W taki deszczowy, ponury poranek kiedy wstaję na pierwsze zajęcia norweskiego i uświadamiam sobie, że rowerem dzisiaj na uczelnię nie da rady, od razu tracę chęć do rozpoczęcia dnia.
W kalendarzu tkwi jednak data zarezerwowana od dawna: czwartek 21 lutego, koncert Ólafura Arnaldsa. Choć cały dzień był bardzo długi, w końcu doczekałam się momentu, kiedy wysiadłam z autobusu prosto w ciemność i chłód wieczoru i, walcząc z deszczem, powędrowałam w kierunku warszawskiego Torwaru w towarzystwie Eweliny. Pod wejściem ustawiła się już kolejka; otworzyli bramy o 19, a my byłyśmy niewiele spóźnione. Stojąc tak w deszczu, podzieliłam się z Eweliną wspomnieniami z mojego pierwszego koncertu Ólafura, 9 lat temu. Wtedy jeszcze wystarczało mu pianino i mała salka nie istniejącego już Powiększenia przy Zamku Ujazdowskim. Dzisiaj kolejki ustawiają się pod wejściem, a wszyscy w napięciu czekają, by posłuchać – jak sami argumentują – “trochę islandzkiej muzyki”. Support miał zacząć się już o 19:40, a sam koncert o 20:00, ale kolejka posuwała się powoli, aż do momentu kiedy ktoś z obsługi krzyknął, że na trybuny też wpuszczają wejściami przeznaczonymi dla widzów z biletami na płytę.
Support zaczął się jednak z dużym opóźnieniem, tak jakby w oczekiwaniu, że puste trybuny i krzesła ustawione na płycie w końcu znajdą swoich właścicieli. Tor łyżwiarski straszył jednak pustkami i mi samej szkoda było młodej polskiej pianistki, Hani Rani, której przyszło występować w takich warunkach. Szkoda, bo gra Hani była przepięknie prosta i szczera. Ten pozornie “przypadkowy” support miał jednak sporo wspólnego z Islandią. Hania występowała już bowiem z Ólafurem i Kiasmos, a na swoim koncie ma chociażby utwór Esja, który swą nazwę bierze wprost z topografii Wyspy. Polecam, bo występ tej introwertycznej artystki był świetnym preludium do głównej gwiazdy wieczoru, czyli samego Ólafura.
Gwiazda stadionowa
Nie, do Ólafura zupełnie nie pasuje określenie “gwiazda”. Powiedziałabym nawet, że ten piekielnie zdolny muzyk jest zaprzeczeniem wszystkiego, co wiążemy z gwiazdą. Choć występuje dziś na wielkich arenach (niczym gwiazda stadionowa), ze sceny zdawał mi się tym samym chłopcem sprzed laty, który rozmawiał ze swoją publicznością jak z grupą znajomych. Ujął nas wtedy swoją otwartością, dostępnością, był pierwszym Islandczykiem, z którym zamieniłam kilka słów i pamiętam, jak bardzo się z tego powodu jarałam. Przez kolejne miesiące po prostu tonęłam w dźwiękach jego muzyki, od poetyckiego jak islandzka mgła w rześki poranek 3055 po porywczy niczym wiatr lub wybuch wulkanu Brotsjór. I choć dzisiaj zagrał muzykę, która już nie przemawia do mnie tak jak kiedyś, utwory, które są “mniej moje”, to wciąż pozostał tym uroczym, przesympatycznym facetem, który dostaje oklaski za samo pojawienie się na scenie.
Muzyka jak ze snów
Niezwykła atmosfera wypełniła Torwar dzisiaj wieczorem. Nie tylko ze względu na piękną choreografię świateł na scenie, migające bliki, dym, grę cieniami. Zespołowi udało się porwać publiczność w somnambuliczny taniec ramion i głów za pomocą dźwięków smyczków i pianina. Tych ostatnich instrumentów było na scenie aż trzy, jak zauważyła Hania Rani przed występem, takiej klasy sprzęt rzadko się w Polsce zdarza. Ólafur grał jednak tylko na dwóch z nich, możliwe, że trzecie pianino zostało ustawione na scenie ze względów estetycznych – symetrycznie wypełniało przestrzeń, a do tego odpowiednio oświetlone dawało dodatkowy efekt wizualny. Być może kaprys operatora świateł, albo samego artysty, musi być jednak jakiś logiczny powód wożenia dodatkowego ciężaru przez całą Europę. Bo w samochodzie musiało znaleźć się i miejsce dla perkusji, która – choć używana podczas całego występu dość sporadycznie – dodawała energii w momentach, kiedy widz (mimo starań) powoli już odpływał do krainy snów…
Świetnie dobrana setlista nie dała jednak pospać najmniej opornym. Nastrojowe, wolne utwory na pianino i skrzypce przeplatały się z bardziej elektronicznymi dźwiękami urozmaiconymi perkusją. Zamknąć oczy, zanurzyć się w melodii, a potem orzeźwić się energicznym unoszeniem górnych części ciała, te dolne bowiem były skutecznie uwięzione między wąsko ustawionymi rzędem niewygodnymi krzesełkami z plastiku. Być może również i one, zgodnie ze starą koncepcją Wyspiańskiego, zostały zaprojektowane tak, aby widz na nich nie zasnął. Trudno jednak nie dać się wtulić w ramiona Morfeusza, kiedy Ólafur gra takie piękne kołysanki. Piszę to bez szydery oczywiście.
Wieczór anegdot
Ólafur jest świetnym kompozytorem, ale również wybitnym stand-uperem. Za każdym razem, gdy chwytał za mikrofon, publiczność reagowała na to salwami braw. O wybitnej osobowości tego młodego (wciąż wygląda jak 10 lat temu, a jednak ten wiecznie młody chłopiec przekroczył już 30!) muzyka świadczy chociażby jego Instagram. Codzienne porcje wycinków ze studia, podróży, trasy koncertowej relacjonowane są z humorem i dystansem do samego siebie, czym Ólafur może chwycić za serce czasem niemal tak samo, jak swoją muzyką. Okazuje się, że naturę komedianta zachowuje również na scenie, o czym świadczą liczne anegdoty i komentarze do granych utworów. Jak historia o babci, której zadedykował jeden z utworów, kiedy zmarła. Wspomnienie o sprytnej starszej kobiecie, która szukała pretekstów do zaaranżowania odwiedzin nastoletniego wnuka, zajęła około 10 minut. Ólafur przyznał, że właśnie dziadkom zawdzięcza rozwój swojej kariery muzycznej; zaczynał w punkrockowym zespole, co babci wsłuchanej w Chopina mogło się nie podobać. Dlatego wołała wnuka do siebie za każdym razem, gdy zepsuło jej się radio, a tak naprawdę chciała smażyć z nim naleśniki i słuchać utworów polskiego kompozytora godzinami. Podobno sam dziadek Ólafura ubrał się kiedyś w smoking i zasiadł przed głośnikami, żeby posłuchać Chopina. Celebrowanie tego sam-na-sam z genialną muzyką zajęło mu ponoć 4 dni i zostało przerwane lamentowaniem żony.
Polskie wspomnienia artysty
Historia ta jest pewnie ubarwiona, tak jak okoliczności powstania utworu Poland, który Ólafur zagrał po latach specjalnie dla polskiej publiczności. Jak opowiedział nam w kolejnej długiej dygresji między utworami, kawałek ten został skomponowany w Polsce, stąd jego tytuł. Na nic jednak nadzieje na romantyczne historie o tym, jak zachwyciła go polska gościnność, piękne krajobrazy czy cokolwiek innego. Utwór ten powstał bowiem z powodu… złych polskich dróg. Tak, Ólafur wspomina, że podczas trasy koncertowej sprzed lat jeździli po Europie dużym autokarem i choć mieli w zwyczaju sypiać podczas nocnych przejazdów, w Polsce było to niemożliwe – ze względu na dziury w nawierzchni. Nie wiem jakimi drogami jechała cała ekipa, ale jak wierzyć Ólafurowi, wstrząsy były tak silne, że nikt z zespołu nie mógł zmrużyć oka. Kupili więc wódkę na stacji benzynowej i zamiast spać, pili. Kiedy dojechali do Poznania, gdzie tego dnia mieli grać koncert, wszyscy czuli się gorzej niż źle. Ólafur usiadł więc do pianina i leczył kaca pisaniem muzyki. Anegdotę skwitował morałem: Nie każda smutna piosenka powstaje z powodu zawodu miłosnego. W Polsce wystarczą do tego złe drogi.
Wiemy jednak, że Ólafur wcale nie chciał być złośliwy. Lubi Polskę, próbował podlizać się nam tym, że sam Chopin był przecież Polakiem, mówił też oczywiście o wódce. I o tym, że lubi spacerować po Warszawie, choć od dzisiaj to miasto będzie mu się kojarzyło wyłącznie z deszczem. I z miejscem o dziwnej nazwie; pod koniec koncertu zachodził w głowę, co oznacza tajemnicze Torwar. Przeczytawszy z angielsko-islandzka “Thor War” przekonywał sam siebie, że to jakaś była jednostka wojskowa. Niby wiedział coś o lodowisku i łyżwach, ale wolał zostać przy swojej wersji. A mi odcisnął piętno na mózgu – od tego momentu nie będę mogła myśleć o niczym innym, ale o wojnie Thora przy każdej podróży Trasą Łazienkowską.
Writer’s block?
Podczas koncertu było też sporo na temat braku weny. O tym, że ostatni album, re:member powstawał w męczarniach, artysta zmuszał się do pracy miesiącami. W końcu wybrał się na “oczyszczającą umysł” podróż do Azji, gdzie spędził między innymi Nowy Rok. Poznawał inne kultury i zwyczaje, tak jak ten, że w tej części świata Sylwestra obchodzi się w spokoju i ciszy, bez telefonu ani internetu, zamkniętym w czterech ścianach, by dać odpocząć sobie, ale również planecie. Nie dziwne, że właśnie w tym momencie wena wróciła i powstał jeden z pierwszych utworów na płytę. “Muzyka bierze się z ciszy”, podsumował artysta. W reszcie pomógł podobno zaprzyjaźniony matematyk, z którym opracował maszynę odpowiadającą sekwencjami dźwięków na konkretne przyciski.
Twórczość Ólafura to połączenie klasyków z nowoczesnymi technologiami, takimi jak looping. Nagrywane na bieżąco dźwięki są zapętlane i w taki sposób stają się tłem dla całej kompozycji. W graniu na żywo nie byłoby to możliwe bez publiczności; Ólafur zaczął występ od nagrania nas śpiewających chóralne “A”. Potem ten dźwięk, odpowiednio przetworzony, towarzyszył nam przez cały utwór. Dobrze, bo zanim skrzypce i pianino dołączyły do naszego głosowego instrumentu, Torwar wypełnił się kościelnym zaśpiewem i było to zbyt piękne. Na szczęście potem weszła perkusja i reflektorowy op-art i znowu czuliśmy się jak na koncercie.
Pamiętam swój pierwszy samodzielny wyjazd za granicę.
To był kurs języka angielskiego, dwa lub trzy tygodnie w Irlandii. Miałam kilkanaście lat, poleciałam samolotem, mieszkałam z rodziną irlandzką gdzieś pod Dublinem. Samo miasto nie zrobiło na mnie wielkiego wrażenia, wówczas niewiele wiedziałam o zwiedzaniu stolic i ich muzeów. Ale szkoła zabrała nas na wycieczkę nad morze i pokochałam północne fale, dzikość plaż, mroźne powietrze na brzegu. Może nic dziwnego, że jeszcze kilka lat temu tak wiele osób w Polsce myliło Irlandię z Islandią. Dla mnie ta wycieczka nad irlandzkie morze to było preludium fascynacji krajobrazem Islandii. Potem podobne odczucia przeżywałam nad morzem w Bretanii, aż w końcu pojechałam na Wyspę. I przepadłam.
Zakochać się w Islandii
Dzisiaj będzie o miłości, w końcu niedługo Walentynki. Nie chciałabym jednak pójść w sztampę i pisać o mojej miłości do Islandii, choć wielokrotnie używałam już tej metafory. Przez 10 lat nasza relacja przypominała miłość internetową; naoglądałam się pięknych zdjęć i wyobraziłam sobie bajkową krainę, o której w sieci pisano wyłącznie pozytywnie, taką więc miałam opinię o tym miejscu. To długo wyczekiwane spotkanie, które ciągle nie dochodziło do skutku. I przede wszystkim strach, że kiedy tam w końcu pojadę, moje wyobrażenia spotkają się z rzeczywistością i czar pryśnie. To było jeszcze przed czasami randek z Tindera, a mimo to miałam już parę doświadczeń ze znajomościami z internetu i resztki oleju w głowie. Okazało się, że spotkanie z Islandią wyszło tak, jak spotkanie w realu wieloletnich przyjaciół z forów internetowych – ci ludzie z krwi i kości okazali się równie ciekawi i zabawni, jak wynikało z ich wpisów i komentarzy, a Islandia przy pierwszym spotkaniu na żywo także nie zawiodła mnie.
Choć brzmi to trywialnie, na Islandii znalazłam się dzięki miłości, a raczej jej braku. Po raz pierwszy na poważnie planowałam pierwszą podróż na Wyspę po tym, jak zerwał ze mną chłopak, ale w końcu zabrakło mi jaj. Ale potem pojechałam tam właśnie dzięki temu, że byłam zadowoloną z życia singielką i nie musiałam oglądać się na nikogo. Na Islandii też zdarzyło mi się zakochać, o czym nawet opowiadałam Studenckiemu Klubowi Islandzkiemu. W sumie czas pokazał, że bardziej zakochałam się w Islandii niż na Islandii, ale cały pakiet uczuć zagwarantował mi kilka wspaniałych tygodni na Wyspie. Może brzmi to głupio, ale dzięki szaleństwom mojego serca udało mi się całkiem sporo ugrać podczas podróży po Islandii. Złamane serce dało mi odwagę, żeby ruszyć w samotną podróż na Północ i autostopem po Fiordach Zachodnich, a dzięki temu, że ktoś złamał serce mojej koleżance, nasze ścieżki mogły się przeciąć i wspólne doświadczenia przyprawiły nas o kolejne przygody.
Miłość wszystko zwycięży?
Moja kochliwość doprowadziła też do wielu dziwacznych sytuacji. Chyba nigdy przedtem i nigdy potem nie miałam takiego powodzenia. Niby sporo podróżuję, i niemal za każdym razem wraz z przekroczeniem polskiej granicy w sposób magiczny wszystkie oczy zwracają są ku mnie. Ale to właśnie na Islandii doświadczałam wcześniej nie znanych sytuacji, kiedy podchodzono do mnie, zagadywano, stawiano drinki i takie tam. Na Islandii też po raz pierwszy na serio odpaliłam Tindera. I co ciekawe, odważyłam się na spotkania z tymi kolesiami. W takich momentach mam więcej szczęścia niż rozumu, ale odwagi dodawał mi fakt, że aplikacja podpowiadała mi co najmniej kilku wspólnych znajomych z niemal każdym kandydatem. Nie wiem na ile to wynik algorytmu czy rachunku prawdopodobieństwa, ale kilku polskich znajomych związanych z Islandią wystarczyło, żeby pod nordyckimi imionami wyświetlały się cyferki z ikonką Facebooka. Mówi się, że randkowanie na Islandii jest beznadziejne, bo wszyscy doskonale się znają, dlatego chłopcy cieszą się na świeże mięso w postaci turystek. Ale ku mojemu zdziwieniu nie byli to tylko głodni przygód wikingowie, ale bardzo ciekawe persony, z którymi utrzymuję kontakt do dzisiaj.
Miłość ślepa i miłość głucha
Jednego z panów niestety straciłam wraz z usunięciem aplikacji z telefonu, ale na stałe zapisał mi się w pamięci. Miał wikińskie imię i zdjęcie w stroju kolarskim podkreślającym mięśnie, wysoki błękitnooki blondyn. Nie bawił się w spotkania na mieście tylko podjechał po mnie swoim samochodem i zabrał do siebie. Komiczne było to, że oboje zachowywaliśmy się tak, jakbyśmy spędzali w ten sposób każdy wieczór, ale ja z momentem zatrzaśnięcia drzwi zaczęłam bać się o swoje życie, a w jego głosie słychać było niepewność. Zaserwował jakieś niskoprocentowe piwo i puścił muzykę, typowe islandzkie ckliwe pianie o miłości. Brzmiało to jak Ásgeir, ale piosenka nie przypominała mi żadnego z utworów, które mam w polubionych na Spotifaju. Kiedy skłamałam mu, że nuta całkiem przypadła mu do gustu, chłopak uśmiechnął się i zaprezentował lukę rozmiaru doliny Thingvellir między zębami. Pochwalił się, że to jego własny utwór, przypominający styl Ásgeira, bo grał z nim w jednym zespole. Prosta sprawa, Islandczycy szybko pojęli, że najszybciej można zaimponować przyjezdnym dziewczynom znajomością z jakimś znanym poza Wyspą muzykiem. Mój inny adorator przekonywał mnie, że zna się bardzo dobrze z Júníusem Meyvatn, a moja przyjaźń z jednym Islandczykiem zaczęła się mniej więcej w momencie, kiedy zwierzył mi się, że chodził do podstawówki z Ólafurem Arnaldsem.
Jak się potem okazało, mam słabość do muzyków, szczególnie ładnych chłopców z gitarą, ale ten był nieznośny. Jego pianie tak bardzo nieoryginalne i zgapiające styl Ásgeira nie miało żadnego waloru artystycznego, a mimo to słuchaliśmy wszystkich jego nagrań. Za utwierdzenie go w przekonaniu, że to mi się podoba, odpokutowałam kilka tygodniu później, kiedy inny chłopiec z gitarą katował nas swoimi “hitami” w liczbie dwóch, puszczanymi w zapętleniu przez całą drogę z Patreksfjörður do Látrabjarg. Ten z kolei jednorazowy towarzysz wyznał mi, jak bardzo marzy mu się kariera solowa, że nie chce być tylko gitarzystą w cudzym zespole. Potem puszczał ulubione klasyki i dziwnym trafem były to solowe nagrania Stinga i Philla Collinsa. Dość miałam tej szopki i jego zębowej Doliny Zgromadzeń, dlatego wieczór skończył się krótko. Ku mojemu zaskoczeniu, jak dżentelmen, a nie typowy wiking, kolega odwiózł mnie do domu. A mieszkał pod Reykjavikiem.
Miłość, która topi lody
Dla jednego adoratora wróciłam nawet na Islandię zimą. Co prawda okazałam się tylko jednym z wielu powodów do jego przyjazdu do Reykjaviku, ale już kiedyś woził mnie bezinteresownie płatnym tunelem wiodącym do miasta i należała mu się moja wdzięczność. Zresztą, moje prawdziwe przyczyny przyjazdu na Wyspę również były inne, jedną z nich była chęć spotkania aurory, do czego w końcu nie doszło. To było w styczniu. Potem zakochałam się we Francuzie i od tego czasu nie zawitałam na Wyspę. Przypadek? Nie sądzę. Namawiam go do wspólnej wyprawy na Islandię i mam nadzieję, że się uda. Nie ma w końcu niczego piękniejszego niż zwiedzanie ukochanego miejsca u boku ukochanego. Choć czasem żałuję, że nie wyszło mi z żadnym Jónem, bo może dzisiaj zamiast zamartwień o doktorat i przesiadywania godzinami na lotniskach w oczekiwaniu na tanie loty do Bordeaux miałabym jakieś miłe stadko owiec na oku i rześkie poranki w islandzkim krajobrazie. Ale pewnie nie raz jeszcze miłość zawiedzie mnie na Islandię.
Wszystkim dziewczynom szukającym chłopaka na Islandii służę lekcją cierpliwego wysłuchiwania przechwałek na temat hitu, który był na listach przebojów lokalnej rozgłośni oraz szybkim kursem wykrywania oszusta podającego się za pełnokrwistego potomka wikingów. Macie też większe szanse jeśli Wasza fascynacją Islandią nie wyjdzie na jaw zbyt wcześnie. True story!
Mój plan na życie wydawał się prosty: połączę dwie pasje (historię sztuki i Skandynawię) w jedno i zostanę specjalistką od sztuki skandynawskiej. Brzmiało super, w końcu nie ma w kraju ekspertów od sztuki Północy, co dopiero sztuki islandzkiej.
Nawet moja guru, profesor Michelle Facos, która gościła w Instytucie Historii Sztuki z wykładami o sztuce skandynawskiej kilka lat temu, nie miała o Islandii zbyt dużego pojęcia. Postawiłam sobie więc cel: idę na skandynawistykę, nauczę się języków, a potem będę mogła swoją wiedzę o kulturze i historii Północy wykorzystać pisząc prace o sztuce. Wszystko szło gładko, do czasu.
Znać szwedzki i umieć czytać XIX-wieczne teksty źródłowe to jedno. Rozumieć jako tako islandzki i móc tłumaczyć sobie teksty internetowe za pomocą Google Translatora to drugie. Ważny był zapał i chęci, a te miałam. Problem tylko polegał na tym, że szybko przekonałam się, że w środowisku polskich skandynawistów dominuje filologia. Język, język, język i język. Właśnie przed chwilą wyszłam z egzaminu z historii języka szwedzkiego. A przecież dwa tygodnie temu miałam staroislandzki (którego znajomość nota bene BARDZO pomogła mi w zdaniu egzaminu z historii szwedzkiego ;)). Ale do rzeczy: wybrałam specjalizację kulturoznawczą, zakładałam, że po trzech latach studiów wyjdę z ogromną wiedzą na temat historii, społeczeństwa i kultury krajów skandynawskich. Niestety. Znam za to wszelkiego rodzaju procesy morfologiczne, umiem czytać frakturę, odmieniać szwedzki według starych deklinacji i wskazać zmiany, jakie nastąpiły w kodyfikacji języka w 1801 roku. I wiele innych rzeczy, których mogłam się domyślić już dwa lata wcześniej, czytając prasę z początku XX wieku.
Żeby było jasne: to jest naprawdę ciekawe. I studia są właśnie do tego, żeby dowiadywać się fascynujących rzeczy, uczyć tego, czego sami byśmy pewnie nie zgłębili we własnym zakresie. Bardzo lubiłam te zajęcia, choć w gruncie rzeczy w moim planie wydają się zbędne. Wszystko byłoby przecież w porządku, gdybym odpowiednio proporcjonalnie uczyła się o kulturze i historii Skandynawii. Gdzie natomiast miejsce na solidną analizę kultury i społeczeństwa? Kilka wyrwanych siłą godzin na moją specjalizację, w dodatku zajęcia prowadzone przez historyków i kulturoznawców, nie skandynawistów. Przez mojego wspaniałego promotora, doktora Pessela, przez cudowną profesor Szelągowską. Ale to wszyscy badawcze, których drogę mam nadzieję powtórzyć: w pierwszej kolejności humaniści, znający języki skandynawskie, ale nie na poziomie filologicznym.
Umiem walczyć o swoje i mam całkiem silne ramiona, ćwiczę je co drugi dzień na macie do fitnessu. Przepycham się więc i piszę o sztuce skandynawskiej ile mogę, publikuję gdzie się da i walczę o swoją pozycję w świecie nauki. Jak się jednak okazuje, nie ma dla mnie miejsca w skandynawistyce. Nie pierwszy raz moje propozycje tematów do publikacji czy konferencji są odrzucane, bo nie jestem filologiem ani literaturoznawcą. A więc można do znudzenia analizować “Pannę Julię” i proponować nowe interpretacje zapisów runicznych, ale nikogo nie interesują sztuki wizualne, które przecież w Polsce robią – powoli – wielką karierę. Sama widzę, jakie jest na nie zainteresowanie, jaki to ocean możliwości. Nawet za granicą mało jest specjalistów od sztuki skandynawskiej. Wiem, bo od jesieni szukam promotora dla mojej pracy doktorskiej, w różnych ośrodkach na świecie. I nikt nie był zainteresowany sztuką islandzką, nawet historycy sztuki z Uniwersytetu w Reykjaviku.
To jak ma działać skandynawistyka? Jak przybliżać kulturę tak bliskiej nam przecież Północy, jak pisać o naszych sąsiadach? Czy problem leży w kondycji samej skandynawistyki w Polsce, czy ogólnie szkolnictwa wyższego? A może w tym, że ludzie chętniej czytają popularnonaukowe książki blogerów, zamiast sięgać do publikacje merytoryczne? Brzmię bardzo gorzko, wiem, ale powoli się chyba poddaję. Cieszy mnie bowiem wielkie zainteresowanie Skandynawią w Polsce, ale nie chcę, żeby to się opierało tylko na festiwalach, blogach i slajdowiskach. Nasi znakomici badacze mogą co najwyżej wypowiedzieć się w mediach jako eksperci w przypadku śmiesznych sensacji, poza tym całą swoją wiedzą dzielą się w hermetycznych periodykach, do których nie zaglądają zwykli śmiertelnicy. W wielu z nich obowiązuje zasada, żeby publikować w językach skandynawskich, a jaki to ma sens dla kogoś, kto może sam sobie przeczytać źródła, skoro adresatem powinien być właśnie laik, nie władający żadnym językiem Północy?
Gdzie są jakieś poważne ośrodki badań nad kulturą państw nordyckich w Polsce? A jeśli są, to dlaczego ich nie widać? Dlaczego ambasady nie wspierają ciekawszych przedsięwzięć badawczych, a wielkie firmy nie sponsorują promocji kultury krajów, z których pochodzą? I gdzie właściwie kształcić się mają osoby takie jak ja, z zainteresowaniami interdyscyplinarnymi, które nie chcą zamykać się w żadnym z hermetycznych środowisk? Te bowiem nie przyjmują tekstów o sztuce skandynawskiej, bo albo Skandynawia nie interesuje historyków sztuki, albo sztuka nie interesuje filologów skandynawskich.
Jest zima, koniec semestru, za pół roku będę kończyć swoje drugie studia. Z dyplomem filologii szwedzkiej będę pewnie mogła pracować w korpo, mogę też jak wielu moich znajomych planować emigrację do Skandynawii. Tylko nie o to tu chodziło przecież. Jakie są realne szanse na rozwój skandynawistyki w Polsce? Czy znajdzie się wreszcie miejsce dla tych, dla których język jest środkiem, a nie celem badań? A może czeka mnie przebranżowienie? Nie raz słyszałam już, że z pasją do Islandii powinnam się nie cackać i koniecznie zrobić kurs islandzkiego w Reykjaviku, bo na uczelni brakuje nauczycieli tego języka (sic!). Mój chłopak zresztą przekornie kupił mi niedawno książkę Noama Chomsky’ego, “bo ty przecież tak bardzo lubisz języki”. Pozostaje mi tylko zawziąć się jeszcze bardziej i założyć jakiś własny instytut badań albo dom kultury skandynawskiej. Albo poddać się, rzucić wielkie marzenia o sztuce skandynawskiej i zarabiać hajsy w korporacji. Albo wyjechać. Ale mam nadzieję, że prędzej zedrę sobie do końca ramiona, zanim się poddam.
To jest tekst emocjonalny. Nie mam na celu obrażać nikogo, kto uwielbia pracę z językami. Mam tylko zadrę od momentu, kiedy na pierwszym roku usłyszałam od językoznawcy, że nikogo nie interesuje kultura. Miało to miejsce podczas spotkania z okazji Świętej Łucji.
Praca zaliczeniowa na studia, poświęcona udziałowi Islandek w życiu politycznym oraz dużej partycypacji w protestach wobec dyskryminacji kobiet i seksizmowi obecnemu w dyskursie publicznym (#FreeTheNipple, #metoo, Klaustur scandal). Język: angielski. Pod spodem załączam również wersję PDF.
In 2018 Iceland took the first place in the World Economic Forum’s Global Gender Gap Index for the tenth time in a row (WEF GGGR 2018). It means that for the last decade Iceland has been a forerunner in terms of establishing gender equality, by minimalizing differences between men and women in many sectors. This led to painting an idealized picture of Iceland as a “paradise for women” or “the best place in the world to be a woman” (Hertz 2016). Although Iceland can be regarded as a role model for gender equality in many ways, it is still far from being an ideal. Regardless numbers in official reports, Icelandic women themselves claim that the situation still needs improvement, if not a serious change.
2018 was also a crucial year for Icelanders for other reasons. They celebrated the 100th anniversary of independence and sovereignty, with culminating festivities on December 1st, the exact day of the centenary. However, the main celebrations in Reykjavik, the capital, were disturbed by protests against women discrimination in political discourse, provoked by a so-called “Klaustur scandal”, which exposed blatant sexism in private male politicians’ talks (The Straits Times 2018). Reaction to the recordings, together with popular movements of the previous years, such as #FreetheNipple and #metoo, prove that real condition of gender equality in Iceland is no better than in other European countries.
In this paper, I would like to juxtapose historical facts and contemporary numbers with “mythical” views on Icelandic gender equality. My aim is not to compare Iceland with other countries, but to analyze to what extend does the conviction of Iceland as a “women’s paradise” stay in relation with actual situation. To do this, I am originating from a historic perspective, giving a brief summary of Icelandic women’s role in the country tradition, which will be followed by its contemporary aftermath and already mentioned scandal up to date. By focusing on Icelandic women participation in power, I would like to confront the myth of gender equality in the public sphere.
To do this, I am analyzing press material from the period of 2015-2018. Sources chosen consist of articles in English, written by both non-Icelanders and Icelanders, women and men. I am also referring to various academic papers on the subject, as well as official reports (The Global Gender Gap Report of 2018) and analyses given by the experts (mostly Icelandic).
Herstory. 100 years of women in Icelandic politics
In press material and/or academic papers about Icelandic women’s share in power and politics, authors usually start with the Vikings times (circa 890-1000). For example, Thorgerður Einarsdóttir relates to medieval sagas and Nordic mythology describing women as strong and independent, which helped establishing the gender equality contemporarily (Einarsdóttir 2005, 182). Magnea Marinósdóttir and Rósa Erlingsdóttir underline that women had to take care of the household when their men were absent (gone on viking), not to mention that many women held priests positions and were respectful rune-readers in the pagan times (Erlingsdóttir et al. 2017).
Despite this promising ouverture, situation changed with the Christianization of Iceland and women’s authority disappeared for following centuries. No sooner than in the beginning of the 20th century could Icelandic women participate in public life again. In fact, suffrage movement was very vivid already in the 19th century; widows and unmarried women above 25 gained their right to vote in 1882, and the Icelandic Women’s Association, created to fight for universal rights, was founded 12 years later. Thanks to involvement of such women as Bríet Bjarnhéðinsdóttir, who since 1907 used her Kvennablaðið (The Women’s Magazine) to reinforce the suffrage movement, next groups of women acquired right to vote. In 1908 married women gained the right to participate local elections and thanks to so-called “women’s slates” they could also be elected (Einarsdóttir 2005, 134).
The parliamentary vote was gained in 1915, which is the official date of suffrage in Iceland (in relation to the franchise introduced in Denmark, having power over Iceland since 14th century). However, Auður Styrkársdóttir (2006) points out that this would concern only women over 40 years old. 1915 was regardless an important date for women wanting to take part in religious power, as since then they could officially hold priest positions in the Lutheran church (Erlingsdóttir et al. 2017). As for seculars, the franchise limits were lifted in 1918, when Iceland entered personal union with Denmark and regained sovereignty. Only two years after Icelandic women acquired national suffrage and the right to hold office (Kvennasogusafn 2017).
Last 100 years of women in Icelandic politics was much of a prolific time. According to Styrkársdóttir, women participated actively in both government and local elections of the 1918-1922, maintaining the tradition of Women’s lists (1998, 109). In 1922 the first woman was elected to the Icelandic Parliament (Kvennasogusafn 2017) but later on women’s participation declined and in the period of 1915-1983 the Althing consisted of only 2%-5% women (Erlingsdóttir et al. 2017). Although little participation in the public sphere, another milestone took place in 1957 when the first woman was elected a mayor in an Icelandic municipality (Kvennasogusafn 2017), and in 1970 first woman held a minister office in the cabinet. Regardless, Icelandic women did not have their actual representation in power and the atmosphere of the 1970s was very tense. In 1975 90% of women went on strike due to disproportions of wages between women and men, and the day of October 24th went down in history as decisive for the following changes.
The strike consisted in taking a day off, regardless the character of employment. Women gathered on the streets of Reykjavik and other cities to debate, claim their demands in public, or take a coffee (Brewer 2015). The organization of the strike was ascribed to the Red Stockings, a feminist association founded in 1970 which was presumably inspired by such group founded in New York in 1969. The Red Stockings was a radical feminist organization attacking traditional image of a woman, which since the 1930s had been related to an ideal of a “perfect housewife” (Brewer 2015). During the strike, the demand for more woman in political representation was postulated, which fulfilled in 1980 with electing Vigdís Finnbogadóttir for the president of Iceland.
Vigdís Finnbogadóttir was not only the first woman elected president in Iceland, but also in the whole democratic world (Einarsdóttir 197). She had been involved in the feminist groups of the 1970s, later becoming part of the Women’s List of 1983. Re-elected three times, her presidency lasted sixteen years, making her the longest-serving elected female head of state of any country to date. Followed by Ingibjörg Sólrún Gísladóttir, an active Red Stocking member, elected the mayor of Reykjavik in 1994, Vigdís consisted an inspiring role model for next generations of female politicians (Einarsdóttir 2005, 197). In fact, at the turn of the 20th and 21st century number of women in Icelandic politics rose; from 9% of female ministers in 1990 to 33% in 2000 (Einarsdóttir 2005, 197). Futhermore, since Women’s list and Finnbogadóttir’s victory, the proportion of female members in Althing increased from 5% to 15% and culminated with 35% in 2000 (Einarsdóttir 2005, 199).
Next decade was also in the name of women in power. In 2009 first women in Iceland was elected a prime minister, and she had to get through the most challenging period in the contemporary history of Iceland: financial crash in 2008. Jóhanna Sigurðardóttir was chosen to assume the then prime minister, Geir Haarde, who – accused for the crisis – was forced to resign in January 2009. The election of Sigurðardóttir was confirmed by Icelanders in April 2009 and she remained on this position despite various political changes in following weeks. Under her cadency, she tried to overcome the crisis, by among others making decisions about Icesave. She was not re-elected in 2013, yet remained a very important figure on the women’s political stage, also due to the fact that she was the first politician talking openly about her sexual orientation (Moody 2009).
2011-2018 seemed also very promising for women’s situation in power, to mention first female nomination to a bishop in the Lutheran Church in 2012 (the consecration of Agnes M. Sigurðardóttir took place in Hallgrímskirkja, Reykjavik, Lutheran World 2012). However, in past 10 years female shares in politics dropped, “the proportion of men to women – 33 to 30 in the previous parliament – is now 39 to 24, the lowest tally of women MPs since 2007” (Morgan 2017). Still, the prime minister elected in 2017 is a woman, Katrin Jakobsdóttir, chairperson of the Left-Green Movement (Martyn-Hemphill 2017). Moreover, the number of women holding CEO positions (with Halla Tómasdóttir as the first female CEO of the Iceland Chamber of Commerce, Murphy 2018) or becoming authorities in professions traditionally linked to men, such as police (with Sigríður Björk Guðjónsdóttir becoming head of the Reykjavik Police Department in 2014, Euronews 2018) did not improve much in the second half of the decade.
Gender gap. Icelandic women’s empowerment facing men
As mentioned above, for past 10 years Iceland has been number 1 out of 149 countries in the World Economic Forum’s Global Gender Gap Index, with the score of 0.858 in 2018 (WEF GGGR 2018, 121, Figure 1). What exactly a “gender gap” is? According to Cambridge English Dictionary, it is “a difference between the way men and women are treated in society, or between what men and women do and achieve” (Cambridge Dictionary 2018). The Global Gender Gap Index is measured by four criteria, subindexes: economic participation and opportunity, educational attainment, health and survival, political empowerment. In other words, differences between women and men in each of 149 analyzed countries are defined by measurable factors: access to education, participation in politics, economic performance etc.
Although Iceland has closed its overall gap in more than 85%, and remains on the first place in the political empowerment subindex according to the Global Gender Gap Report for 2018 (WEF GGGR 2018, 121), the recent situation of women’s participation in politics is worse than before. As stated in the report: “Even the best performer in this subindex, Iceland, still exhibits a gap of 33%, and this gap has widened significantly over the past year (WEF GGGR 2018, 8). The number of women’s share in parliament dropped, together with their economic participation and opportunity, “due to an increased gender gap in the number of women among legislators, senior officials and managers” (WEF GGGR 2018, 18).
Also, by comparing data given by a platform Statistics Iceland (statice.is 2018), the difference between women and men having influence and power generally dropped drastically in 2017. First of all, it is noticeable that women’s interest in politics has been relatively even since 1897 (between 40-50%, see: Candidates) while their actual share in power has had its ups and downs. Since 1983 (the Women’s Lists) the growth of women in politics was linear until 1999 and then dropped in 2003, slightly increased in 2007 and then reached over 40% in 2009 for the first time, but dropped in 2013 in order to rise to 48% in 2016 and slid to 39% in the following year. What caused this drastic drop?
One of Icelandic activists, Sóley Tómasdóttir, replies:
Despite the feminist waves of recent years and decades, and despite the government disbanding over sexual violence and secrecy, we still got an election campaign based entirely on traditional male-centric terms (Morgan 2017).
Styrkársdóttir describes how men in power (and media) would manipulate public opinion already in the 19th century. The idea of women’s suffrage was debated in Althing already then, however, once women got together to make their first steps in politics, supportive encouragement turned to attack. No sooner than the franchise limit of age was put into debate in 1911, had media changed their view on giving power to women, doubting in their skills (Styrkársdóttir 2006). Not much has changed since then; Halla Tómasdóttir, who ran in the presidential election 2016, was excluded in official graphs in newspaper and TV debate, because – as she understood it – she is a women (Tómasdóttir 2016).
Furthermore, the female elections’ ups and downs can be related to the general mood in the society. For example, the increase of women in power in 2009 may be caused by the financial crisis, which was generally a “men’s fault”. As the then elected Prime Minister, Jóhanna Sigurðardóttir, suggests, women were important for overcoming the crisis:
Women also proved to be wiser than men as the financial crisis unfolded. There were hardly any women among the managers of the Icelandic banks that defaulted in 2008. In fact, it was banks run by women, such as Audur Capital, that provided the best examples of how to weather the financial storm. In contrast, the chief executives of companies that were hardest hit by the crash were predominantly male (Sigurðardóttir 2018).
Both 2016 and 2017 parliamentary elections were based on political scandals. First was related to resignation of Sigmundur Davíð Gunnlaugsson, who was accused in Panama Papers scandal, and another was held exactly a year after, because the then Prime Minister, Bjarni Benediktsson got involved in a pedophilia scandal. Despite the overall drop in women’s share in the parliament, a woman was elected the prime minister. Since then Katrin Jakobsdóttir has fought to improve Icelandic women’s situation, not only by closing remaining gaps (such as pay gap) but also struggling with unmeasurable problems such as discrimination, sexism and violence against women (Jakobsdóttir 2018).
No such a feminist paradise. Icelandic women toward inequalities
2015 and 2017 were important years for putting women subjects into public debate. Both arose on social media and attracted international interest. First, called #FreetheNipple, was a grassroots initiative of teenagers and young women who claimed “freedom” for their breast, and another, #metoo, came to Iceland from the United States. Along with the recent Klaustur scandal of 2018 and its aftermath in social media, all three put the “Icelandic paradise for women” in doubt. International media were particularly interested in such “breaking news” from the country that is officially “the best place in the world to be a woman”. Despite reports and figures, it is still a patriarchal country.
In fact, an unofficial slogan of the #FreetheNipple initiative was “Fuck patriarchy!”. The movement went viral in March 2015, when many teenagers started posting pictures of their naked breast to fight with sexualization and pornification of female body. (Jóhanssdóttir et al. 2018, 133) The movement spread to topless marches and involvement of female politics in posting their breast on social media (Iceland Monitor 2015). The protest was aimed at patriarchy and double standards concerning male and female bodies. As Heiður Anna Helgadóttir, chair of the Feminist Association of the University of Iceland, explained, breast is “just a body part. Boys have breasts and nipples and it’s fine for them to expose them. The same should apply to us” (Dicker 2015). The movement had its continuation in the following months of 2015, yet came back to discussion in 2017 after a girl was shown out in one of the pools for having no top bikini (Iceland Monitor 2017). Regardless, the #FreetheNipple movement was called a revolution (Jóhanssdóttir et al. 2018, 140) and exemplifies grand participation of young women in the fight against social inequalities, admitting that social media can be another mean for women’s empowerment.
Treating female body instrumentally, which leads to violence and sexual abuse, is a key argument for Iceland not being a paradise. This is confirmed by both a gender studies professor Gyða Margrét Pétursdóttir (Bjarnason 2017) and Guðrun Jónsdóttir, spokeswoman for Stigamót, the Icelandic Counselling Centre on sexual violence in Reykjavik (Pelaez 2018). The former suggests that as long as there is any percentage of violence, there is no gender equality. In fact, Iceland has one of the highest rates of reported rapes per capita (Pelaez 2018) and has recently faced serious cases confirming bad situation in this area. For example, Bjarni Benediktsson resigned after a scandal that burst out when his father applied for special treatment of a friend accused for multiple pedophiliac rapes on his stepdaughter (BBC News 2017). Light sentencing of sexual crimes in Iceland was also discussed due to #metoo declarations of over 5000 women, together with politicians, female priests and celebrities, who claimed having been sexually abused in their workplaces (Iceland Monitor 2018a). Still, the #metoo reaction increased awareness and encouraged more women to take action and claim justice from the perpetrators, such as a former Prime Minister, Jón Baldvin Hannibalsson, accused by 150 women for sexual harassment (Iceland Monitor 2018b).
Last, but not least, the recent events deform the idealistic picture of Iceland’s women paradise. The Klaustur scandal, which burst out in November 2018, revealed serious flaws of the “female-friendly” country, as discourse used by Althing representatives is definitely unfavorable to women. Deputies from the Central Party, among others: former Prime Minister Sigmundur Davíð Gunnlaugsson, former Minister of Foreign Affairs Gunnar Bragi Sveinsson and Bergþór Ólason, were recorded while having private talks in a bar in Reykjavik. In the talk they use crude and sexist language to gossip about their female colleagues, usually by commenting their appearance or “fading charm” (Peter 2018). The most shocking comments concern Freyja Haraldsdóttir, a former MP and an activist for disability rights (Haraldsdóttir 2017), who was called “an animal” due to her brittle bone disease. The tapes put the society in shock and provoked numerous protests in December 2018, gathering not only feminists, but also people standing up against discrimination of the disabled and immigrants (Mörtudóttir 2018).
Conclusions
As piteous as it looks, women’s empowerment depends on men in large part. Starting with the Viking times, women had chance to make decisions on their milieu as long as their husbands were away. First vote rights were given to single women and widows, similarly, Bríet Bjarnhéðinsdóttir’s achievements were only possible due to the fact that, as a widow, she was a master to herself (Styrkársdóttir 2006). Vigdís Finnbogadóttir was a single mother, and Jóhanna Sigurðardóttir – gay. And this is not a feminist statement that women can only make carriers when not limited by men on their sides; many examples prove that women had greater chances to make politics when their male colleagues got weaker politically, not to mention that franchise was given to women from men.
However, gender equality does not claim women’s superiority but ultimate cracking down the patriarchy with its misogyny, discrimination, sexual abuse and sexism. Even such “women’s paradises” as Iceland have to struggle with these problems, and many believe that closing the gender gap completely is only possible when women have their actual representation in politics and other influential institutions.
By far, Icelandic women can be proud of their achievements. Some, like Vigdís Finnbogadóttir, claim that had that not been for women participating in politics in the 1970s – 1980s that Iceland would not introduce female-friendly bills (Topping 2017). In other words: women in power make other female citizens’ everyday lives better. “Maternal politics” is also flattered by Thorgerður Einarsdóttir 2005, who points out that they created the foundation of the welfare state system (Einarsdóttir 2005, 197). As seen in Jóhanna Sigurðardóttir’s and Katrin Jakobsdóttir’s performances as Iceland’s female prime ministers, the “maternal politics” is still needed; thanks to the former the parental leave was introduced in 2000, the latter managed to pass the bill about the equal pay.
Is Iceland a role model for gender equality? On one hand: yes, as proved in numbers and social facilities developed in past decades. On another: no, because in many cases female representation in power is limited by general attitude to women in the society. By far, Iceland surely is not a “women’s paradise”, yet it is a promising island of opportunities, with hope for closing the gap in the future and giving lesson to other countries in the region.
angielski (C1) szwedzki (C1)
francuski (B2),
włoski (B1) islandzki (A1/2)
polski (ojczysty)
ZAINTERESOWANIA
Zagadnienia z zakresu kształtowania tożsamości narodowej, nacjonalizmy przełomu XIX i XX wieku
Problem sztuki narodowej i „narodowości” sztuki
Symbolika narodowa w sztuce, rola muzeów narodowych
Malarstwo pejzażowe przełomu XIX i XX wieku
Kultura islandzka i skandynawska
Chmuromalarstwo – motyw chmury i zjawiska atmosferyczne w malarstwie pejzażowym oraz sztuce współczesnej
WYKSZTAŁCENIE
STUDIA DOKTORSKIE/ NAUKI O SZTUCE
Uniwersytet Gdański 2020-2024
STUDIA I STOPNIA/ HISTORIA SZTUKI Uniwersytet Warszawski, MISH 2012-2015 (I semestr wymiany Erasmus w Nantes, Francja)
STUDIA II STOPNIA/ HISTORIA SZTUKI Uniwersytet Warszawski, Instytut Historii Sztuki 2015-2018 (II semestry wymiany Erasmus w Göteborgu, Szwecja)
STUDIA I STOPNIA/ SKANDYNAWISTYKA (SZWEDZKI) Uniwersytet SWPS Warszawa 2016-2019
DOŚWIADCZENIE ZAWODOWE
SPECJALISTA DO SPRAW KULTURY, NAUKI I MEDIÓW SPOŁECZNOŚCIOWYCH/ AMBASADA ISLANDII W POLSCE listopad 2022 – obecnie
AUTORKA/ UTULĘ THULE marzec 2017 – obecnie projekt dotyczący popularyzacji sztuki i kultury islandzkiej: www.utulethule.pl
PUBLICYSTKA Współpraca z czasopismami: Niezła Sztuka, Iceland News Polska, Zew Północy, ROK Tímarit / Magazyn, Zupełnie Inny Świat (więcej w portfolio).
LEKTORKA JĘZYKA SZWEDZKIEGO/ DALARNA – KURSY JĘZYKA SZWEDZKIEGO wrzesień 2019 – obecnie Nauczanie języka szwedzkiego na poziomach A2-B2
EDUKATORKA/MUZEUM NARODOWE W WARSZAWIE październik 2012 – grudzień 2019 Prowadzenie lekcji muzealnych na wystawach stałych i czasowych, organizacja warsztatów plastycznych dla dzieci i rodzin, przewodnik w języku polskim, angielskim i francuskim
WSPÓŁKURATORKA/ MUZEUM SZTUKI W ŁODZI grudzień 2018 – marzec 2019
Współtworzenie wystawy „Jak to widzisz?”.
PRAKTYKANTKA/ GÖTEBORGS KONSTMUSEUM luty – kwiecień 2018 Pomoc w tworzeniu polskiej wystawy Sekelskifteskonst från Polen. Tworzenie not katalogowych, tłumaczenie tytułów dzieł z polskiego na szwedzki.
PRAKTYKANTKA/ MUZEUM NARODOWE W KRAKOWIE
sierpień – wrzesień 2015
DZIAŁALNOŚĆ STUDENCKA
PREZESKA/ STUDENCKI KLUB ISLANDZKI
styczeń 2013 – grudzień 2018
Organizacja wydarzeń oraz konferencji, redakcja publikacji naukowej
Członek Studenckiego Koła Naukowego IHS UW (2011-2015)
Członek Koła Naukowego Skandynawistów USWPS (2015-2017)
GRANTY, NAGRODY, WYRÓŻNIENIA
VIS NAUKOWY 2017/2018 (Uniwersytet SWPS)
KULTURA W SIECI2020
stypendium Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
na realizację projektu „Utulę Thule mówi o sztuce Północy” – szeregu działań w Internecie (YouTube, Facebook, Instagram, strona internetowa) na rzecz promocji sztuki nordyckiej w Polsce oraz zestawienie artystów skandynawskich z polskimi
1. nagroda w UG Talks. Slam naukowy 2021 (Uniwersytet Gdański)
CULTURE AND ART PROGRAMME 2021/2022
stypendium przyznawane przez Nordic Culture Point (Rada Nordycka) na projekt „Elfy i trolle. Podcast o Północy”, promujący islandzkie, nordyckie i farerskie wierzenia ludowe poprzez sztukę nordycką
w formie podcastu oraz serii działań internetowych
Wykłady w ramach autorskiego cyklu “Znana/nieznana. Sztuka Skandynawii” dla Koła Skandynawistów USWPS w Warszawie:
– Midvinterblot. Najsłynniejsze dzieło Szwecji, 30/11/2016
– Larssonowie. Twórcy stylu Ikei?, 15/12/2016
– Malarze Sztokholmu: Eugène Jansson. August Strindberg, 17/01/2017
– Bruno Liljefors i jego atlas zwierząt, 28/ 02/2017
– Szwedzkie ilustracje książkowe, 20/03/2017
– Carl Milles, ulubiony rzeźbiarz Szwecji, 27/04/2017
– Prins Eugen – książę (wśród) malarzy, 16/05/2017
Wykład Procesy kształtowania tożsamości narodowej w sztuce nordyckiej przełomu XIX i XX wieku dla Korporacji Akademickiej „Welecja” na Uniwersytecie Warszawskim, 20/05/2021.
Wykład o twórczości Pedera Severina Krøyera w ramach cyklu KURS HISTORII SZTUKI | Wielcy twórcy. Eksperymenty w Muzeum Narodowym w Warszawie, 15/10/2021.
Emocje w naturze. O psychologizacji pejzażu w islandzkim malarstwie ekspresjonizmu, wystąpienie podczas Przeglądu Kina Nordyckiego: Islandia, Centrum Filmowe UG im. Andrzeja Wajdy, Gdańsk, 23/04/2022
Udział w debacie Björk, “Kobieta idzie na wojnę”, Ólafur Eliasson… – czy sztuka i kultura islandzka są ekologiczne? podczas Nocy Muzeów w Ambasadzie Islandii w Polsce, 15/05/2023.
Sagi islandzkie, Dni Kultury Skandynawskiej, Politechnika Warszawska, 21/03/2014.
Wykłady w ramach cyklu „Islandzkie opowieści dla dorosłych” w Bibliotece Publicznej “Przy Zawiszy” w Warszawie: – Skąd się wzięły wilkołaki na Islandii, 28/11/2014 – Elfy i krasnoludki, 18/12/2014 – Wikingowie – fakty i mity, 17/02/2015 – Magia i runy, 26/06/2015.
Utulanie Islandii, prelekcja w Otwartej Przestrzeni Kultury, Wrocław, 7/09/2019.
Utulanie Islandii, prelekcja w klubie Podróżnik Zero, Warszawa, 19/12/2019.
Utulę Thule o Ultima Thule. Opowieści o krańcu świata podczas wernisażu wystawy “Gdzie kończy się świat, a zaczyna wyobraźnia” w ramach 16. edycji Bałtyckiego Spotkania Ilustratorów, Nadbałtyckie Centrum Kultury, 22/10/2021.
Piątkowy wieczór na Islandii, rozmowa z Aleksandrą Knap na wystawie “Islandia – zimowe lato” w Centrum Praskim Koneser w Warszawie, 3/12/2021.
SPOTKANIA WOKÓŁ SKANDYNAWII
Wykłady w ramach cyklu „Od dziewczynki z zapałkami do dziewczynki z tatuażem. Opowieści Skandynawskie” w Bibliotece Publicznej “Przy Zawiszy” w Warszawie: – Na początku były mity, czyli o budowaniu tożsamości państw nordyckich, 23/11/2016 – Nobel też był ze Skandynawii. O skandynawskich Noblistach, 21/03/2016.
Nagranie podcastu Tropy nordyckie dla Muzeum Narodowego w Warszawie, 8/09/2020.
Rozmowa on-line Skandynawia do pokochania w ramach Tygodnia Skandynawskiego organizowanego przez Wydawnictwo Poznańskie, 20/01/2022.
Udział w wystawie fotograficznej “NATURA-lnie Północ” podczas X Festiwalu Zorzy Polarnej oraz wystąpienie na wernisażu, Płock, 21/01/2022.
WARSZTATY
Ilustrowany świat Pippi i Dzieci z Bullerbyn oraz Trolle i elfy: jak je widzą tak je piszą?, warsztaty dla dzieci podczas Tygodnia z Kulturą Skandynawską w Krakowie, 27/10/2017.
Blogowanie nową ścieżką do kariery? wraz z Aldoną Hartwińską i Magdą Szczepańską, Skandynawskie Dni Kariery, Uniwersytet SWPS, Warszawa, 28/11/2019.
Ile z wikinga ma współczesny Islandczyk, czyli czego możemy dowiedzieć się o społeczeństwie islandzkim z sag?, spotkanie z Jackiem Godkiem podczas festiwalu Nordic Talking w Gdańsku, 6/04/2019.
“Dzieła nordyckie w zbiorach polskich”, rozmowa z Filipem Chmielewskim, pracownikiem Muzeum Narodowego w Krakowie, zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci, 16/08/2020.
“Carl Larsson – Jan Malisz. Przyjaciele bez granic”, rozmowa z Magdaleną Wisiecką z Domu Słońca pod Sokołem, zrealizowano w ramach programu stypendialnego Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kultura w sieci, 30/08/2020.
W ostatnim czasie czytam dużo o kobietach na Islandii.
Media przekonują nas, że jest to najlepszy kraj dla kobiet, w oparciu o oficjalne raporty i rankingi, takie jak ten, według którego Islandia już po raz 9. plasuje się na pierwszym miejscu Global Gender Gap Index, czyli jest krajem wiodącym jeśli chodzi o równouprawnienie kobiet i mężczyzn. Na pewno stoją za tym liczby i dogodności, którymi od lat cieszą się Islandki, ale mnie interesują kwestie, których nie da zmierzyć się liczbami. Nawet w takim “kraju idealnym” dla kobiet wciąż jest miejsce na niesprawiedliwe ich traktowanie, a o tym niekoniecznie się mówi. Świetnym przykładem tej sytuacji niech będzie choćby zeszłoroczny skandal, w którym islandzcy politycy obrażają swoje koleżanki, czy to, jak wielkim echem odbiła się na Wyspie akcja #metoo. Czy Islandia faktycznie jest (z) kobietą? Czy żyje się tam dobrze tylko Islandkom, a może wszystkim kobietom, które mieszkają tam i zarabiają uczciwą pracą? Czy islandzcy mężczyźni są feministami?
Herstory
Oczywiście nie uda mi się odpowiedzieć na te pytania. Ale może naświetlenie kilku spraw będzie dla nas dobrym punktem wyjścia do tej dyskusji. Zazwyczaj próbuje się wywieść obecną świetną sytuację Islandek z czasów wikińskich. Niemal każda praca badawcza na ten temat zaczyna się od stwierdzenia: Kobiety islandzkie musiały radzić sobie bez mężczyzn; kiedy oni wyjeżdżali na wiking, to właśnie kobiety przejmowały opiekę nad gospodarstwem, stawały się nie tylko decydentkami wobec obejścia i dzieci, ale też musiały wykonywać ciężkie prace fizyczne przeznaczone mężczyznom. Wydawałoby się więc, że równy podział obowiązków, a może raczej przyznanie, że kobiety są równe mężczyznom w wielu zawodach, Islandczycy wynoszą z tradycji. Nie jest to jednak tradycja ciągła; wystarczy spojrzeć na zmiany, jakie przyniosło Islandkom przyjęcie chrześcijaństwa. Kiedyś pełniące funkcje kapłanek, teraz spadły w społecznej hierarchii i straciły pozycję silnych i odważnych kobiet wikingów. Sytuacja zmieniła się wraz z reformacją, kiedy wróciła możliwość piastowania funkcji duchownych przez kobiety, ale realnie miały one dostęp do stanowisk kapłańskich dopiero od 1915 roku.
Kobiety miały więc sporo władzy na początku dziejów Islandii, potem jednak straciły swoją pozycję aż do XX wieku. Co prawda już w latach 80. XIX wieku niektóre kobiety (wdowy i starsze singielki) miały prawa wyborcze, ale dopiero od 1907 roku wszystkie kobiety mogły głosować w wyborach samorządowych, a w 1915 otrzymały prawo udziału w wyborach parlamentarnych. Mowa tu jednak o biernym prawie wyborczym, bowiem czynny udział kobiet w polityce w okresie między 1915-1983 zamyka się w odsetku 2%-5% pań w parlamencie. Zmiana nastąpiła dopiero w latach 70., kiedy to: pierwsza kobieta została wybrana na ministra, zawiązała się grupa Czerwone Rajstopy, oraz miał miejsce słynny strajk z 1975 roku, w którym wzięło udział aż 90% kobiet na Islandii. Najbardziej zaangażowane aktywistki stworzyły później pierwszą kobiecą partię polityczną, Sojusz Kobiet, znany pod nazwą Kvennalistinn, czyli Lista Kobiet. Dzięki tej liście udział kobiet w parlamencie skończył z 5% do 15%, ale już wtedy pozycja kobiet w polityce była większa niż kiedykolwiek. Od 1980 roku bowiem urząd prezydent kraju piastowała Vigdís Finnbogadóttir, pierwsza kobieta (a co jeszcze ciekawsze: samotna matka) na takim stanowisku na świecie. Zachowała ten urząd przez 16 lat (w 1996 nie wystartowała w kolejnych wyborach), co według anegdot powtarzanych na Islandii w wielu chłopcach prowokowało pytania, czy mężczyźni w ogóle mogą starać się o fotel prezydencki 😉
Sukces Vigdís powtórzyła Jóhanna Sigurðardóttir. W 2009 roku została premier Islandii, co było ważne nie tylko z punktu widzenia jej płci, jak i orientacji seksualnej (pierwsza na świecie lesbijka u władzy otwarcie mówiąca o swoim homoseksualizmie). Choć pełniła ten urząd tylko przez jedną kadencję, jej rządy przypadły na bardzo trudny dla Islandii czas – tuż po kryzysie z 2008 roku. W ramach swojej kadencji musiała więc stawić czoła tak trudnym sprawom wewnętrznym, jak i pertraktacjom z krajami zaangażowanymi z kwestię Icesave. Lata te umocniły również pozycję kobiet u władzy: wtedy po raz pierwszy na świecie wybrano kobietę na biskupa kościoła luterańskiego, chodzi o Agnes M. Sigurðardóttir, która otrzymała tę nominację w 2012 roku; odsetek kobiet zasiadających w parlamencie czy ratuszu dobił do niemal 50%, a w 2016 roku ponownie wybrano kobietę na premier: Katrin Jakobsdóttir, prywatnie wykładowczynię teorii literatury. Kobiety coraz częściej otrzymywały tytuły profesorów, zostawały szefowymi dużych firm, a nawet przełożonymi w takich “męskich” zawodach jak policjanci (Sigríður Björk Guðjónsdóttir).
Free the Nipple vs. #metoo
W marcu 2015 roku islandzkie feministki przemaszerowały się ulicami Reykjaviku topless, w szkołach uczennice nosiły prześwitujące bluzki, w miejscach publicznych rezygnowano ze staników i eksponowano piersi. Wszystko po to, by “zdelegalizować” seksualizowanie kobiecych piersi. Chodziło nie tyle o prawo do bezwstydnego karmienia piersią na widoku, ale o zaprzestanie traktowania kobiecych piersi jako wstydliwych w ogóle. Akcję zainicjowała nastolatka Adda Þóreyjardóttir Smáradóttir, która opublikowała zdjęcie z nagimi piersiami na swoim koncie na Twitterze, pytając o to, dlaczego kobiece sutki są nieprzyzwoite, podczas gdy mężczyźni mogą bezkarnie pokazywać swoje. Akcja odbiła się szerokim echem w mediach społecznościowych, jak i na całej Islandii; a kilka lat po niej na nowo odniesiono się do akcji “uwolnienia” sutków w kontekście umieszczania aktów kobiecych w instytucjach państwowych.
Do usuwania nagich kobiet z galerii sztuki przyczynił się z kolei protest z 2017 roku, czyli #metoo. Akcja mająca na celu naświetlenie problemu gwałtów i molestowania seksualnego była szczególnie widoczna również na Islandii, co wiele międzynarodowych gazet kwitowało komentarzami “takie rzeczy dzieją się nawet w kraju o największym równouprawnieniu”. W istocie, tysiące Islandek przyłączyło się do składania zeznań z nieprzyjemnych sytuacji w życiu zawodowym oraz przykładów dyskryminacji na tle płci. Jak twierdzi jedna z najbardziej zaangażowanych pod tym względem aktywistek, Heiða Björg Hilmisdóttir, nawet “cywilizowanej” Islandii dotyczą ogólnoświatowe problemy instrumentalnego traktowania kobiet, zrzucania winy na ofiarę czy oceniania kobiet pod względem ich wyglądu. Ale być może właśnie w takich krajach jak kraje skandynawskie, gdzie sytuacja kobiet jest relatywnie lepsza niż w większości miejsc na świecie, trzeba podkreślać konieczność pracowania nad problemem. Wikingów kojarzymy z ich silnymi kobietami, ale również z gwałceniem i handlem innymi kobietami…
Foczki i dziwki
Już z książki “Islandzkie zabawki” zapamiętałam określanie Islandek jako “tłustych fok”. Polskiemu autorowi takie teksty uchodzą na sucho, niektórych nawet bawią. Jednak na Islandii mężczyznom nie przystoi używać takich, ani innych obraźliwych określeń dla pań (a już w średniowieczu pisano o nich w bardzo plastyczny sposób). A jednak cały świat zaskoczył się taśmami, które dostały się do islandzkich mediów w grudniu ubiegłego roku. Ujawniają one rozmowę z dnia 20 listopada 2018, mającą miejsce w reykjawickim barze Klaustur, między politykami partii centrum. Sigmundur David Gunnlaugsson, Gunnar Bragi Sveinsson, Bergþór Ólason i inni naśmiewają się z ruchu #metoo i w bardzo wylewny sposób wypowiadają się na temat swoich koleżanek po fachu. Padają tam nie tylko seksistowskie oceny wyglądu pań z parlamentu, czy nazywanie “sukami” co odważniejszych czy bardziej wygadanych polityczek, ale panowie wyśmiewają się również z niepełnosprawnej Freyji Haraldsdóttir, byłej parlamentarzystki, a obecnie głównie działaczki na rzecz osób niepełnosprawnych. Kobieta poruszająca się na wózku nazywana jest “wyspą” czy “zwierzęciem”, a jeden z polityków wyśmiewa się z jej kondycji wykonując dźwięk przypominający odgłos foki (choć niektórzy interpretują to jako trzeszczenie krzesła). Obecna w ich towarzystwie Anna Kolbrún Árnadóttir, choć reaguje na wypowiedzi dotyczące wyglądu swoich koleżanek, równie ostro komentuje ich zdolności umysłowe.
Może skandal nie miałby takiego rozmiaru gdyby nie fakt, że panowie, którzy dominują całą nagraną rozmowę, oficjalnie angażowali się w kwestie feministyczne, szczególnie Sigmundur David Gunnlaugsson, były premier Islandii (znany także z udziału w Panama Papers…). Co więcej, w opinii mediów zagranicznych takie rzeczy w ogóle nie powinny mieć miejsca na Islandii, więc skandal odbił się tak na politycznej karierze panów, jak i na debacie społecznej. 1 grudnia, rocznica 100-lecia suwerenności, była nawet obchodzona w nieciekawej atmosferze, bo tego dnia w wielu miejscach na Islandii protestowano wobec skandalu Klaustur, a w protesty zaangażowała się również obecna premier, Katrin Jakobsdóttir, która powołała specjalną komisję i kazała zbadać całą sprawę. Po dziś dzień akcja trwa i nie wiadomo, jak zostaną ukarani uczestnicy skandalicznej rozmowy. Na ten moment przeprosili oni swoje ofiary, przeprosiny nie zostały jednak przyjęte.
Cała sytuacja zdemaskowała hipokryzję islandzkich polityków, jak i ogólną kondycję polityki “przyjaznej” kobietom na Wyspie. Według dziennikarzy i specjalistów wzmocniła też jednak “women power” i zmotywowała do większej pracy nad równouprawnieniem. Czy jednak oznacza to, że jedynie kobiety mogą pracować nad realną poprawą życia innych kobiet? Tak ocenia swoją rolę w islandzkiej polityce Vigdís Finnbogadóttir, która otwarcie przyznaje, że jej wybór na prezydent w 1980 zmienił dzieje kobiet na Wyspie. Badacze z kolei potwierdzają, że ogólny udział kobiet w polityce zmienia wiele aspektów życia codziennego na lepsze: tak pod względem demograficznym, co i ogólnospołecznym. Więc mężczyźni pomijają problemy kobiet w swojej polityce? A może po prostu ich nie znają? W dniu strajku z 1975 roku byli bardzo zaskoczeni, że cały kraj stanął w miejscu, kiedy kobiety przestały pracować…
Islandia silnymi kobietami stoi
Na koniec polecam bardzo inspirującą wypowiedź Hally Tómasdóttir, kandydatki na stanowisko prezydenta w 2016 roku. W przepiękny sposób wylicza ona cechy kobiet potrzebne w polityce, takie jak wiara w intuicję czy emocjonalne podejście do wielu spraw, ale przede wszystkim uczy, żeby się nie poddawać. Sama jest szefową dużej firmy i wzięła udział w kampanii bez żadnego zaplecza politycznego ani wielkich sum pieniężnych. A mimo to zyskała wysokie wyniki, w którymś momencie nawet doścignęła faworyta, który ostatecznie wygrał wybory, Guðniego Th. Jóhannessona.
Dotąd poznaliśmy dwie kluczowe części mowy: rzeczownik i przymiotnik. Poznaliśmy deklinację mocną i słabą oraz użycie tej drugiej w tworzeniu formy określonej. Mamy to? No to poznajmy jeszcze zaimki dzierżawcze, które też wymuszają formę określoną przymiotnika (jego odmianę według deklinacji słabej):
W powyższej tabeli zaprezentowana jest odmiana zaimków “mój, moja, moje…”, “twój, twoja, twoje…” oraz “swój, swoja, swoje”… Kto bystry, dopatrzy się dużego podobieństwa z rodzajnikiem określonym. Różnica zachodzi tylko w użyciu “í” w niektórych formach.
Przykład użycia całej formy: mín langa saga – moja długa historia
Pozostałe zaimki dzierżawcze – szczęśliwie dla nas – są nieodmienne (poza liczbą oczywiście):
hann (jego) – hans (jego dla liczby mnogiej)
hún* (jej) – hennar (jej dla liczby mnogiej)
það** (tego) – þess (tego dla liczby mnogiej)
víð (nasze) – okkar (nasze dla liczby mnogiej)
þíð (wasze) – ykkar (wasze dla liczby mnogiej)
þeir, þær, þau (ich dla rodzaju: męskiego, żeńskiego, nijakiego) – þeir(r)a (w liczbie mnogiej)
*To jest pisownia dla nowoislandzkiego. W staroislandzkim byłoby hon. **To jest pisownia dla nowoislandzkiego. W staroislandzkim byłoby þat.
A na deser coś, bez czego nie da się chyba uczyć żadnego języka obcego, czyli zaimki osobowe 😉
Wkradła mi się w tabelę forma þít, czyli – jak się domyślamy – staroislandzka pisownia þið. Inne stare formy to np. ék, mik, þík, i tak dalej. Natomiast (r) w trzecich osobach liczby mnogiej oznacza tylko tyle, że spotyka się obie formy: þeirra i þeira.
To tyle na teraz! W następnym odcinku opiszę czasownik.
Gotowi na formę określoną? Ci, którzy uczą się języków skandynawskich, znają już magiczną receptę na jej tworzenie. Ważnym składnikiem będzie dla nas rodzajnik określony, czyli wskazujący na konkretny, określony rzeczownik (prepozycja rodzajnika). Po islandzku nie ma tzw. podwójnej określoności, czyli rzeczownik nie może wystąpić w formie określonej jeśli poprzedzający go zaimek jest już określony. Rzeczownik może bowiem przyjąć przyrostek odpowiadający rodzajnikowi określonemu i w ten sposób zyskuje określenie (postpozycja rodzajnika).
Jeśli chodzi o przymiotnik, potrzebujemy deklinacji słabej: to właśnie według tej deklinacji będzie odmieniał się przymiotnik określający rzeczownik określony. Papierkiem lakmusowym będzie dla nas więc albo rodzajnik określony (pre- lub postpozycyjny) oraz zaimek dzierżawczy. Jak to w islandzkim, wszystkie zaimki odmieniają się przez osoby, rodzaje, liczby i przypadki. Występuje tu jednak pewna regularność, która ułatwia nam naukę.
Zauważyliście pewnie, że końcówki są Wam już bardzo dobrze znane*. Nie ma więc powodu, żeby je omawiać. Dowiedzmy się jednak, jak możemy ich używać.
Jak pisałam wyżej, formę określoną możemy robić na dwa sposoby:
1) za pomocą wstawienia rodzajnika określonego przed rzeczownik, przykład: hinn víkingur – ten (konkretny) wiking (rodzaj męski)
hin borg – to (konkretne) miasto (rodzaj żeński) hið land – ta (konkretna) ziemia (rodzaj nijaki)
2) poprzez doklejenie rodzajnika bez “h” do słowa, przykład: hinn víkingur –> víkingurinn hin borg –> borgin hið land –> landið
*podaje tutaj wersje są już nowoislandzkie. W staroislandzkim zamiast “ð” występuje “t”, por. hið – hit. Stąd staroislandzka wersja landit i nowoislandzka landið. My na szczęście mamy na kursie możliwość stosowania form nowych, więc wybieram je, bo przydadzą się nam bardziej, niż niestosowane już, archaiczne wersje 😉
A co dalej? Jeśli mamy do stworzenia formę określoną rzeczownika wraz z przymiotnikiem, mamy dwie możliwości: możemy użyć pierwszego sposobu, i między rodzajnik określony a rzeczownik w formie podstawowej wstawić przymiotnik odmieniony według deklinacji słabej albo do taki przymiotnik wstawić przed rzeczownikiem z postpozycyjnym rodzajnikiem określonym. Popatrzmy:
hinn stóri víkingur = stóri víkingurinn hin væna borg = væna borgin hit græna land = grænalandið
Dla porządku wstawiam tutaj odmianę wszystkich trzech rodzajów przez obie liczby i wszystkie przypadki:
Przeanalizujmy, co tu się zadziało. Za każdym razem wstawiamy rodzajnik określony w odpowiedniej formie, zaś w opcji postpozycyjnej doklejamy go do odmienionego już rzeczownika! Jak już wiemy, doklejamy bez “h”, czasem jednak ucinamy również “i”, a to dlatego, żeby zgadzała nam się liczba sylab. Zauważmy, że wszystkie rodzaje posiadają tę samą końcówkę w dativusie liczby mnogiej: -unum.
Pamiętajcie, że każdy przypadek może skrywać jakieś tajemnice! Poza obowiązkowym przegłosem w miejscach, w których wymaga tego przypadek i liczba, a także obecność a (bo inne samogłoski nie przechodzą w ö) musimy pamiętać też o zgodności liczby sylab, która może wiązać się z deformacją końcówek lub tematu. Polecam sprawdzać odmiany każdorazowo dla każdego przymiotnika i rzeczownika na Wiktionary w angielskiej wersji (polska nie ma tak rozbudowanego słownictwa).