Konie w sztuce (staro)islandzkiej 🐴

Konie to jeden z ulubionych motywów islandzkich malarzy. Zwierzę to ma wyjątkową pozycję w kulturze Islandii, a jego przedstawienia znajdziemy także w sztuce staronordyckiej.

Czy wiesz, że…

🐴 koń islandzki to rasa sięgająca czasów zasiedlenia Islandii? Już w X wieku Althing uznano potrzebę dbania o czystość genetyczną rasy, a w XX wieku podjęto decyzję o zakazaniu wwożenia zwierząt, które wcześniej opuściły Wyspę.

🐴 koń to nieoficjalny symbol Islandii? W romantyzmie koń kojarzył się z wolnością i niezależnością, a także tęsknotą za czasami wikingów.

🐴 w kulturze staronordyckiej można było rzucić klątwę na przyjaciela za pomocą níðstöng, czyli palu z nabitym na niego łbem klaczy. Zapisanie zaklęć runami i umieszczenie takiej ozdoby na terytorium wroga miało gwarantować jego zgubę.

🐴 w filmie O koniach i ludziach (2013 reż. Benedikt Erlingsson) pojawiają się odniesienia do wierzeń ludowych związanych z końmi, np. kojarzeniem ogiera z potencją, a klaczy z upokorzeniem.

🐴 niektórzy badacze twierdzą, że mityczny Sleipnir posiadał osiem nóg dlatego, że staronordyccy malarze próbowali przedstawić ruch jego kopyt, charakterystyczny dla chodu skeið.

🐴 konie pojawiają się również w folklorze islandzkim, np. w postaci wodników

🐴  w roku 2011 Muzeum Sztuki w Reykjaviku zorganizowało wystawę “Koń w sztuce islandzkiej”, a prezentowane na niej obrazy opisane są w katalogu do wystawy: Adalsteinn Ingólfsson, Jór!: the horse in Icelandic art (Ingólfsson 2011).

Więcej o koniach w sztuce i kulturze islandzkiej dowiesz się z filmu na kanale Utulę Thule mówi o sztuce Północy:

https://www.youtube.com/watch?v=U2FCp037yCk

 

OBRAZY I ZDJĘCIA UŻYTE W FILMIE

  1. Ásgrímur Jónsson,  Z Sagi o Njálu: Gunnar i Kolskeggur, 1915-1920, źródło. sarpur.is
  2. Ásgrímur Jónsson, Ucieczka przed wybuchem wulkanu,  1945
  3. Þórarinn B. Þórláksson, Portret  Pike’a Ward na jego koniu, 1903, Listasafn Íslands, Reykjavik, źródło: sarpur.is
  4. Jón Stefánsson, Konie na pastwisku (isl. Útigangshestar), 1929, Listasafn Íslands, Reykjavik, źródło: sarpur.is
  5. Jón Stefánsson, Gniady, 1928, źródło: Ingólfsson 2011
  6. Þórarinn B. Þórláksson, Thingvellir (Þingvellir), 1900, Listasafn Íslands, Reykjavik, źródło: Wikimedia Commons
  7. Sveinn Þórarinsson, Pasterze, 1939, źródło: sarpur.is
  8. Sveinn Þórarinsson, Lestarferð, bez daty.
  9. Sveinn Þórarinsson, Husavík, 1941.
  10. Sigurjón Ólafsson, Koń towarowy i źrebię, 1959–1963), źródło: http://www.lso.is/vefskra/Grind-EN.htm
  11. Jóhannes Sveinsson Kjarval, Chłopiec i źrebię, źródło: Ingólfsson 2011
  12. Jóhannes Sveinsson Kjarval, Konie
  13. Jóhannes Sveinsson Kjarval , Pegaz i dziewczynka (Pegasus og stúlkan), 1953,  Listasafn Reykjavíkur, Reykjavik.
  14. Pálína Guðfinnsdóttir, Zdjęcie mężczyzny z koniem i flagą, źródło: sarpur.is
  15. Ólafur Magnússon, Zdjęcie z walczącymi końmi, 1930, źródło: sarpur.is.
  16. Tryggvi Magnússon,  Okolicznościowa plakieta z symbolami Islandii, 1930, Cf. no. 96-97, źródło: sarpur.is.
  17. Bertel Thorvaldsen, Pomnik Księcia Józefa Poniatowskiego, 1832, źródło: Wikipedia Commons
  18. Einar Jónsson, Fatum (Skuld), 1900-1927, źródło: lej.is
  19. Einar Jónsson, Mesjasz burzy,  1906-1948, źródło: lej.is
  20. Halldór Pétursson, Dwa konie, 1963, źródło: Ingólfsson 2011
  21. Halldór Pétursson, Walka koni, 1962, Galeria Fold, Reykjavik.
  22. Helgi Þorgils Friðjónsson, Jednorożec, 2005, zdjęcie: Einar Falur Ingólfsson.
  23. Helgi Þorgils Friðjónsson, Bez tytułu, 2014.
  24. Erró, Lovesong, 2008.
  25. Stefán V. Jónsson, Białe konie, Listasafn Reykjavíkur, Reykjavik.
  26. Stefán V. Jónsson, Wiosenna zabawa (Vorleikur), źródło: Pinterest
  27. Tólli Morthens, Koń, 2008, źródło: Ingólfsson 2011, dzięki uprzejmości autora.
  28. Fragment kamienia runicznego z Tjängvide, ca. 800– 1099, Historiska Museet, Sztockholm, zdjęcie: Ola Myrin, Statens historiska museer, CC BY.
  29. Erlingur Jónsson, Krapi, źródło: http://erlingurjonsson.blogspot.com/?m=0
  30. Louisa Matthíasdóttir, zdjęcia obrazów z wystawy “Calm”, Listasafn Reykjavíkur, Reykjavik, 2017.

Czytaj więcej:

Krajobraz z koniem i ludzie

Krótka historia sztuki islandzkiej z pozycji konia

W związku z naturą (i sztuką)

Zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci.

Uścisk dłoni prezydenta

W środę 4 marca prezydent Islandii Guðni Th. Jóhannesson wygłosił wykład gościnny na Uniwersytecie Warszawskim.

Trzeba wiedzieć, że KAŻDA okołoislandzka okoliczność jest dla mnie na wagę złota. Gdy więc jeszcze w lutym dostałam od konsula wiadomość o planowanej wizycie islandzkiego prezydenta w Polsce, ucieszyłam się, że mogłabym mieć szansę poznać go osobiście. Co prawda nie uczestniczyłam w oficjalnym obiedzie organizowanym w Pałacu Prezydenckim, ale pomimo moich dawnych marzeń o karierze dyplomatycznej pomyślałam sobie: bardzo dobrze! Po co stresować się, że znowu popełnię jakąś gafę (już na otwarciu konsulatu w Warszawie ubrałam się w sukienkę, która podobno nie mieściła się w protokole). W budynkach akademickich czuję się natomiast bardziej komfortowo, szczególnie jeśli mowa o mojej alma mater.

Okazuje się, że prezydent Guðni Th. Jóhannesson przed objęciem najważniejszego stanowiska politycznego Islandii był wykładowcą akademickim. Jako profesor historii, swoją wiedzą i doświadczeniem postanowił podzielić się podczas krótkiego wystąpienia o tytule: „Defending Asgard, independence and human rights. The use of history in current affairs”. Temat sam w sobie zapowiadał się ciekawie, zważywszy na mury uczelni oraz fakt, że para prezydencka przyjechała do Warszawy na zaproszenie strony polskiej. Sam Guðni Th. Jóhannesson zaznaczył jednak, że nie zamierza nikogo pouczać, choć wiele słów, które padły z mównicy przydałoby się naszym politykom.

Ale to nie post o polityce, na tej w końcu wcale się nie znam. Wykład w gruncie rzeczy miał być historyczny, a punktem wyjścia dla mówcy był właśnie tytułowy Asgard – mityczna kraina bogów, Asów. Jak podkreślił sam prezydent,  wiara w bogów nordyckich jest na Islandii wciąż żywa – działa tam coraz prężniej grupa wyznawców Ásatrú – a wiele z fundamentalnych wartości współczesnego społeczeństwa islandzkiego wynika właśnie z rodzimowierstwa. Jak mówił, tolerancja przychodzi łatwiej, kiedy uświadomimy sobie, że sami bogowie byli przedstawicielami różnych ras, uprawiali homoseksualizm, a nawet zmieniali płeć.

Na prezentacji zdjęcie Hilmara Örna Hilmarssona, kapłana Ásatrú.

 

Krótka prezentacja “zawładnięcia” mitologii nordyckiej przez popkulturę, wyliczenie nazwisk brytyjskich pisarzy czy tytułów hollywoodzkich megaprodukcji filmowych, miały na celu pokazanie, że mitologia jest wciąż żywa. Nawet jeśli dowolnie przekształcana, upraszczana, być może nawet daleka od oryginału – nie stanowi większego zagrożenia dla historycznego znaczenia politeizmu w Islandii. O wiele gorsze jest natomiast zawłaszczenie jej symboli i motywów przez ugrupowania nazistowskie. Na to nie można się godzić i trzeba z tym walczyć. Problem tylko zasygnalizowano, ale w Polsce 2020 roku zabrzmiał według mnie niezwykle aktualnie.

Lecz nie polityka, a historia. Prezydent Islandii postanowił porównać współczesne dzieje obu krajów i wykazać, ile mają ze sobą wspólnego. Chodziło głównie o zestawienie dwóch ważnych dla obu narodów dat: 1918 oraz 1944. Historyk postanowił nawet wykazać, że kilka słów islandzkich pochodzi z języka polskiego czy słowiańskiego, na przykład torg od polskiego targ. Faktycznie, słownik etymologiczny potwierdza, że staronordyckie torg, pochodzi od słowiańskiego търгъ. Tu jednak prezydent uciął porównywania i wzajemnie zapożyczenia, wiedząc pewnie, że zapędziłby się w kozi róg wafelków Prince Polo i klecenia o polskiej mniejszości na Islandii, a to na pewno omówił już wcześniej z prezydentem Dudą.

Tak totalnie bez złośliwości: prezydent Guðni Th. Jóhannesson sprawia wrażenie dowcipnego, bardzo inteligentnego i rozsądnego człowieka. Wiem, że na Islandii dystans między politykiem a suwerenem jest mniejszy niż w Polsce, ale i tak jego luzackie, a przy tym bardzo profesjonalne, podejście mocno mi zaimponowało. Odpowiadał na zadawane mu pytania rzetelnie i z jajem, chociażby prezentując układ walk między brytyjskimi i islandzkimi trawlerami z czasów wojen dorszowych za pomocą kartek z notatkami i pilota do zmiany slajdów. Tym skradł moje serce i zachęcił do znalezienia w sobie odwagi, żeby w sekcji pytań o politykę, Brexit, programy edukacyjne i Polonię (swoją drogą ciekawe, że autor poniższego artykułu z całego wykładu wyciągnął tylko jeden temat, o którym prezydent mówił zaledwie przez minutę, jako dygresję przy odpowiedzi na pytanie…) zapytać go o coś zupełnie innego. Który obraz jest Pana zdaniem najważniejszym dla islandzkiej tożsamości narodowej i który obraz jest prywatnie Pana ulubionym?

Nie ukrywam, że najpierw chciałam uświadomić prezydenta Islandii o tym, że w Polsce funkcjonował kiedyś Studencki Klub Islandzki, a jakaś tam Emiliana Konopka, która była jego prezeską, zajmuje się teraz sztuką islandzką. Prezydent uśmiechnął się i podziękował za zaangażowanie, a potem odpowiedział na moje pytania bardzo dyplomatycznie: zacznijmy od Kjarvala. Zna Pani Kjarvala, prawda?

Bilden kan innehålla: 8 personer, personer som står och inomhus
źródło: https://www.facebook.com/embaettiforseta

 

Oczywiście, że znam. Więcej: zna go każdy, kto widział zdjęcia prezydenta Islandii z jego gośćmi w oficjalnych wnętrzach. W ich tle znajduje się obraz Jóhannesa Sveinnsona Kjarvala Leda i łabędź, który znajduje się również na rewersie banknotu 2000-koronowego. Pan Prezydent wyznał, że tak bardzo lubi ten obraz, że niemal od razu po objęciu urzędu postanowił powiesić go w widocznym miejscu, aby oglądali go zarówno goście, jak i obiektywy aparatów. Obecność dzieł sztuki w tych kadrach jest więc bardzo przemyślana, również ze względów pr-owskich w samej Islandii. Kjarval to w końcu ulubiony malarz Islandczyków, nie dziwne więc, że pan prezydent wybrał właśnie niego. Jego zdaniem islandzkim obrazem numer jeden jest natomiast Fjallamjók, czyli Mleczna Góra, widok z Thingvellir. Można go oglądać w zbiorach Kjarvalsstaðir

źródło: https://sdn-news.com/is-en/2019/03/25/the-president-of-iceland-says-that-the-muslims-are-under-the-protection-of-the-government/

 

Innym obrazem bliskim sercu prezydenta Islandii, również dostrzegalnym na oficjalnych zdjęciach z wizyt, jest Saga (Historia) Níny Tryggvadóttir. Wspomnienie tego płótna było okazją do opowiedzenia kilku słów o życiu malarki (podczas pobytu w Stanach podejrzewanej o kolaborowanie z komunistami), mogę więc uznać, że moje pytanie nie było to końca takie samolubne. Publiczność również dowiedziała się tego i owego o kulturze Islandii, a siedzący obok mnie pracownik biura prezydenta googlował na bieżąco omawiane obrazy i pokazywał je mniej poinformowanym sąsiadom.

Sztuka przybliża, bo choć nie spodziewałam się, że prezydent dowie się o moim istnieniu, po oficjalnym zakończeniu spotkania podszedł uścisnąć mi rękę i pochwalić tulisiową naszywkę na mojej marynarce. – Flótt! – Takk fyrir! to była zatem moja pierwsza i jedyna rozmowa po islandzku przeprowadzona z prezydentem Islandii, Guðnim Th. Jóhannessonem. Znalazła się nawet chwila na pamiątkowe zdjęcie i chyba oprawię je sobie w ramkę. Bo prezydent Islandii to fajny człowiek, można z nim nawet o sztuce pogadać. Chciałabym, żeby w Polsce na wysokich stanowiskach również zdarzali się tacy politycy.

fot. UW

Tintin a Islandia

Z miejsca muszę przyznać, że w dzieciństwie nie czytałam Tintina. Historię młodego reportera odkrywam na bieżąco z komiksów mojego chłopaka.

Matthis związany jest ze swoim ulubionym bohaterem z dzieciństwa do tego stopnia, że napisał nawet pracę dyplomową na temat reprezentacji geopolitycznej świata w Przygodach Tintina. Co prawda nie zawarł w niej Islandii, ani nawet nie pamiętał, że ten kraj również pojawia się w kreacji Hergé’go. Wystarczyła jednak jedna pochmurna niedziela ubiegłego lata, żebym z nudów zaczęła czytać pierwszą z brzegu książkę z jego kolekcji. Na moje szczęście była to dziesiąta część z serii, zatytułowana Tajemnicza gwiazda. Właśnie ta, w której Tintin zatrzymuje się w Akureyri.

Tym, którzy nigdy nie czytali Przygód Tintina szybko zarysuję kontekst. Wymyślił je belgijski rysownik Hergé (Georges Remi) w latach 20. XX wieku, początkowo publikował je na łamach gazety Le soir, a od lat 30. w formie książkowej. Cała seria składa się z 24 tomów, wydawanych z różnymi odstępami do lat 80. Ostatnia, nieukończona część, została wydana po śmierci Hergé’go w 1986 roku. Przygody młodego reportera, który zwiedza świat w towarzystwie psa Milou (w polskiej wersji nazywa się Miluś) oraz Kapitana Haddocka (Baryłki) podbiły cały świat. Pierwsze polskie wydanie ukazało się dopiero w 1994 roku, tomy wydawano w różnej kolejności i niektóre z nich przetłumaczono dopiero w 2009 lub 2011 roku. Nic dziwnego, że w dzieciństwie zaczytywałam się raczej w gazetkach W.I.T.C.H., bo Tintina po polsku jeszcze wtedy nie było.

Skąd Tintin wziął się na Islandii?

Świat Hergé jest mocno zainspirowany rzeczywistym, ale jest w nim też wiele miejsc i krajów, które powstały w wyobraźni artysty. Szczęśliwie dla nas, belgijski rysownik postanowić osadzić część akcji Tajemniczej gwiazdy w prawdziwej Arktyce. Statek Kapitana Haddocka, biorący udział w ekspedycji Aurora na Biegun Północny, zatrzymuje się u wybrzeża Islandii w celu zatankowania przed dłuższym postojem na Grenlandii. Bohaterowie cumują w porcie Eyjafjördur i schodzą na ląd, aby poprosić lokalne władze o paliwo. Jak się okazuje, władze portu są w zmowie z konkurencyjną ekspedycją, więc odmawia się Kapitanowi użycia paliwa Golden Oil. Kiedy obaj z Tintinem zaczynają godzić się z wizją utknięcia w Akureyri, Haddock wpada na towarzysza z dawnych lat, Kapitana Chestera. Zgodnie ze swoim temperamentem (Baryłka to marynarz bardzo agresywny i często pijany) zaczyna wieszać psy na Islandii. 

Cała trójka postanawia jednak udać się do pobliskiej gorzelni, aby znaleźć rozwiązanie sytuacji. Przy whisky i wodzie gazowanej (Haddock akurat jest abstynentem, ale nieopatrznie wypija wodę z tonikiem) wpadają na pomysł, aby zatankować Aurorę za pośrednictwem statku Chestera. Sirius nie uczestniczy w wyścigu na Biegun Północny, a więc ma pozwolenie na zakup paliwa w Eyjafjördur. Gdy statek jest gotowy do dalszego rejsu, bohaterowie wchodzą na pokład i opuszczają Akureyri. 

Źródło: https://nordnordursins.is/2011/11/aevintyri-tinna-%E2%80%93-annar-hluti/

Choć w całej 62-stronicowej historii akcja rozgrywająca się na Islandii zajmuje tylko kilka stron, pobyt tej kultowej postaci europejskiego komiksu chętnie wspominany jest w islandzkim kontekście. W mediach społecznościowych znaleźć można fotomontaże i zdjęcia z plastikowymi figurkami Tintina czy Haddocka zwiedzającymi Islandię. Ale to nie wszystko, bo sami Islandczycy mają sentyment do tego wątku i od lat planowane jest postawienie pomnika Tintina w porcie w Akureyri. Jak donoszą media, realizacja tych planów nie jest jednak taka prosta z uwagi na zasady dotyczące praw autorskich, których właścicielem jest Moulinsart S.A., bardzo restrykcyjnie podchodząca do sprzedawania wizerunków wykreowanych przez Hergé’ego. Z prawnego punktu widzenia każdy posługujący się cytatami z komiksu Przygody Tintina bez licencji może liczyć się z wysoką karą pieniężną.

Tintin w sztuce islandzkiej

Nie przeszkadza to jednak powstaniu tematycznego fanartu, przede wszystkim przez fanów Tinniego, a więc islandzkiej wersji Tintina. Na stronie Tinni á Íslandi można znaleźć bardzo dużo rysunków, na których tytułowy bohater komiksu przedstawiony jest w typowo islandzkich okolicznościach: pijąc kawę, chodząc do kina na islandzkie filmy, kibicując piłkarzom, świętujący setną rocznicę uzyskania autonomii

Ingen fotobeskrivning tillgänglig.
Fyrsti kaffibollinn í fangið og lífið heldur áfram að koma á óvart, źródło: https://www.facebook.com/tinniaislandi

Do postaci Tintina odwoływali się też islandzcy malarze, np. Birgir Rafn Friðriksson czy Thrandur. Ten pierwszy, posługujący się pseudonimem BRF, stworzył całą serię obrazów inspirowanych postacią Tintina. Wszystkie można znaleźć na jego Instagramie.

https://www.instagram.com/p/Bvu72pUgdT1/?utm_source=ig_web_copy_link

Birgir Rafn Friðriksson, Cod Masquerade, 2018, źródło: https://farm1.static.flickr.com/900/40696906164_55921d136e_b.jpg

Thrandur, “Tinni og Kolbeinn kafteinn á Akureyri”, 2019, źródło: https://www.facebook.com/ThrandurThorarinsson/

Zamiast post scriptum:

Skandynawskie wydanie komiksów Hergé’go były monitorowane przez duńskiego wydawcę, Pera Carlsena. To on zajął się wprowadzaniem Tintina na rynek duński, szwedzki, ale też niemiecki. Islandzkie tłumaczenia Przygód Tintina (isl. Ævintýri Tinna) pojawiły się już w latach 70. W wydaniach skandynawsko-języcznych bohaterowie zachowali swoje oryginalne imiona, z wyjątkiem Milou, który po duńsku, szwedzku i norwesku nazywa się Terry. W wersji islandzkiej natomiast wszyscy mają islandzko brzmiące imiona: Tintin to Tinni, Milou – Tobbi, a Haddock – Kolbeinn

Fragment “Tajemnicy Jednorożca” (isl. Leyndardómur Einhyrningsins), 11. tomu “Przygód Tintina”, po islandzku.

Choć w samej serii komiksów nie znajdziemy zbyt wielu skandynawskich wątków – z krajów Północy Tintin odwiedza tylko Islandię i Grenlandię – w twórczości Hergé’go pojawiły się co najmniej dwa rysunki inspirowane wikingami. Pierwszy to karta urodzinowa dla Pera Carlsena z podziękowaniem za wkład w północne wydania Tintina. Natomiast rysunek Tintin w kraju wikingów (1982) powstał na potrzeby promocji serii komiksów w krajach nordyckich. Co ciekawe, dzieło to było na tyle popularne w ówczesnej Skandynawii, że powoływali się na nie nawet krytycy Midvinterblot Carla Larssona, atakując komiksową kreskę tej kompozycji.

Hergé, Karta z okazji 70. urodzin Pera Carlsena, 1982, źródło: http://en.tintin.com/news/index/rub/100/id/4582/0/tintin-in-oslo#
Hergé, Tintin w kraju wikingów, 1982, źródło: http://en.tintin.com/news/index/rub/100/id/4582/0/tintin-in-oslo#


Mówisz o sobie: artystka

Sztuka na Islandii to już nie tylko artyści islandzcy. Coraz widoczniejsze są tam również działania naszych rodaczek. Rozmawiałam z Wiolą Ujazdowską i Agnieszką Majką.

W ostatnim czasie skontaktowałam się z dwiema polskimi artystkami tworzącymi na Islandii. Choć różnią się wykształceniem, charakterem swojej artystycznej działalności i obszarem zainteresowań, sylwetki obu naszych rodaczek pokazują pewną różnicę traktowania i myślenia o artystkach w naszym kraju a na Północy.

Mówisz o sobie: artystka

Kiedy Wiola Ujazdowska w 2015 roku napisała w grupie Polacy na Islandii posta zaczynającego się od słów “Jestem artystką i…” pod jej wpisem wylała się burza komentarzy. Niektóre sugerowały, że nazywanie się artystką “trąci jak cholera” i projekt, o którym pisze nie jest właściwie sztuką. Wiola ukończyła historię sztuki i malarstwo na UMK w Toruniu oraz konserwację zabytków w Cologne Institute of Conservation Sciences, dlatego dziwi się, że w Polsce na tytuł artysty trzeba zasłużyć. “Dla mnie jest to zawód, profesja, która wymaga lat edukacji, ciężkiej pracy i ogromnego zaangażowania” twierdzi. “Ludzie krzywią się, jakbym nie wiadomo za kogo się uważała, bo artystą był przecież Jan Matejko, a nie jakaś młoda kobieta”. Co innego w Islandii: tutaj nikogo nie dziwi jej zawód, a tworzenie jest cenione do tego stopnia, że nawet bez odpowiedniego wykształcenia ludzie mogą nazywać się artystami.

Potwierdza to Agnieszka Majka, która ukończyła edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych na Uniwersytecie Rzeszowskim. “Z moich obserwacji na Islandii niekoniecznie musisz ukończyć studia artystyczne, żeby być artystą” mówi. Sama uczy islandzkie dzieci plastyki w szkołach, ale niedawno ukończyła też pierwszy stopień kursu złotnika w Reykjaviku. Jej zdaniem nabycie nowych umiejętności otworzyły przed nią wiele możliwości, ale co najważniejsze: odnalazła drogę, którą chce podążać jako artystka.

Działania Agnieszki to obecnie przede wszystkim biżuteria artystyczna. Drobne fragmenty przyrody zatapia w żywicy epoksydowej i na tej podstawie tworzy swoje dzieło. Zajmuje się również fotografią, w której interesuje ją głównie pejzaż i portret. Jej pejzaże islandzkie wystawianie były już w Islandii i w Polsce, ale poza projektami fotograficznymi (takimi jak najnowszy Timeless, w którym skupia się na starszych modelach), realizuje się na Islandii również jako malarka. Jej obrazy również były już wystawiane na Wyspie, a swoje akwarele prezentuje także w Internecie.

Ingen fotobeskrivning tillgänglig.
Agnieszka Majka (Majka.art)

Wiola Ujazdowska od kilku lat pracuje głównie z nowymi mediami oraz na pograniczu sztuki, antropologii, perfomance i aktywizmu. Współpracuje z artystami islandzkimi i polskimi, należy również do Związku Artystów Islandzkich (Samband íslenskra myndlistarmanna), co dla artystów pochodzenia nieislandzkiego jest szczególnym wyróżnieniem.  Aby dostać się do Związku należy złożyć wniosek, w którym oprócz wykształcenia trzeba wymienić wystawy, w których się uczestniczyło. Aby wniosek rozpatrzono pozytywnie, ważna jest również długoletnia rezydencja na Wyspie.  Jak mówi mi Wiola, przykładowo Icelandic Art Center nie przyznaje dofinansowań artystom obcego pochodzenia, jeśli nie mieszkali na Islandii minimum 5 lat.

Twórca musi popełniać pomyłki

Projekt, o którym Wiola Ujazdowska wspominała na grupie Polacy na Islandii miał dotyczyć emigracji jako zmierzania się ze stereotypami związanymi z polskością. Artystkę interesują przede wszystkim obserwacje dynamicznie zmieniającego się społeczeństwa, w tym również zagadnień emigranckich. Ostatnio była kuratorką projektu Ágústkvöld/Pod koniec sierpnia – polsko-islandzkiego festiwalu, współtworzonego z islandzką artystką Ragnheiður Sigurðardóttir Bjarnarson.

Obecnie pracuje dla Reykjavik Esemble oraz nad produkcją performance wraz z Alexandrem Robertsem i Asrun Magnusdottir dla Reykjavik Arts Festival 2020. Oba projekty podejmują temat przemian społecznych w Islandii w ciągu ostatniego dziesięciolecia. Oprócz dużych projektów tworzy własne mniejsze projekty, na przykład w ramach Sequences Art Festival zaprezentuje nową pracę Where and how, która – jak opisuje sama artystka – “jest uliczną interwencją  na pograniczu street artu i urban guerrilli”.

Dzięki uprzejmości Wioli Ujazdowskiej.

Co najbardziej podoba jej się w pracy na Islandii? Jak twierdzi, przyjazd na Wyspę dał rozpęd jej twórczości i odwagę, której nie miała w Polsce. Jak twierdzi, nad Wisłą środowisko jest bardzo zawistne i zamiast współpracować, oczekuje się tylko potknięć ze strony artysty. A zdaniem Wioli Ujazdowskiej artysta musi się czasem mylić, bo bez popełniania błędów nie można się odpowiednio rozwijać. Jak dodaje, “Każda praca dla mnie to eksperyment i często nie wiem jaki będzie tego produkt finalny.  Najbardziej interesuje mnie aspekt transformacji czy deformacji.” W swojej twórczości próbuje też walczyć  o dostępność i inkluzywność sztuki. Szczególnie interesują ją mniej słyszane mniejszości: artystki, artyści queer, artyści niepełnosprawni oraz wywodzący się z mniejszości etnicznych. W Islandii wychodzi to o wiele łatwiej niż w Polsce.

Fauna, flora, aura

Agnieszka Majka tworzy i inspiruje się przede wszystkim przyrodą Islandii. Jak mówi, odkąd zaczęła tworzyć biżuterię, z każdego spaceru przynosi liście, mech, trawy, kwiaty, muszle, kamienie, piasek, które potem zatapia w żywicy. Jako fotografka i malarka wzrusza się pięknem krajobrazów. Przez osiem lat mieszkała w Kirkjubæjarklaustur, wciąż bywa i wystawia na południu Islandii, np. ostatnio w Vík, a teraz przebywa głównie w Reykjaviku. W akwareli często wraca do motywu zorzy polarnej, z kolei na jej fotografiach widać przyrodę, ale też ludzi na jej tle. W projekcie ReadHead portretowała rudowłose Polki, które pozowały na łonie natury, zestawiała je z kontrastującym tłem zieleni, błękitów i fioletowych łubinów.

Poza islandzką florą i fauną, istotna jest dla artystki również aura. Dla jej malarskiej i fotograficznej działalności kluczowe jest tutaj światło, które jej zdaniem jest na Islandii całkowicie odmienne. Zmieniające się pory roku również zachęcają do działania: pogodne jesienne dni, ale też te wypełnione szalonym wiatrem, nieustającym deszczem, który nie jest łaskawy dla nikogo. Co ciekawe, obie artystki potwierdzają, że nieobliczalna pogoda działa na nie bardzo twórczo. Dla Wioli sztorm to dobry czas, by się dokształcić, nadrobić nowe publikacje, szukać inspiracji on-line. Z kolei Agnieszka uważa, że “gdy człowiek utknie w domu, zaczyna szukać sobie zajęcia więc… tworzy.”

Dzięki uprzejmości Agnieszki Majki.

Co najbardziej podoba jej się w pracy na Islandii? Kurs złotnika pokazał jej nowy sposób wyrażania się, od tego momentu “zatapianie się w islandzką przyrodę” nabrało nowego sensu. Agnieszka Majka dodaje również, że swoboda artystyczna i otwartość Islandczyków na sztukę pozwala rozwijać skrzydła. Czuje, że może robić to co lubi i że jej twórczość wkrótce zostanie zauważona również w Reykjaviku. Do tego tutaj rozwija umiejętności pracy z ludźmi, szczególnie w sesjach zdjęciowych. We wspomnianym już projekcie Timeless szuka formuły na ukazanie piękna osób starszych. “To z ich twarzy można tak dużo wyczytać”, mówi. “Nie tylko zmarszczki i blizny, które przedstawiają miniony czas, ale i dobro. Czyste i nieskazitelne dobro. Tego nie da się zagrać. Tylko w oczach starszych ludzi możesz tak jasno i wyraźnie odczytać ten silny wewnętrzny spokój”.

O roli sztuki

Twórczość Agnieszki Majki to przede wszystkim rzeczy ładne, sztuka użytkowa: biżuteria do noszenia, piękny widok do powieszenia. Jak mówi, “sztuka nie musi krzyczeć, szarpać, niszczyć czy obrażać, żeby za pomocą szoku przekazać swoją informację odbiorcy”. I dodaje: “w mojej duszy mieszka spokojna istota. Chce się spełniać, tworzyć piękne rzeczy, którymi zwykły śmiertelnik może się otaczać i czuć się dobrze i swobodnie. Biżuteria, którą tworzę ma dać możliwość posiadania przy sobie odrobinki islandzkiej przyrody, nutkę magii”.

Z kolei Wiola Ujazdowska twierdzi, że “artysta jest reprezentantem swoich czasów, zwierciadłem i filtrem wyłapującym fragmenty rzeczywistości, które następnie przetwarza w wybrany przez siebie sposób”. Stąd jej zainteresowania oscylują wokół sztuki społecznej, co widać w wielu projektach zaangażowanych w życie różnych społeczności. “Osobiście czuję się najlepiej w małych miastach i społecznościach, w których idea sąsiedztwa jest obecna” – dodaje. “Aby być up-to date i tworzyć aktualne prace nie trzeba mieszkać w wielkich miastach, w czasach globalizacji wszystkie przemiany odbiją się na społecznościach lokalnych i właśnie w tym kontekście są najciekawsze. To trochę jak gra w głuchy telefon, na końcu wychodzi często coś zaskakującego i pewnego rodzaju izolacja Islandii sprawia, że wszystko to, co dzieje się w większych ośrodkach odbija się echem na wyspie i jest przekształcane na sposób lokalny”.

Dzięki uprzejmości Wioli Ujazdowskiej.

Czy współpracują wciąż ze światem artystycznym w Polsce? Agnieszka Majka ma wiele projektów poza Wyspą, głównie współpracuje z grupą Niezależna Akademia Frenetyków. W tym roku bierze udział w grupowej wystawie w Biurze Wystaw Artystycznych Jatki w Nowym Targu. Wiola Ujazdowska przyznaje natomiast, że przez życie na emigracji wypadła już z obiegu w polskim świecie artystycznym, ale ma nadal kontakty chociażby z CSW w Toruniu, a współpracuje z wieloma ośrodkami na świecie. Wciąż jednak jest artystką “pomiędzy”: “dla Polaków jestem zbyt islandzka, a dla Islandczyków zbyt polska, chociaż w Islandii się to już powoli zmienia i zaczynam być opisywana jako artystka islandzka polskiego pochodzenia”. Choć tworzy w Związku i jej twórczość finansowana jest przez rząd islandzki, dodaje, że “z dumą reprezentuje oba kraje”.

Sztuka doznań (z Instagrama)

Czy zastanawiałeś się kiedyś, jakie to uczucie znaleźć się w środku włochatej bestii? Doświadczyć kosmatych glonów wszystkimi zmysłami? Może Ci na to pozwolić dzieło sztuki.

12_iceland_pav_2019_©_ugo_carmeni
Photo: Ugo Carmeni © Hrafnhildur Arnardóttir / Shoplifter

A dokładniej twórczość islandzkiej artystki Hrafnhildur Árnadóttir działającej pod pseudonimem Shoplifter. Miałam przyjemność oglądać jej prace podczas wystawy czasowej w Listasafn Íslands latem 2017 roku. Wówczas zaprezentowała dwie instalacje TAUGAFOLD VII oraz NERVESCAPE VII, które składały się na girlandy futrzanych glonów czy kolorowych włosów rozpiętych pod sufitem sali muzeum w Reykjaviku. Nie można było ich dotknąć, ale samo przemieszczanie się pomiędzy nimi, ta feeria barw i zaskakujący materiał utkwiły mi na długo w pamięci. Czułam się jakbym chodziła po jakimś kosmicznym oceanie nogami do góry, mając nad sobą niezwykłe stworzenia, glony i włochate gąsienice w intensywnych kolorach. Jakbym, niczym Alicja, wpadła do psychodelicznej Krainy Czarów, w której Pan Gąsienica najadł się wszystkich substancji psychotropowych dostępnych ludzkości. Jakbym szła tanecznym krokiem u boku Mistera Furry z reklamy MTV.

O wiele intensywniejsze przeżycia doświadczyć można podczas 58. Biennale Sztuki w Wenecji. Za tegoroczny pawilon islandzki odpowiedzialna jest właśnie Shoplifter i wypełniła go masą kolorowych włosów. To dzieło Chromo Sapiens, zdające się w pełen sposób odpowiedzieć na temat przewodni tegorocznego Biennale: May You Live in Interesting Times. Ciekawe czasy, to zdaniem Hrafnhildur Árnadóttir czasy człowieka chromatycznego, barwnego. A barwność tę można interpretować na wiele sposobów: od radości życia, przez estetyzm, po różnorodność i brak nudy. Czy to utopia, prognoza przyszłości, a może komentarz do naszych czasów? Czymkolwiek jest Chromo Sapiens, jest przede wszystkim instalacją przyciągającą tysiące zwiedzających. Od połowy maja, czyli momentu otwarcia imprezy, Instagram wypełniony został zdjęciami futrzanego wnętrza.

Zdjęcia neonowych włosów nie oddadzą na pewno doznań, o jakie chodziło projektantce pawilonu. Stary magazyn na weneckiej wyspie  Guidecca  został bowiem wypełniony nie tylko kolorami poruszającymi nasze oczy, ale też dźwiękami muzyki heavy-metalowej islandzkiego zespołu HAM, mocno oddziałującymi na nasze uszy i wibrującymi całym ciałem. Wrażenia dla zmysłu wzroku i słuchu zostają tu jednak dopełnione doznaniami haptycznymi. Kosmate włosy można objąć, pogłaskać, położyć się na nich, przeczesać palcami, przeżywając rozkosz wszystkich zmysłów jednocześnie.

Zdaniem samej artystki oraz kuratorki wystawy, Birty Guðjónsdóttir, cały pawilon ma cechy jaskini. Kolorowe włosia odgrywają tu więc rolę miękkich stalaktytów, a przygaszone światło i mroczne dźwięki mają stworzyć wrażenie przestrzeni, która przerasta widza, również dosłownie. “Tracisz wrażenie własnego rozmiaru”, komentuje to sama Shoplifter, “Musisz się po prostu skalibrować”. Wejście do pawilonu ma być też rodzajem “chroma-terapii”, przeżywania swego rodzaju katharsis zmysłowego. Chodzi nie tylko o poruszenie wyobraźni i podjęcie gry w “co widzisz”: ogromne szczotki do kurzu zwisające z sufitu czy kosmate trolle śpiące do góry nogami niczym nietoperze? Trzeba poczuć je całym ciałem, oddać się działaniu koloru.

Instalacji Hrafnhildur Árnadóttir nie da się więc przeżyć jedynie przez ekran telefonu. Martwi mnie, że tegoroczne Biennale już otagowano hasłem “Instagram-friendly” i że w wielu artykułach poświęconych pracy Chromo Sapiens wychodzi się od estetycznego waloru islandzkiego pawilonu, tak jakby był wręcz zaprojektowany pod zdjęciową aplikację. Shoplifter broni jednak swojej pracy:

Instagram jest sprowadzony do małego ekranu i małego głośnika, i z zasady różni się od prawdziwego świata, który nas otacza. (…) Moim celem było stworzenie pełnego, analogowego, multisensorycznego doświadczenia, które otacza Cię w prawdziwym świecie, które opiera się na dźwięku otaczającym Cię ze wszystkich stron.

ED_HA_CS__ 188.jpg
Shoplifter na tle swojej pracy. Źródło: http://www.liljabaldurs.com/chromo-sapiens-icelandic-pavilion-venice-biennale-2019

Mam jednak dziwne wrażenie, że artystka dokładnie tak wyobrażała sobie odbiór swojego dzieła: że stanie się wiralowym tematem Facebookowej aplikacji. Jako kuratorka od 15 lat pracująca w Nowym Jorku zdaje sobie sprawę z potęgi mediów społecznościowych, a także spłaszczenia, jakiemu ulega nasze otoczenie w ich pryzmacie. Czy nie taki, gorzki smak może mieć również projekt Chromo Sapiens? Definiujemy się i kreujemy swoje życie poprzez te małe ekraniki na telefonach, często też piękno Islandii sprowadza się do kilku ujęć w nieskończoność powielanych przez fotografujących ją turystów. Czy to źle? Czy to dobrze? To właśnie uczynienie czasów, w których żyjemy, interesującymi. Całość doznań otaczającego nas świata możemy zamknąć w kolorowym kwadraciku albo kilkusekundowym snapie.

Chromo Sapiens to moim zdaniem environmental art naszych czasów. W latach 60. i 70. artyści przekształcali otaczającą ich przyrodę, tworząc sztukę z materiałów naturalnie występujących w danym miejscu i tym samym zmieniając oryginalny krajobraz. Shoplifter pracuje z syntetycznymi tworzywami, które udają organiczne: włosami, które przypominają glony, kosmate zwierzęta, fragmenty jaskiń. To właśnie “naturalne materiały” naszych czasów. Wypełnia nimi określoną przestrzeń w duchu site specific, ale pełny sens praca otrzymuje dopiero w zetknięciu z publicznością. Przeżywanie jej za pomocą telefonów komórkowych to jedno z zagrożeń, z którymi zmaga się obecnie sztuka. Ale kreowanie dzieła tak, by ewokowało potrzebę zrobienia zdjęcia jest już moim zdaniem cechą sztuki społecznej.

Główny motyw twórczości Hrafnhildur Árnadóttir to hamur, z islandzkiego “futro”. Artystka zderza za ich pomocą pojęcia “prawdy”i “piękna” z kategoriami “fałszu” i “groteski”, bowiem bawi się tradycyjnym atrybutem kobiecego piękna i erotycznej atrakcyjności poprzez nadanie mu rysy: tworzenia ich ze sztucznych tworzyw. Naturalne piękno jest tu zestawione z tandetą tworzoną masowo., fabrycznie. Prawdziwe pukle “czeszących się” stają się plastikową peruką clowna,  miękkie futro zwierzęcia – zastąpione sztucznym włosem pluszowego misia. Powszechna reakcja na jej prace pokazuje nam, że sztuczne piękno może zachwycić bardziej, niż naturalne. Że kontakt z ersatzem zastępuje nam prawdziwe doznanie zmysłowe.

Cóż, May You Live in Interesting Times.

Pawilon islandzki można oglądać do 24 listopada 2019 roku.

źródło: grapevine.is

Sztuka islandzka w Göteborgu

Czy byliście kiedyś w Göteborgu? Ja spędziłam tam rok i bardzo chętnie wracam. Również dlatego, że jak to w dużym mieście skandynawskim, można znaleźć tu bardzo bogatą ofertę kulturalną. Również wystawy artystów islandzkich.

W krajach nordyckich bardzo wysoko stawia się współpracę artystów, organizowanie wystaw przedstawicieli pozostałych krajów Północy, jest też szereg projektów i dofinansowań ułatwiających wymianę inspiracji. Skandynawowie płynnie przekraczają granice w poszukiwaniu pracy (od lat szefową podgöteborskiego Nordiska Akvarellmuset jest pochodząca z Islandii Bera Nordal). W grudniu 2017 roku byłam natomiast na intrygującym przedstawieniu teatralnym w Atalante. Był to gotycko-erotyczny performens islandzko-szwedzkiego duetu Amandy Apetrea i Halli Ólafsdóttir. Niezapomniane wrażenia!

Skandynawskie muzea oferują również przestrzeń wystawienniczą dla artystów z krajów nordyckich. Podczas jednej tylko wizyty w szwedzkim mieście udało mi się uczestniczyć w dwóch pokazach z udziałem Islandczyków. Pierwsze z wydarzeń to wystawa fotograficzna w Hasselblad Center przy Muzeum Sztuki w Göteborgu, drugie zaś było samodzielnym pokazem całokształtu twórczości islandzkiego projektanta w (nowo) otwartym Röhsska (Muzeum Designu).

Encounters: Bára Kristinsdóttir

Wystawa w Hasselblad Center, zatytułowana Encounters. Nordic photography beyond borders (23.02-5.05.2019) to prezentacja dzieł pięciu fotografów z pięciu krajów nordyckich. Fundacja Hasselblada już od 2004 wspiera młodych skandynawskich fotografików, finansując stypendia do Wielkiej Brytanii czy USA oraz organizując pokazy ich dzieł. Tegoroczna wystawa jest nie tylko prezentacją pięciu punktów widzenia, ale też wynikiem współpracy kuratorów z pięciu krajów nordyckich: z Islandii jest to Jóhanna Guðrún Árnadóttir z Muzeum Fotografii w Reykjaviku.

Tytuł wystawy ma zwrócić uwagę na przekraczanie granic administracyjnych na dzisiejszym rynku sztuki, ale też skupia się na etymologii słowa “encounters” (spotkanie, najczęściej jednak nieplanowane, nagłe, zaskakujące). Przekraczanie granic można natomiast traktować metaforycznie, gdyż w pracach mamy do czynienia z różnymi ograniczeniami: społecznymi, osobistymi, warsztatowymi.

W tym roku Islandię reprezentuje Bára Kristinsdóttir. Artystka studiowała fotografię w Szwecji, stąd też zainteresowanie fotografią dokumentalną. Prezentowane na wystawie prace są wynikiem dłuższego projektu It All Has a Story, rozciągniętego na lata 2013-2017. Jej “spotkanie” dotyczy starej fabryki na Islandii, która powoli odchodzi w zapomnienie i ulega destrukcji. Przy rozwoju globalnego przemysłu takie miejsca nie mają już racji bytu, pozostają po nich tylko puste przestrzenie i stare, nieużywane już narzędzia pracy. Choć ten zakład pracy jeszcze funkcjonuje, ostatnimi pracownikami są dwaj sportretowani starsi mężczyźni, lecz wraz z ich śmiercią umrze też cała fabryka. “Spotykają” się więc tutaj lokalna przedsiębiorczość ze światowym kapitalizmem, stare, rzemieślnicze rozwiązania z nowymi technologiami, prywatne zakłady pracy z wielkimi firmami. Fotografowana fabryka jest zapiskiem przemijającej epoki, ale też zwraca uwagę na wiele takich miejsc na Islandii, porzuconych, opustoszałych, przegrywających z nowoczesnością.

Wystawa będzie “podróżowała” po obszarze nordyckim. W reykjawickim Muzeum Fotografii będzie można ją oglądać od 14 września 2019 do połowy stycznia 2020.

Röhsska: Brynjar Sigurðarson

Röhsska, göteborskie Muzeum Designu i Rzemiosła, otwarte po wieloletnim remoncie, prezentuje twórczość Brynjara Sigurðarsona. Pokaz związany jest z nagrodą Söderberga, której laureatem w 2018 roku został islandzki projektant. Nagrodę im. Torstena Söderberga otrzymują wyróżniający się nordyccy projektanci i jest to największa nagroda tego typu w Skandynawii (w wysokości 1 miliona koron szwedzkich). W uzasadnieniu komisji tegoroczny wybór twórczości Sigurðarsona wiązał się przede wszystkim z obecną w jego pracach widoczną inspiracją tradycjami islandzkimi, które ważne są również dla całej kultury skandynawskiej: rybołówstwa i opowiadania historii. Komisja określiła projekty Islandczyka jako przykład “Nordic take” we współczesnym designie europejskim.

Na czym polega fenomen twórczości Islandczyka? Za pomocą projektowanych obiektów i różnych mediów opowiada on historie. Na wystawie można oglądać tak fotografie, jak i krótkie pokazy będące właściwie etiudami filmowymi niż typowym video-arts.  Do tego wiele przedmiotów: fantazyjnych mebli, tapiserii przypominających sieci rybackie czy sfilcowaną owczą sierść, kamienie, narzędzia pracy przerobione na instrumenty muzyczne (jak szczotka do zamiatania, której trzon wyrzeźbiony jest w kształt fletu). Sigurðarson “tka” więc historie, przyglądając się życiu Islandczyków niczym antropolog. Przy tym artysta pozostaje z zewnątrz, do czego przyznaje się w podzielonym na akty filmie; “I haven’t lived in Iceland for a while, which makes me even more Icelandic. I’m a translator” – mówi w filmie. Z Islandii wyprowadził się mając 23 lata, a po 9 latach powraca na Wyspę, traktując ją jako źródło fascynujących historii oraz obszar zainteresowań dla geologa czy antropologa właśnie.

Artysta jest więc tłumaczem; przybliża nam życie Borgþóra, islandzkiego eremity żyjącego z dala od ludzi (video-art Borgþór Sveinsson, 2012) czy muzyczne życie Wyspy, współpracując z flecistą Jean-Yves Roosenem, który skonstruował flet-okrąg, na którym może grać jednocześnie czterech muzyków, a stojąca w środku osoba ma szansę przeżyć niesamowite doświadczenie dźwiękowe (Circle flute, 2016). Są też obiekty, opowiadające historię Wyspy: 53 kamieni wykonanych z porcelany czy szklane formy o zielonkawym zabarwieniu kojarzące się z islandzką przyrodą. Są też słynne “świece lodowcowe” (Glacier candles, 2015), w przepiękny sposób uświadamiające topnienie lodowców i poważne zmiany klimatyczne.

Meble, sieci rybackie, owcza wełna, zdjęcia i filmowe obrazy islandzkiej przyrody, jej skały i lodowce, to niemal Islandia w pigułce. Do niej dodaje jednak artysta pojedyncze historie, przypominając, że każdy najdrobniejszy obiekt i głaz ma swoją opowieść. Całość opiera się na czterech żywiołach, bowiem jak podkreśla projektant, “The elements here in Iceland influence our imagination”. Jest więc woda jako źródło utrzymania rybaków, powietrze, jako potężna siła, z którą walczy eremita na islandzkim pustkowiu, jest ogień wulkanów i ziemia, reprezentowana przez kamienie i zdjęcia mchu. Proste, ale piękne.

Wystawę można oglądać do 12 maja 2019 roku.

I miss the days chasing lights

W piątek 22 marca we wrocławskim HART (Hostel & Art) przy Rydygiera 25a odbędzie się wernisaż wystawy zdjęć i poezji Maka Jürgena.

Mak Jürgen urodził się w Kraju Basków, od trzech lat mieszka jednak w Islandii. Jego talent artystyczny przejawia się od dzieciństwa – najpierw interesował się rysunkiem i malarstwem, teraz głównie fotografią i pisaniem. Jego najnowszy projekt, Vitar, to “poszukiwanie światła i poznawanie samego siebie”.

Z materiałów prasowych do wystawy:

I Miss The Days Chasing Lights to wystawa będąca prezentacją procesu prowadzącego do opracowania książki zatytułowanej Vitar, która ukarze się jesienią. Pochodzące z języka islandzkiego słowo vitar oznacza latarnie morskie. W publikacji, i tym samym w ramach wystawy, autor, wykorzystując fotografię i poezję, eksploruje myśli i uczucia towarzyszące mu podczas licznych podróży wokół Islandii.

Podążając w poszukiwaniu latarni morskich, będących motywem przewodnim i inspiracją, Mak Jürgen, niejednokrotnie zmagając się z wymagającymi warunkami pogodowymi panującymi na wyspie, docierał w odległe miejsca pełne wyśnionych krajobrazów. W ten sposób stworzył zbiór fotografii i tekstów będących symbolicznym zapisem tych doświadczeń.

źródło: materiały prasowe, autor: Max Jürgen

Wszystkie przedstawione obrazy autor zarejestrował na negatywie i ręcznie wywołał. Wiersze zapisał odręcznie i podobnie jak fotografie przeniósł je na papier światłoczuły w ciemni fotograficznej.

Zastosowanie technik tradycyjnych i prezentacja twórczości wykonanej własnoręcznie umożliwia odbiorcom bliższe przyjrzenie się całemu procesowi, a tym samym duszy i umysłowi autora. W pracach Jürgena zobaczyć można jego zmagania z niedoskonałościami jak również dostrzec swoisty urok i emocjonalny wkład. Wszystko to podkreśla niepowtarzalność każdego wytworu i czyni projekt bardzo osobistym.

źródło: materiały prasowe, autor: Max Jürgen

W ramach wystawy autor prezentuje swoją pracę ze światłem i pokazuje odbiorcom znacznie więcej aniżeli tylko zbiór zdjęć.

Dzięki temu sposobowi przedstawienia projektu odbiorca może zobaczyć więcej, aniżeli zbiór fotografii zawieszonych na ścianie.

Enjoy the trip.

Wernisaż w najbliższy piątek 22 marca o 18:00, podczas którego będzie okazja poznać artystę i zadać mu pytania o jego twórczość i najnowszy projekt. Wystawa potrwa do 5 kwietnia.

Viking motifs in art as ​​example ​​of ​​Scandinavian ​​aesthetics

Viking​​ art ​​motifs ​​as ​​example ​​of ​​Scandinavian ​​aesthetics ​​in​ ​the ​​art ​​after ​​1900

Nowadays the Nordic region is often being imagined and aesthetically associated with the Vikings and their heritage. Some of the Scandinavian countries, like Iceland, has recently started to profit by presenting itself commercially as a ‘truly’ Viking place. As a matter of fact, this process of building national identity on the Vikings’ origins burgeoned in the 19th century, when especially Sweden, Denmark and Norway wanted to constitute their participation in heroic events of the Vikings Age (Varnedoe 1982:13). Though not always certain if produced by the Vikings or extant in its original form, art from around 8th-11th centuries has become a crucial inspiration for artists of following periods, thus can be regarded as a foundation of ‘Scandinavian ​​aesthetics’.

Il.​​1:​​The ​Cammin ​​Casket, ​​ca. ​​1000, ​​69 ​​cm ​​long,​ ​Nationalmuseet,​​ Copenhagen​​(copy)

Characteristics of the Viking art consist of typical ornaments divided into six different styles, classified in the 20th century. Typical for artworks from around 970-1050 and chronologically fourth, the Mammen Style is best represented in the so-called Mammen Masterpieces (Graham-Campbell 2013:111), including the Cammin Casket (il 1). Nowadays known only from copies, as it was destroyed or lost during the Second World War, it was a bowed-side casket made from wood overlain with twenty-two sheets of elk antler (Roesdahl 2010:151) and guilt with copper or gold. According to existing casts and pictures*, the metal parts of the frame were decorated with heads of different beasts (such as birds or wolves), whereas the carved antler depicted elements typical for the Mammen style: ‘Great Beasts’ with four legs and human-like masks (Roesdahl 2010:151) as well as foliate and interlace ornaments​​(Graham-Campbell, ​​2013:112-113).

The 69-centimeters-long casket with six short legs was house-shaped (Roesdahl 2010:151) or even, as James Graham-Campbell suggests, formed like a tenth-century Viking Age hall (2013:111), which makes it distinct from other ‘Mammen Masterpieces’: the Bamberg casket and the León Reliquary (ibidem). That is why it is difficult to say whether they were all three executed by one master, not to mention that the Cammin casket was “more elaborate in its wider range of designs” (Graham-Campbell 2013:114).

Still, regarding the rich ornamentation and sophisticated technique, the casket must have been produced in Scandinavia and by one of the Vikings masters. Moreover, it was not only inspired by the form of timber halls constructed under Harald Bluetooth (Graham-Campbell 2013:112), but also bore traits typical for subsequent stave churches: hog-backed roof-line and beasts’ head on the ends of the ‘roof’ (Graham-Campbell 2013:112-113). However, both Graham-Campbell and Else Roesdahl agree that the iconography of the carving has nothing to do with Christian themes (Graham-Campbell 2013:114; Roesdahl 2010:151), which can be regarded as another argument for a master deeply rooted in​​the​​Vikings ​​traditions ​​(even​​ though​​ Scandinavia ​​knew​​Christianity​​ at​​ that​​ time).

Il.​​2:​​ Carl ​​Larsson,​​ Midwinter’sSacrifice(Midvinterblot),​​ 1915,​​ oil​​ on ​​canvas,​​ 6,5 x 13,5m, Nationalmuseum, ​​Stockholm

As stated earlier, the Viking Age was an important source of inspirations to artists in the 19th and early 20th century, especially when it comes to the ‘National Romanticism’ and construction of national identity ​via art (Facos 1998:117). A Swedish painter Carl Larsson (1853-1919) was clearly inspired by the Vikings, painting his ​Midwinter’s Sacrifice (il. 2) for decoration of the staircase in the National Museum in Stockholm**. As a subject for the never realised mural painting, he chose a ritual sacrifice of a Sweden’s legendary king, Domalde, of which he read in Snorri Sturluson’s 13th-century ​Heimskringla chronicles. But beyond the fact that the theme was of questionable credibility and broadly discussed in Sweden, what is most noteworthy in the Larsson’s composition is the design of the temple in the background, for it shows both the artist’s interest in the Viking art and how it was ‘transformed’​​ by​​ the​​ 19th-century​​ imagination.

The temple depicted by Carl Larsson is the one in Old Uppsala, the central worship place in the past Scandinavia. According to writings by Adam of Bremen, it was “​built entirely of gold” (​Cavalli-Björkman 2007:15) with three figures by the entrance, depicting the Norse gods: Thor, Odin and Freyr. As the famous temple does not exist anymore, Larsson tried to reconstruct it in his painting; the first sketch from 1911 bears a caption “Uppsala Tempel” and shows the effect of his research in the National Museum in Copenhagen. However, his attempt was harshly criticised in press by an anonymous “Arkeolog” who claimed that Larsson mixed different styles and used motifs that were impossible to occur in Viking art (Isaksson 1983:37). Still, some parts of the architecture recall stave churches: wooden structure, beasts’ head terminals on the roof, a general form of the building, not to mention gilded ornaments below the niche. Though the whole image of the temple is not historically correct, it shows how the general idea of the Viking art influenced the artist’s work, as it seems that the visual attractiveness of objects seen in museums in Copenhagen (including fibulas used as inspiration for the Thor’s hammer, held by the priest in the middle of the composition) was more important than giving a decent and credible picture of the Viking​​Age.

Consequently, Larsson’s latest monumental composition can be considered in terms of ‘Scandinavian aesthetics’. Both form and contents of the painting, executed on the height of Swedish ‘Romantic Nationalism’, confirm how important the Viking’s heritage was in constructing the national identity. Carl Larsson got influenced by those ideas to that extent that he even suggested building a Swedish Pantheon in Old Uppsala, as the place with Swedish king’s tumulus is the most important for the whole Swedish nation (Larsson 1908:37). Description and drawings included in the article for “Ord och Bild” show that, despite the name, Swedish Pantheon was supposed to be a reconstruction of the Vikings’ temple rather than a neoclassical buildings popular in Europe at that time***. Therefore, ​Midwinter’s Sacrifice, with its nationalistic message and an interesting history of reception****, is a good example of Swedish, if not Scandinavian, art, not only in terms of aesthetics but also concerning the​​ importance ​​of​​ Vikings’​​ roots ​​in ​​Scandinavia.

Il.​​3:​​ Hákon ​​Hertervig,​​ Church ​​in ​​Ólafsvík ​​(Ólafsvíkurkirkja),​​ Iceland,​​ 1967

If not in painting, the Viking architecture also had impact on buildings designed and erected in the ‘National Romantic’ period; one of the best examples is the church in Kiruna, built between 1909-12 by a Swedish architect Gustaf Wickman (1858-1916). The form of a stave church, though transformed through modernism, remained a major inspiration for contemporary architects, especially in Iceland. Icelandic modern architecture of the 20th century was basically made in concrete, representing “an eclectic combination of architectural styles, including classical, traditional Romanesque-inspired Icelandic and Functionalism” (Kent 2000:66). Local architects, such as Guðjón Samúelsson (1887-1950) or Sigurður Guðmundsson (1885-1958), both turning to the traditional Icelandic architecture elements in their late projects (Kent​​2000:326),​​ influenced​​ on​​designs​​ of​​ the ​​following​​ generation ​​of​​ architects.

Hákon Hertervigs’ Church in Ólafsvík (il. 3) can be considered as an example of a contemporary variation on the stave churches. Triangular forms of the walls and the slanted roof (Howarth 2016) with the overall construction divided into volumes of different sizes joined together show similarities to the Viking architecture (Stokstad & Cothren 2013: 443). Though built of concrete, the church seems to imitate the stave structure with the matching bell tower as a dominant element of the core. The interior of the church, especially the wooden ceiling recalling the Viking Age halls, also based on triangles, is rather small and gives the sense of ‘cosiness’ of the stave churches. Altogether, the Hertervigs’ project from the 1960’s shows an interesting combination of traditional elements of the Viking Age as well as functional and modern solutions; the compactness of forms, with the crucial role of light in the interior, as well as whiteness of the walls and a practical function of the slanted roof are also found in other Scandinavian buildings of the epoche, and can be regarded as typical traits of the Northern architecture, if not ‘Scandinavian aesthetics’ in general.

In conclusion, two examples of Scandinavian art of the 20th century show the importance of the Viking heritage in creating ‘Scandinavian aesthetics’, especially in the period of constructing national identity (turn of the 19th and 20th century) as well as re-finding the nation’s origins in later years*****. The motif of Viking architecture, having its early representation in the Cammin Casket, yet mostly associated with the later stave churches, has been used as a major inspiration for Scandinavian artists. Paintings depicting themes of the Viking Age, based on archeological discoveries, yet not always historically correct, and modern or contemporary architecture inspired by the extant examples of stave churches, still transformed by new ideas and practical solutions, represent the aesthetics having origins in the Viking Age but having also been re-established in the following epochs. As a matter of fact, the present-day image of the Vikings, being associated with the Scandinavians all over the world, is a product of both the 20th century art and of tourist trade in the 21st century. In other words, ‘Scandinavian aesthetics’ have been created not only by artists, but also by souvenirs’ producers and travel offices, trying to sell the ‘Vikingness’​​ of​​ Scandinavia.

* Until the 20th century it was known as a reliquary of St Cordula and kept in the cathedral of Kamień Pomorski, where it presumably ended up as a gift of the Viking chieftains to Polish princes or as an imported goods (as a nearby settlement of Wolin was an important place on the Vikings trade way), vide:​​Graham-Campbell,​​2013:112, ​​Roesdahl​​ 2010:152.

** Having decorated the walls with scenes from the 17th-century and 18th-century Swedish art history, as well as the motif of ​Gustav Vasa entering Stockholm in 1523 in years 1895-1907 (vide: Facos 1998:170-175), Larsson decided to paint the last empty wall, despite the fact that he was not officially commissioned​​by​​the​​National​​Museum’s​​committee.

*** ​​Such​​ as​​ Walhalla​​ designed ​​by​​ Leo ​​von​​ Klenze​​ for​​ a ​​Bavarian​​ prince ​​Ludwig,​​built ​​in​ ​1830-42.

**** All sketches of the painting were rejected by the committee and criticised by the audience, which led to resignation of realizing the monumental decoration. The final oil sketch was eventually bought by a Japanese collector and, after more than 70 years of public debate, brought back to its original place and​​ hung ​​in ​​the ​​National ​​Museum’s ​​hall ​​in​ ​1997.

***** With a special case of Iceland; having regained independence in 1944, Icelanders had to ‘reconstruct’ their national identity. Located halfway from Europe to the USA, with great influences by American culture (American soldiers were stationed on the island from the 1950’s), Iceland was seeking for its Scandinavian/Vikings’ roots in both popular culture and architecture, yet the American impact ​​is ​​still ​​very​​ visible.

Bibliography:

  1. Cavalli-Björkman 2007: Cavalli-Björkman G., “Carl Larsson and Midwinter Sacrifice” in​​Sessler​​G.​​(ed.)​​MidwinterSacrifice,​​Stockholm​​2007.
  2. Graham-Campbell 2013: Graham-Campbell J., “The Jellinge and Mammen Styles” in: Vikingart,​​ Thames​​&​​Hudson,​​London,​​2013,​​pp.​​82-115.
  3. Facos 1998: Facos M., ​Nationalism and the Nordic Imagination. Swedish Art of the 1890s,​​ Berkeley​​1998.
  4. Howarth 2016: Howard D., “Eight of the most majestic modernist-influenced churches in Iceland”, De Zeen (5.09.2016); accesed on 27.11.2017:https://www.dezeen.com/2016/09/05/eight-majestic-modernist-churches-religious-architecture-iceland/.
  5. Isaksson 1983: Isaksson, „Röster om Midvinterblot” in: Isaksson O. (ed.) Midvinterblot.Historiaifick format,​​ Borås​​ 1983.
  6. Larsson​​1908:​​Larsson​​C.​​“Ett​​ Svenskt​​ Pantheon”,​OrdochBild,​​1908,​​17.
  7. Kent 2000: Kent N., ​The Soul of the North: A Social, Architectural and Cultural History of theNordicCountries,1700-1940,​​ Reaktion ​​Books, ​​London, ​​2000.
  8. Roesdahl 2010: Roesdahl E., “Viking art in European churches (Cammin – Bamberg – Prague – León)” in: Skibsted Klæsøe (ed.), ​Viking Trade and Settlement in Continental Western Europe, Museum Tusculanum Press, Copenhagen, 2010, pp. 149-164.
  9. Stokstad & Cothren 2013: Stokstad M., Cothren, M. “Art History”, 5th ed., Pearson, Boston,​​ 2013:​​ pp.​​ 441-444.
  10. Varnedoe 1982: Varnedoe K., “Nationalism, Internationalism, and the Progress of Scandinavian Art” in: Varnedoe K. (ed.), ​Northern Light. Realism and Symbolism in ScandinavianPainting1880-1910,​​ The​​Brooklyn ​​Museum,​​ 1982,​​pp.​​ 13-34.

Dla zabieganych

Tydzień temu po raz pierwszy od dawna poszłam wreszcie pobiegać. Wyszło słońce, a akurat odwołali mi staroislandzki (nie kłamię! W końcu miałam pójść, a mi odwołali…), więc założyłam grube legginsy, podkoszulkę jak na narty, grubą kurtkę (prawie jak na Islandii!) i adidaski. Dotychczas jesienna pogoda i smog nie sprzyjały wygrzebaniu się z łóżka przed budzikiem, ale kilka promieni słońca od razu nastraja pozytywnie, choć bieganie po podwarszawskim lesie to nie to samo co nad Zatoką Faxa…

Mam w komputerowym folderze taki plik, który dwa lata temu zapisałam pod nazwą „Run and see”. Kiedy spędzałam wakacje w Reykjaviku, często biegałam. Czasem do Perlana, czasem bardziej w kierunku Uniwersytetu i wokół Tjörnina, ale najchętniej robiłam sobie trasę brzegiem oceanu, a po drodze mijałam różne rzeźby i muzea. To byłby dobry, alternatywny sposób na zwiedzanie miasta, pomyślałam sobie wtedy. Ale że raczej w najbliższym czasie nie napiszę żadnej książki ani przewodnika po Islandii, mogę Wam sprzedać mój pomysł już teraz. Liczę na to, że są wśród Was inni zabiegani, którzy lubią zmieniać trasy biegowe i dzięki temu często znajdują zawsze jakieś nowe ciekawe punkty w okolicy. Jeśli ktoś z Was akurat mieszka w Reykjaviku, albo lubi zabierać na wakacyjne wypady buty do biegania, to gorąco polecam poranne przebieżki po głównych ulicach miasta. Można wtedy wpaść na Ólafura Arnaldsa, zobaczyć Harpę w stalowym świetle i pooglądać miejską sztukę.

runandsee.jpg

Moja trasa zaczyna się mniej więcej w okolicach Njárðargata, którą zbiegam w dół w kierunku jeziora Tjörnin. Park Hljómskálagarðurm który rozpościera się nad południowo-wschodnią częścią jeziora, to chyba największy park rzeźb w mieście. Mijam tu wiele ciekawych okazów, ale nie przy wszystkich zdarzyło mi się zatrzymać podczas mniej rozbieganych okazji. Szczególnie atrakcyjny wizualnie jest wschodni brzeg jeziora, którym spacerowałam wiele razy, co chwilę spotykając jakąś miłą rzeźbę. Kiedy biegałam po mieście, przebiegałam wzdłuż południowego zwężenia jeziora, a potem skręcałam w prawo, gdzie zaczyna się tzw. park rzeźb kobiet. Tutaj znajdują się bowiem prace autorstwa islandzkich rzeźbiarek: Gunnfríður Jónsdóttir (1889 – 1968), Nína Sæmundson (1892 – 1962), Tove Ólafsson (1909 – 1992), Þorbjörg Pálsdóttir (1919 – 2009), Ólöf Pálsdóttir (1920) oraz Gerður Helgadóttir (1928 – 1975). Park został otwarty w 2014 roku i jego częścią jest także syrenka, która dekorowała taflę jeziora jeszcze do niedawna. Niemal wszystkie rzeźby opisano już na łamach The Reykjavík Grapevine, ale przeklejam z jego tekstu zdjęcie mojej ulubionej rzeźby: Mężczyzny i kobiety Tove Ólafsson. Chyba wzrusza mnie w jej to, jak podobna jest międzywojennej rzeźbie polskiej, choć temat w sam sobie jest bardzo uniwersalny.

manandwoman
Tove Ólafsson, Mężczyzna i kobieta, 1948, zdjęcie: Art Bicnink

Potem biegnę dalej ścieżką wzdłuż wschodniego brzegu Tjörnina, gdzie mijam rzeźby autorstwa Einara Jónssona (Złamana przysięga, 1916), pomnik Tómasa Guðmundssona wykonany przez Hallę Gunnarsdóttir (2010), a potem mijam ratusz i biegnę prosto Aðalstræti, gdzie rzucam okiem na pomniki Skúliego Magnússona (Gudmundur Einarsson, 1951) oraz Ingólfura Arnarsona (Einar Jónsson, 1907). Przecinam Tryggvagatę i biegnę nad sam ocean, gdzie włączam się w “Sculpture & Shore Walk” – deptak biegnący wzdłuż Zatoki Faxa. Przed Harpą zerkam jeszcze na rzeźbę Ingiego Gíslasona Looking Seawards – pomnik wystawiony Ludziom Morza podczas Sjómannadagurinn w 1997 roku na 80. rocznicę utworzenia portu w Reykjaviku. Dalej kontynuuję bieg nad oceanem, co jest najpiękniejszą częścią mojego treningu. Latem czy zimą, w mrozie czy deszczu, za każdym razem kolor wody wita mnie w zupełnie innej wersji, a jego świeży zapach staram się zachować w moich płucach na gorsze czasy pełne smogu w Warszawie.

IMG_20170410_124938.jpg
Z rzeźbą Ingiego Gíslasona, Looking Seawards, 1997

Kontynuując tę trasę spotykam inną popularną rzeźbę Reykjaviku: słynnego Słonecznego Podróżnika (Sólfar, Jón Gunnar Árnason, 1990), który niektórym przypomina konstrukcję łodzi wikingów, dla mnie zaś to szkielet wieloryba. Dalej mijam kolejny pomnik, tym razem wystawiony na pamiątkę kontaktów polsko-islandzkich. To rzeźba Pétura Bjarnasona Partnership, która stanęła w tym miejscu w 1991 roku, na 50. rocznicę dobrych relacji między tymi państwami. W tle oczywiście Höfði, przy którym skręcam. Czasem mam formę na kontynuację wybrzeża aż do muzeum Ásmundura Sveinssona i parku jego cudownych rzeźb, ale w skróconej wersji treningu obijam w prawo, żeby dobiec do Hlemmura. Tam czeka na mnie jedna z bardziej uroczych rzeźb Reykjaviku: Packhorse and Foal Sigurjóna Ólafssona (1959-1963).

img_20170721_114330.jpg
Sigurjón Ólafsson, Packhorse and Foal , 1959-1963, mniejsza wersja z Miðborg, zdjęcie własne.

Za Hlemmurem biegnę już mniejszymi uliczkami przecinającymi się z główną Snorrabraut i dobiegam do Hallgrímskirkji, widząc ją od tyłu. Trasa kończy się w Parku Rzeźb przy Muzeum Einara Jónsona. Tego miejsca nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, jest bowiem idealnym punktem dla letnich pikników czy romantycznych zimowych spacerów. O każdej porze dnia i roku brązowe statuy długa pierwszego islandzkiego rzeźbiarza zmieniają swój wyraz i nastrój. Do parku można dostać się furtkami z dwóch różnych stron, co sprzyja wbiegnięciu z jednej strony, a wybiegnięciu drugim wyjściem. Tu można zatrzymać się już, rozciągnąć mięśnie po biegu, na przykład używając stojących w ogrodzie ławek. Kiedy zwalniamy tempo i zaczynami wykonywać kończące trening ćwiczenia rozciągające, warto wykorzystać ten czas na kontemplowanie rzeźb. Mam tu kilka ulubionych, wśród nich Fatum (Skuld), przedstawiające jakiegoś uciekiniera z czasów Wikingów, złapanego ostatecznie jednak przez jedną z islandzkich mojr, szepczącą mu do ucha wieść o jego rychłym końcu. Postacie dosiadają sapiącego konia, który ze zmęczenia usiadł już na ziemi i rozłożył swoje długie nogi, wśród jego kopyt możemy dostrzec jakieś ciało, być może dowód winy uciekiniera. Warto tu jeszcze popatrzeć na Walkę Thora z Wiekiem, temat zaczerpnięty z mitologii nordyckiej, kiedy Thor i inni Asowie mierzyli swoje umiejętności z Olbrzymami. Olbrzymy oszukały jednak bogów za każdym razem, w tym przypadku Thor miał zmierzyć się ze staruszką, która okazała się jednak bardzo silna i niemożliwa do pokonania. Okazało się, że była ona Starością (lub Wiekiem), z którą nie da się walczyć.

dav
Einar Jónsson, Thor siłujący się z Wiekiem, 1939-1940, zdjęcie własne.

Mam nadzieję, że zachęciłam Was do biegania po Reykjaviku 🙂 A przynajmniej spaceru szlakiem najciekawszych rzeźb. Myślę, że jeszcze często będę wracać do sztuki w przestrzeni publicznej, bo naprawdę jest wiele smaczków, których zazwyczaj nie zauważamy!

Ale parówa!

Czy widzieliście już najnowszą rzeźbę na jeziorze Tjörnin? Pewnie zastanawialiście się, co to za kolejna shitowa instalacja nowoczesna?! Budzi wiele skojarzeń, w zależności od naszych przyzwyczajeń i upodobań przypominać może zarówno formy falliczne, jak i wielką parówkę. Jak donosi Iceland News Polska, nowy pomnik w centrum Reykjaviku to syrenka, nawiązująca do stojącej w tym samym miejscu pracy Níny Sæmundsson. Znana spacerowiczom brązowa statua islandzkiej rzeźbiarki jest odniesieniem do słynnej kopenhaskiej syrenki dłuta Edvarda Eriksena, będącej tym samym symbolem wspólnej przeszłości islandzko-duńskiej, lub jak można określić to bardziej dosadnie: wielowiekowej historii Islandii jako duńskiej kolonii. Tymczasem nowa instalacja w tafli jeziora powstała z okazji odbywającego się teraz w stolicy Cycle Music and Art Festival i jest jednocześnie elementem dekoracji miasta na zbliżającą się 100. rocznicę uzyskania przez Islandczyków niepodległości.

źródło: Iceland News Polska

Nowe dzieło to jednak nie tylko syrenka. To Syrówka, po islandzku Hafpulsan, czyli Syrena-Parówka. Autorka instalacji, Steinunn Gunnlaugsdóttir znana jest ze swojej artystycznej działalności, w której często wykorzystuje metaforę parówki. Niezależnie od bogatej interpretacji jego wieloznacznego motywu, trzeba powiedzieć jedno: parówka to ważny symbol Islandii i Islandczyków. Kto nie słyszał o słynnych hot-dogach islandzkich? Być może komuś z Was zdarzyło się nawet stać w długiej kolejce do budki z parówkami, w której swojego hot-doga zamówił sam Bill Clinton? A może mieliście okazję spróbować spolszczonej wersji islandzkich pylsur, które Studencki Klub Islandzki serwował podczas jednego ze swych wydarzeń z Warszawie? Można było wówczas skonsumować gorące parówki z importowanym prosto z Wyspy sosem remúlaði, wydawane przez okienko ze znanym bardzo dobrze szyldem. Uśmiechnięta czerwona parówka jest bowiem rozpoznawalnym logo firmy SS Pylsur, która od lat zapełnia brzuchy biedniejszych turystów, dając im namiastkę ciepłego posiłku i atrakcję turystyczną. Trudno jednak zaprzeczyć, że pylsur nie są przysmakiem samych Islandczyków. Ich ulubione parówki stanowią współcześnie element lokalnej kuchni niemal tak ważny jak hákarl czy gotowane baranie łby.

dav
Ola i Karolina serwują parówki podczas Dnia Islandzkiego organizowanego przez Studencki Klub Islandzki w czerwcu 2017 roku w Warszawie

Nie brakuje jednak takich znawców sztuki współczesnej, którzy w najnowszej instalacji Gunnlaugsdóttir widzą przede wszystkim penisa. Droga od parówki do penisa nie jest znowu taka długa; pamiętam z książki do nauki języka islandzkiego ważny dialog, w którym pan pytał panią czy przypadkiem nie ma ochoty na “hot-doga ze wszystkim”. Nie trzeba być fanem freudowskich lapsusów ani znawcą działalności polskiej artystki Natalii LL, żeby w obłych kształtach o różowawym zabarwieniu widzieć wyłącznie fallusy. Z pewnością i takie intencje miała autorka pomnika, a przecież penisy w Islandii to w końcu nic złego. Z popularności Muzeum Fallusów w Reykjaviku wynika przecież, że ludzie lubią oglądać i porównywać prącia różnych gatunków, a są skłonni zapłacić każdą cenę za chaotycznie prezentowaną kolekcję pomarszczonych obłych form zatopionych w formalinie. Choć osobiście uważam to muzeum za najgorsze, jakie w życiu widziałam, sama jego obecność na Wyspie mówi coś o seksualnej wolności Islandczyków. Do tego dochodzi szeroko pojęta tolerancja: w końcu syrena to stworzenie rodzaju żeńskiego, ale kształtem przypomina organ męski, tworzy się więc swego rodzaju transgenderowa hybryda lub symbol uniseksualny.

IMG_20180130_143201.jpg

Jeśli skojarzenie z syreną miało tutaj nawiązywać do płci żeńskiej, możemy również interpretować Hafpulsan jako dzieło na wskroś feministyczne. Nie dlatego, że każda współczesna artystka musi z automatu tworzyć dzieła tego nurtu, ani też dlatego, że każda historyczka sztuki musi posługiwać się tą metodologią. Raczej interesujące jest tutaj zestawienie nowej rzeźby w Reykjaviku z pracami feminizmu lat 70., np. twórczością Marii Pinińskiej-Bereś, która operowała środkami takimi jak obłe różowe kształty czy miękkie formy przypominające waginę i inne części kobiecego ciała. Jeśli takim tropem szła islandzka artystka tworząc plastyczną, lejącą się cielistą formę seksownie zasiadającą na bułko-kamieniu, to być może chciała podkreślić również to oblicze islandzkiej demokracji, równości i tolerancji, przypominając ważną pozycję kobiet w wyspiarskim społeczeństwie.

Maria Pinińska-Bereś, Mój różowy pokoik, 1975, Muzeum Narodowe w Krakowie, źródło: MNK

Zbierzmy więc wszystkie pomysły do kupy. Co o Islandii może powiedzieć Syrówka, będąca erotycznym symbolem zarówno kobiety, jak i mężczyzny? Czy jako syrena, ale bardzo niekonwencjonalna, ma być puszczeniem oka w stronę Duńczyków w momencie 100. rocznicy zerwania unii personalnej z tym zamorskim królestwem? Czy ma być oznaką dumy ze stulecia niezależności, kiedy to formowały się wartości, z których Islandczycy mogą być dzisiaj dumni? A może jest to artystyczna ironia dotycząca konsumpcjonizmu i globalizacji, bądź co bądź pylsur przyszły na Islandię z Danii, a same hot-dogi kojarzą nam się głównie ze Stanami. Z wypowiedzi samej artystki wynika, że nie miała ona na celu szydzić z niczego ani nikogo, a nawet żywi nadzieję, że jej instalację zastąpi kiedyś statua odlana z brązu powtarzająca pierwotną formę. Będziemy mieć wówczas w centrum miasta wielką parówę, która w nowym kolorze zacznie budzić nowe skojarzenia…

Edit: Na początku grudnia 2018 roku rzeźba Gunnlaugsdóttir została zniszczona. Uznaje się, że akt wandalizmu został sprowokowany skandalem Klaustur, o którym pisałam tutaj.