Wszyscy w napięciu oglądaliśmy wczorajszy występ kontrowersyjnego zespołu Hatari. Trio z Reykjaviku nie zawiodło – choć może nie dali z siebie wszystkiego, a Klemens trochę fałszował – udało się! Hatari przeszło do finału, po raz pierwszy 5 lat!
Czy Islandia ma szansę wygrać i gościć następny finał Eurowizji w Reykjaviku? Zanim widzowie i jury wyłonią zwycięzcę podczas sobotniego finału (18 maja), przypominam Wam dzieje Islandii w tym najważniejszym na Wyspie konkursie muzycznym.
Statystyki
Po raz pierwszy Islandczycy wysłali swoją reprezentację na Eurowizję w 1986 roku, wówczas konkurs piosenki odbywał się w Bergen. Od tego czasu Islandia była obecna na deskach Eurowizji aż 31 razy, nie biorąc udziału w konkursie tylko dwukrotnie: 1998 i 2002 roku. 14 razy Islandię reprezentowała piosenka w ojczystym języku, 17 razy w języku angielskim, w tym jedna piosenka częściowo również po francusku. Język islandzki dominował do 1999 roku i wrócił tylko raz (Eyþór Ingi Gunnlaugsson z piosenką Ég á líf). Po długiej dominacji języka angielskiego do islandzkiego wrócił również tegoroczny reprezentant, Hatari.
Islandia wysłała dotąd na Eurowizję 7 zespołów (Hatari jestósmym), 4 duety i 20 solowych wokalistów. Wśród nich więcej było kobiet (13). Wielu z nich wracało na konkurs, występując z zespołami, jako chórek albo w duecie z innym wokalistą. Najczęściej, bo aż cztery razy, jeździli na Eurowizję Sigríður Beinteinsdóttir (1990, 1992, 1994, 2007) Hera Björk ( 2008, 2009, 2015, 2010). Eurowizję po dwa razy reprezentowali Islandię Stefán Hilmarsson (1988, 1991), Selma (w obu przypadkach był to występ solowy: 1999 i 2005), Eiríkur Hauksson (1986 i 2007), Jón Jósep Snæbjörnsson zwany Jónsim (2004 i 2012) oraz Gréta Salóme Stefánsdóttir (w duecie z Jónsim w 2012 i solo w 2016).
W dziejach Eurowizji reprezentanci Islandii zajmowali najróżniejsze miejsca i reprezentowali różne gatunki muzyczne, od disco po wzruszające ballady. Poniżej umieszczam mój subiektywny ranking najlepszych (i najgorszych) islandzkich piosenek na Eurowizji.
Wzloty
Najlepszy dotychczasowy wynik to drugie miejsce, które udało się Islandczykom zająć dwa razy: był to występ Selmy w 1999 (All Out of Luck) oraz Yohanny w 2009 (Is It True?). Równie dobrze, bo na trzecim miejscu uplasowała się Hera Björk z piosenką Je ne sais quoi (2010), a miejsce niżej zajął zespół reprezentujący Islandię rok później, Sjonni’s Friends z utworem Coming Home (2011). Tym samym choć Islandia nigdy nie wygrała Eurowizji, jest obok Malty jednym z największych “prawie” zwycięzców konkursu.
Do pierwszych piosenek islandzkich w Eurowizji mam dość ambiwalentny stosunek, choć bardzo podobają mi się Hægt og hljótt Halli Margrét (1987) i Þá veistu svarið Ingi (1993). Piosenka, która otrzymała najlepszy wynik w latach 80. i 90. to Eitt lag enn duetu Stjórnin. Piosenka jest swingowa i porywa do tańca, pewnie dlatego zdobyła aż 4. miejsce w Zagrzebiu w 1990 roku. Z takich tanecznych piosenek o wiele bardziej podoba mi się jednak Nei eða já zespołu Heart 2 Heart, który reprezentował Islandię w Malmö w 1992 roku. Występująca tam Sigga wróciła na Eurowizję dwa lata później z piosenką Nætur, niestety w o wiele innym stylu.
Jedną z pierwszych naprawdę dobrych piosenek islandzkich na Eurowizji jest Núna (Teraz) w wykonaniu Björgvina (Bo) Helgiego Halldórssona. Islandzki wokalista reprezentował Islandię w 1995 roku podczas konkursu w Dublinie i zajął 15. miejsce z 31 punktami. Lubię tę piosenkę nie tylko dlatego, że jest po islandzku, ale bo mam duży sentyment do takich popowych balladek z lat 90. (brzmi trochę jak Elton John :3) Do tego Bo ładnie zaprezentował się na scenie, dając przepiękny i wzruszający występ w towarzystwie chóru.
Drugą naprawdę zasługującą na uwagę balladą jest Is is true? Yohanny z 2009 roku. Choć piosenka pachnie trochę plagiatem (która piosenka Eurowizji nie jest plagiatem?!) i cyfrowa dekoracja występu naprawdę dochodzi już szczytu (delfiny w chmurach?!), wystąpienie jest bardzo dobre. Yohanna zdobyła zresztą 2. miejsce, przegrywając wówczas z charyzmatycznym Rybakiem reprezentującym Norwegię. Z piosenką Is is true? Islandia chyba po raz pierwszy złamała enigmę przepisu na udany eurowizyjny przebój i gdyby nie magiczne skrzypce Rybaka, być może udałoby się Islandczykom po raz pierwszy zdobyć pierwsze miejsce. Dzisiaj Yohanny słucha się z małym uśmiechem, ale kto w młodości zachwycał się Britney Spears zrozumie, że ta piosenka mogła się wówczas bardzo podobać.
Mój trzeci faworyt to Pollapönk i No Prejudice z finału 2014 roku w Kopenhadze. Zespoły takie jak Pollapönk to urokliwe szkiełka w tłumie tandety i przegadanych ballad. Jednak co najmniej raz na rok pojawia się utwór tego typu: kolorowy męski zespół wykonujący wpadający w ucho hit w stylu brytyjskiego indie popu (i robi to o wiele lepiej od reprezentanta Wielkiej Brytanii). W 2011 roku reprezentował Islandię chociażby Sjonni’s Friends z Coming Home, też bardzo przyjemna dla ucha eurowizyjna wersja zespołu The Feeling. Natomiast punkrockowy Pollapönk to przecież bardzo wczesny Kaiser Chiefs, a że zespoły takiego formatu nigdy nie schodzą do poziomu Eurowizji, zastępują je ciekawe jednostki, takie jak grupa z Islandii. Zespół został założony przez nauczycieli, którzy chcieli grać muzykę podobającą się zarówno dzieciom, jak i dorosłym. Takie piosenki podobają się widowni Eurowizji, niestety są zbyt słabe, żeby uplasować się na podium. No Prejudice skończyło na 15. miejscu i było ostatnim występem Islandii, który przeszedł do finału (do czasów Hatari).
Svala i Paper, z którym reprezentowała Islandię w 2017 roku w Kijowie, to mój zdecydowany faworyt. Choć o wiele bardziej wolę wersję islandzką, ta piosenka miała wiele cech przeboju idealnego na Eurowizję: jest dobrze wyprodukowanym hitem popowym w sam raz do radia, do tego wizualnie bliski był popularnym w ostatnim czasie wystąpieniom. Takim równie “eurowizyjnym” utworem był też Unbroken Marii Olaf (Maríi Ólafsdóttir), Niestety pewnie właśnie w wyniku tej przewidywalności i monotonii syntetycznych dźwięków ani Unbroken, ani Paper nie został doceniony przez decydentów i nie dostał się do finału. Niepowodzenie Svali dziwiło wielu, a już podczas zapowiedzi przez prowadzących imprezę podkreślano, że jest córką Bo Halldórssona, który o wiele lepiej poradził sobie 20 lat wcześniej.
Upadki
Choć jest ich wiele, przedstawię tylko kilka. Islandia to kraj dobrej muzyki, ale jak wiele krajów znanych z dobrej muzyki, na Eurowizję wysyła też piosenki skrajne, często po prostu okropne. Niektóre z nich przypadają na lata przychylne tandecie i plasują się wysoko, inne przechodzą do historii w cieniu wstydu. Choć chciałabym przemilczeć te najgorsze, to właśnie po to piszę tego posta, żeby świat znów je usłyszał.
Zacznijmy więc od piosenki, która otrzymała najmniej punktów w historii islandzkiej obecności na Eurowizji – czyli zero. To Daníel Ágúst Haraldsson, obecnie znany choćby ze współpracy z GusGus i jego naprawdę zła piosenka Það sem enginn sér (1989). Możliwe, że berliński mur upadł właśnie za sprawą fałszu tego pana, a może stało się to przez kocie dźwięki syntezatorów. Trudno powiedzieć, ale tej piosenki po prostu nie da się słuchać do końca. Więc wyłączam i staram się zapomnieć. Ale z pomocą idą już Paul Oscar (Minn hinsti dans, 1997) albo boysband Two Tricky z utworem Angel (2001), który zdobył tylko 3 punkty.
Poznajecie tą panią? Nie? Choć może trudno rozpoznać ją w typowej dla lat 90. fryzurze à la “zakręcona”, Selma to Selma Björnsdóttir, którą mieliśmy okazję oglądać w filmie Cieniu drzewa. Ta aktorka i piosenkarka wystąpiła na Eurowizji dwukrotnie: z podanym wyżej hitem All out of luck w 1999 roku, oraz w 2005 roku z piosenką If I Had Your Love. Choć drugi utwór nie powtórzył sukcesu pierwszego (nie wszedł nawet do finału), był o wiele lepszy od wielkiego sukcesu z 1999. Z całym szacunkiem dla muzyki końca lat 90., ten utwór to naprawdę trudny orzech do zgryzenia. Być może dlatego Selma robi teraz na Wyspie karierę raczej jako aktorka, o czym świadczy wspomniany przeze mnie film, ale w kontekście muzycznym pojawiła się także w charakterze jurorki Idol Stjörnuleit – islandzkiego Idola.
Ale Eurowizję reprezentował również Jónsi i Björk. I niestety nie byli to ci muzycy, o których pomyślimy w pierwszej kolejności. O ich perypetiach na Eurowizji pisała Iza Smelczyńska w Islandia. Etos amatora (2011) opisując dokładnie życiorysy Jóna Jósepa Snæbjörnssona i Hery Björk dowodząc, że nie mają nic wspólnego z ich bardziej znanymi imiennikami. Jónsi reprezentował Islandię dwa razy, z Heaven (2004), który przypomina występ bardzo ładnego, ale jednak niezbyt utalentowanego muzycznie chłopczyka, który po kilku piwach ośmiela się w końcu zaśpiewać Come what may z filmu Moulin Rouge. Ale nie, to się stało naprawdę, Jónsi naprawdę reprezentował Islandię i zdobył 19. miejsce. W 2012 roku zaatakował znowu, tym razem w duecie z Gretą Salóme – Never forget. Piosenka zyskuje głównie na głosie wokalistki, ale jest też modnym wówczas folkrockowym utworem z ambitnym przesłaniem. Ale tak na poważnie, lata 2011-2014 to dla Islandii na Eurowizji bardzo dobry czas i utwór Never forget również się temu przysłużył.
Natomiast Hera Björk zaatakowała Eurowizję tylko raz i Bogu za to niech będą dzięki. Pomińmy już fakt, że pani urozmaica tekst wtrętami z francuskiego, bo był taki moment w dziejach konkursu, kiedy modne było śpiewanie piosenki w kilku językach na raz. Ale cała warstwa muzyczna i wizualna utworu to naprawdę dno. Racja, takie klubowe hity miały swoją passę na Eurowizji, ale Hera do niej nie należała. Nie bez powodu napisałam powyżej, że dobre czasy dla Islandii na Eurowizji zaczęły się rok po Je ne sais quoi (2010).
Wiecie, co jest gorsze? Silvia Night i Congratulations (2006). Ta mieszanina Britney z czasów Oops… I did it again i zespołu Aqua (tego od Barbie Girl) połączona z Moulin Rouge to naprawdę występ nie do zniesienia. Nawet publiczność nie może tego znieść, bo z sali słychać gwizdanie… Więc ja to tu tylko zostawię…
Trzymam mocno kciuki za Hatari! Kto wie, może podczas ich występu na festiwalu Iceland to Poland będziemy gratulować im ogromnego sukcesu podczas konkursu w Tel Avivie?