Wbrew pozorom tekst nie będzie o bombogenezie, która jeszcze niedawno zaskoczyła Islandię. Będzie o czymś o wiele przyjemniejszym: o książkach!
Być może spotkaliście się już z ciekawostką o tym, że Islandczycy to jeden z najbardziej oczytanych narodów Europy? Że aż 93% Islandczyków przeczytało chociaż jedną książkę rocznie? Że potrafią czytać sagi w oryginale i to właśnie z tradycji sag wynika ich umiłowanie literatury? Że prawie każdy Islandczyk coś pisze, a co dziesiąty z nich wydaje książki? I że to kraj z najlepszym wynikiem publikacji książek i czasopism na jednego mieszkańca?
To pewnie wiecie już też, że mieszkańcy Wyspy słyną z obdarowywania się świeżymi pozycjami wydawniczymi na święta. Praktyka ta wiąże się lub wynika z Jólabókaflóðið, czyli przedświątecznej powodzi książek. Każdego roku islandzkie wydawnictwa “zalewają” rynek nowymi tytułami, a półki sklepowe uginają się pod ciężarem książek już od jesieni. Na początku listopada Islandczycy dostają bezpłatne bókatíðindi, czyli spis wszystkich wydawnictw planowanych na koniec danego roku. Nie jest to jednak gazetka, która trafia na makulaturę; Islandczycy oczekują jej jak my katalogu IKEI i przeglądają ją wiele razy, często zaznaczając swoich faworytów. Pewnie dzięki temu łatwiej jest domownikom utrafić z prezentem, bo nawet Islandzkim dzieciom na widok bókatíðindi oczy świecą się bardziej niż naszym na widok nowych świeżaków. Można przekonać się o proporcji książek dziecięcych w katalogu dostępnym on-line na oficjalnej stronie Félag Íslenskra Bókaútgefenda (Stowarzyszenie Islandzkich Wydawców Książek).
Firma ta wysłała pierwsze bókatíðindi do islandzkich domów w 1944 roku, wtedy właśnie zrodziła się tradycja Jólabókaflóðið. W latach 40. Islandia znajdowała się w trudnej sytuacji gospodarczej: ceny rosły, ale jedynym tanim produktem okazał się papier. Zatem rynek wydawniczy kwitł, a książki stały się jedynym rodzajem prezentu, na jaki mogli sobie pozwolić zwykli Islandczycy. Dzisiaj, mimo polepszenia sytuacji finansowej, książki wciąż stanowią popularny prezent gwiazdkowy. Zważywszy na ogromną rolę literatury w kulturze islandzkiej (w 2011 roku Reykjavik dostał nawet tytuł Miasta Literatury UNESCO), trudno się dziwić, że Islandczycy obdarowują się książkami na święta. Spotkałam się jednak ze źródłami, z których wynikało, że Islandczycy obdarowują się WYŁĄCZNIE książkami. Nic bardziej mylnego! Świąteczny konsumpcjonizm szaleje tam tak samo jak u nas, choć może Islandczyków wyróżnia pragmatyzm. Nieudane prezenty zawsze można zwrócić po świętach, a kupony wymienić na coś innego. Ewentualnie niechciane podarunki mają szansę na drugie życie, trafiając na półki reykjawickiego second-handu Góði Hirðirin.
W internecie znajdziecie dużo informacji o islandzkiej powodzi książkowej. Ostatnio artykuł na ten temat ukazał się nawet w Wysokich Obcasach. Tekst wydał mi się jednak podejrzany i mocno uproszczony, dlatego przewertowałam angielskojęzyczne Google, żeby przekonać się, że jest kombinacją znalezionych tam tekstów. Postanowiłam więc spełnić dziennikarski obowiązek zweryfikowania znalezionych informacji i sprawdzić, co na temat Jólabókaflóðið powiedzą mi sami mieszkańcy Wyspy. Zapytałam więc znajomych Islandczyków, Vakę i Magnúsa oraz dwie Polki spowinowacone z Islandczykami, Agę (Vikingaland) i Olgę (Polka na Islandii).
Czy naprawdę wszyscy w rodzinie dostają książki? Co jeśli ktoś nie lubi czytać albo literatura piękna po prostu go nie interesuje? Czy mimo to dostaje książki, nawet jeśli ich sobie nie życzy? U Magnúsa kupuje się książki wszystkim członkom rodziny poza najmłodszymi, którzy nie są akurat wielkimi fanami czytania. Vaka odpowiada mi, że u niej w rodzinie wszyscy członkowie starają się, aby co roku każdy dostał przynajmniej jedną książkę. Dlatego umawiają się, aby wybrać coś odpowiedniego, nawet dla tych, którzy nie przepadają za lekturą. W tym roku kupiła więc tacie książkę o wędkarstwie, bo tata chętniej niż z nosem w książce spędza swój wolny czas z wędką. Olga potwierdza, że zawsze wybiera tacie coś, co ma szansę go zainteresować, i jak dotąd działało: w ubiegłych latach przeczytał książki, które mu kupiła i w tym roku pewnie też przeczyta. Aga stosuję tę samą strategię, bo choć jej mąż Ari nie jest wielkim fanem czytania, na pewno nie obrazi się na biografię jakiegoś sportowca.
Dziennikarka Wysokich Obcasów pisze: Gdzie indziej dochodzi do rodzaju wymiany: każdy przynosi książki, które najbardziej mu się spodobały w minionym roku – zmieniły coś w jego życiu albo stały się swego rodzaju małym odkryciem. Każdy z „recenzentów” opowiada, co go w danej pozycji urzekło i dlaczego poleca ją innym. Następnie wszyscy składają książki na jeden duży stos i wyciągają te tytuły, których rekomendacje najbardziej ich zaintrygowały. Czy spotkaliście się z tego rodzaju formą obdarowywania książkami na Islandii? Ani szwagierka Olgi, Svala, ani Ari, mąż Agi nie przypominają sobie takiego zwyczaju. Vaka twierdzi, że to słowo mocno na wyrost i wymiana przeczytanymi już książkami kłóci się z genezą Jólabókaflóðið, czyli zalewem nowych wydawnictw książkowych. “Gdybyśmy wymieniali się starymi książkami, wtedy nie zachęcalibyśmy autorów do pisania nowych”, dodaje Vaka, a taka jest właśnie idea powodzi książek. W jej rodzinie od pokoleń kupowało się nowe tytuły.
A jak to jest z tym wspólnym czytaniem w wigilijny wieczór? Czy naprawdę wszyscy rozkładają się na kanapie pod kocykiem, ze słodyczami i gorącym kubkiem? Vaka potwierdza, że bardzo lubi spędzać w ten sposób święta, szczególnie, że może być wtedy z rodziną i przekonać się, czy jej prezenty faktycznie zadowoliły najbliższych. Aga i Olga potwierdzają, że w ich islandzkich rodzinach jest to częste, ale nie stanowi jedynej formy spędzania czasu w święta. Co do kocyka, czekoladek i gorącej czekolady, każdy chyba wyobraża sobie “wigilię idealną” inaczej, bo zdarzają się inne łakocie i inne napoje. Z kolei Magnús nie praktykuje wspólnego czytania, u nich święta raczej skupiają się wokół stołu, a więc jeśli czekoladki, to bez plamienia kartek świeżo zakupionych książek.
A która książka z ubiegłego roku spodobała Wam się najbardziej? Olga nie może wskazać tylko jednej, ale wskazuje Wyspę Sigríður Hagalín Björnsdóttir oraz tom poezji Elísabet Kristín Jökulsdóttir, który tutaj recenzowałam. Aga z kolei bardzo chwali Zostanie tylko wiatr polskich autorów Bereniki Lenard i Piotra Mikołajczaka. Faworytami Vaki były natomiast Coming Clean autorstwa Kimberly Rae Miller oraz powieść Erotic stories for Punjabi Widows napisaną przez Balliego Kaur Jaswala. Czy macie swoje ulubione książki przeczytane w 2019 roku? Jakie planujecie przeczytać w następnym?
Jedna odpowiedź do “Świąteczna powódź”