Artykuł Top 10. Muzea Reykjaviku ukazał się na łamach czasopisma Zew Północy 29/2017.
Treść artykułu dostępna tutaj: Muzea_Reykjaviku
Artykuł Top 10. Muzea Reykjaviku ukazał się na łamach czasopisma Zew Północy 29/2017.
Treść artykułu dostępna tutaj: Muzea_Reykjaviku
Niosąca wodę (Vatnsberinn, 1936-37) stoi w tym miejscu dopiero od sześciu lat, wcześniej bowiem dwukrotnie zmieniała swoje położenie. Długo debatowano nad tym, czy praca jednego z najważniejszych rzeźbiarzy islandzkiego modernizmu powinna stać w samym centrum miasta. W latach 40. i 50. niechęć wobec tego dzieła doprowadziła nawet do planów zniszczenia go. Dlaczego? Wielu uważało rzeźbę po prostu za brzydką – krótkie nogi, wydłużone ramiona, kanciasta twarz, która niektórym przypominała głowę foki. Poza nieestetyczną formą, opinię publiczną martwiła też tematyka rzeźby. Zawód nosiciela wody był na przełomie wieków uznawany za jeden z najbardziej ubliżających, a do tego była to praca najgorzej opłacana. Dlatego trudząca się pracą fizyczną kobieta będąca symbolem “gorszych czasów” Islandii (doprowadzanie wody do domów nastąpiło po 1908 roku) wydawała się po prostu nie pasować do tak prominentnego, odwiedzanego przez setki turystów, miejsca.
Paradoksalnie właśnie te dwie cechy: kubistyczne uproszczenie oraz tematyka związana z życiem codziennym biednych Islandczyków, charakteryzują w pełni twórczość Ásmundura Sveinssona (1893-1982). Nazywany “poetą narodu”, swoje prace często poświęcał anonimowym robotnikom, dla których dotąd nie było miejsca w sztuce. Poprzez sprowadzenie formy do kształtów geometrycznych uwypuklał prostotę i brzydotę zwykłych ludzi, jednak – jak sam mówił – nie w celu wzbudzenia współczucia. Wprost przeciwnie; misją rzeźbiarza było oddanie hołdu pracy rąk, bez której Islandia nie rozwijałaby się w tak szybko w XX wieku. W pracach takich jak Niosąca wodę czy Kowal (Járnsmiðurinn, 1936, skwer u styku Eiríksgata i Snorrabraut) oddaje on więc całą prawdę o pracy fizycznej, odzierając jej wykonawcę z wszelkich cech indywidualnych. Postaci pozbawione są szczególnych rysów twarzy, bardziej akcentowana jest tutaj tężyzna fizyczna, stąd dzieła te bywały oceniane jako “monstrualne” czy “ciężkie”.
Styl Sveinssona wynika z wielu inspirujących podróży. Począwszy od pierwszych studiów w Kopenhadze (1919), artysta wyjechał do Sztokholmu, by przez następnych sześć lat studiować rzeźbę pod kierunkiem Carla Millesa, najważniejszego rzeźbiarza szwedzkiego w tamtym czasie. Milles pozostał najważniejszym mentorem islandzkiego rzeźbiarza; to on wprowadził go w świat sztuki orientalnej i prymitywnej, która inspirowała kubistów do uproszczenia formy. Edukację uzupełnił również w paryskiej Académie Julian (1926-1929), gdzie zapoznawał się z najświeższymi trendami artystycznymi, a w 1928 roku udał się w podróż do Włoch i Grecji, których sztuka – podobnie jak egipska – odcisnęły kolejne piętno na stylu rzeźbiarza.
W Ásmundarsafn, muzeum artysty będącym niegdyś jego domem i pracownią, wykonaną według własnego projektu, możemy podziwiać całokształt twórczości rzeźbiarza: jego talent architektoniczny, rysunki oraz oczywiście rzeźby. Prace prezentowane zarówno we wnętrzu, jak i w parku okalającym budynek, oddają ewolucję stylu Sveinssona. Od uproszczonych, kubistycznych form poszedł on w kierunku abstrakcji, wyciągając i “dziurawiąc” postacie świadomie inspirując się twórczością Henry’ego Moore’a, by ostatecznie sprowadzić formy do linii, łuków i kół. Rozwinięcie stylu było jednak nierówne, bowiem często wracał on do rzeźby w pełni naturalistycznej, przypominającej prace Gustava Vigelanda czy Carla Millesa, co zauważymy chociażby w rzeźbach Dziecko z rybą (Barnið og fiskurinn, 1945) czy Kobieta z Amorem (Kona með Amor, 1927). Często powracającym motywem są także postaci znane z sag czy folkloru islandzkiego; w tym przypadku na szczególną uwagę zasługuje silnie zgeometryzowany Sæmundur na foce (Sæmundur á selnum, 1926) znajdujący się przed gmachem Uniwersytetu Islandzkiego, przedstawiający historię bohatera islandzkich opowieści, którego dzieje można byłoby porównać do Fausta. W twórczości Sveinssona nie brakuje też trolli; jak podkreślał sam artysta, zależało mu na podkreśleniu różnicy między islandzkimi olbrzymami a trollami z wyobrażeń szwedzkich czy norweskich. Islandzkie trolle kojarzą mu się przede wszystkim z górami, w które się przeobrażają, stąd prace takie jak Żona trolla (Tröllkonan, 1948) przypominają kształtem masyw górski.
W przestrzeni miejskiej można odnaleźć jeszcze jedno dzieło Ásmundura Sveinssona, również często relokowane. Niegdyś stojący w parku Klambratún, obecnie pomnik poety Einara Benediktssona wita turystów przybyłych pod Höfði. Rzeźbiarz szczególnie cenił twórczość swojego rodaka, dlatego przedstawił go na tle stylizowanej harfy, atrybutu każdego wieszcza narodowego. I to dzieło wydaje się całkiem odmienne od charakterystycznych dzieł artysty; Sveinsson traktował jednak swoją pracę i ciągłe rozwijanie się jak sport, a nawet – cel nie do osiągnięcia. Jak mawiał: Sztuka to gonienie za metą, która wyprzedza biegacza. Ambicja i determinacja stworzyły z niego jednak najlepszego z maratończyków islandzkiej historii rzeźby.
Odwiedź Ásmundarsafn i dowiedz się, dlaczego budynek muzeum ma taki nietypowy kształt.
Ásmundarsafn
Sigtúni
105 Reykjavík
Otwarte codziennie,
w sezonie letnim (maj-wrzesień) 10:00 – 17:00
w sezonie zimowym (październik-kwiecień) 13:00 – 17:00
Bilety wstępu (upoważniający dodatkowo do odwiedzenia pozostałych oddziałów Reykjavík Art Museum w ciągu 24 godzin):
normalny: 1.600 kr
studencki: 1.000 kr
dzieci oraz seniorzy: bezpłatnie
Przedstawia prosty, symetryczny pejzaż z płaskim stożkiem góry odbijającym się w tafli rzeki, nad którą majaczą dwie ciemne sylwetki ptaków. To Letnia noc (Sumarnótt, 1929) Jóna Stefánssona, której oryginał można oglądać w Galerii Narodowej. Zestawiając ten pejzaż z typowymi krajobrazami islandzkimi malowanymi przez jego poprzedników, trudno uwierzyć, że Jón Stefánsson (1881-1962) należał do tej samej “wielkiej czwórki” co Þórarinn Þorláksson, Ásgrímur Jónsson i Johannes Kjarval. I choć wszystkich czterech uważa się za pionierów islandzkiego malarstwa, każdy reprezentował zupełnie odmienny styl i podejście do sztuki.
Nawet życiorysem Stefánsson znacząco różnił się od pozostałych; pochodził z zamożnej rodziny posiadającej majątki północy i wyjechał do Kopenhagi nie na studia artystyczne, a inżynierskie. Dobra znajomość rysunku, a być może także i dostęp do wielu dzieł sztuki z królewskiej kolekcji obudziły w 21-letnim młodzieńcu chęć spróbowania swoich sił w malarstwie. Zachował się list do Michaela Anchera, malarza progresywnej duńskiej kolonii artystycznej w Skagen, w którym Stefánsson prosi o radę i rekomendację dobrego nauczyciela. Cena nie gra roli – ojciec wyśle każde pieniądze z Islandii. Odpowiedź Anchera nie jest znana, ale w 1903 roku Islandczyk rozpoczyna naukę w Teknisk Selekb Skole, a potem przenosi się do prywatnej pracowni Kristiana Zahrtmanna, jednego z drugoplanowych twórców duńskiego modernizmu. Wraz z poznanymi w Kopenhadzie Norwegami: Jeanem Heibergem i Henrikem Sørensenem pojechał do Norwegii w 1908, a potem do Paryża, aby podjąć naukę u samego Henri’ego Matisse’a.
Z pewnością żaden z “wielkiej czwórki” nie miał szansy na spotkanie prawdziwych gwiazd ówczesnego świata sztuki, ani tym bardziej okazji do dłuższych studiów w Paryżu. Stefánsson natomiast czerpał gaściami z doświadczeń paryskich, a najważniejszym wydarzeniem w jego karierze było poznanie dzieł Paula Cézanne’a, uważanego za prekursora kubizmu. To właśnie cézannowskie “myślenie stożkiem, walcem i kulą” wpłynęło znacząco na styl Stefánssona; interesował się linią, konturem, budowaniem formy za pomocą kształtów. Ásgrímur Jónsson skupiał się na świetle i to kolor i jego odcień stanowiły najważniejsze elementy jego dzieł, natomiast dla Stefánssona punktem wyjścia była bryła. To dlatego jego obrazy wydają się bardziej surowe, twarde, szorstkie.
W przeciwieństwie do swoich rodaków, Stefánsson nie zadebiutował we własnym kraju, ale pierwszą swoją wystawę zorganizował w Danii: w Kunstnernes Efterårsudstilling w 1919 roku. Choć od 1936 roku na stałe przeprowadził się do Kopenhagi, większość jego pejzaży przedstawia krajobraz islandzki. Jak mówił: “Islandzki krajobraz jest jak objawienie. Nigdzie nie znajdziesz tak soczyście zielonej trawy, jak tu” – pejzaż ten wydawał mu się jedyny w swoim rodzaju i godny ciągłego uwieczniania na płótnie (zabawne, że po latach podobne słowa wypowie artystka młodego pokolenia, Louisa Matthíasdóttir, której ojciec przyjaźnił się ze Stefánssonem i którego znała dobrze w dzieciństwie, ale nigdy nie przyznawała się do żadnego związku z jego twórczością). Stefánsson daleki jednak był od pejzażu realistycznego, wręcz przeciwnie: choć można odnaleźć fragmenty przedstawianej przyrody w rzeczywistości, malowane są w przerysowany, ekpresjonistyczny sposób.
Taka jest właśnie Letnia noc (Sumarnótt, 1929). Trudno powiedzieć, który dokładnie szczyt i którą rzekę miał na myśli artysta (choć podtytuł dzieła informuje, że to Þjórsá); to nie Thingvellir Þórarinna Þorlákssona, w którym najważniejsze jest miejsce. Tu ważniejsze są uczucia samego artysty – namalowane na pierwszym planie nury nie są nawet ptakami zaobserwowanymi w naturze, ale wypchanymi eksponatami z istniejącego jeszcze wówczas islandzkiego Muzeum Historii Naturalnej. Szybkie, niemal pobieżne szkice z natury wykonywał artysta tylko pro forma, reszta dzieła powstawała w pracowni. Dzieło było więc wynikiem wizji własnej artysty, wariacją na temat konkretnego widoku: w Eiríksjökull (1920) zemszałe skały czy obłoki nad stożkiem zbudowane są z analogicznych, kanciasto zaokrąglowych kształtów. Podobnie zakomponowane jest niebo w Koniach (Útigangshestar, 1929), a sami bohaterowie obrazu sprowadzeni są do swojej szczególnie uroczej cechy: krępości.
Jón Stefánsson ze szczególnym upodobaniem malował też martwe natury (co nie oznacza, że inni islandcy malarze tego okresu ich nie malowali). To właśnie w temacie martwej natury można było w pełni skupić się na formie i sposobie oddawania bryły pod różnymi kątami. Niektóre z prac artysty niemal kopiują kompozycje Paula Cézanne’a: Islandczyk w podoby sposób zaginia materiał, skraca perspektywę w przedstawieniu blatu stołu, podkreśla kolistość owoców przez stosowanie barw kontrastujących (który to zabieg powtarza w malowaniu kamieni pokrytych mchem).
Praca nad formą i dążenie do konkretnych efektów sprawiało, że pedantyczny i ambitny malarz wielokrotnie niszczył swoje prace. Być może z tego względu pozostaje najbardziej tajemniczym, i najgorzej opracowanym, artystą “wielkiej czwórki”. Choć z punktu widzenia europejskiej sztuki jest to zdecydowanie malarz najbardziej interesujący, w sposób najbardziej przenikliwy wprowadzający modernizm do swojej twórczości, w Islandii znany jest głównie z jednego obrazu.
Przekonaj się, czy ptaki na obrazie Letnia noc faktycznie są takie sztywne!
Listasafn Íslands, Fríkirkjuvegi 7, 101 Reykjavík
Otwarte codziennie (poza poniedziałkami) między 10 :00 a 17 :00 (w sezonie zimowym od 11 :00)
Ceny biletów:
– normalny: 1.500 kr
– ulgowy (seniorzy, osoby z niepełnosprawnościami, grupy powyżej 10 osób): 750 kr
Z bardzo rzadkiego, ale jednak wciąż dostępnego w obiegu, banknotu 2000-koronowego patrzy na nas surowo Jóhaness Sveinsson Kjarval (1885-1972), ostatni z “wielkiej czwórki”. To poważne spojrzenie to tylko kamuflaż, ponieważ w istocie był to artysta o bardzo barwnym usposobieniu, a z jego licznych wypowiedzi wynika, że miał też niezłe poczucie humoru. Dziwne stroje, ekstrawaganckie zachowanie, a przede wszystkim malarstwo oderwane od rzeczywistości – to wszystko sprawiło, że Kjarval stał się celebrytą i legendą już za życia, a do dziś pozostaje ulubionym malarzem Islandczyków.
Udzielał wywiadów, artykuły o nim pisał nawet Laxness, a rząd wybudował w Reykjaviku Kjarvalsstaðir, miejsce specjalnie stworzone dla jego twórczości . Artysta podarował część swoich prac w 1968 roku, a już w rok po jego śmierci (w 1973 roku) otwarto poświęcone mu muzeum, do dziś znajdujące się w przepięknym modernistycznym budynku przy Flókagata 24. I choć ekspozycja stała prezentuje tylko część z ponad 6000 prac (obrazów olejnych, szkiców, rysunków) artysty, wybór najbardziej reprezentatywnych płócień pozwala nakreślić charakterystykę tej długoletniej i zmiennej twórczości.
Młody Kjarval, od dzieciństwa marzący o wielkiej sztuce, tym różnił się od malarzy “wielkiej czwórki”, że nie przyszło mu rozpoczynać swojej przygody z malarstwem w próżni. Za sprawą jego poprzedników podstaw malarstwa mógł nauczyć się już w Reykjaviku, do którego przeprowadził się z rodzinnych Fiordów Zachodnich w 1901 roku, by rozpocząć naukę u Ásgrímura Jónssona. Choć z pewnością kontakt z Jónssonem zainteresował go malarstwem pejzażowym, na wczesnym etapie swojej twórczości z największą uwagą malował morze i statki, które towarzyszyły mu niemal przez całe życie, kiedy dzielił czas na pracę ze sztalugą i wypływanie po ryby. Te pierwsze mariny malował zapewne w oparciu o dostępne w Islandii słabej jakości reprodukcje holenderskich mistrzów, ale już podczas pierwszej wyprawy za granicę – nie do Danii, jak czynili jego poprzednicy, ale do Londynu – poznał o wiele ważniejsze źrodło inspiracji: malarstwo Williama Turnera. Kjarval próbował swoich sił w rekrutacji na Królewską Akademię Sztuk Pięknych w Londynie, został jednak odrzucony, zatem po powrocie do ojczystego kraju wyjechał do Kopenhagi. Wszystko to dzięki finansowemu wsparciu przyjaciół i związków, które wspierały Kjarvala zarówno od samego początku – podczas organizacji pierwszej wystawy w Reykjaviku w 1908 roku, jak i po powrocie ze studiów w Danii, kiedy kupowali od niego obrazy.
Pobyt w Kopenhadze oraz podróże po Europie przyniosły mu żonę, jak i wiele artystycznych doznań i inspiracji. Choć żona ostatecznie opuściła go w 1925 roku, sztuka okazała się o wiele wierniejszą towarzyszką życia. Przez ponad 60 lat Kjarval podporządkowywał się jej kaprysom i tworzył, kiedy tylko przychodziła mu wena. Choć nie doczekał się nigdy majątku ze sprzedaży swoich obrazów, miał przed sobą misję, a przynajmniej konkretne cele. Jednym z nich było zachowanie wyjątkowej natury islandzkiej, która jego zdaniem wkrótce miała zostać zniszczona przez napływających do Islandii turystów (!).
Nawet krótka wizyta w Kjarvalsstaðir i oglądanie obrazów artysty po raz pierwszy pozwala na dosyć szybkie odkrycie “formuły” składającej się na wyjątkowy styl malarza. Te niemal mozaikowe, skąpane w błękicie letniego światła krajobrazy składające się z gór, dolin, kamieni i mchu skrywają w sobie twarze ukrytych ludzi, postaci mitologicznych czy innych stworów. Chyba najlepszym tego przykładem jest Skjaldbreiður (Í Grafningi), 1957-1962, dużych rozmiarów płótno przedstawiające fragment krajobrazu z okolic Þingvellir. Zbudowany z tysiąca migających kamyczków i kamieni pejzaż, po głębszej obserwacji, skrywa w sobie zagadkową postać, może olbrzyma? Zainteresowanie kamieniami “które mają twarze”, pojawiło się już na początku twórczości Kjarvala; jeden z badaczy powiedział nawet, że Islandczycy docenili urok skalistego krajobrazu Wyspy właśnie dzięki malarzowi.
Motywy z Þingvellir pojawiają się zresztą często w twórczości Kjarvala, podobnie jak u pozostałych jego rodaków. Najsłynniejszym przedstawieniem doliny pędzla Kjarvala jest tzw. Mleczna Góra (Fjallamjólk, 1941). Kjarval chętnie powtarzał w swoim malarstwie te same motywy, przedstawiając je w różnych porach roku, warunkach pogodowych, pod innym kątem, z innej perspektywy. Jednak najważniejszym elementem jego wyjatkowego stylu było zwrócenie uwagi na detal; skrócenie kadru, niemal fotograficzne zbliżenie na kawałek mchu lub kamień, który nie leży w tym miejscu przypadkowo. Może być przecież mieszkaniem jakiejś ważnej dla natury istoty. Choć wydaje się to mało odkrywcze, bo każdy z poprzedników malarza interesował się zarówno islandzkim krajobrazem, jak i zamieszkującymi go postaciami z folkloru, to jednak Kjarval wydaje się być pierwszym, który zespala oba te elementy: natura nie jest zamieszkała przez elfy, to elfy są ucieleśnieniem natury, dzięki czemu związek z nią wydawał się bardziej namacalny, bardziej możliwy.
Trudno opisać cały wachlarz inspiracji i tendencji widocznych w twórczości Kjarvala. Ekspresjonizm, kubizm, impresjonizm, abstrakcjonizm, wszystkie te tropy są obecne w zmieniającym się stylu malarza. W niektórych pracach, takich jak Malarze islandzcy wokół drzewa poznania (Islenskir listamenn við skilningstréð, 1919) widać też nawiązania do fowizmu. Bez wątpienia Kjarval wnosił do sztuki islandzkiej powiew awangardy, mieszając poznane doświadczenia. Poza typowymi pejzażami opartymi na rzeczywistym krajobrazie, artysta malował też sceny mitologiczne, a raczej fantazje, w których tworzył nowe postacie (Skjaldmey, 1961). Do końca życia pozostał też znakomitym rysownikiem, a jego portrety, pełne precyzji i zrozumienia psychiki modela, należą do prac zasługujących na największą uwagę.
Na czym polega fenomen Kjarvala? Dlaczego to właśnie on jest uznawany za najważniejszego islandzkiego malarza? Nie miał przecież międzynarodowej renomy, jaką cieszył się Jón Stefánsson, i nie był tak technicznie wirtuozerski jak Ásgrímur Jónsson. Być może zadecydowała tutaj ogromna sympatia do żyjącego jeszcze artysty, budowanie mu za życia pomnika za sprawą licznych artykułów w prasie i wielkich wystaw. Być może jego przedziwny styl, niemal egzotyczny dla europejskiego widza i wcale niedaleki od bycia nazwanym brzydkim, jest dla Islandczyków właśnie na wskroś islandzki. Dziwne postaci wyłaniające się z krajobrazu, odważna kolorystyka i embrionalne formy okazały się najwyraźniej warte umieszczenia na banknocie 2,000 kr, choć tak niewielu z nas może na co dzień podziwiać sztukę Kjarvala w małym formacie na tym rzadkim nominale.
Przyjdź do Kjarvalsstaðir i odnajdź postaci z rewersu banknotu!
Kjarvalsstaðir, Flókagata 24
Otwarte codziennie 10:00-17:00
Ceny biletów:
normalny: 1,600 kr
studencki: 1,000 kr
dzieci i seniorzy bezpłatnie
To Dwie kobiety i koń (Tvær konur og hestur), obraz Louisy Matthíasdóttir (1917-2000), podarowany miastu Reykjavik przez córkę artystki w październiku 2012 roku. Dla Harpy był to zdecydowanie zaszczyt, bo Louisa Matthíasdóttir należy do jednych z najbardziej oryginalnych artystek swojego pokolenia. I choć karierę rozwijała przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, a w islandzkojęzycznych źródłach niewiele można znaleźć informacji na jej temat, pamięć o artystce powraca w 100. rocznicę jej urodzin. Z tej okazji możemy oglądać dzieła malarki w ramach wystawy retrospektywnej w Kjarvalsstaðir.
Dzieje życia i twórczości Louisy Matthíasdóttir są jak jej obrazy: intensywne, barwne, za każdym razem zaskakujące na nowo. Na często malowanych autoportretach widzimy kobietę dumną, stojącą pewnie z założonymi rękami. Jej twarz wydaje się surowa, a czasami pozbawiona nawet rysów. Częstym atrybutem malarki jest kolorowy sweter albo chustka na głowie; takie ubrania wykonywała ze starych koszul swojego męża, Lelanda Bella. Poznali się kiedy Louisa na dobre wyjechała do Stanów Zjednoczonych. Już jako 17-letnia dziewczyna pojechała na studia do Danii; w latach 1934-1937 uczyła się sztuki użytkowej w Kunsthåndværkerskolen w Bredgade. Nie wyniosła z nich jednak zbyt wiele, bo planowała zostać malarką, ale na wczesnym etapie twórczości zdarzało się jej chociażby projektować okładki książek, wzory tapet czy karty do gry. W roku 1938 udała się z rodzicami do Paryża i została tam na zimowe zajęcia w pracowni Marcela Gromaine. Po latach przyznawała wprost, że nie był on dobrym malarzem i niczego się od niego nauczyła. Podczas wycieczek do Luwru spotkała koleżankę ze szkoły, Nínę Tryggvadóttir i – choć unikała rodaków za granicą – malarki szybko się zaprzyjaźniły. Tworzyły wspólnie po powrocie do ich rodzinnego miasta, Reykjaviku, gdzie były też częstymi bywalczyniami Unuhús (Garðastræti 15) ówczesnego salonu artystycznego, w którym zbierała się islandzka śmietanka artystyczna, także Halldór Laxness. Obecność kobiet w takim towarzystwie była jak na tamte czasy szokująca, tym bardziej, że obie były bardzo nowoczesne i swoją niezależność akcentowały chociażby poprzez noszenie spodni.
Ze względu na zawirowania wojenne na kontynencie, a chyba przede wszystkim również dlatego, że wraz z wybuchem II wojny światowej stolica światowej sztuki przeniosła się z Paryża do Nowego Jorku, Louisa wyjechała do Ameryki. W latach 40. i 50. rozwijało się tam właśnie malarstwo abstrakcyjne, a mąż artystki był zwolennikiem nowego trendu. Louisa nie chciała jednak porzucić malarstwa figuratywnego, choć z pewnością nowojorskie color-field painting (malarstwo barwnych płaszczyzn), w którym zwracano uwagę na wzajemnie oddziaływanie koloru i formy, zadecydowało o własnym stylu malarki. Jej obrazy to feeria barw malowanych szybkimi, pewnymi pociągnięciami szerokiego pędzla. Plamy barwne wydają się niemal całkowicie płaskie, co czyni malowane przez nią zwierzęta i postaci podobnymi do marionetek czy drewnianych zabawek na tle z kolorowej wycinanki. Zawsze jednak jej martwe natury czy pejzaże były odniesieniem do rzeczywistości. “Nigdy nie buduję kształtów i kolorów bez obserwowania ich w naturze”, mówiła. “Ale prawdziwy obraz nie może być całkowitym odmalowaniem rzeczywistości”.
Większość jej pejzaży nie powstała jednak w plenerze. Swoje najbardziej charakterystyczne krajobrazy Islandii malowała w Nowym Jorku, posługując się jedynie pamięcią i wyobraźnią. Mimo artystycznej emigracji i otaczania się nieskończonymi inspiracjami kosmopolitycznej metropolii, Louisa tworzyła w pracowni swoje barwne wspomnienia z ojczyzny. Jej twórczość nie jest jednak bynajmniej wyrazem patriotyzmu, choć oczywiście nigdy nie wyrzekała się swojej islandzkości. Jak sama twierdziła, islandzkie krajobrazy wsiąkły w nią w czasach dzieciństwa i choć przez całe swoje długie życie dużo podróżowała, żaden widok nie wyrugował rodzimego pejzażu. Malowała zarówno skrócone perspektywy ulic Reykjaviku, jak i tętniącą spokojem wieś z owcami i końmi islandzkimi. Często w jej twórczości powraca motyw Esji oglądanego z okien Höfði, do którego siedmioletnia Louisa wprowadziła się wraz z rodziną w 1924 roku (i mieszkała tam do 1937).
Choć Höfði kojarzy się teraz głównie z historią Zimnej Wojny, tablica pamiątkowa stojąca przy domku przypomina postać Louisy Matthíasdóttir, nazywając ją jedną z wiodących artystek Islandii. Malarka wielokrotnie wracała od kraju rodzinnego i niemal w całości poświęciła mu swoją twórczość, jednak po raz pierwszy wystawiła swoje dzieła w Islandii dopiero w 1974 roku (już jako dojrzała i ceniona w USA artystka, zaprezentowała 17 płócien podczas wystawy Zgromadzenia Artystów Islandzkich), a jej pierwszy samodzielny pokaz odbył się 13 lat później (w roku jej 70. urodzin!) Do lat 70. jej twórczość nie była praktycznie w ogóle znana na Wyspie, natomiast teraz jest ona jedną z ulubionych islandzkich malarek współczesnych. O popularności jej obrazów w świecie anglosaskim może świadczyć seria angielskich tłumaczeń powieści Halldóra Laxnessa wydana przez Random House, których okładki dekorują właśnie prace Louisy Matthíasdóttir.
Pójdź na czasową wystawę prac Louisy Matthíasdóttir (do 17 września) i zdecyduj czy zgadzasz się z jej tytułem „Kyrið” (Spokój)
Kjarvalsstaðir, Flókagata 24
Otwarte codziennie 10:00 – 17:00
Ceny biletów:
normalny: 1,600 kr
studencki: 1,000 kr
dzieci i seniorzy bezpłatnie
Choć znajduje się w nim wyjątkowe muzeum, można je łatwo pominąć, bo poza niewidoczną z daleka tabliczką na drzwiach żaden baner nie zaprasza nas do środka. Dom ten należał kiedyś do jednego z czterech pionierów sztuki islandzkiej: Ásgrímura Jónssona. Malarz mieszkał tu do śmierci, a jego niewielkie, dwupiętrowe mieszkanie zostało przekazane w testamencie państwu islandzkiemu. W dwa lata po jego śmierci powstało tu muzeum, obecnie oddział Listasafn Íslands, w którym czas się zatrzymał. Możemy tu oglądać zarówno oryginalne meble, jak i ekspozycję przygotowaną z dzieł, które znajdowały się w domu w dniu śmierci malarza. Natomiast w znajdującej się na piętrze pracowni malarza podłoga wciąż poplamiona jest farbą, w rogu stoją kufry należące do Jónssona i używane przez niego przybory malarskie. Trudno wyobrazić sobie miejsce bardziej podkreślające pamięć wielkiego artysty. Niezwykłość tego doświadczenia podkreślają otaczające zwiedzających różnorodne prace: rysunki, akwarele, obrazy olejne.
Ásgrímur Jónsson (1876–1958) przyszedł na świat na bardzo biednej farmie na południu Islandii, jako pierwsze z siedmiorga dzieci. Najstarszy syn musiał pomagać rodzicom w utrzymaniu domu, nie miał więc czasu na młodzieńcze wprawki malarskie. W domu panowała jednak na wpół artystyczna atmosfera, bo matka Ásgrímura grała w kościele i w zimowe wieczory wypełniała dom muzyką. Jednak to jego ojciec, z pozoru niewrażliwy na sztukę chłop, widząc ukradkiem szkicowane rysunki syna zawyrokował, że zostanie on malarzem. Gdy więc rodzeństwo Ásgrímura stało się na tyle samodzielne, by pomagać w gospodarstwie, najstarszy Jónsson opuścił dom i szukał pracy, aby zarobić na bilet do Kopenhagi i wymarzone studia. Z początku nie było łatwo, bo okoliczni pracodawcy chętniej płacili mu dobrami, jednak w końcu marzenie się spełniło: w 1897 roku Ásgrímur kupił bilet i wypłynął do Danii. Dopiero po trzech latach dostał się na Królewską Akademię, będąc wówczas jedynym Islandczykiem na uczelni (jej absolwentami byli już Einar Jónsson i Þórarinn Þorláksson). W 1903 roku powrócił na Islandię i wystawił swoje prace w Rekjaviku. Choć trzy lata wcześniej w ojczyźnie zadebiutował już Þorláksson, to Ásgrímur Jónsson stał się pierwszym prawdziwym malarzem Islandii – głównie dlatego, że traktował malarstwo jako swój zawód i źródło utrzymania (podczas gdy Þorláksson malował hobbistycznie).
Twórczość Ásgrímura Jónssona to przede wszystkim pejzaże. Jego styl różnił się jednak znacznie od stylu jego poprzednika, romantycyzującego Þorlákssona. I choć wczesne dzieła Jónssona, takie jak Tindafjöll (1903-4) malowane po pierwszym powrocie na Islandię, nastrojowo i kolorystycznie nawiązują do romantycznego realizmu Þorlákssona (groźne niebo, błękitny masyw lodowca z mocno zaakcentowanym szczytem), obraz ten nie jest wyłącznie ilustracją tego, co widoczne dla oczu. Pierwsza wystawa malarza była bardzo ważnym wydarzeniem w rodzącym się dopiero na Islandii środowisku artystycznym, a każdej następnej wyczekiwano z niecierpliwością. Malarz stopniowo rozwijał swój styl, czemu służyły także kolejne podróże na kontynent (Włochy i Niemcy w latach 1907-1909). Z czasem jego paleta rozjaśniła się, linia wyostrzyła, a do głosu doszły magiczne siły drzemiące w portretowanej przyrodzie.
O jego pejzażach można powiedzieć tyle, że przepełnione są światłem. Chodzi tu o szczególne północne światło, które w inny sposób uchwycił Þorláksson, a w inny sposób malowali je nowocześni malarze skandynawscy. Jónsson poszedł właśnie drogą skandynawskiego modernizmu; światło i kolor podkreślały nie tyle piękno realnego krajobrazu, ale drzemiący w nim potencjał i odbicie uczuć patrzącego. Ze szczególną wrażliwością malarz obserwował różnice jakie zachodzą w krajobrazie w zależności od zmieniającego się światła i pogody. Tym myśleniem wyprzedził impresjonizm, który odkrył w galeriach niemieckich podczas drugiej podróży do Europy. Doświadczenie francuskiego malarstwa nie uczyniło z niego jednak impresjonisty; dopiero w twórczości z lat 20. zauważyć można świetliste rozedrganie, krótkie pociągnięcia pędzla, lżejszą kolorystykę. Istotne wrażenie zrobiły na Islandczyku także obrazy Vincenta van Gogha, które wpłynęły na intensywne barwy akwarel z lat 40. i. 50.
Po drugim powrocie do kraju Jónsson namalował swoje największe dzieło: Heklę (1909). Płótno o wymiarach 150 na 290 cm pierwotnie zawisło w siedzibie Althingu, obecnie znajduje się zaś w rezydencji prezydenckiej w Bessastaðir pod Reykjavikiem. To niemal panoramiczne dzieło jest hołdem złożonym “królowej islandzkich gór”, jak nazywał ją malarz. Czuł przed potężnym szczytem strach i szacunek, bo – jak dowiadujemy się z jego pamiętników – pierwszym wspomnieniem z dzieciństwa było wyjątkowo silne drżenie ziemi, którego doświadczył jako mały chłopiec. Dopiero po latach uświadomił sobie, że poczuł wówczas wstrząs towarzyszący niewielkiemu wybuchowi Hekli w 1878 roku. Wydarzenie to mogłoby mieć charakter typowej anegdoty gdyby nie to, że nauczyło małego chłopca pokory do tej “niebezpiecznej i zapierającej dech” ziemi. Stąd też wielokrotnie w jego pejzażach pojawia się motyw góry dominującej nad całym krajobrazem; lodowiec i wulkan decydują o życiu bezbronnych istot, jakimi są ludzie.
Związek między przyrodą a człowiekiem był dla malarza bardzo ważny; nie raz podkreślał, że wierzy w istnienie ukrytych istot i ich wpływ na otoczenie. Twórczość Ásgrímura, choć w głównej mierze obejmuje krajobrazy, składa się także z malarskich i rysunkowych ilustracji do sag i opowieści ludowych. Jónsson był pierwszym, który tak chętnie ilustrował znane mu z dzieciństwa opowieści; w jego pracach pojawiają się wszelkie postacie zamieszkujące islandzką naturę: wróżki, elfy, trolle, duchy. Do najbardziej znanych i cenionych dzieł należą te opowiadające o trollach, takie jak olejny Nocny troll w oknie (Náttröllið á glugganum, 1905) znajdujący się w gmachu głównym Galerii Narodowej.
Jako “człowiek z ludu”, Ásgrímur Jónsson zdawał się portretować islandzkie dusze. Choć otrzymał tytuł profesora honorowego Uniwersytetu Islandzkiego, w swojej prywatnej pracowni przyjmował młodego Kjarvala czy Sigurjóna Ólafssona, a jego artystyczny sukces można mierzyć liczbą publikacji i wystaw mu poświęcanych, do końca życia pozostał “synem farmera”. W niewielkim mieszkaniu z poddaszem mieszkał sam, nigdy się nie ożenił, a całe życie poświęcił sztuce, którą pośmiertnie przekazał narodowi islandzkiemu. Był pierwszym nowoczesnym malarzem Islandii, pierwszym, który na wskroś zrozumiał jej wyjątkową przyrodę.
Odwiedź Ásgrímursafn i dowiedz się, ile łóżek miał w swoim mieszkaniu samotny artysta!
Ásgrímursafn Bergstaðastræti 74, 101 Reykjavík
Latem (16.5. – 15.9.) otwarte we wtorki, czwartki, soboty i niedziele 14:00-17:00
Zimą otwarte w soboty i niedziele 14:00-17:00
Zamknięte w grudniu i styczniu.
Ceny biletów:
– normalny: 1000 kr.
– ulgowy: 500 kr.
A jeśli już się tam zatrzymamy, to nie skończmy naszej wycieczki na stacji benzynowej, ale spróbujmy dojechać do centrum (to tylko 3 min drogi!), gdzie czeka nas dużo niespodzianek. Jadąc główną Borgarbratu, po lewej stronie miniemy zjazd na darniowe domki – Hlíðartúnshús, które liczą sobie już sto lat! Warto tam podjechać, bo z tego punktu roztacza się piękny widok na zatokę.
Dalej docieramy do końca cyplu i głównej atrakcji miasta: The Settlement Centre. Z zewnątrz wygląda dość niepozornie, ale banery przed wejściem informują, że muzeum to zdobyło tytuł najlepszej atrakcji islandzkiej 2016 roku wg Trip Advisor. Choć ceny biletów nie zachęcają (1.900 kr ze zniżką studencką), duży sklep pełen wikińskich pamiątek, a przede wszystkim wyjątkowość miejsca – część akcji Sagi o Egilu dzieje się właśnie w Borgarnes (w sadze zwanym jako Digranes), a siedzibą muzeum jest jeden z najstarszych budynków miasta.
Co czeka w środku? Dwie interaktywne ekspozycje z audioprzewodnikiem, których zwiedzenie zajmuje łącznie pełną godzinę. Pierwsza wystawa traktuje o pierwszych osadnikach na Islandii – zostajemy wprowadzeni w historię podróży wikingów, możemy obejrzeć fragmenty łodzi i ich pomniejszone modele w celu zrozumienia wyjątkowości sprzętów wikińskich. Można nawet wejść na dziób łodzi i poczuć się jak w podróży przez morskie fale. Do tego poznajemy sylwetki najważniejszych osadników Islandii, sposób organizacji władzy w pierwszych latach istnienia nowej społeczności, oraz zasady funkcjonowania Althingu.
Trzeba jednak niestety przyznać, że spora część wystawy powstała na zasadzie “zapchajdziury”. W połowie znajdujemy się w plastikowej “gęstwinie”, otoczeni zdjęciami i filmikami przedstawiającymi islandzką faunę i florę, a audioguide informuje nas, że możemy poczuć się jak pierwsi osadnicy, którzy odwiedzają dziewiczą Islandię. Brak tu konkretnych eksponatów, całość wypełnia jedynie światło i dźwięk. I sztuczna trawa.
Pierwszą ekspozycję ratują dwie makiety z przyciskami, które podświetlają się w miejscach ważnych dla narracji audiobooka. Pierwsza z nich to mapa całej Islandii, dzięki której możemy śledzić kolejne etapy osadnictwa, druga zaś to już wycinek jednego regionu kraju, z którego dowiadujemy się etymologii najstarszych osad oraz nazw rzek.
Wystawa kończy się bardzo pomocnym drzewem genealogicznym, na którym znajdziemy postaci występujące w najstarszych sagach. Jedną z nich jest saga o Egilu, której poświęcona jest odrębna ekspozycja. W niej poznajemy treść sagi ilustrowanej współczesnymi płaskorzeźbami i instalacjami z drewna. To chyba właśnie one są atutem tej wystawy, bo w bardzo ciekawy sposób łączą starą historię z nowoczesnością. Numerowane stanowiska wprowadzają nas kolejno w historię Egila, niepokornego skalda, który nie raz musiał stawić czoła nieprzychylnym członkom swojej rodziny czy potężnym królom europejskim. Niemal zawsze wychodził z opresji dzięki magii poezji – Egill uważany jest za najbardziej utalentowanego poetę swoich czasów, prekursora poezji skaldycznej na Islandii, a nawet rymowanej poezji w północnej Europie. Poznajemy fragmenty jego wierszy, w tym choćby słynny Sonatorrek, poemat ułożony po stracie ukochanego syna Egila, w którym padają nawet oskarżenia w kierunku niesprawiedliwych bogów.
Jeśli chcecie poznać pełną historię Egila, koniecznie odwiedźcie Borgarnes. Przyjemną niespodzianką jest audioguide w języku polskim. Ten niezwykle sympatyczny głos wydaje się jednak skądś znajomy… Wszystko staje się jasne, pod koniec opowieści: “Nazywam się Jacek Godek…”.
Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.
Ten niewielkich rozmiarów obraz, nieszczególnie w Galerii wyeksponowany, ma być może w historii sztuki islandzkiej wartość płócien naszego Matejki, czy każdego innego malarza, którego obrazy miały wpływ na rozwój kultury polskiej. Thórarinn Benedikt Thorláksson (1867-1924) nie tyle wpłynął na rozwój sztuki islandzkiej, ale tak naprawdę zapoczątkował ją. Był to bowiem pierwszy islandzki artysta, który wystawił na Wyspie swoje obrazy; pierwszy, który na poważnie zainteresował się rodzimym krajobrazem i postanowił uwiecznić go na obrazach. I choć tak naprawdę nigdy nie był zawodowym malarzem, bo ze względu na brak tradycji muzealnej w Islandii nie miał dla kogo i za co malować, uznawany jest za ojca islandzkiego malarstwa.
Nie jest jednak do końca prawdą, że przed Þorlákssonem w ogóle sztuki na Islandii nie było. Dowodem na to jest chociażby istnienie szkół rysunkowych, takich jak ta należąca do Þóry Pétersdóttir Þoroddsen, do której na pierwszym etapie swojej edukacji artystycznej uczęszczał Þorláksson. Brakowało jednak ośrodka, w którym można było kontynuować naukę i z wprawnego rysownika kształcić się na malarza lub rzeźbiarza; to właśnie brak artystycznej szkoły wyższej hamował rozwój sztuki na Wyspie. Jedyną okazją do podjęcia studiów artystycznych był wyjazd do Kopenhagi, wówczas formalnej stolicy Islandii. Praktycznie jeszcze do połowy XX wieku wszyscy Islandczycy marzący o karierach malarskich podejmowali studia na duńskiej Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych, która stanowiła jedyne okno na europejski świat artystyczny. Þorláksson po trzech latach nauki na Akademii (1896-1899), kontynuował naukę w prywatnej szkole Haralda Fossa, który utwierdził go w przekonaniu o konieczności malowania pejzaży w duchu romantyzmu. Podczas wakacyjnego pobytu w ojczyźnie latem 1900 roku, Þorláksson postanowił wykorzystać zdobytą za granicą wiedzę i zaaplikować ją do rodzimego pejzażu. Nie było łatwo, bo warunki panujące na Islandii były zgoła odmienne od tych na kontynencie; romantyczne zachody słońca typowe dla malarstwa Caspara Davida Friedricha tutaj prezentowały się inaczej, do tego trudno było zapanować nad światłem. Malarz nie poddawał się i spędził niemal całe lato w Þingvellir i okolicach, malował też widoki Reykjavíku, czego efektem była cała kolekcja pejzaży wystawionych jesienią tego samego roku w zabytkowym domku Glasgow, należącym niegdyś do kupca P. L. Hendersona, a po jego bankructwie pełniącym różne funkcje (dom spalił się w dwa lata po wystawie).
Pejzaż Þingvellir (57,5×81,5 cm, 1900), prezentowany podczas wspomnianej wystawy, jest świetnym przykładem na to, jak hipnotyzujący może być krajobraz Islandii. Ten wycinek przestrzeni skąpanej niemal baśniową poświatą letniej białej nocy, w którą wpisane są dwa islandzkie konie oraz drewniana architektura, niesie ze sobą wrażenie spokoju, zatrzymania się w czasie. Nawet gdyby pejzaż przedstawiać miał tylko to: konie, domy i chmury odbijające się w nieruchomym nurcie rzeki, majaczący na horyzoncie lodowiec zlewający się z fioletowo-błękitnym niebem, to stojącemu przed nim odbiorcy udziela się ponadczasowość i wyjątkowość tego miejsca. Bo przecież nie jest to przypadkowy krajobraz; to Þingvellir, miejsce tak ważne dla historii i tożsamości Islandczyków. Nawet jeśli malarzowi zdarzało się upiększać pejzaż o nieistniejące elementy lub zakrzywiać punkt widzenia, nie mamy wątpliwości, że chodziło mu o namalowanie islandzkich koni nad rzeką Öxará, przy której stoi Þingvallakirkja i niezachowane już obecnie budynki (na ich miejscu w 1930 roku wybudowano letnią rezydencję premiera).
Choć Þorláksson nie jest pierwszym islandzkim artystą, który uwiecznił uroki Þingvellir (znana jest choćby akwarela z 1883 roku namalowana przez jego nauczycielkę, Þórę Þoroddsen), jako pierwszy nadał przedstawieniu tego miejsca charakter ściśle romantyczny. Kopenhaskie środowisko akademickie było paradoksalnie kolebką narodowowyzwoleńczych emocji Islandczyków; to właśnie kształcący się tam student, Jón Sigurðsson walczył o autonomię Islandii względem Duńczyków. Dzięki staraniom grupy skupionej wokół Sigurðssona, udało się skłonić Christiana IX do przywrócenia Alþingu (Alþing został reaktywowany w 1843 roku, ale jego obrady przeniesiono do Reykjavíku). Obraz posiada zatem rys patriotyczny; jak wielu późniejszych malarzy islandzkich przebywających poza ojczyzną, Þorláksson zdecydował się przedstawić miejsce w pełni oddające charakter jego kraju. W późniejszych pejzażach malarz będzie akcentował urodę islandzkich lodowców (Eyjafjallajökull, 1903), wodospadów (Foss, 1909) czy podkreślał wyjątkowość północnych białych nocy (Hvítá í Borgarfirði, 1903; Sumarkvöld við Reykjavík, 1904). Tym samym celem malarza będzie prezentowanie różnorodności islandzkiego pejzażu, który – tak zadziwiająco niezmienny – zachwyca nas również i dziś.
Odwiedź Islandzką Galerię Narodową i przekonaj się, jak często w sztuce islandzkiej pojawiają się konie!
Listasafn Íslands, Fríkirkjuvegi 7, 101 Reykjavík
Otwarte codziennie (poza poniedziałkami) między 10 :00 a 17 :00 (w sezonie zimowym od 11 :00)
Ceny biletów:
– normalny: 1.500 kr
– ulgowy (seniorzy, osoby z niepełnosprawnościami, grupy powyżej 10 osób): 750 kr
W Muzeum Morskim w Reykjaviku wciąż można jeszcze oglądać niewielką wystawę poświęconą pamięci członków załogi polskiego statku transportowego “SS Wigry”, którzy zginęli u brzegu Islandii dokładnie 75 lat temu, 15 stycznia 1942 roku. Ekspozycję przygotowało Stowarzyszenie Polonii Islandzkiej przy pomocy redakcji Iceland News Polska oraz władz Muzeum Miejskiego w Reykjaviku.
Można tu obejrzeć model statku w skali 1:100, specjalnie przygotowany na wystawę, a także zdjęcia dokumentacyjne, poznać historię statku i dzieje jego załogi.
A historia ta jest naprawdę wzruszająca. Statek został zbudowany w jednej z angielskich stoczni w 1912 roku, a po wielokrotnym zmienianiu właściciela został zakupiony przez Bałtycką Spółkę Okrętową w 1939 roku. 23 maja 1939 roku otrzymał w Gdańsku polską banderę oraz nadano mu nazwę SS Wigry. Jako statek transportowy, pływał po wodach europejskich z różnymi towarami, a II wojna światowa zastała go w Antwerpii. Podczas wojny woził towary na północ; po raz pierwszy do Islandii wyruszył w maju 1941 z ładunkiem cementu.
W grudniu 1941 roku SS Wigry po raz kolejny wyruszył z Anglii do Islandii. Kapitanem statku był Władysław Grabowski, a wraz z nim na statku znajdowało się jeszcze 26 osób. Okręt dotarł do Djupaviku z dostawą soli, w porcie załadowano mączkę śledziową. Po świętach Bożego Narodzenia obchodzonych w Islandii, 6 stycznia 1942 roku SS Wigry dołączyła do konwoju płynącego w kierunku Nowego Roku. Po 400 milach nastąpił silny sztorm (dziś nazywany wręcz sztormem stulecia), który zadecydował o powrocie do Reykjaviku. Awarie na pokładzie oraz silne fale uniemożliwiły dalszą podróż, ale też bezpieczne dopłynięcie do brzegów Islandii. 15 stycznia okręt znajdował się na wysokości Sandgerdi, ale załoga nie miała nadziei na osiągnięcie celu ze względu na złą widoczność i siłę sztormu.
Kapitan Władysław Grabowski oraz kucharz Julian Caroll (Brytyjczyk) pozostali na pokładzie. Do szalupy udała się pozostała część załogi, jednak dwie zginęły wypadając za burtę. Po spuszczeniu łodzi na wodzę, wywróciła się ona do góry dnem, a przy jej ratowaniu wywróciła się po raz kolejny. 5-godzinne mocowanie się z falami doprowadziło do skrajnego wyczerpania i śmierci większości marynarzy, więc pozostałych 5 próbowało dopłynąć do brzegu wpław. Ostatecznie do plaży na półwyspie Syðra-Skógarnes dotarły trzy osoby, ale dwie przeżyły: Ludwik Smolski, II oficer oraz starszy marynarz Bragi Kristjansson, Islandczyk. 18-letni wówczas Bragi pobiegł resztkami sił do pobliskiej farmy i przyprowadził jej właściciela, który zabrał wyczerpanego Ludwika Smolskiego konno do wioski.
W ciągu następnych dni morze wyrzucało na brzeg martwe ciała. Zwłokami zajmowali się mieszkańcy okolicznych osad, jak czytamy, “zostały przez wodę odarte z obuwia i odzieży, dlatego siostra honorowego konsula Rzeczypospolitej Polskiej Finnbogi Kjartansona razem z sąsiadkami przez dwie doby szyła ubrania dla zmarłych.” Ciała zawieziono do Borganes, a uroczysty pogrzeb odbył się w katolickim kościele na wzgórzu Landakot. Jak podają źródła, ocalali Ludwik Smolski i Bragi Kristjansson nie byli w stanie brać udziału w uroczystościach pogrzebowych. Ciała pochowano na cmentarzu Fossvogur w Reykjaviku.
Polonia Islandzka od lat czci pamięć zaginionych, szczególnie podczas listopadowego czuwania przy grobach. 27 maja tego roku, na 75. rocznicę katastrofy, odsłonięto pamiątkową tablicę w miejscu, do którego dotarli ocaleni. Podkreślano również zasługi farmera Kristjána Kristjánssona, który pomógł mężczyznom wyrzuconym na brzeg. Podczas uroczystości wrzucono również do morza 25 czerwonych róż, symbolizujących zmarłych w katastrofie.
Tą tablicą, jak również obecną wystawą, islandzka Polonia przywołuje wspomnienia katastrofy i sprawia, że pamięć o nich nie zaginie.
Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.
Jeśli chcecie dowiedzieć się, kim naprawdę są Islandczycy i w jaki sposób budowała się ich tożsamość narodowa, na pewno warto odwiedzić Muzeum Narodowe Islandii w Reykjaviku. Zwiedzając główną wystawę Muzeum poznajemy, krok po kroku, wiek po wieku, historię Islandii oraz czynniki wpływające na jej rozwój. Dwupiętrowa ekspozycja pełna oryginalnych eksponatów przeczy powtarzanej w różnych opracowaniach tezie, że Islandczycy nie posiadają materialnej historii, a ich najważniejszym dziedzictwem są sagi i język, ponoć niezmienny od setek lat. Przemieszczając się z gabloty do gabloty oglądamy jednak wiele artefaktów archeologicznych, drobnych dzieł sztuki, obrazy i rzeźby, przedmioty codziennego użytku, ubrania, zabawki… Wszystko to stworzone rękami samych Islandczyków lub sprowadzone na Wyspę (lub raczej wykonane przez przybyłych tu artystów).
Ekspozycja podzielona jest na najważniejsze wydarzenia, a raczej związane z nim nazwy epok historii islandzkiej. Zaczynamy oczywiście chronologicznie, a więc od czasów osiedlenia Islandii, Landnámsöld (870-930). Do najciekawszych pamiątek tej epoki należą ręczne odpisy Księgi Islandczyków (Íslendingabók), a także zabytki archeologiczne: biżuteria, drobne narzędzia, resztki ubrań. Najbardziej rozpoznawalnym artefaktem jest jednak brązowa statuetka datowana na ok. 1000 rok, której temat wciąż nie jest ustalony przez badaczy. To Thor czy Chrystus? Postać w stożkowym nakryciu głowy trzyma bowiem przedmiot, który może być zarówno Mjölnirem, młotem boga niebios, ale przypomina także krzyż. Kompromisowa teoria głosi, że posążek jest przedstawieniem obu bóstw, świetną ilustracją politeizmu Islandczyków na początku ich dziejów.
Po epoce osiedlenia naszedł czas sag, Söguöld (870-1030), o którym opowiadają XII- i XIII-wieczne sagi, a po nim równie chętnie wspominany przez Islandczyków okres pełnej autonomii, Þjóðveldisöld (930-1262), podczas której Islandia znacznie się rozwinęła. Rozwojowi nie przeszkadzały nawet wybuchy wulkanów, jak ten z 1104 roku, kiedy pył i magma tryskająca z Hekli przykryła niemal całkowicie dolinę Þjórsá, do dziś pokrytą lawą. Historię tego obszaru południowej Islandii można byłoby porównać do historii Pompejów; późniejsze prace archeologiczne odkryły wiele zakonserwowanych przez lawę stanowisk. Na wystawie prezentowane są znaleziska z doliny (zdjęcie poniżej), a także liczne artefakty niosące znamiona sztuki wikińskiej. Do ciekawych zabytków należą też pozostałości po produkcji vaðmál, surowej wełny, która do XIV wieku stanowiła główny towar eksportowy Islandczyków.
Niezaprzeczalnie istotnym wydarzeniem tej epoki było przyjęcie chrześcijaństwa, Kristnitaka (1000), wraz z którym na Islandię przybyły nowe zwyczaje, nowe budownictwo oraz nowe przedmioty. Okres początków chrześcijaństwa reprezentują przede wszystkim szczątki drewnianych kościołów z pięknie rzeźbionymi motywami roślinnymi i zwierzęcymi, a także romańskie figury świętych. Cennym zabytkiem jest Ufsakristur, krucyfiks wykonany z drewna brzozy, pochodzący z kościoła z Ufsa, datowany na 1200 rok. Krzewienie chrześcijaństwa i związana z tym coraz silniejsza władza episkopatu (katedry w Hólar i Skálholt) to czas płacenia dziesięciny, Kirkjugoðaveldi (1097-1179), który w późniejszych czasach doprowadził do lokalnych sporów z biskupami – okres Staðamálin (1178-1275).
Po świetnych czasach niezależności, ale też wyjątkowo krwawych konfliktów między rodami, o których można czytać w sagach Snorriego Sturlusona , stąd epoka ta zwie się czasami Sturlungów, Sturlungaöld (1152-1262), Islandczycy weszli pod panowanie norweskie na mocy porozumienia podpisanego z królem Norwegii, Hakonem IV. Okres porozumienia jest ważnym zwrotem w dziejach Islandii, dlatego w dziejach wyróżnia się go (lata 1262-1264) jako czas Starego Porozumienia, Gamli sáttmáli. Pod panowaniem norweskim (1262–1380) Islandia rozwinęła eksport ryb – stąd wyróźnia się okres rybny – Fiskveiðaöld (1300-1550) oraz kontakty z krajami zachodnimi. W późniejszych dziejach wyróżnia się nawet okres angielski: Enska öldin (1400-1500) i niemiecki: Þýska öldin (1500-1600), a te wymiany handlowe przyniosły wiele ciekawych zabytków, takich jak XVI-wieczny kompas niemiecki lub hiszpański wykonany z kości.
Islandzka historia nowożytna rozpoczyna się od przejścia pod panowanie duńskie (1380–1918). Pierwszy okres dotyczy przymusowego przyjęcia przez Islandczyków reformacji, Siðaskipti (1540-1550), kiedy to stracono biskupa Jóna Arasona i jego synów. W okresie tym pojawił się druk na Islandii i pierwszą książką wydrukowaną na Wyspie była Biblia (1530). Postacią związaną z rozwojem druku książek był biskup Hólar, Guðbrandur Þorláksson, którego wizerunki można oglądać w Muzeum oraz na banknocie 50-koronowym. Poza drukiem Biblii, biskup przyczynił się także do publikacji zbioru islandzkich praw, opartego o średniowieczne źródła, takie jak Grágás. Wraz z rozpowszechnieniem druku rozwijała się kultura, a okres ten nosi w islandzkiej periodyzacji miano Lærdómsöld (1550-1770).
Dalej epokę panowania duńskiego można dzielić na okres absolutyzmu, Einveldi (1662-1871) oraz duńskiego monopolu gospodarczego, Einokunarverslun (1602-1787), kiedy to Islandczycy nie mogli handlować z innymi krajami. Równolegle wyróżnia się także okres palenia czarowników, Brennuöld (1654-1690) oraz wybuch Laki (1783–1785), który miał wpływ nie tylko na dzieje Islandii, jak i być może całej Europy (według niektórych historyków pyły wulkaniczne przyczyniły się do nieurodzaju na kontynencie, co miało być jednym z przyczynków do rewolucji francuskiej. Chmury wulkaniczne dotrzeć miały podobno nawet do Świdnicy). Epokę nowożytną zamyka islandzkie Oświecenie, Upplýsingaröld (1770-1830).
Natomiast za początek islandzkiej historii współczesnej uważa się pierwsze próby dążenia do niepodległości, Sjálfstæðisbarátta, których wynikiem było uzyskanie autonomii w 1918 roku, a potem pełnej niepodległości w 1944 (piszemy o tym przy okazji Islandzkiego Święta Narodowego, obchodzonego 17 czerwca na cześć Jóna Sigurðssona. Wystawa kontynuuje narrację aż do lat współczesnych, skupiając się już na zmianach społecznych i kulturowych, niż politycznych. Ostatnim elementem ekspozycji jest tasiemiec przedmiotów reprezentujących dane lata XX wieku. Wśród nich można odnaleźć modne gadżety, elementy stroju, islandzkie symbole narodowe, a nawet lalkę Barbie.
Jeśli więc nadal wątpicie w tzw. materialną historię Islandii, naprawdę zajrzyjcie do Muzeum Narodowego. Ekspozycji towarzyszą też wystawy czasowe; obecnie jest to “Islandia w świecie, świat w Islandii”, która opowiada między innymi o migracji na Islandii. Nie zabrakło też tematów polonijnych; na ścianie można było przeczytać także o jednym z naszych rodaków, Łukaszu Misiołku. Można więc powiedzieć, że wizyta w Muzeum daje pewnego rodzaju odpowiedź na to, jak stworzyć naród. A przynajmniej czym współczesny naród islandzki jest – to nie tylko rodowici Islandczycy, ale też imigranci. Przynajmniej mamy nadzieję, że takie było zamierzenie wystawy czasowej 😉
Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.