Zapiski z (pierwszej) podróży na Islandię

W dniach 5-16 kwietnia nasza prezeska, Emiliana Konopka, miała okazję po raz pierwszy (sic!) pojechać na wymarzoną Ultima Thule. Jej przygotowania i perypetie z podróży mogliśmy śledzić na utworzonej specjalnie na okazję wyjazdu stronie Utulę Thule.

Emiliana miała dużo szczęścia, bo dzięki znajomościom Klubu nie wybierała się na Islandię z poczuciem, że będzie tam kompletnie sama. Przede wszystkim jej 1,5-tygodniowy wyjazd okazał się znakomitym sposobem do zawarcia wielu nowych znajomości z Polakami mieszkającymi na Islandii, a także na spotkanie się z tymi, których od dłuższego czasu Klub Islandzki znał tylko z wymiany mailowej.

Pierwszym i bardzo ważnym przystankiem w islandzkiej podróży Emiliany było spotkanie ze studentami Uniwersytetu w Reykjaviku, zaaranżowanym przez Monikę Sienkiewicz. Jak się okazuje, na Uniwersytecie istnieje dość silna grupa Islandczyków i imigrantów chcących uczyć się języka polskiego! Jak opowiadała mi przy kawie w stołówce uniwersyteckiej, chęć nauki tego “egzotycznego” dla Islandczyków języka wziął się przede wszystkim z tego, że Polacy są bardzo zauważalni na Wyspie. Stąd większość jej kursantów zdecydowała się na zapoznanie z językiem ich partnerów, kolegów z pracy czy przyjaciół. Kiedy weszłam już na ich zajęcia, zobaczyłam przed sobą głównie młode twarze, i to całkiem sporo! Monika uprzedzała mnie, że zajęcia nie są obowiązkowe, a Islandczycy niekoniecznie czują się zobligowani do udziału w dodatkowych wydarzeniach (choć specjalnie zaaranżowała spotkanie w czasie zajęć, na które zapowiedziany był test – z nadzieją, że przyjdzie ich jak najwięcej :)). Podobnie Monika przestrzegła mnie, że Islandczycy nie są skorzy do odpowiadania na pytania czy jakiejkolwiek interakcji. Jak się potem okazało, myliła się!

Miałam okazję przedstawić się (swoim łamanym islandzkim) przed grupą co najmniej kilkunastoosobową, a potem dochodzili jeszcze spóźnieni uczniowie (podobno to też jest dość normalne, że kursanci zaczynają się schodzić tak od 5. minuty zajęć). Już po angielsku, zaprezentowałam im działalność Klubu za pomocą prezentacji i zdjęć, potem dużo opowiadałam o naszych najfajniejszych dokonaniach. Okazało się, że byli bardzo zainteresowani, ale też zdziwieni. Po co w Warszawie taka organizacja, pytali. Szczególnie rdzennym Islandczykom trudno było uwierzyć, że ktoś chce interesować się ich dalekim krajem w Polsce. Nie wierzyli też w to, że wielu Polaków po prostu marzy o przyjeździe na Islandię, niekoniecznie w celach zarobkowych czy czysto turystycznych. Nie tyle chętnie odpowiadali na moje pytania, co zadawali własne, bardzo trudne! Jedna z kursantek poprosiła mnie, abym określiła Islandię jednym polskim słowem. Przyznam, że było to naprawdę trudne! W końcu powiedziałam “niepowtarzalna”, co nie było wcale takie łatwe do przetłumaczenia na angielski, bo uznaliśmy, że “unique” to jednak nie jest to samo. Pytająca stwierdziła, że dla niej Islandię można określić słowem “cicha”. I nawet mieszkający tu od urodzenia się z tym zgodzili.

sdrdav

W następnej kolejności Emiliana spotkała się z Piotrem Mikołajczakiem, współautorem książki “Szepty kamieni. Historie z opuszczonej Islandii”, której opis i recenzję możecie przeczytać tutaj. Sama książka, którą udało mi się przeczytać w trakcie lotu z Warszawy do Keflaviku, była świetnym punktem wyjścia do rozmowy o Islandii jej postrzeganiu. Piotr i Berenika, zwiążani z różnymi krajami skandynawskimi i mający wiele wspólnego z turystyką, postanowili stworzyć cykl postów na prowadzonego przez nich bloga IceStory. Z idei postów relacjonujących ich podróże po Wyspie i rozmowy z mieszkańcami tytułowych opuszczonych miejsc zrodziła się ostatecznie cała książka, która nie jest jedynie opowieścią o miejscach, ale przede wszystkim o ludziach. Jak mówił mi Piotr, Islandia znacznie zmieniła się w ciągu ostatnich lat. Rozwijający się sektor turystyczny doprowadził do zmian nie tylko stylu życia (np. trudności w wynajęciu mieszkania w Reykjaviku), jak i samych Islandczyków: wielu z nich chciwie próbuje zarobić na zaistniałej sytuacji na wszelkie sposoby. Nie brakowało jednak w naszej rozmowie refleksji nad skutkami tak wielkiego napływu turystów, jak i zmian w przyrodzie Islandii. O uciążliwych turystach rozmawiałam z Islandczykami i Polakami na Wyspie wielokrotnie i zawsze rozmowa sprowadzała się do dwóch rzeczy: masowego wypróżniania się na łonie przyrody oraz postępującego zawłaszczania centrum Reykjaviku przez usługi hotelarskie i sklepy z pamiątkami.

Spotkanie z Piotrem było dla mnie niezwykle inspirujące. Nie tylko opowiedział mi o swojej Islandii, a ja w wielu miejscach mogłam przyznać mu rację, ale też zabrał mnie na krótką wycieczkę do Reykjaviku. Podjechaliśmy pod Höfði, uroczy dom nad brzegiem oceanu, w którym to Gorbaczow i Reagan spotkali się w 1986 roku, by zakończyć Zimną Wojnę, a także galerię Tollego Morthensa, malarza, brata słynnego Bubbiego. Byliśmy też w Hallgrímskirkja, najbardziej rozpoznawalnym kościele Reykjaviku, oraz w muzeum Einara Jónssona, pierwszego rzeźbiarza miasta i autora największej liczby pomników w Islandii.

IMG_20170407_104201.jpg

Ważnym dla mnie spotkaniem w Reykjaviku było także to z udziałem grupy Polaków mieszkających na Wyspie do kilku, czy nawet kilkunastu lat. Należała do nich Olga Knasiak, autorka bloga Polka na Islandii, na którym opisuje codzienność bycia matką na Islandii, choć podczas naszego piątkowego spotkania w KAFFI VÍNYL przy Laugavegur przyznała, że szalenie cieszy ją wyrwanie się z domu na lampkę wina 😉 To właśnie dzięki Oldze, która zorganizowała nasze piątkowe spotkanie, miałam okazję poznać Martę Niebieszczańską, szefową Iceland News Polska, prężnie działającego serwisu informacyjnego dla Polaków na Islandii. Z tą pełną energii i naprawdę niezwykłą osobą miałam okazję przejechać się na obrzeżach Reykjaviku jeszcze w dniu mojego wyjazdu do Polski. Na szybko pokazała mi miejsca, do których nie dotarłam sama, w tym uroczą Grottę czy dzielnicę willi i dom Björk. Marta i Olga oraz ich przyjaciele, jako imigranci na stałe już wrośnięci w społeczeństwo islandzkie, opowiadali o sytuacji Polaków na Islandii, o ich wzajemnych relacjach i działaniach, które mają zrzeszać ich na obczyźnie. – Dzisiaj jest inaczej, niż lata temu. Młodzi imigranci nie potrzebują takich działań – opowiadała Marta. Rozmawiałam z wieloma Polakami na Wyspie, z różnym stażem i doświadczeniami; miałam wielkie szczęście poznawać jednak głównie takich, którzy naprawdę starali się asymilować z islandzkim społeczeństwem, poznawać język i ludzi. Bardzo cieszę się na działania środowisk takich jak Iceland News Polska czy Projekt Polska, bo usprawniają one też kontakt między Polską a Islandią i są niezwykle ważne dla działań Klubu Islandzkiego 🙂

IMG_20170408_002442.jpg

Kolejne cenne rozmowy miały miejsce już w Akureyri, gdzie spotkałam się z Agnieszką Jastrząbek, która występowała na naszej zeszłorocznej konferencji z tematem o kuchni islandzkiej. I tak się akurat złożyło, że to właśnie u Agnieszki miałam okazję zapoznać się z rodzimymi przysmakami po raz pierwszy na Wyspie. Agnieszka przygotowała mi degustację kilku specjałów, które – w odróżnieniu od słynnego hákarl czy svið, baraniej głowy – są konsumowane przez Islandczyków w ramach diety codziennej. Miałam więc okazję spróbować hatbrauð, czyli słodki chleb islandzki, który – posmarowany pysznym islandzkim masłem – świetnie komponował się z hangiálegg, szybką z baraniny. Druga wersja kanapki składała się z soðið brauð, pieczywa przypominającego pączka z ziołami, oraz mysingur, topionego brązowego sera, który w smaku przypominał solony kajmak. A do tego wielkanocne słodkości i rodzynki w czekoladzie.

Po degustacji Agnieszka zabrała mnie do centrum Akureyri, aby pokazać mi, gdzie pracuje. Była to najpiękniejsza kawiarnia w mieście, Bláa Kannan, rozpoznawalna po niebieskiej wieżyczce, pysznych ciastkach (na zdjęciu sara) i miłej obsłudze 😉 Następnego dnia spotkałam się z Martą Majdą, która – jak się okazało – również pracowała w tej kawiarni, a nawet islandzka telewizja nakręciła o niej materiał, w którym możecie podziwiać rysunki na kawie autorstwa Marty. Marta poczęstowała mnie innym islandzkim daniem, czyli plokkfiskur, zapiekanką z rybą, cebulą i beszamelem. Zarówno dzięki Marcie, jak i Agnieszce, miałam możliwość zapoznać się z realiami życia codziennego w Akureyri oraz sytuacji Polek dzielących swoje życie z Islandczykami. Ich obecność przy kuchennym stole była też dla mnie jedną z niewielu okazji na szczerą rozmowę o turystach czy innych sprawach, które – jak dotąd mi się wydawało – stanowiły dla Islandczyków tabu.

W ramach mojej islandzkiej wyprawy zatrzymałam się także w Kirkjubæjarklaustur na południu Islandii, aby odwiedzić Agnieszkę Weronikę Majkę. Majka uczy islandzkie dzieci plastyki, ale w wolnym czasie robi zdjęcia i maluje. Akurat następnego dnia po moim pobycie w Kirkjubæjarklaustur miała otwierać się wystawa jej prac zatytułowana “Absinthe – Northern Lights”.  To było naprawdę fajne spotkanie przy kawie i polskich Michałkach, gdzie mogłam poczuć zbliżające się święta Wielkanocne – Majka akurat pomalowała już jajka. Sama spędziłam Wielkanoc w przemiłym towarzystwie już w Reykjaviku.

img_20170416_110841.jpg

Na koniec spotkałam się z Agnes Gabríeludóttir, która dołączyła do Studenckiego Klubu Islandzkiego w ubiegłym roku stając się pierwszą niestacjonarną osobą stowarzyszoną SKI z Reykjaviku 🙂 Agnieszka przygotowuje dla nas internetowy kurs języka islandzkiego, którego pierwszą lekcję możecie zobaczyć tutaj. Agnieszka opowiadała mi o studiach w Reykjaviku, bo ukończyła tutaj filologię islandzką. Piłyśmy kawę w knajpie Babalú przy Skólavörðustígur, do której chętnie przychodziła w czasach studenckich. – Kiedyś było tu bardzo spokojnie, słyszało się niemal wyłącznie język islandzki. – powiedziała. – A teraz, sama widzisz. Wokół nas siedzą sami turyści. 

Jak wygląda Islandia w kwietniu? Przede wszystkim turyści napływają, ale nie ma ich jeszcze tak wielu. Krajowa jedynka przejezdna, główne atrakcje da się jeszcze sfotografować bez konieczności czekania, aż głowy gapiów znikną z kadru. Na pewno w ciągu niespełna dwóch tygodni nie udało mi się zwiedzić Islandii naprawdę, ale jedno jest pewne: nie zawiodłam się. Islandia przyciąga jak magnes, o tym mówiło mi wiele osób. I na pewno wkrótce tam wrócę.

Dziękuję wszystkim polskim elfom, bez których mój wyjazd na Islandię nie byłby taki udany! Takk fyrir i do zobaczenia!

IMG_20170415_080915.jpg

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Wielkie kino z małej wyspy

Wczoraj, w piątek 24 lutego mieliśmy okazję uczestniczyć w spotkaniu promującym książkę dr. Jakuba Sebastiana Konefała “Kino Islandii. Tradycja i ponowoczesność”, którego gośćmi byli sam autor oraz znany już nam bardzo dobrze dr Przemysław Czarnecki.

16990722_767189276762717_1892478929_o

Spotkanie odbyło się w Księgarni Czarnego, w niewielkiej sali, którą nietrudno było wypełnić fanami kina islandzkiego. Punktem wyjścia do rozmowy o kinie islandzkim była oczywiście wspomniana książka, jednak dr Jakub Sebastian Konefał – skutecznie prowokowany przez dra Przemysława Czarneckiego oraz publiczność – opowiadał również o okolicznościach jej napisania oraz różnych anegdotach z udziałem islandzkich aktorów i reżyserów. Jednym z największych zaskoczeń podczas spotkania okazało się wyznanie, że Islandczycy niekoniecznie lubią swoje kino i nie dbają też o badania nad nim. Choć kino islandzkie zyskuje sobie fanów nie tylko w Polsce, a aktorzy i reżyserzy z Wyspy coraz śmielej stawiają pierwsze kroki w Hollywood, jak dotąd nie powstało żadne pełne kompendium wiedzy na temat islandzkiej kinematografii napisane przez Islandczyka. Tym samym pozycja dra Konefała jest pierwszym takim opracowaniem na świecie.

Zapytany o cechy wyróżniające kino islandzkie, dr Konefał użył sformułowania “nostalgiczna izolacja”. Z pewnością obeznani z filmami z Wyspy kinomani zdążyli już wyrobić sobie swego rodzaju przekonanie, że Islandczycy powielają kilka schematów, a mimo to – a być może właśnie dlatego – nie mają problemów z produkcją kilku obrazów rocznie. Za spisem treści książki “Kino Islandii…” moglibyśmy bowiem wyodrębnić w kinematografii islandzkiej produkcje związane z życiem na morzu, motyw Islandczyka zamieszkującego daleką wieś, “konflikt” między peryferią a stolicą lub między młodym a starym pokoleniem, oraz skutki amerykanizacji islandzkiego społeczeństwa. Na pytanie o to, jaka jest właściwie filmowa Islandia, gość odpowiedział, że z pewnością inna od tej prawdziwej. Realizatorzy z powodzeniem przedstawiają nam wyspę pełną desperatów i dziwaków na tle pięknych krajobrazów (nierzadko “sprzedawanych” hollywoodzkim scenografom, co w znacznym stopniu finansuje potem rodzime produkcje), ale czy Islandczycy są tacy na co dzień? Być może to, co łączy “prawdziwych” wyspiarzy od tych ze srebrnego ekranu, to czarny humor i umiejętność żartowania z siebie samych.

W jaki sposób powstawała książka? Dr Konefał to filmoznawca, pracownik Uniwersytetu Gdańskiego. W 2010 roku udał się na pierwsze stypendium naukowe do Islandii, potem wielokrotnie tam wracał. Choć promotorzy i koledzy sceptycznie odnosili się do pomysłu napisania książki o kinie islandzkim (“A jakie oni niby filmy kręcą?”), a chaotyczne zbiory Filmoteki Islandzkiej nie ułatwiały pracy, kilkusetstronicowe dzieło końcowe jest imponujące i z pewnością wypełnia lukę w badaniach skandynawistycznych, a ze względu na przystępny język może stanowić lekturę dla mniej lub bardziej wtajemniczonego kinomana.

Po inspirującej rozmowie, w którą zaangażowała się również publiczność – głównie wypowiadając się na temat poszczególnych filmów – autor podpisywał książki wszystkim zainteresowanym. Członkowie Studenckiego Klubu Islandzkiego mieli okazję kontynuować rozmowę z gośćmi już po oficjalnym spotkaniu; w kameralnym gronie dr Konefał przywoływał jeszcze ciekawsze wspomnienia z pobytu na Wyspie i współpracy z przedstawicielami islandzkiej kinematografii.

Bardzo dziękujemy za znakomite spotkanie oraz miły wieczór!

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Dzień Islandzki w Poznaniu

17 listopada, na zaproszenie Studenckiego Koła Naukowego “Norske veier” działającego na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, wybraliśmy się do stolicy Wielkopolski, aby posłuchać i samemu opowiedzieć o Islandii. Wedle zamysłu organizatorów, spotkanie i wygłaszane w jego trakcie referaty, miały skupiać się na motywie relacji człowiek-natura, tak ważnym na wyspie.

SKI reprezentowała Emiliana Konopka, która została poproszona o wygłoszenie krótkiego wystąpienia na otwarcie spotkania. Opowiedziała o sztuce islandzkiej z pozycji konia, czyli o silnych związkach Islandczyków z końmi islandzkimi. Bo faktycznie, jeśli przyjrzeć się najważniejszym dziełom sztuki islandzkiej, bardzo często pojawiają się na nich konie. Motywy “końskie” pojawiają się już w sztuce pierwszych artystów Islandii, czyli w inspirowanych mitologią nordycką rzeźbach Einara Jónssona oraz malarstwie pejzażowym Thórarinna Thórákssona. Nawet w Warszawie oglądać możemy konia wykonanego przez artystę o pochodzeniu islandzkim, a mianowicie pomnik konny Józefa Poniatowskiego dłuta Berthela Thorvaldsena, syna islandzkiego emigranta Gottskálka Þorvaldssona.  Co ciekawe, wraz z rozwojem sztuki islandzkiej i zwiększonymi kontaktami artystów z kulturą globalną, pojawiające się dotąd przedstawienia czy to mitologicznej postać Sleipnira, ośmionogiego rumaka Odyna, czy  Icelanderów, zostały powoli wyparte przez motywy inspirowane kulturą kontynentu. I tak np. w twórczości Helgiego Þorgilsa Friðjónssona pojawiają się centaury i jednorożce, natomiast u światowej sławy artysty Erró znalazło się nawet miejsce dla konia Horacego, przyjaciela Myszki Miki, stylizowanego na małżonka Arnolfini z obrazu Jana van Eycka.

15145091_10207711535292969_472259596_o.jpg

Wystąpienie zostało przyjęte – niespodziewanie dużymi – brawami, a potem do swoich referatów stanęły członkinie koła Norske veier, które prezentowały tematy flory i fauny islandzkiej czy warunków geograficzno-atmosferycznych wyspy. Bardzo interesujący był krótki wykład Karoliny Kliś, która przedstawiła kilkanaście islandzkich określeń na śnieg (podobno Islandczycy mają ich aż sto, jej udało się wynaleźć co najwyżej 60). Nie zabrakło też tematu islandzkiego protestu kobiet z 1975 roku.

Spotkaniu towarzyszyły ciasta, herbata i należy pogratulować organizatorom świetnego przebiegu oraz dużego zainteresowania ze strony nie tylko studentów Skandynawistyki, ale również innych kierunków. Bardzo dziękujemy za zaproszenie!

31070120225_fdf32242ef_o.jpg

Towarzysz podróży został u Jagody Kowalczyk, której chciałabym niezmiernie podziękować za przenocowanie i miłe towarzystwo!

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Przebudzenie

Serce z kamienia

tytuł oryginalny: Hjartasteinn (eng: Heartstone)
reżyseria: Guðmundur Arnar Guðmundsson
rok produkcji: 2016
kraj: Islandia, Dania

Debiutancki film pełnometrażowy Guðmundura Arnara Guðmundssona to historia dwóch nastoletnich chłopców, Þóra i Kristjána zamieszkujących jedną z islandzkich wsi na północy wyspy. To bliscy sobie przyjaciele, którym towarzyszymy podczas ich beztroskich wakacji, w ramach których łowią ryby, przesiadują na wysypisku, podrywają dziewczyny, ale też pracują na polu. Ich wzajemna relacja zdaje się ratować obu z nieciekawych sytuacji w domach; Þór jest wychowywany przez samotną matkę o nieciekawej reputacji, natomiast ojciec Kristjána ma problemy z alkoholem i skłonnościami do bijatyk i awantur. Obaj przeżywają też pierwsze momenty w poznawaniu swojej seksualności, która przeradza się we wzajemnie (do czasu) zainteresowanie.

Obraz Guðmundssona, choć być może odkrywa pewne tabu kultury wyspiarskiej, w żaden sposób nie wyróżnia się ze stereotypowych historii o homoseksualistach, które podaje nam chociażby Xavier Dolan. Historia cherubinowego chłopca zakochanego w swoim najlepszym przyjacielu i próbującego rozpaczliwie ukrywać ten fakt, oraz zmagającego się ze swoją, piętnowaną na prowincji, a szczególnie przez surowego ojca, orientacją, śmiertelnie zazdrosnego o obiekt swoich uczuć, to siłą rzeczy nic odkrywczego w tym gatunku. Sceny onanizujących się młodzieńców nie robią już na widzu większego wrażenia. Akcja miejscami nawet się dłuży, a pewne wątki nie mają istotnego znaczenia dla konstrukcji filmu. Produkcję ratuje jednak piękna oprawa: znakomite zdjęcia oraz muzyka, które wraz z bliskimi kadrami tworzą atmosferę intymności, złudzenie wkroczenia w skomplikowaną sferę prywatną dorastających chłopców.

Ta recenzja została napisana dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Islandika w Szwecji

Choć obecność pewnych tropów i symboli islandzkich w innych państwach skandynawskich wydaje się być oczywista, warto zwrócić uwagę dlaczego i w jaki sposób są one ważne dla pojęcia “nordyckości” budującej (do dziś) tożsamość mieszkańców Północy.

1. Dział literatury islandzkiej w Stadsbiblioteket, Sztokholm

14075116_666525950162384_467697417_o

Wybudowana w latach 1924-1927 przez szwedzkiego architekta Gunnara Asplunda, miejska biblioteka sztokholmska mieści w swoich zbiorach około 400 000 woluminów w ponad 100 językach. Jednym z nich jest język islandzki, w którym to książki można odnaleźć na jednej z honorowych półek tuż przed wejściem do tej świątyni literatury. Na ścianie cylindra zwieńczonego ogromną kopułą kryjącą samo serce budowli można odnaleźć obok siebie książki w języku duńskim, norweskim, oraz islandzkim. Choć ten ostatni zbiór wydaje się być najmniejszy, można znaleźć tam dzieła autorów islandzkich w oryginale lub przełożone na język szwedzki. W centralnym katalogu biblioteki znajduje się 267 pozycji z Islandią (Island) w tytule, ale najważniejsze dla zbiorów są z pewnością przykłady literatury pięknej, w tym czternaście książek Halldóra Kiljana Laxnessa oraz sagi islandzkie i pozycje dotyczące mitologii i historii średniowiecznej Islandii.

2. Maskonury w Naturhistoriskamuseet, Sztokholm

14123441_666525960162383_2086150940_o

Fratercula arctica, czyli braciszek arktyczny, znany wszystkim jako maskonur zwyczajny, jest niezaprzeczalnym symbolem Islandii, ale występuje również w innych miejscach koła podbiegunowego, w tym na atlantyckim wybrzeżu Półwyspu Skandynawskiego, północnych częściach Wysp Brytyjskich, Irlandii, Danii, na Wyspach Owczych i Grenlandii, a nawet u wybrzeży Bretanii. Sztokholmskie Muzeum Historii Naturalnej prezentuje w swoich zbiorach wypchane okazy tego średnich rozmiarów ptaka z rodziny alk, którego gatunek opisał po raz pierwszy nie kto inny, lecz Szwed, Karol Linneusz. Lunnefågel pojawia się na ekspozycji dwukrotnie – po raz pierwszy wśród przedstawicieli ptactwa z całego świata, potem zaś możemy spotkać go w gablocie poświęconej gatunkom zagrożonym. Faktycznie, maskonur jest gatunkiem zagrożonym, jednak oficjalnie uznany jest za gatunek o najmniejszym według siedmiostopniowej skali ryzyku wyginięcia i wymagający “najmniejszej troski”. Dlatego na Islandii mięso maskonura bez problemu należy do jednej z ulubionych potraw oraz przysmaków polecanych turystom.Warto jednak podkreślić, że choć obecnie stał się popkulturowym znakiem wyspy, przez północne ludy wciąż uznawany jest za pośmiertną postać marynarzy i rybaków, którzy zginęli na morzu.

3. Kamienie runiczne w Sztokholmie i Uppsali

mde

Sztokholmskie Historiskamuseet przygotowało na ten sezon bardzo interesującą wystawę poświęconą Wikingom, zatytułowaną “From the Baltic Sea to Baghdad”, prezentującą w dość kompleksowy sposób życie codziennie i zwyczaje Wikingów. Już przy wejściu na wystawę zderzone zostają dwa obrazy Wikingów: popkulturowy, a więc wytworzony przez komiksy, filmy oraz propagandę nazistowską lat 30. ubiegłego wieku, wykorzystującą XIX-wieczną tradycję panskandynawską, której celem było stworzenie tożsamości nordyckiej opartej na postaci praprzodka-dzielnego Wikinga; oraz historyczny, reprezentowany przez znaleziska archeologiczne oraz najbardziej jednak imponujące pamiątki – kamienie runiczne. Są to różnych rozmiarów oraz mniej lub bardziej obrobione skały narzutowe zdobione runami  oraz nierzadko dekoracją ornamentalną. Powstawały one głównie w latach 200 – 1100 n.e., a więc odczytywane z nich inskrypcje dotyczą zarówno czasów pogańskich, jak i już wydarzeń po wprowadzeniu do Skandynawii chrześcijaństwa. Odnajduje się je na terenie dawnego występowania Wikingów, w tym głównie w Danii i Gotlandii, natomiast na terenie Półwyspu Skandynawskiego najwięcej kamieni runicznych można spotkać w Upplandzie, czyli regionie obejmującym Sztokholm i Uppsalę.

W samym Sztokholmie jedynym kamieniem runicznym in situ (choć w Historiskamuseet można podziwiać ich pokaźną kolekcję) jest ten wmurowany w ściany budynku na rogu ulic Prästgatan oraz Kåkbrinken. Częstą praktyką było wykorzystywanie kamieni runicznych jako materiału budowlanego, dlatego datowany na około 1000 rok obiekt jest starszy od samego miasta o około 200 lat! Inskrypcja głosi dość popularną informację o tym kto i na kogo wzniósł ten kamień, często miały one bowiem funkcję kommemoratywną.

Bez tytułu

Z kolei w Uppsali podziwiać można imponującą kolekcję kamieni runicznych na terenie katedry oraz parku uniwersyteckiego. Obiekty te zostały zainstalowane w dzisiejsze miejsca wtórnie, ponieważ znajdywano je przede wszystkim podczas prac remontowych katedry i przenoszono w pobliskie miejsca. Kolekcję kilkunastu kamieni z Uppsali uzupełniają również kamienie ze Starej Uppsali, znajdujące się w pobliżu tamtejszego kościoła.

4. Kurhany królewskie w Starej Uppsali

sdr

sdr

Najważniejszym punktem “islandologicznej” wycieczki była jednak Gamla Uppsala, miejscowość położona niecałe 5 km od centrum dzisiejszej Uppsali. To tam bowiem miała znajdować się legendarna świątynia pogańska opisywana przez Adama z Bremy i Snorre Sturlasona, centrum religijne skandynawskiego świata i budynek ociekający bogactwem złota i krwią składanych tam ofiar. Choć dzisiaj brak śladów świątyni wedle mitologii wybudowanej przez samego Freja (na tym miejscu stoi już kościół, pełniący długo funkcję katedry, potem przeniesionej do dzisiejszej Uppsali), pamiątką czasów czczenia Odyna i Freja są królewskie kurhany – wysokie kopce, w których zgodnie z tradycją pochowani mieli być pierwsi władcy Szwecji sprzed 2000 lat. Jak pisał Snorre Sturlason w Heimskringla, “Jednak od kiedy Frejr został pogrzebany pod kopcem ze skał w Upsali, wielu możnych stawiało kopce, aby uczcić pamięć swoich krewnych, i to tak często, jak często stawia się głazy.” Dzisiaj można wspiąć się na kopce i podziwiać z nich wieże gotyckiej katedry w Uppsali, a także poczuć magię tego miejsca, dosłownie jej posmakować, podnosząc z trawy jabłka z pobliskich drzew, kto wie, być może to na tych drzewach rosły złote jabłka Idun? 🙂

29083756291_6225ed122e_k

5. Islandstorget, czyli Plac Islandzki

zdjęcie: http://www.stockholmdirekt.se/

Otwarta w 1952 roku stacja zielonej linii sztokholmskiego metra nosi nazwę Islandstorget od placu w Sztokholmie, który zyskał to miano dokładnie w 1936 roku. Nie wiadomo jednak, jaka jest historia nazwy tego miejsca; jedni uważają, że wiąże się to z odbywającymi się kiedyś w tym miejscu targami rybnymi, natomiast drudzy opowiadają się za wytłumaczeniem, że z uwagi na liczne znaleziska archeologiczne przywodzące czasy Wikingów plan nazwano islandzkim dla podkreślenia “starości” tego miejsca. Ważne jest to, że mieszkający w Sztokholmie Islandczycy utożsamiają się z tym punktem na mapie szwedzkiej stolicy, czego dowodem może być liczna grupa kibiców wspólnie świętujących spektakularne zwycięstwa islandzkiej reprezentacji na Euro 2016.

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Ps: W Szwecji można też kupić islandzki skyr. Bliżej mu o wiele do tego, który proponuje rynek polski.

Wspólne kibicowanie

Takich piłkarskich emocji w Klubie jak dotąd nie mieliśmy! Zdarzyło nam się już co prawda wspólnie oglądać mecze z udziałem islandzkiej reprezentacji w piłce nożnej, ale w przypadku wystąpień Strákarnir okkar, “Naszych chłopców” na EURO 2016 piłkarskie emocje sięgnęły zenitu!

Już dwa lata temu rozpoczęliśmy współpracę z portalem Piłkarska Islandia, wraz z którym organizowaliśmy wówczas wspólne oglądanie meczów z eliminacji do Euro. W ubiegłym roku mieliśmy też okazję w nowym gronie oglądać transmisję towarzyskiego meczu Polska-Islandia. Teraz jednak Klubowi miłośnicy futboli zorganizowali spotkania w klubokawiarni Jaś i Małgosia, aby kibicować Islandczykom w meczach grupowych Euro. Tak więc 14, 18 i 22 czerwca byliśmy świadkami wspaniałych występów Chłopców, które dały im przepustkę do wyjścia z grupy. Członkowie Klubu i Przyjaciele kibicowali z odpowiednim ekwipunkiem: koszulkami z maskonurem oraz szalikiem w islandzkich barwach…

27 czerwca, większą grupą, poszliśmy do Machinarium przy Smolnej, aby w podziemiach wykrzyczeć wielokrotnie Áfram Ísland! Wraz z przybyłymi na mecz innymi miłośnikami Islandii oglądaliśmy legendarny mecz z Anglią, który potem doczekał się wielkiego odzewu mediów. Sami zresztą byliśmy tego udziałem, gdyż po spektakularnej wygranej Islandczyków nazajutrz spotkaliśmy się z wybuchem telefonów i maili z prośbą o wypowiedź w tej sprawie. W telewizji i radiu przez cały czwartek 28 czerwca można było słuchać i oglądać naszego opiekuna, dra Włodzimierza Pessela oraz byłego prezesa SKI, Łukasza Bukowieckiego, a także Członków Klubu: Julian Podgórski udzielił wywiadu TVNowi, Emiliana Konopka była w studiu Telewizji Polska 24, a przyjaciel SKI, Kuba Drzewiecki, wypowiadał się dla Superstacji. Wcale nie pytano nas o piłkę nożną, na czym w sumie przecież się nie znamy, ale okazało się, że media pragną jakichkolwiek informacji o Islandii. Stąd pytano nas o wszystko: jacy są Islandczycy? dlaczego Polacy chętnie wyjeżdżają na Islandię? czy pozostało w nich coś z wikingów? Staraliśmy się odpowiadać jak najlepiej, za wszelkie niedociągnięcia przepraszamy 😉

13555597_10209946776373884_865378207_o

Wczoraj, 3 lipca, mieliśmy ostatnią okazję do kibicowania Chłopcom na Euro 2016. Niestety, po trudnym meczu z Francuzami, Islandczycy opuścili turniej na etapie 1/8 finału. Również i temu meczowi się przyglądaliśmy, choć tym razem zamiast okrzyków radości częściej słychać było jęki smutku i niezadowolenia. Nie pomogły nawet “wikińskie” okrzyki, które tak pięknie zapoczątkowali Islandczycy zasiadający na trybunach francuskich stadionów.

Islandio, nic się nie stało! Gratulujemy świetnego wyniku i przejścia do historii: drugiego Brexitu i tak długo Ci nie zapomnimy, ale w pamięci zapadnie nam nie tyle wygrana z Anglią, co emocjonalna narracja islandzkiego komentatora, wikińskie skandowanie i te urocze wyliczenia, skąd na Islandii wzięło się 23 piłkarzy…

P.S: Mecz Islandia-Anglia oglądało 99 procent Islandczyków. Wysęp Chłopców na Euro był powodem do domu całego narodu!

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Dzień Islandzki 2016

W piątek 17 czerwca po raz pierwszy udało nam się spotkać dokładnie w dniu þjóðhátíðardagurinn, czyli Islandzkiego Święta Narodowego, tzw. Dnia Republiki, czasem (choć niesłusznie) nazywanego Dniem Niepodległości. Jakkolwiek by się to święto nie nazywało, zebraliśmy się, aby świętować ważną rocznicę – 17 czerwca 1944 roku. Tego to właśnie dnia Islandia proklamowała się niezależną republiką i po wielu stuleciach zależności od Norwegii, a przede wszystkim Danii – zyskała całkowitą niepodległość.

O dążeniu Islandii do niepodległości opowiadała Karolina Wojciechowska. Wstępnie zarysowała okoliczności, w jakich Islandia straciła suwerenność, później zaś opisała, w jaki sposób kraj ten zyskał autonomię (po I wojnie światowej wchodzi w unię personalną z Danią w 1918 roku), a także jak doszło do przełomowej daty 17 czerwca 1944. Zacznijmy od roku: zgodnie z podpisaną z Danią unią, Islandczycy mieli po 25 latach sami zdecydować czy chcą oddzielić się od mocarstwa. I faktycznie, w czasach, kiedy Dania była zajęta działaniami podczas II wojny światowej, po 25 latach Islandczycy zdecydowali się zerwać unię. Na datę przewidzianego referendum w tej sprawie, które odbyło się w Thingvellir, wybrano 17 czerwca – datę urodzin Jóna Sigurðssona (1811-1879), postaci niezwykle ważnej dla budowania się islandzkiej tożsamości i potrzeby odzyskania niezależności.

13461367_636308896517423_2097464894_o

Imprezę zaczęliśmy z małym poślizgiem, bo choć planowaliśmy zacząć równo o 18:00, pogoda pokrzyżowała nam plany. Co prawda przez całe popołudnie i wieczór nie spadła ani kropla deszczu, a słońce pięknie świeciło, ale zrywał się porywisty wiatr (jak to na Islandii) i wichura ta wystraszyła chyba pierwszych gości, bo z początku przybywało ich niewielu. Miejscem naszej małej imprezy był jeden z domków fińskich przy Jazdów 10/8. To urocze miejsce wydawało się idealnym na czerwcowe spotkanie z grillem i muzyką, tyle tylko, że brakowało nam… prądu. Tak więc siedzieliśmy do późna oświetlając sobie drogę do łazienki świeczkami i grzejąc przy grillu (który z wielkim trudem udało się odpalić – nazwaliśmy go nawet odświętnie ReykjaGRILLEM – bo dymił nam dość intensywnie.)

O 19:44 zaśpiewaliśmy wspólne hymn islandzki w ramach akcji “Cała Polska śpiewa hymn Islandii”. Nie było łatwo, bo choć znaliśmy słowa i mieliśmy je zapisane w “uproszczonej wersji”, trudno było dorównać paniom i panom z islandzkiego chóru, których nagranie służyło nam za wzór. Tym samym trochę poczytaliśmy, trochę pofałszowaliśmy, ale koniec końców mamy nadzieję, że żaden Islandczyk nie czułby się obrażony. Cieszymy się też, że akcja miała swój efekt: otrzymaliśmy nagranie od Kuby i piękne zdjęcie Julii z flagą Islandii. Sami nawet nagraliśmy nasz występ, co (ze wstydem) prezentujemy na naszym Fanpage.

Zaraz po otrząśnięciu się z tego kulturowego szoku i posileniu się kiełbasą (serwowaliśmy także “islandzkiego” dorsza) oraz przywitaniu nowych gości, zabraliśmy się do turnieju wiedzy o Islandii “Jeden z dziesięciu”. W nawiązaniu do znanego teleturnieju, jednego z naszych ulubionych, rozegraliśmy gigantomachię (jakby powiedział Tadeusz Sznuk) – starcie gigantów, jeśli chodzi oczywiście o wiedzę na temat Islandii. Pytania były trudne, ale zawodnicy dzielnie sobie radzili i bardzo powoli dochodziliśmy do finału. Finaliści:Martyna, Piotrek i Kuba zakończyli swoją rundę dość szybko i nagrodę główną otrzymał Kuba. Potem jeszcze sprawdzaliśmy wspólne swoją wiedzę.

WP_20160617_20_14_38_Pro

Na zakończenie programu (ale nie wieczoru), Patrycja Strzeszkowska, nasza klubowa specjalistka od mitologii, zaaranżowała wspólną inscenizację kłótni Lokiego z udziałem gości. Wcielaliśmy się w różne postaci z mitologii nordyckiej, które po kolei obrażał Loki (w tej roli Piotr Piotrowicz), a choć ledwo czytaliśmy już nasze role w wieczornych ciemnościach, zachowaliśmy biesiadny charakter Lokasenny. Jak na biesiadę przystało: nie zabrakło mięsiwa i pitnego miodu (zwanego piwem), a także długich rozmów i dyskusji do północy.

13467740_636308926517420_261677583_o

Dziękujemy wszystkim przybyłym gościom oraz Towarzystwu Przyjaźni Polsko-Fińskiej za udostępnienie domku fińskiego, Adzie i Agacie ze Stacji Północ, które przekazały nam rożne fajne rzeczy na prezenty i nagrody uczestników imprezy oraz Klaudię i firmę Blue Iceberg, która ufundowała nagrodę główną w akcji “Cała Polska śpiewa hymn Islandii”.

13445890_636308503184129_1106395283_o13453145_10210062001334524_543652643_oWP_20160617_20_47_51_Pro

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Islandia (nie) dla wszystkich

Wydawałoby się, że miłośnicy Islandii wiedzą o niej już wszystko. W wielu klubokawiarniach lub knajpach podróżniczych co i raz można posłuchać o niezwykłej podróży na wyspę, obejrzeć fotorelację z samotnej wyprawy albo po prostu poznać tajemnice taniego podróżowania na Islandię.

O tym, że warto tam pojechać, mówić nie trzeba – w końcu w ostatnim czasie jest to jedna z najpopularniejszych destynacji turystycznych w Polsce. A jednak członków Studenckiego Klubu Islandzkiego znudziły już kawiarniane gawędy i przewodnickie anegdoty. Postanowiliśmy dać głos tym, którzy Islandię kochają do tego stopnia, że poświęcili jej choć część swojej naukowej kariery. W dniach 19-20 maja na Uniwersytecie Warszawskim odbyła się pierwsza ogólnopolska konferencja studencko-doktorancka w pełni poświęcona Islandii –  ISLANDIA: Geografia. Kultura. Społeczeństwo.

IMG_5166

„CEL JEST PROSTY – ROBIMY KONFERENCJĘ NAUKOWĄ. Burza mózgów i działanie.”

Tak brzmiał opis zamkniętej facebookowej grupy SKI Ráðstefnan, którą utworzyliśmy już ponad rok temu dla tych członków SKI, którzy chcieli zaangażować się w zorganizowanie konferencji.  Wbrew pozorom nie było to takie łatwe; szukanie sali, wypełnianie wniosków, bieganie po Kampusie UW z dokumentami po podpisy odpowiednich osób… A do tego stałe wymienianie się pomysłami i pilnowanie terminów oraz wzajemne motywowanie się do działania na grupie. W styczniu mogliśmy oficjalnie ogłosić, że konferencja się odbędzie: sala była zaklepana, Julek Podgórski zrobił świetny plakat i ruszyliśmy z Call for papers. Zakładaliśmy, że chętnych do wystąpienia będzie niewielu, rozesłaliśmy więc informację o konferencji do wszystkich pracowników naukowych w Polsce związanych z Islandią czy Skandynawią. Wstępnie to im proponowaliśmy ewentualne wystąpienia, martwiąc się, że nie starczy nam prelegentów na dwudniową konferencję. Jakie było nasze zdziwienie, kiedy po przedłużeniu terminu nadsyłania abstraktów nasza klubowa skrzynka pękała w szwach, a w ostateczności zgłosili się do nas studenci i doktoranci z całej Polski i to niestety o wielu więcej, niż mogliśmy pomieścić w programie!

Nadesłane propozycje tematów, a raczej ich różnorodność i interdyscyplinarność bardzo nas ucieszyły. Szczególnie, że zgłosili się specjaliści z dziedzin, o których nawet nie pomyśleliśmy, a ich abstrakty były naprawdę interesujące. Po konsultacjach z naszymi opiekunami naukowymi: doktorem Romanem Chymkowskim i doktorem Włodzimierzem Pesselem, dokonaliśmy niezbędnej selekcji, choć staraliśmy się zachować jak najwięcej zgłoszeń – to dlatego program był wypełniony po brzegi, a początek obrad planowany już na godzinę 8:30, co wielu stałych bywalców konferencji naukowych mocno dziwiło.

W kwietniu i maju dopinaliśmy wszystko na ostatni guzik; zaprosiliśmy doktora Jakuba Morawca i doktora Przemysława Czarneckiego do udziału w wydarzeniu towarzyszącym, na którym wraz z Anną Kaiper opowiadali o sagach islandzkich w oparciu o książkę ich autorstwa – „Sagi islandzkie. Zarys literatury staronordyckiej”, załatwiliśmy stolik na pokonferencyjną integrację, dopinaliśmy program, produkowaliśmy torby z maskonurem. W przeddzień konferencji do późnego wieczora ustawialiśmy stoły i przepiękne, ale jednak zdecydowanie ciężkie, wydruki autorstwa Zuzanny Konarskiej, która uświetniła całe wydarzenie wystawą swoich zdjęć z Islandii „Beyond Adaptation”.

Jeszcze w czwartek 19 maja do godziny 9:00 byliśmy wszyscy mocno zdenerwowani. Co, jeśli jakiś prelegent nie przyjdzie? A jeśli rzutnik przestanie działać? Czy warnik zagrzeje wodę na kawę? Czy wszyscy znajdą drogę do sali nr 200 w budynku Samorządu? I czy w ogóle dopisze publiczność? Na szczęście tyle było bieżących spraw do załatwienia, że obawy zniknęły niemalże z wybiciem godziny 9:00. Pierwsi goście znaleźli sobie miejsca jeszcze przed czasem, a doktor Roman Chymkowski szybko rozładował atmosferę swoim wystąpieniem otwierającym konferencję. Jako typowy antropolog i socjolog kultury, rozpoczął swoje wystąpienie od statystyk.  Studencki Klub Islandzki jest kołem naukowym działającym pod auspicjami Instytutu Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, obchodzącego w tym roku swoje 40-lecie, więc działalność SKI zajmuje dokładnie ¼ historii samego Instytutu. Mówił też o dwóch pionierskich publikacjach traktujących o kulturze islandzkiej, ale w tym miejscu nie wypada się już tyle chwalić.  Zresztą wszystkie dotychczasowe działania SKI pokazała krótka prezentacja z maskonurem w tle, który krocząc dzielnie po osi czasu pokazywał najważniejsze momenty z naszej 10-letniej historii.

IMG_5229

Geografia. Kultura. Społeczeństwo

Zgodnie z naszym zamiarem, pragnęliśmy przedstawić naszym słuchaczom pełny obraz Islandii. Odłożyć na bok stereotypy i luźne skojarzenia, ale porządnie zanalizować wyspę pod wieloma kątami. Już w nazwie konferencji zaproponowaliśmy trzy dyscypliny, którym chcieliśmy się przyjrzeć: geografii, kulturze i społeczeństwu, jednak różnorodność nadesłanych abstraktów pozwoliła nam znacznie rozszerzyć ten wachlarz, dlatego ostatecznie podzieliliśmy obrady na sześć paneli tematycznych, starając się chociaż częściowo usystematyzować tematy wystąpień. Konferencję rozpoczęliśmy panelem GEOGRAFIA/ GEOLOGIA, ale już tu znalazły się wystąpienia bardzo zróżnicowane. Bowiem  pierwszy referat nie dotyczył geografii, ale archeologii; Marta Bura i Janusz Janowski z Pracowni Skanerów 3D Instytutu Archeologii UW zaprezentowali wyniki swoich badań w tzw. Jaskini Echa. Zaraz po nich występowali jednak studenci Wydziału Geologii UW, Jagoda Kobuszewska i Tomasz Bieńko, którzy opowiadali o minerałach i budowie wulkanicznej Islandii. Po krótkiej dyskusji zajęliśmy się poważnie geografią; Julian Podgórskiopowiedział o wymiarze fraktalnym wybrzeża Islandii i metodzie „kroczkowej”, a Jagoda Kowalczyk o islandzkiej faunie. Pierwszy panel dał nam zatem wiedzę w pigułce na temat przyrody Islandii; mogliśmy zdementować legendarną już plotkę o tym, że na Islandii rzekomo nie ma drzew i  zrozumieć, że przewodnikowe określanie islandzkiego krajobrazu „księżycowym” ma geologiczne uzasadnienie.  Sądzę, że taka konkretna wiedza na sam początek rozmów o Islandii była świetnym pomysłem – w kolejnych panelach dowiedzieliśmy się bowiem, jak istotny dla islandzkiej kultury jest sam motyw natury i jej związku z człowiekiem.

Drugim ważnym „fundamentem” naszej wiedzy o Islandii były wystąpienia w panelu LITERATURA/HISTORIA, bardzo jednak okrojonym, bo ograniczającym się głównie do historii średniowiecznej i najnowszej. Z uwagi jednak na fakt, że to właśnie pierwsze wieki osadnictwa na Islandii i czasy Wikingów są najczęściej eksploatowane przez kulturę islandzką, a literatura staroislandzka jest wciąż żywym źródłem inspiracji dla sztuki i literatury współczesnej, wystąpienie Patrycji Strzeszkowskiej o funkcji performatywnej run oraz referaty Moniki Jasek i Anny Kowalewskiejo dokonaniach Wikingów wyczerpały niejako ten temat. Wątek sag islandzkich, niepodjęty w programie konferencji, został dokładnie omówiony na spotkaniu towarzyszącym pierwszemu dniu konferencji, gdzie autorzy książki „Sagi islandzkie. Zarys dziejów literatury staronordyckiej” uzupełnili tę lukę. Swego rodzaju przeciwwagą do historii dawnej było wystąpienie Karoliny Wojciechowskiej, w którym porównywała dwa bliskie sobie kraje: Islandię i Finlandię jako dwa bieguny Skandynawii. Poprzez analizę różnych zachowań kulturowych i dziejów historycznych wykazała, że kraje te mogą mieć ze sobą więcej wspólnego niż z pozostałymi państwami nordyckimi.

IMG_5104

Problem poszukiwania tożsamości narodowej i burzliwych dziejów XX-wiecznego romantyzmu pojawił się już w trzecim panelu SZTUKI WIZUALNEAgata Sutkowska i Emiliana Konopka omawiały go na przykładzie wybranych przedstawień malarskich, głównie pejzażu. Z kolei dwa pozostałe wystąpienia odnosiły się już do czasów współczesnych; Katarzyna Dudziak przedstawiła fenomen reykjawickiego street artu, zaś Aleksandra Owczarzprzeprowadziła socjologiczną analizę najnowszych filmów islandzkich, prezentując portret dwudziesto- i trzydziestolatka w kinie Islandii. To ostatnie wystąpienie wywołało spore kontrowersje, gdyż proponowana przez Olę typologia zawierała między innymi typy mężczyzny w kryzysie wieku i triumfującej kobiety. Podczas luźniejszej części dnia otrzymaliśmy nawet swego rodzaju „reklamację”, że zestaw prelegentów był mocno sfeminizowany, ale przebywający wówczas na sali panowie niezbyt jednogłośnie bronili się w dyskusji. Ostatecznie obrady zakończyliśmy wspólną rozmową na świeżym powietrzu, a potem wspominanym już spotkaniem o sagach islandzkich.

W drugim dniu konferencji rozpoczęliśmy od kultury, a mianowicie panel KULTURA/SPOŁECZEŃSTWO był odpowiedzią na nasze wyobrażenia i dotychczasową wiedzę o Islandii. Aneta Feręczkowska wprowadziła nas w wciąż budzący wątpliwości problem wiary dzisiejszych Islandczyków w elfy i huldufólk. Wszyscy znamy medialne historie o przerwaniu budowy drogi z uwagi na kamień, który okazał się domem elfów, ale ile w tych informacjach prawdy na temat wiary samych Islandczyków? Jak twierdzi Aneta, wyspiarze niechętnie przyznają się do wiary w „ukrytych ludzi”, jednak mimo wszystko zachowują ostrożność w przypadku miejsc legendarnie przypisanych elfom. Co więcej, wiara te jest mocno związana z typologią wyspy, mianowicie Islandczycy emigrujący na przykład do Kanady traktują huldufólk jedynie jako barwny element rodzimego folkloru. Następnym fenomenem, którego nie mogło zabraknąć, był puryzm językowy omawiany przez Hannę Sitarz, która – jak sama wielokrotnie podkreślała – zainteresowała się tematem z pozycji artystki, a nie lingwistki, którą nie jest. Na kilku wybranych przykładach pokazała na czym polega islandzkie dążenie do unikania wszelkiego rodzaju zapożyczeń. Zagadnienie to rozwinął potem w dyskusji doktor Czarnecki, nauczyciel języka islandzkiego, mówiąc, że istnieją trzy grupy islandzkich odpowiedników dla wyrazów obcego pochodzenia. Do jednej z nich należą słowa takie jak  banan (isl. banani), które zachowały obce brzmienie, bo po prostu islandzki odpowiednik wydawał się zbyt komiczny (tutaj: „krzywy owoc”). O islandzkim jedzeniu zresztą opowiedziała nam bardzo plastycznie Agnieszka Jastrząbek, czego dowodem sam tytuł prezentacji „Nie taki rekin straszny jak go malują”, choć oczywiście wielu wie, że hákarl odstraszyć może przede wszystkim swoim zapachem.

W drugiej części panelu skupiliśmy się głównie na społeczeństwie. Paulina Bukalska poruszyła bardzo ważny i ciekawy temat genealogii na wyspie. Wychodząc od faktu, że Islandczycy jako mała populacja przywiązują dużą wagę do odkrywania własnego pochodzenia, co doprowadziło do utworzenia bazy danych genealogicznych wszystkich mieszkańców wyspy, zwróciła uwagę na kontrowersje związane z firmą biofarmaceutyczną deCODE, która wykorzystywała te dane do własnych badań. Skoro o rodzinie i dziedziczeniu już mowa, to Marcin Gołąbprzedstawił obraz dzieciństwa we współczesnej Islandii, natomiast Sara Kapek zaprezentowała historię Sólheimar, pionierskiej wioski ekologicznej, której założycielka zajmowała się między innymi opieką nad chorymi dziećmi.

IMG_5199

Islandia nie dla wszystkich?

Wystąpienia wchodzące w skład przedostatniego panelu EKONOMIA/TURYSTYKA traktowały już o najnowszym obliczu Islandii, jej sytuacji ekonomicznej oraz zaletach i wadach wciąż rozrastającego się sektora turystycznego. Były tematy polityczne; Anna Czepiel porównywała islandzką i polską kulturę polityczną, ale nie zabrakło też tematu kryzysu z 2008 roku. Katarzyna Growiec analizowała przemiany dobrostanu psychicznego i kapitału społecznego po kryzysie, natomiast Agnieszka Pudełko przedstawiła pomysły kreatywne Islandii, które pozwoliły wyspiarzom odbić się od dna. Jednym z takich pomysłów jest organizacja corocznego festiwalu Icelandic Airwaves czy promowanie pięknych krajobrazów islandzkich jako scenografii w przemyśle filmowym.

Islandczycy zarabiają na turystach, ale też na nich tracą. Weronika Pokojska w swoim wystąpieniu „1,5 miliona, czyli wpływ turystyki na przyrodę, kulturę i społeczeństwo” przedstawiła szybki i duży wzrost turystki w ostatnich latach. Zawarta w tytule suma to prognozowana na 2016 rok liczba zagranicznych turystów, która zaludni wyspę, tym samym przekraczając nawet czterokrotnie jej populację. Wiąże się to z wieloma troskami, takimi jak zapewnienie odpowiedniej infrastruktury i przygotowanie bezpiecznego dostępu do atrakcji turystycznych. Kiedyś bowiem dziura w nawierzchni drogi czy ostry klif zostawiane były bez oznaczeń, bo każdy Islandczyk zdawał sobie sprawę z zaistniałego niebezpieczeństwa, dzisiaj zaś państwo wydaje dużo pieniędzy na akcje ratowania bezmyślnych turystów wpadających w przeręble czy zbaczających z trasy. Ma to także wpływ na dziedzictwo naturalne i niszczenie delikatnej przyrody, a także irytacje społeczeństwa: wzrastający biznes turystyczny prowadzi do absurdu, kiedy sklepy z pamiątkami zastępują lokalne sklepy z żywnością. Co równie ważne, wzrastająca liczba turystów związana z pojawieniem się tanich lotów (także z Polski) wcale nie wiąże się ze wzbogaceniem islandzkiej gospodarki; wielu przyjezdnych nie zostawia na wyspie zbyt wielu pieniędzy, wybierając podróżowanie autostopem, nocleg w namiocie i konserwy na obiad.

IMG_5128

fot. Patrycja Wojtas/ TUTAJ TAM

Panel podsumowała Joanna Kostana z próbą analizy mitu Ultima Thule i odpowiedzią na pytanie „dlaczego podróżujemy na Islandię?”. Przedstawiła ona wyobrażenia Islandii jako wyspy idealnej wynikające z różnych relacji polskich podróżników. Jej wystąpienie było świetnym wprowadzeniem do ostatniego panelu POLACY NA ISLANDII, który udowodnił skalę i wagę obecności Polaków na Islandii. Jako największa grupa mniejszościowa wyspy, Polonia islandzka od lat stara się integrować w większych miastach. O obywatelskim wymiarze tej integracji opowiadała Monika Nowicka z Collegium Civitas, zwracając uwagę między innymi na Polaków starających się o islandzkie obywatelstwo. Problem polskich imigrantów kontynuowali Marek Szajda oraz Marta Rycak, oboje posługując się danymi z badań i rozmów przeprowadzonych z Polakami na wyspie, skupiając się na tym, jak Polacy widzą i traktują Islandczyków, ale również na motywach ich migracji, gdzie przyczyny ekonomiczne stanowią tylko część. Z kolei wieloletni prezes Studenckiego Klubu Islandzkiego, Łukasz Bukowiecki, zamknął panel i tym samym całą konferencję wystąpieniem „Islandia nie dla wszystkich”, w którym podsumował niejako nasze wyobrażenia i związki łączące z Islandczykami. Mówił o początkach zainteresowania Polaków islandzką kulturą poprzez muzykę i filmografię, ale też o fałszywych przekonaniach, takich jak to, że pieniądze z funduszy europejskich płyną do Polski przede wszystkim z Islandii (tak naprawdę wspierają nas przede wszystkim Norwegowie).

Łukasz, być może nieświadomie, postawił bardzo istotne pytanie. Czy Islandia jest dla wszystkich? Odkąd coraz więcej Polaków może pozwolić sobie na podróż do legendarnej Ultima Thule, jej egzotyczność i utopijność zaczyna się zacierać. Kiedyś ekskluzywna i tajemnicza wyspa znana tylko wąskim gronom jej sympatyków, a przez ogół społeczeństwa mylona z Irlandią czy kulturą islamską (sic!) zdaje się tracić coś ze swojej wyjątkowości. Dyskusje po referatach, a także bardziej już prywatne rozmowy przy kawie lub piwie pozwoliły na zintegrowanie się środowiska „islandologicznego” w Polsce, ale też wymianę doświadczeń i wspomnień. Mam jednak wrażenie, że nad wieloma miłośnikami Islandii wisiała niewypowiedziana obawa przed „odczarowaniem” Krainy Ognia i Lodu, przed zbanalizowaniem jej walorów poprzez chęć przyciągania turystów. Choć nie rościmy sobie prawa do „jedynego słusznego” podróżowania na wyspę, mamy nadzieję, że podjęte na konferencji wątki pozwolą jedynie, aby wyjeżdżający tam Polacy, na stałe czy tylko na wakacje, mieli świadomość bogactwa kulturowego i przyrodniczego tego wspaniałego miejsca na ziemi.

IMG_4976

Ten tekst powstał dla strony Stacja Islandia.

Konferencja Islandia: Geografia. Kultura. Społeczeństwo

IMG_4976

Za nami już najpiękniejsze ukoronowanie 10-letniej działalności, jakie mogliśmy sobie wymarzyć. W dniach 19-20 maja odbyła się na Uniwersytecie Warszawskim pierwsza ogólnopolska studencko-doktorancka konferencja w całości poświęcona Islandii. Po wielu miesiącach ciężkiej pracy organizatorzy odetchnęli wreszcie z ulgą – trzeba bowiem z pełną odpowiedzialnością powiedzieć, że wszystko odbyło się jak należy: prelegenci stawili się na swoich wystąpieniach, publiczność dopisała, ciastka na przerwę kawową były pyszne, a drobne techniczne usterki nie zepsuły ogólnego wrażenia konferencji: BYŁO WSPANIALE!

Pierwszego dnia spotkaliśmy się wszyscy o godzinie 9:00, aby z udziałem opiekuna naszego koła – doktorem Romanem Chymkowskim – dokonać oficjalnego otwarcia naszej konferencji. Doktor wspominał o naszej dotychczasowej działalności i pogratulował nam faktu, że obchodzący w tym roku swoje 40-lecie Instytut Kultury Polskiej (pod którego auspicjami funkcjonuje nasze koło naukowe) może do swoich działań dopisać także istnienie Studenckiego Koła Islandzkiego, a nasza historia stanowi aż 1/4 historii całego Instytutu 😉 Doktor Chymkowski nie zapomniał też wspomnień, że najnowsze naukowe opracowanianaukowe opracowania dotyczące Islandii zostały wydane właśnie przez SKI, co oczywiście nie miałoby miejsca bez udziału jego członków, ale też samego doktora oraz doktora Włodzimierza Pessela. Potem prezes SKI, Emiliana Konopka, zaprezentowała ową 10-letnią działalność SKI, ilustrując nasze dzieje filmikiem ze skaczącym Islandii dla Ciebie, która wysłała nam z Islandii wielką paczkę islandzkich słodyczy dla gości konferencji.

IMG_5084IMG_5104IMG_5109

Po powitaniu gości, w tym doktora Przemysława Czarneckiego, przedstawiciela konsulatu Islandii w Warszawie, Emila Remisza oraz wieloletniego ataché na Islandii, Michała Sikorskiego, nastąpiło oficjalnie rozpoczęcie obrad. Pierwszy panel GEOGRAFIA/GEOLOGIA, moderowany przez Agatę Sutkowską, składał się z interesujących wystąpień w bardzo kompleksowy sposób opisujących wyspę pod kątem geograficznym właśnie. Dzięki wystąpieniom specjalistów, w tym dwóch członków SKI – Juliana Podgórskiego i Jagody Kobuszewskiej, publiczność miała solidny wstęp do wiedzy na temat Islandii, która przydała się w następnych panelach.

Po pierwszej dyskusji mogliśmy kontynuować rozmowy i wrażenia po porannych wystąpieniach podczas przerwy kawowej, która była nie tylko okazją do konsumowania islandzkich słodyczy, ale także oglądania przepięknej wystawy zdjęć Zuzanny Konarskiej Beyond Adaptation. Na siedmiu kwadratowych zdjęciach autorka przedstawia nam swoje subiektywne spojrzenie na Islandię, jej detale i symboliczne elementy. Wystawa towarzyszyła nam przez całą konferencję i wielu słuchaczy wprost nie mogło oderwać od niej oczu!

IMG_4988IMG_5128

Drugi panel, moderowany przez Emilianę Konopkę, traktował o LITERATURZE/HISTORII. Tę pierwszą dyscyplinę dzielnie reprezentowała nasza klubowa specjalistka od literatury staroislandzkiej, Patrycja Strzeszkowska, mogliśmy też wysłuchać dwóch referatów na temat islandzkich Wikingów, z kolei inna członkini SKI, Karolina Wojciechowska, w sposób niezwykle pociągający opowiedziała nam o podobieństwach między Islandią a Finlandią, dwóch biegunach Skandynawii.

Po przerwie obiadowej zgromadziliśmy się na ostatni panel pierwszego dnia konferencji, mianowicie SZTUKI WIZUALNE, moderowany przez Aleksandrę Wilkos. Panel ten zdominowany był przez sztuki plastyczne, bowiem dwie klubowiczki: Agata Sutkowska i Emiliana Konopka, opowiadały o reprezentacji Islandii w sztuce, ale mogliśmy także posłuchać o rozwijającym się w Reykjaviku street arcie czy socjologicznej interpretacji najnowszych filmów islandzkich.

IMG_5166IMG_5192

Pierwszy dzień obrad zakończył się wydarzeniem towarzyszącym: spotkaniem spotkaniem z doktorem Jakubem Morawcem, doktorem Przemysławem Czarneckim i Anną Kaiper, współautorami książki Sagi islandzkie. Zarys literatury staronordyckiej.

Drugi dzień konferencji był wyjątkowo intensywny, bowiem rozpoczęliśmy obrady już o 8:30. Otwierającym panelem tego dnia była KULTURA/SPOŁECZEŃSTWO, moderowany przez Aleksandrę Wilkos. W tym panelu nie brakowało najpopularniejszych skojarzeń z Islandią; członkini SKI Aneta Feręczkowska opowiadała o elfach, nie brakowało jednak również tematów islandzkiej kuchni, puryzmu językowego, skomplikowanej genealogii czy typu islandzkiego dzieciństwa. Mieliśmy też okazję posłuchać o pierwszej wiosce ekologicznej na Islandii, Sólheimar.

Po przerwie kawowej zabraliśmy się do drugiego panelu, EKONOMIA/TURYSTYKA, który budził wiele emocji wśród naszych słuchaczy. Moderowany przez Jagodę Kobuszewską, był okazją do zanalizowania zachowań Islandczyków po kryzysie w 2008 roku, a także rozwijania islandzkiej gospodarki drogą przemysłów kreatywnych. Nasza klubowiczka Anna Czepiel porównywała z kolei polską i islandzką kulturę polityczną. Nie zabrakło także tematów stricte poświęconych turystyce, która – jak sądzimy – zbawiła większość naszych słuchaczy 😉

IMG_5229IMG_5239

Konferencję zamknęliśmy panelem POLACY NA ISLANDII moderowanym przez Annę Czepiel, tego bowiem tematu nie mogło zabraknąć. Prelegenci pod różnymi kątami prezentowali sytuację polskich imigrantów na wyspie, ale też próbowali scharakteryzować islandzkich migrantów w ogóle. Panel ten zamknął wieloletni prezes SKI, Łukasz Bukowiecki, swoim wystąpieniem “Islandia nie dla wszystkich”. Było to znakomite podsumowanie obu dni konferencji, a także zapalnik do pasjonującej dyskusji, którą musieliśmy przenieść do pobliskiej BrowArmii, gdzie przy piwie i w dobrych humorach dyskutowaliśmy na mniej lub bardziej islandzkie tematy jeszcze przez resztę wieczoru.

IMG_5333IMG_5344

Bardzo dziękujemy wszystkim organizatorom konferencji, przede wszystkim Julkowi Podgórskiemu, Oli Wilkos, Jagodzie Kobuszewskiej, Agacie Sutkowskiej, Karolinie Wojciechowskiej i wielu innym, bez których to wspaniałe wydarzenie nie doszłoby do skutku. Dziękujemy także naszym opiekunom oraz patronom. Mamy nadzieję, że wkrótce wydamy publikację pokonferencyjną, która dla wszystkich nieobecnych będzie namiastką tych dwóch intensywnie islandzkich dni.

autorką zdjęć jest Patrycja Wojtas – TUTAJ TAM

Ta ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Spotkanie wokół sag islandzkich

Na zamknięcie pierwszego dnia konferencji “Islandia. Geografia, kultura, społeczeństwo” (19 maja) zorganizowaliśmy spotkanie wokół książki “Sagi islandzkie. Zarys dziejów literatury staronordyckiej”. Do klubu Indeks zaprosiliśmy głównych redaktorów tej publikacji: doktora Jakuba Morawca, doktora Przemysława Czarneckiego i Annę Kaiper, którzy z humorem i pasją opowiedzieli o fenomenie sag islandzkich.

IMG_1139.JPG
Słowo fenomen jest tu całkiem uzasadnione, bo mamy do czynienia z sytuacją, w której malutka wyspa na Atlantyku, do końca XIX w. cierpiąca biedę, staje się centrum twórczości literackiej na niespotykaną skalę. Sagi i badania nad nimi stały się globalnym trendem, który przeciął granice kulturowe i językowe.

Goście starali się odpowiedzieć na pytanie, co jest szczególnego w islandzkich sagach i na czym polegało… szczęście Islandii do swoich zabytków literackich. Europa średniowieczna tworzyła wszystko po łacinie, a większość sag jest po islandzku, co mocno definiowało odbiorcę. Islandczycy mieli szczęście, że żyją na wyspie odizolowani od niespokojnej Europy, bo kiedy powstał  w jakimś gospodarstwie domowym manuskrypt, to z dużym prawdopodobieństwem się zachował. – Mnisi  zostawili na wyspie księgi zanim uciekli przed Norwegami – zażartował historyk Jakub Morawiec. Mieli także szczęście  do języka – współczesne sagi nie wymagają z perspektywy Islandczyka wyjaśnień i tłumaczeń językowych, bo  na przestrzeni wieków język minimalnie się zmieni.

IMG_0085

IMG_1148

Islandczycy są dumni z sag. Umiejętność zachowania tradycji okazała się receptą na zaistnienie w skandynawskim świecie. Na poezji i prozie chciano budować swój kapitał  w stosunku do króla Norwegii, a potem Danii – kultura piśmiennicza miała świadczyć o wielkości kraju. – Nie było wielkich bitew i polityków, ale byli wspaniali literaci – bohaterowie narodowi – powiedziała Anna Kaiper, która specjalizuje się w sagach legendarnych.

– Byli mistrzami pisma. Utarło się na przykład, że skald musi pochodzić z Islandii, nawet jeśli w rzeczywistości tak nie musiało być – dodał Jakub Morawiec. Dbanie o literacką tradycję u Islandczyków wzięło się więc ze świadomości odrębności i kompleksu małego narodu, który czuł potrzebę wyróżnienia się, odróżnienia od innych.

IMG_1181

IMG_0089

W książce znajdziemy szeroki podział sag, stworzony na podstawie badań. Jednym z bardziej popularnych rodzajów są sagi legendarne. Jak przyznała Anna Kaiper, są trochę kiczowate, ale trudno się przy nich nudzić. Powstały trochę później od reszty, kiedy na Islandię spadło kilka nieszczęść (mała epoka lodowcowa, choroby, nie najlepsza sytuacja ekonomiczna), więc literatura pełniła funkcję eskapistyczną od tego co się działo. Islandczycy pisali o swojej złotej erze, słynnych bohaterach, którzy mogli być ich protoplastami.

Sagi pochodzą z XIII wieku i choć stanowią ciekawy sposób, by poznać ludzi z tamtych czasów, nie można się z nich uczyć historii wcześniejszej. – Saga oryginalnie znaczy historia, ale na tym zachwyt historyka się kończy – zażartował  Jakub Morawiec.
– Na Islandii przed długi czas jest ciemno i zimno, dobrym zajęciem było więc opowiadanie sobie ciekawych historii o przodkach. To literatura rozrywkowa i tak ją trzeba traktować – dodała Anna Kaiper.
Nie możemy mówić o konkretnych autorach sag, tylko kompilatorach, którzy  pozbierali i zapisali rożne opowieści. Każda więc występuje w więcej niż jednej wersji.

Przemysław Czarnecki powiedział więcej o tym, na ile traci się z oryginalnego przekazu podczas tłumaczeń sag. Zgodnie podziwiano osiągnięcia Apolonii Załuskiej-Stromberg w przełożeniach językowych sag i Eddy poetyckiej, ale także i te tłumaczenia nie są wolne od błędów i wypaczeń, które powstawały czasem przez to, że chciano ułatwić odbiór utworów.
Nowe tłumaczenia wymagają nawet więcej dystansu i dozy nieufności – stwierdził Przemysław Czarnecki, który w książce odpowiada m.in. za rozdział dotyczący sag biskupich. Te wymagają dużo wytrwałości od czytelnika i “cieszą się” mniejszą liczbą edycji. Wyróżniają się za to nietypowym bohaterem.

Goście zdołali omówić też krótko sagi królewskie, rodowe i przygodowe. Wyczerpujący opis wszystkich rodzajów sag znajdziecie oczywiście w  książce “Sagi islandzkie” –  zapraszamy do księgarń! Dobrze jest przeczytać to opracowanie,  zanim sięgnie się po którekolwiek z islandzkich zabytków literackich, ale, jak podkreślali goście,  nie jest to typowa lektura do poduszki.

IMG_1169

Dodatkowe informacje o Islandii i sagach przyniosły pytania od publiczności. Można się było dowiedzieć m.in. o tym, że  Islandia miała tylko dwóch świętych, a Wikingowie dotarli także na ziemie polskie (nawiązuje do tego saga o Jomswikingach). Dumnie odnotowujemy także uwagę jednego z członków SKI o tym, że brak bariery językowej między współczesnym  a dawnym islandzkim można uznać za mit,  istnieje bowiem pewna trudność w rozumieniu. Przemysław Czarnecki w odpowiedzi wyjaśnił,  że sagi owszem są opatrzone przypisami i wyjaśnieniami, ale to z powodu nieznajomości realiów tamtych czasów. Stabilność języka islandzkiego występuje na bazie gramatyki, ale przybywają i zmieniają się słowa. Niektóre wyrazy okazują się więc nierozumiane w szerszym kontekście, używanym w średniowieczu (np. “sima” dziś oznacza telefon, a dawniej linię łączącą dwa punkty).

IMG_1149

Ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.