzinnego domu. Miały stać się podstawą konstrukcji nowego budynku, który planować zbudować w nowej ojczyźnie. Jak wiemy, przed dopłynięciem na ląd, wyrzucił za burtę owe belki i postanowił osiedlić się w miejscu, w którym morze wyrzuci je na brzeg. Było to właśnie w Zatoce Faxa, tu więc Ingólfur postanowił założyć miasto. Nadał mu nazwę Reykjavik, od dymów geotermalnych unoszących się nad zatoką.
Owe belki stały się herbem miasta, który możemy odnaleźć w każdym miejscu stolicy, na budynkach, koszach na śmieci, a nawet na ramieniu Jóna Gnarra, byłego prezydenta Reykjaviku. “Instalacja” składa się z dwóch słupów bazaltowych, tak charakterystycznych dla krajobrazu Islandii, do których podłączone są rury. Podobno według pierwotnego zamysłu miała buchać z nich para, ale “coś nie wyszło”. W każdym razie miejsce to ma przypominać o początkach miasta.
7. Zimą nie odśnieża się tu chodników
Doświadczyłam na własnej skórze. Miasto nie fatyguje się w tej kwestii, bo w sumie nie musi. Śnieg na głównych ulicach stopnieje sam dzięki podprowadzonym rurom z gorącą wodą, a jeśli mieszkańcy martwią się o swoje zdrowie to muszą sami zaopatrzyć się w raki 😉 Więc spacerowiczów po mieście można podzielić na dwie grupy: tych, którzy dziarsko maszerują po lodzie, a nawet uprawiają poranny jogging i tych, którzy ślizgają się, walcząc o skończenie wyprawy w jednym kawałku. Nawet ścieżki rowerowe nie są tu odśnieżane, a i tak można spotkać czasem dzielnego rowerzystę.
Tam, gdzie nie doprowadzono rur z geotermą, poprzestano na żwirze albo po prostu nic nie zrobiono. Dziwnym trafem ulice są zawsze czarne.
8. Na zamarzniętym Tjörninie grywano w piłkę nożną
Wciąż trudno mi w to uwierzyć i podejrzewam, że Tómas wciskał nam kit. Nie dlatego, że moim zdaniem lód na jeziorku w środku miasta jest zbyt kruchy, żeby po nim chodzić. Wręcz przeciwnie, w styczniu można zaobserwować tu rodziców z wózkami i dzieci maszerujące po lodzie. Tjörnin nie jest aż tak głęboki, może tylko na samym środku, więc w przypadku załamania się lodu grozi nam tylko kąpiel w zimnej wodzie, ale nie utonięcie. Ale czy da się grać tutaj w piłkę nożną? W dobrych korkach byłoby to chyba nawet możliwe 😉
9. Wejście do Harpy i na Perlan jest do tego roku płatne
Niestety.
10. W ostatni piątek miesiąca można napić się lokalnego Gulla w promocyjnej cenie
źródło zdjęcia: Lonely Planet
Piwo za 560 koron w piątkowy wieczór? Do tego w towarzystwie studentów z całego świata? To miła niespodzianka dla wszystkich przyzwyczajonych do cen z centrum miasta. A wspomniane Stúdentakjallarinn nie znajduje się znowu tak daleko, bo tuż obok głównego budynku Uniwersytetu w Reykjaviku. Wystarczy przespacerować się wzdłuż brzegu Tjörnina w kierunku zawsze widocznych wysokich budynków Muzeum Narodowego i Uniwersytetu. W ciągu dnia można tu zjeść tani lunch i napić się kawy, a wieczorami napić się piwa, posłuchać muzyki (czasem na żywo!) i pograć w planszówki.
Czy znacie jeszcze jakieś inne ciekawostki dotyczące Reykjaviku? Podzielcie się z nami, zawsze chętnie uczymy się czegoś nowego o stolicy Islandii 😉
Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.
2 odpowiedzi na “Reykjaviku historia (mniej) znana”