Gdy kilka lat temu przechadzałam się ścieżkami reykiawickiego skansenu, nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, że jeden z obecnych tam domów był miejscem urodzenia zapomnianej islandzkiej artystki.
W cyklu poświęconym malarstwu islandzkiemu wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Na zakończenie cyklu przedstawiamy życiorys Kristín Þorláksdóttir Bernhöft.
Kristín urodziła się w Reykjavíku jako trzecie z pięciorga dzieci pary kupieckiej Þorlákur Ó. Johnson i Ingibjörg Bjarnadóttir, którzy mieszkali przy Lækjargatu 4. Już sam dom, w którym urodziła się i wychowywała przyszła malarka był szczególny. Jej babka, Kristín Bjarnadóttir z farmy Esjuberg, otworzyła tam w 1887 roku kawiarnię Hermes, jedną z pierwszym sal restauracyjnych w Reykjavíku. W tym budynku została również później założona pierwsza szkoła kupiecka w kraju. Ojciec Kristín Þorláksdóttir Bernhöft, Þorlákur Ó. Johnson, sprzedawał tam kopie obrazów oraz ramy i wyroby ze szkła, a co więcej, ze względu na swoje kontakty w Wielkiej Brytanii, zorganizował pierwszą na Islandii wystawę kopii dzieł malarzy angielskich. Ze względu na ważne miejsce tego domu w historii miasta, został on zrekonstruowany w podmiejskim skansenie Árbæjarsafn.
Matka Kristín, Ingibjörg, posiadała pierwszą w Reykjavíku maszynę dziewiarską i z tkanin kupowanych w Szwajcarii i Niemczech szyła wraz z córkami krawaty, fartuchy i inne akcesoria dla mieszkańców miasta. Być może to właśnie w tym czasie ujawniły się szczególne talenty plastyczne Kristín, którą wysłano na kurs do Þórarinna B. Þórlákssona.
Kristín pod jego kierunkiem zaczęła malować między innymi obrazy olejne, martwą naturę na tle okna, najprawdopodobniej w pracowni Þórarinna, tam gdzie Sigríður Björnsdóttir – rówieśniczka Kristín – malowała ten sam krajobraz w tym samym miejscu, jednak z trochę innej perspektywy. Obraz został prawdopodobnie namalowany przed jesienią 1895 roku, kiedy to Þórarinn B. Þórláksson wyjechał na naukę do Kopenhagi. Kristín w tym czasie miała szesnaście lat.
Niestety niewiele wiadomo o dalszej nauce malarstwa Kristín. Na pewno zimą 1897-1898 studiowała w szkole rysunku u Kristín Vídalín, pierwszej islandzkiej artystki wykształconej na kopenhaskiej Akademii Kobiecej w latach 1890-92. Sama także pojechała do Kopenhagi, prawdopodobnie już jesienią 1898 roku, ale nie wiadomo co i u kogo studiowała. Zachowały się tylko rysunki i studia detali architektonicznych, które zdaniem Hrafnhildur Schram są dowodem na obecność w pracowni o klasycznych wartościach i tradycyjnym podejściu do sztuki. Sam pobyt w stolicy nie pozostawia żadnej wątpliwości, gdyż całe rodzeństwo zostało wysłane na studia do Kopenhagi, a zaradna Kristín była w stanie nie tylko utrzymywać się samodzielnie na obczyźnie, ale też opłaciła kurs fotografii swojego brata Ólafura.
Kristín wróciła do Reykjaviku w roku 1900 i w dniu swoich 21. urodzin poślubiła lekarza Vilhelma G. Bernhöfta. Mąż wykonywał przede wszystkim zawód dentysty i wiadomo, że Kristín również mu pomagała. Sama jednak jeszcze przez kilka lat po ślubie zajmowała się malarstwem, co wspomina najstarszy syn Óskar Guido (urodzony w 1901 roku), który pamiętał swoją matkę pracującą przy sztaludze. Kristín urodziła łącznie pięcioro dzieci, a obowiązki rodzinne i pomoc mężowi stopniowo odrywały ją od pracy twórczej.
Zachowało się niewiele oryginalnych prac Kristín Þórláksdóttir. Jednym z wybitniejszych jest portret starszej kobiety robiącej na drutach. Modelką była mieszkanka Reykjavíku, która chodziła w mieście od domu do domu i robiła na drutach oraz cerowała odzież. Portret ukazuje postać en face, co pozwala na dostrzeżenie skupionej twarzy poprzecinanej zmarszczkami oraz pracę rąk, które sprawnie obracają drutami. Choć w dziele tym widać elementy naturalizmu, z którym Kristín musiała spotkać się podczas swojego pobytu w Kopenhadze, jest on kolorystycznie i nastrojowo bliski twórczości jej pierwszego nauczyciela. Pomimo prostoty samej czynności wykonywanej przez bohaterkę obrazu, a może właśnie przez nią, dostrzegalne jest uproszczenie samych rąk, co zwraca naszą uwagę na ciekawie zakomponowany układ drutów i świetnie namalowany materiał dzierganej tkaniny, który pod względem warsztatu malarskiego jest najlepszym fragmentem tego obrazu.
Malarka wykonała również szereg kopii obrazów duńskich, które podarowała Islandzkiej Galerii Narodowej. Ale w późniejszych latach zajmowała się również rzemiosłem, co poświadcza między innymi jej udział w wystawie rzemiosła i przemysłu (isl. Iðnsýningin) w Reykjavíku. Targi miały miejsce w budynku szkoły Miðbæjarskólinn przy Fríkirkjuvegur 1 i zostały zorganizowane w setną rocznice urodzin Jóna Sigurðssona, czyli 17 czerwca 1911 roku. Wystawę zainicjowali artyści zrzeszeni w Stowarzyszeniu Reykjawickich Rzemieślników (isl. Iðnaðarmannafélag Reykjavíkur) w nawiązaniu do wielkich wystaw przemysłowych w Londynie czy Paryżu. Wśród około 1500 obiektów znajdował się kilim autorstwa Kristín, który swoim rozmiarem wypełnił cały pokój i za który otrzymała w nagrodę dyplom.
Choć trudno oszacować, ile z jej 78-letniego życia pracowała jako artystka i rzemieślniczka, twórczość Kristín Þorláksdóttir Bernhöft należy do spuścizny wielu innych islandzkich artystek, które dzieliły w natłoku obowiązków domowych szukały czasu na sztukę. Niestety nie dowiemy się już, jak potoczyłyby się kariery malarskie Kristín oraz jej koleżanek z reykjawickiej pracowni: Valborg Þorvaldsdóttir, Guðrún Pétursdóttir, Anny Pálsdóttir, Guðrún Þorgrímsdóttir, Margrét Jónsdóttir, Kristín Jónsdóttir, Rannveig Nikulásdóttir, Ragnhildur Eggerz oraz Ragnhildur Pétursdóttir, gdyby mogły wykorzystać swoje talenty i predyspozycje w taki sam sposób, w jaki wówczas robili to mężczyźni. Warto jednak pamiętać o tych mniej znanych kobietach-artystkach, które przetarły szlak kolejnym pokoleniom Islandek decydujących się na zawód malarek i rzeźbiarek.
Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska
O tłumaczce:
Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.
Wykształcona w Kopenhadze malarka wraca do swojego kraju jako kaletniczka i żona lekarza oraz polityka. Choć wielka kariera jej męża nie ułatwia pracy artystycznej, nie odkłada swoich marzeń pomimo sporej gromadki dzieci.
W cyklu poświęconym malarstwie islandzkim wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Po dłuższej przerwie wracamy z tekstem o kolejnej islandzkiej artystce, Þuríður Jakobsdóttir Kvaran.
Þuríður Jakobsdóttir urodziła się 14 maja 1865 roku na farmie Sveinstaðir w Húnaþing na północy Islandii. Jej rodzicami byli Jakob Helgason, kupiec oraz Kristín Jónsdóttir, która zmarła prawie miesiąc po narodzinach malarki. Jako dwuletnia dziewczynka, Þuríður została przeniesiona do Steinnes i tam dorastała. Natomiast w roku 1881, w wieku 16 lat, została wysłana do Kopenhagi pod opiekę ciotki, Sigríður Helgadóttir.
Sigríður była dyrektorką szpitala Frederikshospital przy ulicy Bredgade. W tym szpitalu w roku 1845 zmarł islandzki poeta Jónas Hallgrímsson, a obecnie znajduje się tam Duńskie Muzeum Sztuki i Wzornictwa. Dom Sigríður Helgadóttir był otwarty dla islandzkich studentów uczących się w Kopenhadze, wśród nich byli m.in. Hannes Hafstein, Bertel Þorleifsson i Einar Hjörleifsson.
W Kopenhadze Þuríður studiowała malarstwo w jednej z wielu szkół przeznaczonych wyłącznie dla kobiet. Nauczyła się tam również kaletnictwa i pozostawiła po sobie piękne wykonane przedmioty ze skóry, takie jak np. oprawy albumów fotograficznych. Dzięki rozwijaniu swoich umiejętności rzemieślniczych, rozpoczęła współpracę m.in. ze sklepem towarowym Magasin du Nord, położonym przy Kongens Nytorv. Interesowała się również kobiecym islandzkim strojem narodowym i przed powrotem na Islandię uszyła sobie go na podróż. Wykonała również islandzki strój narodowy, który aktorka Soffía Guðlaugsdóttir ma na sobie na portrecie autorstwa Sigríður Sigurðardóttir. Obraz jest w posiadaniu Islandzkiego Teatru Narodowego i można go zobaczyć w Sali Kryształowej.
W roku 1893 Þuríður wróciła do Islandii i osiedliła się w Vopnafjörður, w tym samym miejscu, gdzie jej ojciec uczył się na kupca. W kolejnym roku namalowała pejzaż ukazujący widok na fiord, z domami, które udało się zidentyfikować. Mały dom po lewej to warsztat Vilhelma Sigurðssona Beykisa, a obok stoi stary budynek, w którym zginął mężczyzna. Następny dom to magazyn wełny i mięsa. Dalej znajduje się inna przechowywalnia mięsa, a dom z flagą to spichlerz. Szary dom po lewej stronie to dom Jörgena Pétura Guðjohnsena. Duży dom pełnił funkcję lokalnego “centrum handlowego” i mieszkał tam kierownik sklepu, a na prawo od niego jest dom z soloną rybą. Następny szary dom był karczmą, ale spłonął. Mały czerwony namiot na końcu domu z soloną rybą nazywał się Horngrýti i był wynajmowany mieszkańcom Wysp Owczych. Szary dom po prawej stronie to dom Ólafura Járnsmið Jónssona. Po drugiej stronie fiordu widać farmy, a po prawej stronie rozlega się już widok na Krossavík. Obraz przekazała do kolekcji Islandzkiego Muzeum Narodowego córka malarki, Hjördís S. Kvaran.
Inny obraz olejny namalowany przez Þuríður ukazuje dzielnicę Kvosin w Reykjavíku jest to jednak kopia starszego dzieła ukazująca to miejsce jeszcze przed urodzeniem Þuríður. Warto porównać go z obrazem Þóry Pjetursdóttir Thoroddsen, wykonanym z tego samego miejsca.
W 1895 roku Þuríður wyszła za mąż za Sigurðura Hjörleifssona, lekarza, którego poznała w Kopenhadze. Ze względu na pracę męża, często się przeprowadzali, mieszkali m.in. w Akureyri (w latach 1904 – 1912), w Reyðarfjarðarhérað w Fiordach Zachodnich (1913–1928) oraz w Reykjavíku. Mieli razem pięcioro dzieci. Najstarszym był Jakob, następnie Elísabet Kristín, która zmarła młodo, Hjördís, Einar oraz Eiður.
Po przeprowadzce do Eskifjörður (Fiordy Wschodnie), Þuríður poświęciła się głównie kaletnictwu, ale starała się również malować, głównie ze względu na ćwiczenie ręki. W tym okresie malowała głównie kwiaty, żeby ćwiczyć się w łączeniu kolorów. W Eskifjörður mieszkali 15 lat. Zimą przędła (szyła wszystkie ubrania dla swoich dzieci), a latem zbierała zioła na barwniki do farb. Córka Þuríður, Hjördís S. Kvaran uważała, że matka nie miała wystarczająco dużo czasu dla swoich dzieci z powodu swojej pracowitości, a przede wszystkim kaletnictwa.
Sigurður był nie tylko lekarzem, ale też angażował się w politykę. Podczas pobytu w Akureyri zasiadał w radzie miasta (1906–1912) oraz w zarządzie Landsbankinn (1909–1912) i Íslandsbanki (1911–1914). Był również członkiem Althingu w latach 1908–1911, a nawet drugim wiceprezydentem w 1923 roku. Ásdís Kvaran (ur. 1938), wnuczka Þuríður, opowiadała, że babcia sama nie zawsze czuła się dobrze w Eskifjöður, gdzie jej mąż był zaangażowany w politykę i to znajdowało odbicie w domu. Þuríður miała depresję szczególnie po śmierci swojej starszej córki, Elísabet Kristín w roku 1905. Być może miało to także wpływ na jej pracę twórczą, ale nie zachowało się tyle dzieł Þuríður, aby ocenić jej efektywność w tych latach. Zmarła w Reykjavíku w 1937 roku.
Podobnie jak bohaterka poprzedniego tekstu, Þóra Jónsdóttir, Þuríður Jakobsdóttir Kvaran była z wykształcenia malarką, ale wykorzystywała swój zmysł i warsztat artystyczny do tworzenia rzemiosła. Pomimo pozostawienia po sobie kilku obrazów (przekazanych przez potomków Muzeum Narodowemu), zarabiała jako kaletniczka, co po raz kolejny dowodzi, że Islandia nie była w tym czasie gotowa na kobietę-malarkę, która mogłaby utrzymywać się z malowania obrazów. Rękodzieło tradycyjnie przypisane było kobietom, przez co też islandzkie artystki łatwiej mogły spełniać się w tego typu pracy artystycznej.
Brytyjska historyczka sztuki Rozsika Parker badała spadający wskaźnik kobiecego rękodzieła na przestrzeni wieków, w tym związek między haftem a kobiecością. Zwraca uwagę, że w średniowieczu zarówno kobiety, jak i mężczyźni zajmowali się projektowaniem i haftowaniem drogich ubrań dla monarchii i kościoła. W XVIII wieku hafciarstwo było już postrzegane jako zawód kobiecy, a na przełomie XIX i XX wieku rękodzieło, czy to haftowane przez kobiety z wyższych klas, czy przez kobiety z klasy robotniczej, dla których ogólnie szycie było pracą bardzo nisko płatną i nie było już uważane za dzieło sztuki, ale za usługę.
W epoce wiktoriańskiej było to szczególnie widoczne, ale wraz z nadejściem ruchu takiego jak Arts and Crafts, które wyniosły prace ręczne na wyższy poziom, haft poprawił swoją pozycję. W oczach historyczki sztuki haft mimo wszystko może działać jako rodzaj kobiecego sposobu okazania solidarności do ekspresji i zatarcia granicy między sztuką a rzemiosłem.
Þuríður Jakobsdóttir Kvaran jest niestety wciąż mało znaną artystką na Islandii. Reprodukcje jej prac trudno znaleźć nawet w zbiorach sarpur.is, a przekazane Muzeum Narodowemu dzieła nie zostały najwyraźniej skatalogowane w kolekcji zdigitalizowanej. Na podstawie kilku reprodukcji znajdujących się w cytowanej tutaj książce można jednak zauważyć, że artystka miała dobry warsztat i wyczucie kolorów, jednak z brakowało jej możliwości na pełne rozwinięcie skrzydeł, przez co jej kompozycje malarskie odbiegają od kunsztu prac kaletniczych, takich jak te:
Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska
O tłumaczce:
Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.
Być może słyszeliście już o nowej instalacji Ólafura Eliassona “Life” w szwajcarskim muzeum Fondation Beyeler?
Islandzki artysta wprowadził do przestrzeni budynku wodę ze znajdującego się wokół siedziby muzeum jeziora. Dzięki temu natura: woda z żyjącymi w niej organizmami takimi jak nenufary czy owady, staje się dziełem sztuki, które zwiedzający mogą oglądać z zainstalowanych na tafli drewnianych kładkach.
Dodatkowy efekt nadaje zielony barwnik, znany z innych prac Eliassona, takich jak “Green River”, o której poczytacie w gościnnym wpisie na Utulę, autorstwa Alex Schubert.
Niedawno wystawę odwiedziła jedna z moich czytelniczek, Anna Szlachta. Dzięki jej uprzejmości ilustruję ten post jej zdjęciami oraz umieszczam jej własne słowa o wystawie:
Wystawa fantastycznie współgra z architekturą. Wchodzi się do niej z zewnątrz od strony parku. Dotychczasowe szyby, które oddzielały przestrzeń wewnętrzną od sadzawki zostały całkowicie zdjęte (trochę to widać na zdjęciach). To w połączeniu ze wzniesieniem, na którym przesiadują zwiedzający, tworzy ciekawy dialog pomiędzy osobami, które siedzą na zewnątrz i obserwują zwiedzających w środku oraz obserwatorami z wewnątrz, którzy stając na końcu jednej z kładek patrzą na przesiadujących na trawie jak na publiczność. Poza tym, to co lubię w szwajcarskich galeriach – jest głośno, bo ludzie dyskutują żywo o tym, co widzą i wymieniają się spostrzeżeniami. Nie boją się też wejść w interakcję z instalacją (jak widzisz na zdjęciach brodzą w wodzie, pomimo że nie ma żadnej tabliczki, która informowałaby, że jest to dozwolone lub zabronione).
Ci, którzy nie mogą fizycznie zwiedzić wystawy, mają szansę obserwować ją w czasie rzeczywistym dzięki transmisji dostępnej na oficjalnej stronie artysty.
Wystawa jest dostępna przez 24 godziny, a po godzinie 21:00 wstęp jest wolny. Możecie zwiedzić ją do lipca 2021 roku. Więcej informacji na oficjalnej stronie Fundacji Beyeler.
Bycie artystką w Islandii przełomu wieków wiązało się najczęściej z próbami malarskimi, a nawet studiami w Kopenhadze, ale o wiele łatwiej po ponad 150 latach odnaleźć w muzeach rękodzieło, niż obrazy ówczesnych malarek.
W cyklu poświęconym malarstwie islandzkim wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Dzisiejszy tekst traktuje o Þórze Jónsdóttir Magnússon, którą z bohaterką poprzedniego tekstu łączy pokrewieństwo:
Þóra Jónsdóttir i Þóra Pjetursdóttir były kuzynkami i dorastały w tej samej dzielnicy Rejkiawiku. Można stwierdzić, że ich zainteresowania rozwijały się w tym samym kierunku. Þóra Jónsdóttir poszła w ślady swojej kuzynki i w roku 1880 wyjechała do Kopenhagi. Mieszkała tam w domu duńskiego pułkownika i zajmowała się fotografią, ale nie wiadomo czy pracowała w zawodzie.
Prawdopodobnie Þóra Jónsdóttir studiowała w Kopenhadze malarstwo w jednej z licznych szkół dla kobiet. W tym czasie w Danii nie było oficjalnego wymogu o przechowywaniu dokumentów przez tego typu szkoły, dlatego informacje dotyczące nauki Þóry, jak i wielu innych kobiet, są nie możliwe do odnalezienia. Jednak z jej nauki malarstwa zachowało się kilka obrazów olejnych.
Wśród obrazów olejnych Þóry można znaleźć pierwszy obraz góry Esji i sąsiadujących z nią szczytów i z rozciągającym się widokiem na kanał i wyspę Viðey, znajdującymi się na pierwszym planie. Perspektywa jest wysoka i niewykluczone, że Þóra malowała ten obraz z okna pierwszego piętra domu mieszczącego się przy ulicy Hverfisgata 21 (po wschodniej stronie od islandzkiego Teatru Narodowego). Jest to najprawdopodobniej pierwszy w malarstwie islandzkim obraz Esji, wraz z położonymi na wschód od masywu szczytami Móskarðahnúka i Skálafell.
Þóra namalowała replikę obrazu duńskiego malarza Juliusa Exnera, Stulka frá Fanø (Dziewczyna z Fanø), który był niezwykle popularny w Danii ze względu na przedstawionych na nim rolników z wysp Fanø i Amager. Exner był przedstwicielem malarzy naturalistów, którzy na podstawie osobistych doświadczeń poszukiwali inspiracji w swoim najbliższym otoczeniu. Obraz był darem artysty dla Islandzkiego Muzeum Sztuki w roku 1887 i był łatwo dostępny w Rejkiawiku.
Poza obrazami, Þóra Jónsdóttir pozostawiła po sobie również dzieło związane z rzemiosłem artystycznym. Razem z Járnþúður, swoją przyrodnią siostrą, wydała książkę Leiðarvísi til að nema ýmsar kvennlegar hannyrði (Przewodnik po różnych pracach ręcznych kobiet, 1886). To by rodzaj instruktażu dla kobiet ze wzorami i szkicami. Prywatnie wykonywała wiele robótek ręcznych, a niektóre z nich znajdują się obecnie w zbiorach Narodowego Muzeum Islandii oraz kolekcjach prywatnych. Wśród obiektów dostępnych dla szerszej publiczności znajdziemy dwie z osiemnastu koronkowych serwetek stołowych oraz ręcznie haftowaną osłonę kominkową. W kolekcji narodowej znajdują się również obiekty: meble, poszewki poduszek czy naczynia używane przez Þórę i jej rodzinę, później przekazane do zbiorów.
Þóra dużo działała w zakresie prac ręcznych kobiet i otrzymała nagrodę w tej dziedzinie, zarówno w Danii w roku 1906, jak i w Rejkiawiku na wystawie rzemiosła w roku 1911. Islandzkie Muzeum Narodowe przechowuje jej piękne rękodzieła, których nie zachowało się wiele.
Wraz ze wspomnianą już kuzynką Þórą Pjetursdóttir Thoroddsen należały do grona założycielskiego Towarzystwa Thorvaldsen (Thorvaldsensfélagið), którego powstanie wiązało się z przygotowaniami do odsłonięcia rzeźby Bertela Thorvaldsena w Hljómskálagarður w Reykjaviku 19 listopada 1875 roku. Rzeźba dłuta największego rzeźbiarza Danii, a mającego islandzkie pochodzenie, wręczyły Islandii władze z Kopenhagi z okazji tysiąclecia osadnictwa na Wyspie. Uroczystości przekazania pomnika postanowiono uświetnić własnoręcznie wykonanymi dekoracjami, które wykonały 24 kobiety z Reykjaviku. Późniejsze członkinie tego swoistego komitetu dekoracyjnego weszły w szeregi wspomnianego Towarzystwa, której prezeską przez długie lata była islandzka feministka, Þórunn Jónassen.
W roku 1892 Þóra wyszła za mąż Jóna Magnússona, wówczas naczelnika okręgu na wyspie Vestmannaeyjar, a później również dwukrotnego premiera Islandii (w latach 1917-19122 oraz 1924-1926). Po ślubie zgodnie z zagranicznym zwyczajem przyjęła nazwisko męża i nazywała się Þóra Magnússon. Þóra i Jón nie posiadali biologicznych dzieci, ale adoptowali córkę starszej siostry Þóry, Þórę Guðmundsdóttir.
Bycie artystką w Islandii przełomu wieków wiązało się najczęściej z próbami malarskimi, a nawet studiami w Kopenhadze, ale o wiele łatwiej po ponad 150 latach odnaleźć w muzeach rękodzieło, niż obrazy ówczesnych malarek. Poszukiwania jakichkolwiek obrazów pędzla Þóry Jónsdóttir w internecie okazały się mało owocne. Choć wiemy o przynajmniej kilku zachowanych płótnach, niewiele się o nich pisze. Stąd dowód na to, że wiele jeszcze do odkrycia w przypadku twórczości mniej znanych islandzkich artystek.
Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska
O tłumaczce: Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.
Przez islandzką historię sztuki zapamiętana przede wszystkim jako nauczycielka Þórarinna Benedikta Þorlákssona. Co więcej wiemy jednak o Þórze Pétursdóttir?
W najnowszym cyklu poświęconym malarstwie islandzkim wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Pierwszą bohaterką cyklu będzie Þóra Pjetursdóttir Thoroddsen, uznawana za jedną z pierwszych artystów, którzy przedstawiali uroki Islandii w sztuce, ale też jedną z pierwszych kobiet-artystek, które kształciły się w tym kierunku w Kopenhadze.
Lata najmłodsze
Jako najstarsza córka biskupa Pétur Pétursson, jednego z najbogatszych ludzi w ówczesnej Islandii, otrzymała staranne wykształcenie domowe. Nauczano ją języków: angielskiego, francuskiego, niemieckiego i obowiązkowego wówczas duńskiego, a także robótek ręcznych tradycyjnie przypisywanych kobietom. Już od najmłodszych lat przejawiała jednak szczególne zainteresowanie sztukami plastycznymi, a własne poszukiwania ułatwiał dom i sklep ojca przy Austurstræti 16, który był jednym z głównych centrów życia kulturalnego ówczesnego Reykjavku. Młoda Þóra miała dostęp do zagranicznej prasy, dzięki której mogła ćwiczyć języki, ale o wiele ważniejsze okazało się przeglądanie Skandinavisk Folkemagazin, bowiem na podstawie drukowanych tam litografii Þóra samodzielnie uczyła się rysunku.
Jednym z pierwszych spotkań ze sztuką w życiu Þóry miała być wizyta angielskiego malarza Samuela Edmunda Waller, który około roku 1870 przybył na Wyspę. Tak pisała o nim w swoich wspomnieniach:
Jest malarzem i pracował jako szef wystawy, chociaż jest taki młody . Płynął tutaj sześć tygodni i rysował, więc teraz na pewno jakaś z jego prac będzie dostępna w dziale malarstwa w Islandzkim Muzeum Sztuki.
Faktycznie, ten Brytyjczyk tworzył malarskie sceny rodzajowe, ale przede wszystkim grafiki. Po pobycie w Islandii opublikował “Six weeks in the saddle: a painter’s journal in Iceland” (1874 roku), w którym znajdują się wspomnienia z podróży oraz liczne grafiki krajobrazu islandzkiego i spotkanych tam ludzi.
Þóra również prowadziła swój własny “dziennik z życia” w postaci rysunków i szkiców. Zachowało się wiele szkicowników (przechowywanych obecnie głównie w zbiorach Galerii Narodowej), w których znajdziemy nie tylko scenki z życia codziennego, ale też przede wszystkim szkice krajobrazu oraz widoki miast odwiedzanych w podróży. Warto jednak zaznaczyć, że do momentu wyjazdu na studia w Kopenhadze jej prace tworzone są wyłącznie w oparciu o własne obserwacje i wnioski wyciągnięte z kopiowania prac innych.
Þóra nie miała szczególnego punktu odniesienia dla swojej kariery w miejscu zamieszkania. Malarze, który liznęli jakiegoś wykształcenia artystycznego za granicą, zazwyczaj po powrocie do kraju rezygnowali z zawodowego uprawiania sztuki, bowiem Reykjavik nie był jeszcze gotowy na tego typu działalność. W kraju o bogatej kulturze, opartej jednak na słowie, nie było miejsca na sztuki plastyczne, tak więc większość adeptów malarstwa szybko się zniechęcało. Szybko zrozumiała to początkująca malarka:
Rysowanie jest dziedziną, której się uczyłam i którą jestem najbardziej skłonna rozwijać. Jednak tutaj nie ma nikogo kompetentnego, nikogo kto by się na tym znał i dlatego jestem w tym bardzo osamotniona, stoję w miejscu zamiast iść do przodu i uczyć się więcej, zobaczyć więcej obrazów. Gdyby chociaż tutaj było jakieś zainteresowanie, by w ogóle studiować sztukę…
Ale zanim jeszcze uda jej się rozpocząć studia artystyczne, tworzy kluczowe akwarele. Latem 1873 roku przedstawia Reykjavik z perspektywy jeziorka Tjörnin, z jego zachodniego brzegu przedstawiając część dzielnicy Kvosin. Można powiedzieć, że to pierwsze przedstawienie Reykjaviku namalowane przez jego mieszkańca. Popularny wśród turystów i przybyszów z Danii motyw jest tu jednak przedstawiony z uczuciem i w niemal poetycki sposób: pomimo widocznych braków warsztatowych, problemów z kompozycją i “kanciastości” budynków, jest to technicznie bardzo interesująca praca, szczególnie imponujące jest potraktowanie partii zieleni i gór, które zdradzają dobre oko artystki i postępy w eksperymentowaniu z różnymi technikami.
Studia w Kopenhadze
Jesienią tego samego roku dwudziestosześcioletnia wówczas Þóra udaje się do Kopenhagi. Nie jest to jej pierwsza wizyta w stolicy: już w 1866 roku pojechała tam z rodziną z okazji nadania jej ojcu tytułu biskupa Islandii. Tym razem młoda artystka jedzie we własnym celu: będzie uczyć się malarstwa u profesjonalistów. Zapisała się do szkoły rysunku Vilhelma Kyhna, cenionego wśród duńskich malarzy-pejzażystów. Szkoła mieściła się w domu Khyna przy Farimagsvej 5. w bliskim sąsiedztwie jeziora Skt. Jørgens Sø. W pogodne dni uczniowie pracowali w “Ogrodowym atelier”, czyli dużym ogrodzie przy domu malarza. Pomimo studiów u pejzażysty i wcześniejszych własnych prób malarskich w Islandii, Þóra zdaje się nie być gotowa na malowanie z natury:
Byłam dzisiaj u Khyna szkicować. Kiedy skończyłam sporządzać różne słoiki i krowy, które moim zdaniem już wystarczająco ćwiczyłam, powiedziałam mu, że kiedy przyjdzie wiosna na pewno nie mogę szkicować drzew albo lasów. Nie wiem, jak powinnam je rysować, ani jak malować ponad połowę natury!
Ciekawe, bo latem wraca na Islandię i maluje właśnie naturę. Jeździła po Wyspie i szkicowała wybrane krajobrazy, a później wykonywała gotowe obrazy techniką olejną w pracowni. W sierpniu 1874 roku powstaje najwcześniejsze przedstawienie równiny Þingvellir namalowane przez Islandczyka. Jak wskazuje Hrafnhildur Schram, Þóra nie tylko zainteresowała się motywem tego ważnego historycznie miejsca, ale w swojej kompozycji połączyła dwie integralne cechy tego miejsca: naturę z kulturą, bowiem poza malowniczą równiną przedstawiła na płótnie również kościół z przylegającymi do niego budynkami. Obraz ten był zdecydowanie początkiem tradycji przedstawiania tego miejsca przez czołowych islandzkich pejzażystów XX wieku.
Jesienią wróciła do Kopenhagi na drugi rok studiów u Kyhna. W prywatnej szkole duńskiego malarza poznaje inne kobiety-artystki: są to w większości Dunki, które mają za sobą już inspirujący pobyt w Paryżu, a z malarstwa zamierzają uczynić swój zawód. Są to m.in. siostry Emmy i Ludovika Thornam czy Marie Luplau, która później założy własną szkołę rysunku. Þóra jest więc świadkiem ważnej zmiany: klasyczne malarstwo Złotego Duńskiego Wieku odchodzi w zapomnienie, a do głosu dochodzi nowoczesność poznana w Paryżu, często manifestowana przez kobiety, które nie mają jeszcze dostępu do akademickiego wykształcenia, ale torują sobie drogę do profesjonalnego wykonywania sztuki we własny sposób. Podejście to mogło wydawać się bardzo inspirujące dla młodej Islandki, jednak wiemy, że dwuletnie studia w Kopenhadze nie były całkowicie poświęcone malarstwu: chodziła również na lekcje śpiewu oraz wykłady pastora Christiana Hermanna Kalkara.
Kopenhaski epizod nadaje jednak szczególną jakość malarstwu pejzażowemu Þóry Pjetursdóttir. Chodzi o romantyczny nastrój, będący bez wątpienia pokłosiem szkoły Düsseldorfskiej, być może nawet dalekim echem prac Caspara Davida Friedricha, którego pamięć nie zagasła jeszcze w Kopenhadze. Choć w trakcie lekcji u Kyhna miała dostęp do nowoczesnego malarstwa plenerowego wykładanego przez dawnego akademika, który jednak podróżował do Paryża i Skagen, a na starość opowiadał się po stronie świetlistego pejzażu narodowego, wydaje się, że ten szczególny, mroczny nastrój romantycznych nokturnów bardziej przypadł malarce do gustu. Można jednak tylko zgadywać, jak wyglądałyby jej obrazy, gdyby miała możliwość z Kopenhagi wyruszyć dalej do Stolicy Sztuki.
Pierwsze sukcesu w kraju i za granicą
Po powrocie do kraju artystka dorabiała jako przewodniczka i opiekunka turystów zza granicy. Wraz z siostrą wykorzystywała znajomość języków i podejmowała gości, głównie Brytyjczyków, w domu swojego ojca. Często miała okazję odwiedzać potem swoich klientów w ich krajach, dzięki temu podróżowała do Anglii i Szkocji (1880). Z tej drugiej podróży wróciła z ilustrowanym przewodnikiem w języku angielskim, zaadresowanym do brytyjskiego turysty w Islandii: Some hints for the Benefit of Gentlemen who intend travelling in Iceland.
W roku 1883 Þóra zakłada własną szkołę w Reykjaviku, w której uczy rysunku i malarstwa. Do jej uczniów należały głównie kobiety, ale niektóre z metod, takie jak praca w plenerze, zaczerpnęła od swojego kopenhaskiego mistrza. Miała szesnaścioro uczniów i przez 10 lat bardzo dobrze zarabiała na nauczaniu malowania. Dodatkowo w tym czasie wystawiała swoje prace, po raz pierwszy na targach przemysłowych w Reykjaviku. Choć wystawa zdominowana była rękodziełem i produktami spożywczymi, pięć obrazów Þóry znalazło się obok prac dwóch mężczyzn i trzech kobiet.
Jako czterdziestolatka wyszła za mąż za Þorvaldura Thoroddsena, uznanego już w całym kraju geografia i geologa. Był wówczas nauczycielem przyrody w Szkole Łacińskiej i dobrze usytuowanym młodym naukowcem, choć w posagu otrzymał dodatkowych 6 tysięcy koron. Po ślubie zamieszkali przy Laufásvegur 5 , a rok po ślubie – w 1888 roku – urodziła im się jedyna córka, Sigríður. Nowe obowiązki jako gospodyni domowej i matki zaczęły ciążyć nauczycielce, dlatego wycofała się z dawania lekcji w 1892 roku.
Trzy lata temu jej prace pojawiły się na ważnej wystawie sztuki kobiet w Kopenhadze. Zorganizowana w 1895 roku Kvindernes Udstilling fra Fortid og Nutid (Wystawia Sztuki Kobiet Wczoraj i Dziś) była pierwszą taką imprezą w Europie, wzorowaną na Wystawie w Chicago z 1893 roku. Celem kopenhaskiej ekspozycji było zaprezentowanie twórczości kobiet z prowincji należących do Duńskiej Korony: Islandii, Wysp Owczych, Grenlandii i Duńskich Indii Zachodnich, ale ostatecznie znajdowały się tam również prace artystek norweskich i szwedzkich. Wśród ponad 2000 eksponatów, nie tylko obrazów i rzeźb, ale również przykładów rzemiosła artystycznego, znalazła się silna reprezentacja islandzka: srebrna biżuteria, rzeźby w kości i drewnie, haft, tkanina, dziewiarstwo i stroje ludowe, jak również obraz pędzla Þóry Thorodssen przedstawiający równinę Þingvellir. Na kompozycji widać Skałę Prawa Lögberg oraz gospodarstwo nad Þingvallavatn oraz otaczające jezioro góry.
W tym samym czasie, latem 1895 roku, rodzina wyprowadziła się do Kopenhagi z racji rozwijającej się kariery naukowej Þorvaldura. Wówczas umiera ich 15-letnia córka, a Þóra mocni podupada na zdrowiu. Być może z tego powodu porzuca malarstwo i skupia się na robótkach ręcznych, a jej ostatnim projektem stanie się praca nad książką o starodawnym rękodziele i hafcie islandzkim i zagranicznym. Zbierała materiały podczas licznych podróży z mężem, który ze względu na swoje badania wyjeżdżał do Berlina, Norymbergii, Londynu i Paryża oraz krajów skandynawskich. Þóra wykorzystawa te podróże naukowe męża do własnych kwerend w muzeach i zbiorach kościelnych, analizując ściegi i ornamentykę szat liturgicznych oraz innych wyrobów tekstylnych Europy. Choć zebrała bogaty materiał i wykonała serię kolorowych ilustracji opisywanych wzorów, nie ukończyła książki. Jej praca zainspirowała fotografa Sigfúsa Eymundssona do sfotografowania różnych zabytków ze zbiorów ówczesnego Muzeum Narodowego Islandii, dzięki czemu wiedza i zainteresowanie tymi obiektami wzrosło w całym kraju.
Para przekazała cały swój dorobek właśnie zbiorom Muzeum Narodowego. W kolekcji znalazło się czternaście obrazów olejnych Þóry oraz szkicowniki, dzienniki i rysunki. Wiele jej prac znajduje się w rękach prywatnych, gdyż często przekazywała swoje obrazy jako prezenty zagranicznym przyjaciołom.
Chociaż Þóra urodziła się w połowie XIX wieku, była ona na wiele sposobów kobietą nowoczesną, która pokonała rozmaite przeszkody społeczne. Była człowiekiem światowym i jedną z najlepiej wykształconych kobiet na Islandii. Znała języki obce, była dobra w szachach i utalentowana w wielu dziedzinach. Można się zastanawiać, czy zrobiłaby karierę artystyczną i zdobyła upragnione wykształcenie oraz prowadziła badania nad starym rękodzielnictwem, gdyby jej życie ułożyło się inaczej.
Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska
O tłumaczce:
Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.
Udało mi się dotrzeć do całej książki Bohdana Czeszko Inne miejsca (Warszawa 1966). Kontynuuję więc publikację fragmentów poświęconych islandzkim rzeźbiarzom.
Wcześniej publikowałam część opisującą wizytę w domu-pracowni Ásmundura Sveinssona (link poniżej), a teraz wstawiam kolejny fragment:
W kilka dni później odwiedziliśmy Olafsona [Sigurjón Ólafsson]. Mieszka on na innym przedmieściu. Nie ma tam willi tchnących wygodą lecz baraki z falistej blachy, pozostawione przez alianckie wojska, które stacjonowały przed kilkunastu laty na Islandii (…)
Baraki stoją bezładnie po obu stronach krzywej, szutrowatej drogi. Z biegiem lat poobrastały zielskiem, pomalowano je na różne kolory, zardzewiały i pozapadały się w grunt. Mieszkańcy dobudowali komórki i składziki. Kiedy nie leje, nie siąpi i nie mży, na sznurach suszy się bielizna. Gdzieniegdzie przytulony do półokrągłej ściany stoi wrak samochodu, uruchamiany wielkim nakładem pracy. Dzieciaki są w tej dzielnicy wścibskie, ciekawe i pozbawione rezerwy wdrożonej przy pomocy tego, co nasze babki nazywały dobrym wychowaniem.
(…) Na krańcu tego reykjavickiego “cudu w Mediolanie” mieszka Olafson. W “beczce śmiechu” ma pracownię, przechodzi z niej bezpośrednio do drewnianego, pomalowanego na piernikowy kolor domku. Za domem jest czarny, skalisty obryw i Ocean Atlantycki. W czasie sztormu ocean puka do okien Olafsona. Przed domem stoi kilka rzeźb, a jego wnętrze pełne jest ciepła, prostoty, piękna. Chłopski stół sąsiaduje z fotelem własnego pomysłu i dobrą tkaniną. (…)
Olafson jest rzeźbiarzem o dużym dorobku. Studiował w Danii i tam pozostawił następnie wiele swych prac. Jego rzeźby zdobią duńskie miasta. W Reykjaviku na skwerach widziałem dwie jego prace o charakterze pomnikowym – portrety mężów, którzy zasłużyli na pamięć potomnych swą działalnością dla powszechnego dobra. Rzeźby te wyróżniają się wśród reykjavickich pomników bezpretensjonalnością, prostotą i świetną robotą rzeźbiarską.
Pragnąłbym uspokoić tych czytelników, którzy skłonni są do wykonania gestu machnięcia dłonią: “znamy takich rzeźbiarzy od pomników”… Portretowe prace Olafsona posiadają nowoczesną koncepcję rzeźbiarską, to nie są eksponaty do gabinetu figur woskowych, a ich realizm proszę mu darować. Ostatecznie skoro miasto chce mieć pomnik Fridrika Fridriksona, trudno zaproponować coś w rodzaju dziurawej batysfery.
Olafson odbył inną drogę niż starzeć Swenson. Odszedł od realizmu poszukując maksymalnej prostoty wyrazu. Interesował się egzotyczną rzeźbą prymitywną. W portowej dzielnicy opodal nadbrzeża, gdzie cumują rybackie kutry, przy ustronnej uliczce obok domu, w którym zamieszkuje jeden z przyjaciół rzeźbiarza, stoi kolorowy, wesoły totem. Echo rozważań nad sztuką prekolumbijską odczytać można z rzeźby Olafsona, stojącej w reykjavickim muzeum. O poszukiwaniu prostoty świadczą także podejmowane przezeń próby zobaczenia form organicznych, przynoszonych przez samą naturę. Próby te nie mają oczywiście nic wspólnego z dziwactwami secesji…
Olafson nie sprawia wrażenia artysty “urządzonego”, jest niecierpliwy, atakujący… Wizytę w tym domu, ogrzaną gościnnością młodej i pełnej wdzięku żony rzeźbiarza, zaliczam do najlepszych wspomnień islandzkich.
Ostatnio wpadła w moje ręce Skandynawia w oczach Polaków. Antologia, opracowana przez Zenona Ciesielskiego (Wydawnictwo Morskie, Gdańsk 1974), a w niej bardzo interesujący tekst Bohdana Czeszko.
Bohdan Czeszko (1923-1988), prozaik, publicysta, przebywał w początkach lat sześćdziesiątych wraz z polską delegacją kulturalną w Islandii. Relacjonuje on swój pobyt w publikacji Inne miejsca (Warszawa 1966), a w wybranym przez Zenona Ciesielskiego fragmencie opisuje wizytę u dwóch islandzkich rzeźbiarzy. Poniżej zamieszczam pierwszą część tego fragmentu:
Koncepcja naszego wyjazdu do Islandii mglista była jak sama Islandia. Miała się koncepcja wyklarować w trakcie pobytu, w świetle zastanych okoliczności. Nie będę jednak na tyle zadufany, aby twierdzić, że się wyklarowała.
Spokój nasz zniszczył Kjartan – człek nieprzewidywany. Przyszedł na przyjęcie dyplomatyczne, w którym uczestniczyliśmy. Stał skromnie w kąciku i pykał małą fajeczkę. Z powołania Kjartan jest artystą grafikiem, ale ponieważ nie może wyżyć z robót artystycznych, pracuje w jednym z wielu przedsiębiorstw rybackich Reykjaviku. Młody ów artysta był na warszawskim festiwalu młodzieżowym i teraz, choć mógł był bardzo łatwo kłopot zdjąć z głowy, podjął się niewdzięcznej funkcji Wergiliusza. Oprowadzała nas, gdzie się dało. Suszył głowę ludziom, otwierał drzwi obcych domów. Bardzo szczodrobliwie odpłacał za gościnę w Polsce, nie żałował swego czasu i służył nam swymi znajomościami. W ten sposób odwiedziliśmy kilka pracowni islandzkich plastyków. (…)
Nieoceniony Kjartan wsadził nas do autobusu i zawiózł do rzeźbiarza nazwiskiem Swenson [Ásmundur Sveinsson]. Swenson pobudował sobie na przedmieściu dom stanowiący jedną z osobliwości Reykjaviku. Jest to budynek przypominający zarazem bunkier obronny i obserwatorium astronomiczne. Ciężka, graniasta bryła, zwieńczona półkulistą kopułą i podparta od strony głównego wejścia dwoma pylonami w kształcie mocarnych klinów.
Dom stoi na wzniesieniu samotny, betonowy i ciężki wśród zieloności traw porastających posesję. Przez drogę sąsiadują z nim świeżo pobudowane, wyciągnięte pod sznur, absolutnie higieniczne wille reykjavickich mieszczan, wille jak bombonierki.
Na domiar złego Swenson otacza obecnie swój bunkier półkolistym pawilonem o ukośnym szklanym dachu. W pawilonie tym będzie się mieścić w niedalekiej przyszłości pracownia i będą miały swe miejsca rzeźby, które teraz stoją na łące lub stłoczone zostały w pomieszczeniach wewnątrz domu.
Kiedy zbliżaliśmy się, Swenson kończył drzemkę. Spał na derce – wśród pokosów świeżo nasieczonej trawy. Podniósł się i szedł ku domowi, a mijając rzeźby dotykał ich dłońmi. Jest mały, siwy i zgarbiony. Porusza się ociężale. Ubrany był w bury, zniszczony sweter, drelichowe spodnie i trampki. Przywitał nas z zakłopotaniem i poprosił do wnętrza domu, które okazało się ciasne i niewygodne.
W kopule mieści się podręczny warsztat ślusarsko-kamieniarki, o ile cokolwiek może się zmieścić w okrągłym pokoju. W punkcie centralnym podłogi zagnieździło się dzwoniące echo, świdruje w uszach, a kroki jego mogłyby stanowić akustyczny efekt do słuchowiska o duchach w opuszczonym zamczysku.
Swenson prezentował nam swe rzeźby jakby mimochodem, jakby starając się odwrócić od nich naszą uwagę. Chętniej pokazywał nam narzędzia własnego wyrobu (zapamiętałem drewniany młot, sporządzony z sękatego klocka dębowego i korbowodu od spalinowego motoru) oraz kupione (zapamiętałem ciężki, twardy młotek, wykonany z nylonu – ponoć nie do zdarcia).
Swenson w twórczości swej, w ciągu wielu lat, stopniowo odchodził od realizmu, początkowo ku ekspresyjnemu kubizmowi, nakazującemu myśleć o bardzo silnym wpływie Picassa, a ostatnio ku abstrakcji. Jego prace najbardziej aktualne to w większości abstrakcyjne konstrukcje, wykonane z metalu. Swenson eksperymentował także w kierunku “mobilów” – rzeźb ruchomych. Wyniki tych prób pokazywał nam w postaci konstrukcji posiadającej ruch podobny do ruchu wagi. Rzeźba nie posiada poruszającego ją mechanizmu – trzeba ją trącić dłonią.
Rozmawialiśmy niewiele i powoli. Później Swenson założył okulary i oglądał polskie wydawnictwa z dziedziny plastyki, jakie przynieśliśmy ze sobą. Podobały mu się. Zwrócił uwagę na fotografię rzeźby Aliny Szapocznikow, wystawionej niegdyś w Arsenale. W pewniej chwili wyciągnął z kieszeni spodnie małe, drewniane puzderko, postukał palcem w wieczko i zażył solenny niuch tabaki. Kjartan napomknął o tym, że Swenson jest z pochodzenia chłopem.
Dzisiaj, kiedy przypominam sobie spotkanie z nim, wydaje mi się, jakby wszystko, co mnie w ów jasny podbiegunowy wieczór otaczało, było obrazem zmagania. Ten zgarbiony człowiek o ciężkich, rozbitych i zrogowaciałych dłoniach, ubrany tak ubogo, jak nie ubierają się do pracy reykjaviccy dokerzy, jego grzybowaty, ciężki dom, niuchanie tabaki przy wykuwaniu abstrakcyjnych “mobilów”, wszystko to wydaje mi się wielką i urzekającą gmatwaniną sprzeczności.
Niniejszy tekst jest autorstwa Aleks Szubert, członkini kolektywu Grupa Pohjola.
O land arcie często pisze się w czasie przeszłym.
Dodaje się przy tym, że największy rozwój tego nurtu przypadał na lata 70. Zupełnie jakby sztuka ziemi była skończonym rozdziałem w historii sztuki i jakby dziś nie tworzono dzieł zespojonych z naturą. Ale jakim cudem sztuka z zamysłu koncentrująca się na wyjątkowej roli natury, mogłaby być pieśnią przeszłości, gdy świat mierzy się z katastrofą klimatyczną?
Jednym z artystów, dla których natura jest najważniejszym tematem, jest Ólafur Eliasson, twórca o tyle wyjątkowy, że przyroda jest dla niego jednocześnie tematem, jak i materiałem, w którym działa. Chociaż brzmi to zdecydowanie land-artowo, to o nim pisze się z kolei, że jego dziedziną jest instalacja i, że tworzy rzeźby. Ale nawet gdy ktoś twierdzi, że land art jest zjawiskiem historycznym, to zaprzeczyć nie można, że Eliasson ma z tym nurtem coś wspólnego — ale miał niestety pecha i urodził się za późno aby załapać się na działanie w czasach rozkwitu land artu.
Przypomnijmy sobie skąd w ogóle wziął się land art i dlaczego w latach 60. nagle więź z naturą zaczęto wyrażać poprzez przekopywanie pustyni, chociaż wcześniej do tego celu zupełnie wystarczały pejzaże. Artystów ziemi interesowała nie tylko natura i jej bliskość, ale mieli też pewne przemyślenia na temat świata sztuki — uważali mianowicie, że jest zepsuty do cna, a tworzenie dzieł niesprzedawalnych i niewystawialnych było ich buntem wobec sposobu funkcjonowania artworldu. Ich dzieła najczęściej znajdowały się w ustronnych miejscach w znacznym oddaleniu od miast, ich skala oraz nierozerwalny związek z otoczeniem nie pozwalały na umieszczenie ich w galeriach ani muzeach.
Co więcej, w prace wpisany był proces ich niszczenia. Niektóre, jak Spiralna Grobla Roberta Smithsona, trwają i powoli rozpadają się od dekad, inne istnieją tylko przez kilka godzin lub dni — jak na przykład kompozycje z liści czy rysunki na piasku. Ale i na te zjawiska rynek sztuki znalazł sposób: na wystawach zaczęto pokazywać dokumentacje projektów i je właśnie sprzedawano. Często zresztą dokumentacja była jedynym sposobem na zapoznanie się z pracami ulotnymi lub takimi, które przez ogromną skalę mogą być obejrzane jedynie z lotu ptaka. A jeśli do zobaczenia dzieła sztuki potrzebny jest prywatny helikopter, to kto będzie mógł się z nim zapoznać? Ci sami bogaci kolekcjonerzy, którym artyści ziemi chcieli zepsuć całą zabawę w zbieranie sztuki. W tym sensie ideały land artu poniosły porażkę. Może dlatego według różnych teoretyków cały nurt jest martwy? Sztuka ta się nie sprawdziła, zadziałała kompletnie inaczej, musiała się więc skończyć. A to, co dziś można nazwać land artem, siłą rzeczy działa inaczej i ma większy problem niż niesprawiedliwe mechanizmy artworldu — chociażby globalne ocieplenie.
Ólafurowi Eliassonowi nie są obce klasyczne tematy podejmowane przez land art — ale umówmy się, że jednak dobrze jest mieć finansowanie, aby móc za coś żyć i jeszcze utrzymać swoje studio. Problem wystawialności podejmuje chociażby praca Koryto rzeki (Riverbed), instalacja, która polegała na stworzeniu strumyka w galerii. W tej produkcji mieści się jednak znacznie więcej treści — i to ściśle powiązanej z postępującym wyniszczaniem środowiska naturalnego. Może już niebawem stawienie się w podobnym, stworzonym i wyznaczonym przez człowieka punkcie widokowym będzie jedyną możliwością obcowania z naturą? Może ten proces już się zaczął? Czy to w ogóle jeszcze można nazwać naturą?
Natura Eliassona, to natura specyficznie pojęta. To nie drzewka, kwiatki i wprawiające w zadumę romantyczne pejzaże, które przychodzą na myśl mieszczuchom. To coś bardziej ulotnego i bardziej demokratycznego, coś z czym możemy obcować bez konieczności wyjazdu w odludne miejsce — o ile znajdziemy takie, w którym żaden deweloper nie zdążył jeszcze postawić apartamentowca ani hotelu. To przede wszystkim pogoda i światło, najbardziej egalitarni reprezentanci natury. Ich wszechobecność jest o tyle istotna, że artysta bardzo często zajmuje się zjawiskiem odsunięcia współczesnego człowieka od natury.
Jego materiałami są między innymi mgła czy tęcza, ale chyba najbardziej rozpoznawalną realizacją tego twórcy jest Projekt pogoda (The Weather Project), stworzona w londyńskim Tate Modern kopia słońca. Cała instalacja dawała wrażenie bliskości gwiazdy, a obecność ludzi dopełniała zapraszający do udziału projekt: odwiedzający galerię spędzali czas leżąc na podłodze, czasami też układając się w różne kształty z innymi osobami. Składające się na słońce żółte lampy sprawiały, że ludzie zmieniali się w podobne do siebie, ciemne sylwetki na pomarańczowym tle. Dla Eliassona istotne było, by widzowie mogli zrozumieć, jak cały efekt został osiągnięty, więc też złożoną z około 200 lamp konstrukcję dało się podejrzeć od tyłu. Wystawie towarzyszyły powiązane z pogodą wydarzenia, które z dzisiejszej perspektywy możemy nazwać uświadamiającymi. Rok 2003, w którym powstał Projekt pogoda to też czas, w którym dyskusja o zmianach klimatu zaczęła przedostawać się do kręgu zainteresowania opinii publicznej.
Wiele z prac Eliassona jest podszytych obawą przed nadchodzącą tragedią. Artysta podejmuje różne działania, by wstrząsnąć ludźmi żyjącymi w wygodnej nieświadomości czy po prostu zwrócić uwagę na problemy z którymi współcześnie się mierzymy. Lub możemy nieoczekiwanie musieć się zmierzyć. W projekcie Zielona rzeka (Green river) Eliasson zafarbował kilka rzek na intensywną zieleń, co doprowadziło do podejrzeń, że doszło do jakichś podejrzanych wycieków. Z kolei by wskazać na problem, jakim jest topnienie lodowców, tworzy on obrazy z roztapiającego się lodu oraz wprowadza ich kawałki (no, bardzo, bardzo duże kawałki) do miast, tak by stopiły się na oczach ludzi.
Czy Ólafur Eliasson uprawia w końcu sztukę ziemi czy jednak nie? Powiedziałabym nawet, że land art Eliassona jest bardziej land artem niż ten oryginalny z lat 70. Repertuar środków wyrazu nurtu poszerzył się o możliwości, które dają nowe technologię, a tematyka, którą się zajmuje, tym razem dotyczy nas wszystkich. Same prace są też łatwo dostępne, bo zupełnie przypadkowo możemy natknąć się na nie w przestrzeni publicznej. Środek ciężkości przesunął się z nieco romantycznego zachwytu do realnych problemów ludzkości.
Tekst został opublikowany w ramach współpracy z Grupą Pohjola. Mój gościnny tekst ukaże się na ich stronie w następnym miesiącu.
Bardzo lubię oglądać zdjęcia islandzkich polityków w ich miejscach pracy.
Niemal w każdym kadrze znajdzie się miejsce dla jakiegoś płótna, a obrazy wiszące na ścianach ważnych gabinetów to duma islandzkiego malarstwa. Zapraszam do lektury cyklu tekstów, w których opisuję znane Wam dobrze z widzenia obrazy. W pierwszym z nich prezentuję dzieła wiszące na ścianach Gabinetu Premiera Islandii w Stjórnarráðshúsið, czyli Budynku Parlamentu.
Stjórnarráðshúsið – od więzienia do gabinetu premiera
Zacznijmy jednak od historii budynku, w którym urzędują współcześnie premierzy Islandii. Była to jedna z wielu budowli, które Duńczycy postawili w stolicy w XVIII wieku. Na zlecenie króla duńscy architekci projektowali gmachy użyteczności publicznej, od szkół przez szpitale aż po więzienia. I właśnie to ostatnie było pierwotnym przeznaczeniem budynku stojącego przy Lækjargata. Pomimo niskiej przestępczości na Wyspie, a także wysyłaniu potencjalnych kryminalistów do Danii, protektorzy stolicy wnioskowali o powołanie instytucji przetrzymującej osoby na bakier z prawem, choć z wniosku płynącego ze strony Skúliego Magnússona wynikało, że mieli się tam znaleźć żebracy i bezdomni, których nie było gdzie ulokować. Przeznaczeniem budowli miało być więc nie tylko przetrzymywanie osobników niebezpiecznych i czekających na wymierzenie sprawiedliwości, ale też – przede wszystkim – zakłócających spokój publiczny. W związku z przeznaczeniem, budynek był zaprojektowany tak, aby posiadać wszelkie udogodnienia potrzebne do dłuższego pobytu mieszkających w nim osób. Budowa trwała w latach 1761-1771, według projektu Georga Davida Anthona, profesora Akademii Sztuk Pięknych.
Więzienie zamknięto jednak już w 1816 roku. Trzy lata później wprowadził się tu Ludvig Moltke, urzędnik kościelny, z żoną, co doprowadziło do niezbędnej przebudowy domu. W latach 1819-1820 powiększono okna, obniżono podłogi w celu zwiększenia wysokości pięter, a także rozbudowano wejście i klatkę schodową. Tak przeobrażona rezydencja przeszła później w ręce następcy Moltke, Petera Fjeldsted Hoppe, a potem kolejnych: Lorentza A. Kriegera, Carla Emila Bardenfletha, Matthiasa Hansa Rosenørna i Jørgena Ditleva Trampe. Ten ostatni, wprowadziwszy się do Stjórnarráðshúsið w roku 1850, zaczął organizować u siebie wystawne tombole (loterie). W tamtym czasie podobne rozrywki były obce Islandczykom.
W drugiej połowie XIX wieku rezydencję zamieszkiwali arystokraci i inni politycy, aż do roku 1904, kiedy wprowadził się tam pierwszy islandzki minister. Gdy w 1918 roku pojawił się na Islandii premier, postanowiono przekazać budowlę pod miejsce urzędowania całego gabinetu. Tym samym doszło do kolejnej większej reorganizacji wnętrz, przekształcając apartamenty mieszkalne na biura poszczególnych ministrów.
Sztuka na ścianach
Wiele wskazuje na to, że pani premier Katrín Jakobsdóttir bardzo lubi otoczenie obrazów. Na wielu zdjęciach z jej oficjalnego konta na Facebooku pozuje wraz z gośćmi na tle płócien zdobiących ściany jej gabinetu. Większość z nich należy do Galerii Narodowej (Listasafn Íslands), ale w wielu krajach normą jest, że muzea udostępniają swoje prace instytucjom państwowym jako depozyt lub wypożyczenie na czas nieokreślony. Wyboru dzieł mogą dokonać sami politycy, ale najczęściej są to decyzje ich sekretarzy lub samych pracowników muzeum.
We wnętrzach Stjórnarráðshúsið znajdziemy zarówno klasyki malarstwa islandzkiego początku XX wieku, jak i sztukę nowoczesną, szczególnie abstrakcję. Przykładem niech będzie obraz wiszący za plecami pani premier w jej gabinecie: to płótno Karla Kvarana, jednego z czołowych abstrakcjonistów islandzkich. Dzieło, zatytułowane Kobieta na plaży (isl. Kona við strönd), powstało w 1950 roku i reprezentuje jego wczesny styl. Formy na pierwszym planie, składające się na tytułową kobietę, niosą widoczny wpływ późnego kubizmu. Dostrzegamy tu jeszcze cechy malarstwa figuralnego, przedstawiającego: kształty układają się w znane nam przedmioty. Dopiero później malarz zwróci się ku geometrycznej abstrakcji, komponując dzieła z prostych kształtów w barwach podstawowych, zapożyczonych z minimalizmu i dzieł Pieta Mondriana.
Przykłady malarstwa abstrakcyjnego późniejszej dekady znajdziemy w następnym wnętrzu Stjórnarráðshúsið. Na zdjęciu pani premier z Sigurðurem Ingim Jóhannssonem, ministrem transportu, po prawej widzimy obraz Níny Tryggvadóttir Wiatr (isl. Gustur), z 1962 roku. Jest to obraz typowy dla tej islandzkiej malarki, współtworzącej z Karlem Kvaranem silną grupę islandzkich abstrakcjonistów. Twórczość Níny Tryggvadóttir można nawet zaliczyć do abstrakcjonizmu ekspresyjnego, w którym to nurcie liczyło się nie tylko nieprzedstawianie konkretnych figur rzeczywistych, ale przelanie na płótno emocji i uczuć. W przypadku Islandki przejawia się to w wyborze mocnych, często kontrastujących ze sobą barw oraz sposobu ich nakładania: szybkiego, pozornie niedbałego, z widocznym prowadzeniem pędzla w różnych kierunkach. Choć malarstwo abstrakcjonizmu w swoim założeniu ma być nieprzedstawiające, krytycy twórczości Níny Tryggvadóttir doszukują się w jej płótnach chęci przedstawienia np. pogody. Często sugerują to same tytuły obrazów, bowiem gustur to typ wiatru w Islandii.
Nínę Tryggvadóttir najczęściej łączy się z Louisą Matthíasdóttir, ale warto przypomnieć, że zanim obie malarki wyjechały do Stanów w poszukiwaniu nowej sztuki, Nína była uczennicą Ásgrímura Jónssona, jednego z klasyków malarstwa islandzkiego. Jego płótna również często znajdziemy na drugim planie politycznych wydarzeń, jak choćby na zdjęciu premier Katrín z Óttarrem Proppé (partia Björt framtíð, pierwszy z prawej) oraz Benediktem Jóhannessonem (Partia Niepodległości). To pejzaż Z Svarfaðardal (isl. Úr Svarfaðardal) z 1954 roku, namalowany 4 lata przed śmiercią artysty. Drugi, o wiele częściej fotografowany obraz tego samego malarza, bo znajdujący się z bardziej oficjalnym wnętrzu przeznaczonym do przyjmowania gości, to wcześniejszy widok Z Thingvellir (isl. Frá Þingvöllum), datowany na lata 1930-35. Już na przykładzie tych dwóch, odległych czasowo, dzieł widzimy główną sferę zainteresowań tego pejzażysty i preferowaną, zapożyczoną od impresjonistów, paletę barw. Jego widoki z różnych miejsc w Islandii różnią się formą: raz rozmyte, widziane jakby przez mgłę, a raz ostro ciosane, z widocznymi krawędziami skał czy silnym odrysowaniem sylwetek koni od reszty krajobrazu.
Częstym bohaterem zdjęć z udziałem pani premier były również płótna Jóhannesa Kjarvala, choć na co dzień nie wiszące w Stjórnarráðshúsið. Ostatnio pięknym tłem dla ważnych wydarzeń politycznych stało się płótno Islandzka pieśń – Hvassárgljúfur (isl. Íslandslag – Hvassárgljúfur) z lat 1949-1959, wypożyczone ze zbiorów Galerii Narodowej i powieszone w budynku Straży Wybrzeża na lotnisku w Keflavík na przyjazd Mike’a Pence’a. To, że obraz wywieszono tam na tę szczególną okazję – po to, aby bohaterowie wydarzenia pięknie prezentowali się na jego tle – podkreśla wagę islandzkiego malarstwa jako scenografii do islandzkiej polityki. Już niedługo zaprezentuję kolejną dawkę malarstwa islandzkiego w oficjalnych wnętrzach.
Źródła: www.stjornarradid.is www.sarpur.is www.icelandictimes.com Za udzielenie informacji o tytułach dzieł dziękuję panu Sighvaturowi Arnmundssonowi z biura pani premier.
Kjarval, Jónsson, Matthíasdóttir, Erró. Jeśli te islandzkie nazwiska nic Ci nie mówią, znaczy, że to zestawienie 10 islandzkich artystów jest właśnie dla Ciebie! Poznaj najważniejszych malarzy i rzeźbiarzy XX-wiecznej oraz współczesnej Islandii.
Czy wiesz, że…
🇮🇸 historia sztuki islandzkiej zaczyna się oficjalnie tak naprawdę dopiero z początkiem XX wieku? Nie oznacza to, że wcześniej nie było na Islandii sztuki, jednak dopiero po 1900 roku pojawili się pierwsi Islandczycy wykształceni na Akademii Sztuk Pięknych.
🇮🇸 Galeria Narodowa Islandii powstała w… Kopenhadze? Listasafns Íslands została założona w 1884 roku przez Björna Bjarnarsona patriotę robiącego interesy w Królestwie Duńskim. Pierwsza kolekcja opierała się na darach, a potem została wzbogacona o pierwsze islandzkie dzieła.
🇮🇸 Jón Stefánsson uczył się u samego Henri’ego Matisse’a? Większość islandzkich adeptów malarstwa wybierała się na studia od Kopenhagi, ale Stefánsson wolał pojechać do Paryża, z kolei Kjarval próbował swoich sił na studiach w Londynie.
🇮🇸 Ásmundur Sveinsson zaprojektował własny dom-pracownię? Ten utalentowany artysta tworzył prace inspirowane klasycyzmem i abstrakcjonizmem, ale w bryle budynku służącego dzisiaj za jego muzeum widać przede wszystkim echo architektury egipskiej. We wnętrzach oraz w ogrodzie znajdziemy prace rzeźbiarza ze wszystkich etapów jego twórczości.
🇮🇸 prawdziwa islandzka sztuka współczesna to sztuka kobiet? Do najważniejszych z nich należy omawiania w filmie Louisa Matthíasdóttir, ale również jej wspomniana przyjaciółka Nína Tryggvadóttir czy Guðmunda Andrésdóttir. Co więcej, kobiety-artystki były obecne na Islandii od zaorania nowoczesnej historii sztuki islandzkiej: nauczycielka Þórarinn B. Þorlákssona nazywała się Thóra Thoroddsen.
🇮🇸 w Reykjaviku znajduje się specjalny park rzeźb wyłącznie z pracami kobiet? Znajdziemy tam pomniki i rzeźby autorstwa Gunnfríður Jónsdóttir (1889 – 1968), Nína Sæmundson (1892 – 1962), Tove Ólafsson (1909 – 1992), Þorbjörg Pálsdóttir (1919 – 2009), Ólöf Pálsdóttir (1920) oraz Gerður Helgadóttir
🇮🇸 Erró został oskarżony o plagiat? W 2010 roku brytyjski rysownik Brian Bolland zarzucił Islandczykowi wykorzystywanie jego pomysłu w jednym z dzieł, które sprzedawał. Brytyjczyk napisał do artysty list, a sprawę szeroko komentowano. Choć trudno dociec, jak zakończyła się sprawa, podejrzane dzieło Erró trudno znaleźć teraz w Internecie.
🇮🇸 Ólafur Eliasson również jest Islandczykiem? Choć jego Studio mieści w Berlinie, a artysta działa w całej Skandynawii, należy do najważniejszych reprezentantów dzisiejszej kultury islandzkiej. Innym sławnym Islandczykiem jest Ragnar Kjartansson, niedawno uznany za jednego z najciekawszych artystów współczesnych w ogóle.
Ásgrímur Jónsson, Jesień w Thingvellir (isl. Haust a Tingvollum),
Jón Stefánsson, Letnia noc (isl. Sumarnótt), 1929, Listasafn Íslands, Reykjavik
Jón Stefánsson, Landscape with the volcano “Herðubreið”, Iceland, bez daty, źródło: artnet.
Jón Stefánsson, Breaking waves, Iceland, bez daty, źródło: artnet.
Ásmundur Sveinsson, Ostatnia podróż (isl. Síðasta sjóferðin), 1960, Ásmundarsafn, Reykjavík
Jóhannes S. Kjarval, Mleczna góra (isl. Fjallamjólk), 1942, Kjarvalsstaðir, Reykjavik
Jóhannes S. Kjarval, Esja, 1959, Kjarvalsstaðir, Reykjavik
Jóhannes Sveinsson Kjarval, Lava at Bessastadir, 1947-54, MoMA.
Jóhannes Sveinsson Kjarval, Icelandic Melody by Icelandic painter
Obrazy eksponowane na wystawie czasowej dzieł Louisy Matthíasdóttir w Kjarvalsstaðir : https://artmuseum.is/news/exhibition-opening-louisa-matthiasdottir-calm
Louisa Matthíasdóttir, Kobieta w Reykjaviku (isl. Kóna i Reykjavik), 1980, Kjarvalsstaðir
Dzieła Erró ze zbiorów Listasafn Reykjavíkur – Hafnarhús, źródło: https://safneign.listasafnreykjavikur.is/
Dzieła Helgiego Thorgilsa Fridjónssona, źródło: http://www.galeriecaesar.cz/Galerie%20Archiv/2009/214%20Fridjonsson/Fridjonsson_Helgi.htm oraz https://sim.is/saga-iceland-art-and-narrative-kumu-art-museum-tallinn-estonia/helgi-thorgils-fridjonsson/