Kiedy czytamy współczesne wydanie Eddy lub sag islandzkich, nie jesteśmy w stanie poczuć prawdziwego wieku tych staroislandzkich tekstów. A przecież nawet wtedy, kiedy były spisywane, liczyły sobie już całkiem sporo lat.
Widząc średniowieczne manuskrypty mamy jednak wrażenie, że wiek tych tekstów zdaje się bardziej namacalny. Choć niektóre z islandzkich rękopisów pochodzą z XVII czy nawet XVIII wieku, sam fakt, że powstały czyjąś ręką, sprawia, że łatwiej jest poczuć klimat czasów sag. Rękopisy są same w sobie fascynującymi dziełami ludzkiej ręki: te grube księgi składające się ze skórzanych kart lub cienkiego papieru, z wykaligrafowanymi literami i ręcznie zdobionymi iluminacjami są przecież unikatowe. Już sama świadomość, że były to wycyzelowane, ale też bardzo cenne przedmioty, prowokuje pytania: jak powstawały i jak udało nam się je zachować do dzisiejszych czasów?
Na początek: co to za literki?
Manuskrypty islandzkie znamy pod ich zwyczajowymi nazwami własnymi, ale każdy z nich ma również sygnaturę: numer katalogowy. Składa się od z dwóch lub trzech wielkich liter, rzędu cyfr oraz czasem również skrótu “fol.” lub innych, takich jak np. “to”. Wielkie litery oznaczają przynależność do zbioru: dzięki nim możemy określić również miejsce przechowywania danego manuskryptu. Na przykład, sygnatury z literami Lbs, ÍB, ÍBR oraz JS znajdziemy w kolekcji islandzkiej Biblioteki Narodowej, z kolei skrót AM pochodzi od zbiorów Instytutu Árniego Magnússona w Reykjaviku. Biorąc sygnaturę AM 673 a III 4to możemy więc określić, że znajduje się w tych zbiorach. Warto jednak podkreślić, że istnieją też rękopisy ze skrótem SÁM: Stofnun Árna Magnússonar, czyli określającym to samo miejsce. Tu jednak kluczowa jest przeszłość samego tomu, o której piszę pod koniec tego wpisu.
Skryba to nie autor, ale…
Badając autorstwo średniowiecznego manuskryptu, zwracamy uwagę nie tylko na samego autora treści, ale równie ważny jest skryba, a – w przypadku obecności ilustracji – iluminator. Jeden rękopis może mieć wielu autorów, bo często bywały one kompilacjami różnych utwór, ale też wielu skrybów i iluminatorów, bo ci pracowali grupowo albo przejmowali pracę po kolegach. Im rękopis starszy, tym mniej znane nam są nazwiska jego autorów. Co prawda twórcy samego tekstu, tacy jak Snorri Sturlason, chętnie podpisywali się lub obwieszczali autorstwo dzieła. Widać to na przykładzie wersji Eddy Snorriego umieszczonej w Codex Upsaliensis, gdzie czytamy: “Księga ta zwie się Edda. Skomponował ją Snorri Sturlason, w takim kształcie, w jakim jest tu pokazana”.
Niestety inaczej było w przypadku skrybów czy iluminatorów. Dlaczego? W dobie średniowiecza sztuki plastyczne traktowane były jak rzemiosło, a dzieła religijne powstawały “ku chwale Boga”, więc nieskromnym było ubieganie się o posiadanie czegokolwiek, choćby praw autorskim. Choć większość manuskryptów islandzkich nie zawiera treści religijnych, główne skryptoria na Wyspie znajdowały się przy katedrach w Skálholt i Hólar, a także były częścią klasztorów, np. na Viðey czy Þingeyrar. Przepisujący księgi mnisi nie czuli potrzeby podpisywania się pod ich dziełem, bo w ich przekonaniu nie tworzyli dzieła sztuki, ale po prostu wykonywali swoją pracę. Nawet iluminatorzy nie uważali się za artystów, bo malarstwo i rzeźba były traktowane na równi ze stolarstwem czy kuśnierstwem.
Są jednak wyjątki, czyli przypadki, w których nazwisko skryby albo iluminatora pojawia się w księdze i dzięki temu jest nam bardzo dobrze znane. Przykład znajdziecie w moim filmie o manuskryptach islandzkich.
Dzięki rozwiniętym badaniom nad rękopisami, udaje się rozpoznać powtarzający się styl i rękę różnych skrybów i iluminatorów, a z braku wiedzy o ich prawdziwych nazwiskach, nadaje się im przydomki albo numery. Na przykład, uważa się, że Codex Wormianus i rękopis AM 227 fol. pisany był tą samą ręką mnicha pochodzącego z Þingeyrar. Co więcej, zauważa się podobieństwo między iluminacjami AM 227 fol. a ilustracjami wzornika Teiknibók. Tu próbuje się raczej wykazać, że autorzy tego drugiego jedynie tworzyli pod wpływem wcześniejszych ilustracji, ale nie wiadomo nawet kim byli skrybowie i iluminatorzy Teiknibók, bo rękopis powstawał na przestrzeni 150 lat.
AM 227 fol. znany głównie ze względu na zawartość Stjórn, islandzkiego tłumaczenia Biblii z komentarzem i pięknymi ilustracjami autorstwa Mnicha z Þingeyrar.Przepis na manuskrypt
Średniowieczne manuskrypty islandzkie są współcześnie uznawane za cenne dzieła sztuki, ale w swoich czasach były po prostu drogimi księgami. Do ich powstania używano głównie importowanych składników: atramentu, barwników, a z czasem również papieru. Warto jednak podkreślić, że z oszczędności czy ciekawości, Islandczycy szukali lokalnych alternatyw dla luksusowych produktów ściąganych z Europy.
- pióro: na Islandii wykorzystywano gęsie lub łabędzie. W przypadku tych pierwszych wybór był szeroki: na Wyspie żyją bowiem gęsi białoczelne, krótkodziobe oraz gęgawy. Zgodnie z zasadami pisania manuskryptów, używano lotki z pierwszego rzędu lewego skrzydła, takie bowiem uważano za najwygodniejsze dla prawej ręki – manuskrypty można było spisywać wyłącznie prawą!
- atrament: jako sam barwnik wykorzystywano galasówkę, czyli ciecz wypływającą z narośli na dębach (galasu). Islandczycy stosowali także inne barwniki, np. czarne jagody, które dawały ciemny, bliski czerni, kolor. W przypadku atramentu czerwonego (używanego do rubrykowania) stosowano również barwniki pochodzenia naturalnego, np. krew zwierząt.
- spoiwo: importowane spoiwa luksusowe, takie jak guma arabska, zastępowano łatwo dostępnymi białkami jaj, klejem rybnym, a nawet piwem, wodą czy uryną.
- podłoże: średniowieczne manuskrypty pisane były na skórze cielęcej, czyli welinie (łac. vellum). Skórę pozyskiwano już na Wyspie, a najlepszą była ponoć ta pochodząca prosto z macicy, a więc od nienarodzonych zwierząt. Co ciekawe, islandzki pergamin jest o wiele ciemniejszy od kontynentalnego, bo nie wybielano go z braku odpowiednich produktów (np. wapna albo kredy). Wyjątkiem są strony Codexu Wormianus, których jasny kolor uzyskano dzięki przemywaniu go… uryną! Była to jednak rzadka praktyka, a islandzkie rękopisy ciemniały również ze względu na swój wiek i złe warunki przechowywania. W XVI wieku na Islandii pojawił się już papier, dlatego większość późniejszych rękopisów powstała na tym podłożu.
Jeśli skryba miał już wszystkie niezbędne elementy do zabrania się do pracy, musiał jeszcze zdecydować się na odpowiedni format rękopisu. Pojawiający się w wielu sygnaturach manuskryptów skrót “fol.” pochodzi od folio, czyli arkuszu pergaminu jednokrotnie złożonego, co dawało układ dwóch kart, 4 stron. Rękopisy mogły mieć jednak różne wymiary, od bardzo pokaźnych, takich jak Möðruvallabók o formacie 33,5 x 24 cm, do bardzo nietypowych, np. w przypadku Edda oblongata, jak nazwa wskazuje znacznie wydłużonej. Warto także dodać, że manuskrypty miały różną objętość; za największy z nich uważa się Flateyjarbók składający się z 225 kart.
Od zapomnienia po dziedzictwo narodowe
Jak już wspomniano powyżej, manuskrypty islandzkie ciemniały od złych warunków przechowywania. Wbrew pozorom nie trzymano ich w bezpiecznych skarbcach katedr i kościołów, ale z czasem zapomniane leżały w kątach prywatnych domostw, gdzie niszczały od wilgoci. Przed XVII wiekiem wiele skórzanych manuskryptów zaczęto rozczłonkowywać i wykorzystywać solidny materiał do innych produktów. Niektóre karty przerabiano więc na wykroje do ubranek dla dzieci, używano ich jako usztywnienie mitr biskupich, a w skrajnych przypadkach przedziurkowano, aby zrobić z nich sito.
W XVII wieku pojawili się jednak kolekcjonerzy manuskryptów, którzy postanowili je zabezpieczyć i badać ich zawartość. Jednym z nich był biskup Brynjólfur Sveinsson, który przemierzał Islandię w poszukiwaniu najcenniejszych ksiąg. Na polecenie króla duńskiego Fryderyka III zaczął skupować je od lokalnych gospodarzy i tworzyć kolekcję, która docelowo miała znaleźć się w bibliotece królewskiej. Na szczególną uwagę zasługują okoliczności pozyskania Flateyjarbók, obecnie jednej z najcenniejszych ksiąg islandzkiego średniowiecza. Mimo wynagrodzenia pieniężnego, jej ówczesny właściciel Jóni Finnssyni niekoniecznie chciał oddać księgę w obce ręce. Brynjólfur musiał odwiedzić go osobiście w jego gospodarstwie na wyspie Flatey, a po długich namowach przekonał właściciela do przekazania rękopisu. Księga zawdzięcza swoją nazwę właśnie tej wyspie, choć w zbiorach królewskich figurowała pod łacińskim tytułem Codex Flateyensis (sygnatura GkS 1005 fol.).
Drugą ważną postacią był sam Árni Magnússon, Islandczyk stacjonujący w Kopenhadze. Przez większą część swojego naukowego życia kolekcjonował islandzkie manuskrypty, które w testamencie przekazał bibliotece uniwersyteckiej w stolicy Królestwa. Niestety dwa lata przed jego śmiercią duża część zbiorów spłonęła w pożarze Kopenhagi w 1728 roku. Rozmiar strat udało się oszacować także dzięki kopiom, które nieliczni ówcześni badacze manuskryptów wykonywali, choćby tłumacząc tekst w języku staroislandzkim na łacinę.
W zbiorach duńskich znajdowało się ponad 1000 manuskryptów, z czego większość została zwrócona Islandczykom w ramach umowy z 1971 roku. Do 1997 roku odesłano do Reykjaviku dzieła takie jak Codex Regius, Flateyjarbók oraz Lbs fragm 82 z fragmentami Heimskringli. W 2009 roku wpisano manuskrypty islandzkie na listę dziedzictwa narodowego UNESCO i są to bez wątpienia skarby narodowe Islandii. Nawet jeśli wciąż wiele z nich znajduje się Kopenhadze, duński Den Arnamagnæanske Samling przy Uniwersytecie Kopenhaskim dba o ich odpowiednie przechowywanie i włącza się do międzynarodowych badań nad rękopisami islandzkimi. Co więcej, wspomniany wpis UNESCO jest wspólnym dla Islandii i Danii.
Gdzie oglądać zdigitalizowane manuskrypty islandzkie?
- Handrit.is, islandzka baza danych zawierająca zbiory z różnych instytucji na Wyspie
- The Scaldic Project, czyli strona z wynikami międzynarodowych badań nad rękopisami islandzkimi
- Strona Instytutu Árniego Magnússona
- Baza danych Uniwersytetu w Kopenhadze
Po więcej informacji o manuskryptach islandzkich i ich historii zapraszam do wyróżnionej relacji na Instagramie, a jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o technologii powstania rękopisów średniowiecznych, odwiedźcie Zosię.