Wydarzenia dotyczące Islandii organizowane w Polsce. Piszę tu też o fajnych wystawach, knajpach i innych ciekawych miejscach, które każdy polski islandofil powinien odwiedzić!
Gdzie jest Twoja Ultima Thule? Na to pytanie próbowali odpowiedzieć twórcy wystawy Ultima Thule. Gdzie kończy się świat a zaczyna sięwyobraźnia i artyści, których prace zaprezentowano w Nadbałtyckim Centrum Kultury.
21 października otwarto oficjalnie wernisaż w siedzibie Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku. W ramach 16. Bałtyckiego Spotkania Ilustratorów zaprezentowano ilustracje książkowe trzech polskich artystów: Joanny Concejo, Pawła Pawlaka oraz Bartłomieja Ignaciuka, którzy na swój sposób interpretują motyw mitycznej Thule. Zdjęcia z wystawy fragmentarycznie prezentują te wspaniałe prace:
Miałam przyjemność w dniu wernisażu wygłosić prelekcjęUtulę Thule. Opowieści o krańcu świata, podczas której przybliżyłam publiczności kontekst legendy o Ultima Thule oraz różne interpretacje i pomysły na zlokalizowanie tej mitycznej krainy na mapach Północy.
Hasło “Ultima Thule” współcześnie budzi wiele emocji. Jednym kojarzy się z legendarną wyspą, o której pisał grecki żeglarz Pyteasz z Massalii w IV wieku p.n.e. Tę mityczną krainę położoną na dalekiej północy próbowano utożsamiać z Islandią, Szetlandami, a nawet Grenlandią, a wielu badaczy do dziś próbuje ustalić jej geograficzne położenie. “Ultima Thule” jest też obecna w kulturze popularnej, pojawia się w tytułach piosenek i nazwach zespołów, przez co nabiera nowych, nieoczywistych znaczeń. Część z nich odkryjemy podczas spotkania.
Spotkanie przerodziło się w interesującą dyskusję o Islandii, z pytaniami o podróże i ciekawostki na temat mojej Ultima Thule. Dziękuję organizatorom za zaproszenie do wzięcia udziału w wernisażu, a szczególnie Annie Misiek za współpracę.
Nadbałtyckie Centrum Kultury
Bałtyckie Spotkania Ilustratorów Ultima Thule. Gdzie kończy się świat a zaczyna się wyobraźnia 22 października – 28 listopada 2021
Jesteś fanem komiksów albo mitologii nordyckiej? A może uwielbiasz jedno i drugie? W takim razie wydawnictwo Niesamowite mity i legendy nordyckie jest właśnie dla Ciebie!
Seria komiksów NIESAMOWITE MITY I LEGENDY NORDYCKIE to zbór ułożonych w chronologicznej kolejności mitów pełnych magii, radości, ekscytujących przygód, ale również okrucieństwa i przemocy. Pierwsza część komiksu – Narodziny trzech klas społecznych została wydana zarówno w języku polskim, jak i angielskim i cieszyła się wielkim zainteresowaniem w środowisku miłośników Północy i mitów skandynawskich.
Każdy, kto choć raz zetknął się z mitologią dawnych Skandynawów, musiał słyszeć o Odynie, bogu wyniesionym na szczyt nordyckiego panteonu. Odyn patronował magii oraz śmierci, a także stanom wojennego transu i furii. Mówiono o nim, że był spośród bogów najbardziej uczony oraz że posiadł wszelką możliwą dla żywych istot wiedzę.
W przeciwieństwie jednak do wieszczek i niektórych olbrzymek – a może w ogóle mitologicznych kobiet – nie był to atrybut mu przyrodzony, lecz raczej taki, który musiał on w jakiś sposób pozyskać z zewnątrz, najczęściej uciekając się do forteli i sztuczek. Wbrew późnośredniowiecznym przedstawieniom, Odyn z dawnych wierzeń Skandynawów – a przynajmniej w tym kierunku wskazują dotychczasowe badania – był raczej jednym z wcieleń archetypowego trickstera, niż uosobieniem dostojnego monarchy.
W drugim tomie mitologii nordyckiej bez cenzury przedstawiamy czytelnikom fabularyzowaną wersję mitu, w którym Odyn wyrusza na wyprawę pełną niebezpieczeństw oraz romantycznych podbojów, po to, by zdobyć dla siebie i rodzaju ludzkiego dar poezji.
NIESAMOWITE MITY I LEGENDY NORDYCKIE (+18) jest serią niezwykłych komiksów. To klimat i tajemnica, które będziesz mógł poczuć dopiero po złamaniu pieczęci lakowej i rozpakowaniu pierwszego zeszytu serii. Poczujesz wtedy zapach świeżej drukarskiej farby, zapach zmieszany z czymś jeszcze… Z magią pradawnej Skandynawii!
Dzięki tej serii mitów chcielibyśmy też zachęcić miłośników komiksów (i nie tylko) do odkrywania wspaniałej i wciąż mało znanej mitologii nordyckiej, która w wielu częściach świata jest wciąż nieznana i niesłusznie niedoceniana.
Co więcej, współautorką komiksu, czuwającą przede wszystkim nad merytoryczną warstwą tekstu, jest była członkini Studenckiego Klubu Islandzkiego UW, mogę więc ręczyć, że treść komiksu jest największej jakości!
Jeśli chcesz zostać właścicielem/właścicielką obu części komiksu, wspomóż kampanię na Wspieram.to
W Blómahús Mögdu, kwiaciarni w Keflavíku, oprócz kwiatów znajdziecie również dzieła sztuki. Są one sygnowane polskim nazwiskiem, a ich twórca zaprojektował również logo kwiaciarni.
W zeszłym roku na jednej z grup miłośników Północy zobaczyłam piękną grafikę z maskonurem. Postanowiłam odnaleźć autora i napisać o nim, choćby praca była jednorazowym eksperymentem czy hobbistycznym wykwitem. Nie minęło dużo czasu, a udało mi się nawiązać kontakt z autorem, Adamem Dereszkiewiczem. Zdjęcie linorytu pokazała mi jego żona, która szybko powiązała nas na Facebooku.
Adam Dereszkiewicz to grafik z wykształcenia i zajmuje się tą dziedziną sztuki zawodowo. Jak jednak wielokrotnie podkreślał w naszej rozmowie, a także na swojej stronie, czuje się w pierwszej kolejności fotografem. W jego portfolio znajdziemy efekty wielu projektów portretowych, a także różnorodność technik: cyjanotopie, fotogramy, multiekspozycje. Obecnie fotografia zajmuje go niemal wyłącznie, jest organizatorem plenerów, jurorem wielu konkursów, a także laureatem tychże. Przeglądając jego stronę, trudno odnaleźć ślad maskonurów, a nawet prywatne związki z Islandią. Jedyny trop to biogram w języku islandzkim, niewspominający jednak w żaden sposób tego, że jego prace można kupić w Keflaviku.
Umówiliśmy się na rozmowę i od samego początku Adam wyrażał powątpiewanie w to, czy warto w ogóle rozmawiać o tym niewielkim dziele. Przyznam, że było to wielkie zaskoczenie i jednocześnie zawód dla kogoś, kto spodziewał się odkrycia wielu serii graficznych z maskonurem w roli głównej. Tymczasem według słów autora, geneza linorytu była prosta: koleżanka prowadząca kwiaciarnię zasugerowała temat, który można było zrealizować pod kątem komercyjnym. I tak narodziły się trzy płyty z kompozycjami, z których powstało po kilka odbitek. Większość przeznaczona do kwiaciarni, a Magda, jej właścicielka, powiedziała mi, że zostały już ostatnie sztuki.
Więc niemal od razu ten biało-czarny maskonur o smutnym spojrzeniu przemienił się w białego kruka. Nie dziwię się, bo dzieło w swojej prostocie jest niezwykle ujmujące, dzięki oszczędnym liniom autor oddał cały urok tego sympatycznego ptaszka. Grafika została wykonana w technice linorytu, a więc druku wypukłego polegającego na użyciu linoleum, w którym żłobi się pożądaną kompozycję. Znane są mi co najmniej dwie kompozycje z maskonurami: smutny z rybami w dziobie i drugi, profilem, z nieco szalonym spojrzeniem. Ten pierwszy powstał w formacie A4 i odbitek było mniej, drugi natomiast dostępny był w formacie A5 i według samego artysty powinno jeszcze znaleźć się kilka odbitek. Być może znajdą się chętni, którzy zechcieliby powiesić sobie taką pracę w mieszkaniu? Ponoć w planach było również wykonanie podobnych grafik z innymi ptakami Islandii, w tym np. siwką, ale wszystko skończyło się na szkicach. Kto wie, być może autor wróci do projektu, a przynajmniej odświeży stare, od dawna nieużywane płyty?
Adam Dereszkiewicz nie poprzestał jednak na maskonurach, bowiem w keflawickiej kwiaciarni znajdziemy wiele innych prac. W Blómahús Mögdu znajdziemy również pokaźną kolekcję cyjanotypii, czyli dzieł uzyskanych poprzez kładzenie negatywu na papier pokryty roztworem soli żelaza, bardzo światłoczułej. W ten sposób kształt obija się na niebieskim tle, a w przypadku dzieł Adama Dereszkiewicza, kompozycje składają się z roślin i ziół. Sylwetki kwiatów i traw piękne odbijają się na tle w różnych odcieniach granatu i błękitu. Prace te były częścią unikatowej wystawy “Magiczne łąki” i choć nie powstały na zamówienie Magdy, świetnie wpisały się w przestrzeń kwiaciarni i właśnie tam znalazły nowe miejsce na ekspozycję.
Z rozmowy z Adamem wynika zatem, że maskonury powstały raczej na potrzeby komercyjnie i kwiaciarnia okazała się świetnym miejscem na ich sprzedaż. Mimo niewielkiego rozczarowania z mojej strony, był to jednak krótki epizod w twórczości artysty, który nie ukrywa, że na co dzień woli zajmować się innymi tematami. Jeśli jednak chcielibyście zapolować na swojego maskonura, zajrzyjcie do kwiaciarni Magdy: Blómahús Mögdu, Hafnargötu 25, 230 Keflavík. Być może uda Wam się wejść w posiadanie tej pięknej grafiki, a jeśli będzie już za późno: sprawicie sobie piękną cyjanotypię.
Wygraj książkę Pod bieguny Artura Gorzelaka, wydaną pod patronatem Utulę Thule!
1 POSTANOWIENIA OGÓLNE
Organizatorem Konkursu jest Emiliana Konopka, autorka fanpage Utulę Thule.
Niniejszy regulamin (dalej „Regulamin”) określa warunki Konkursu.
Konkurs nie jest stworzony, administrowany, wspierany ani sponsorowany przez Facebook. Facebook jest znakiem towarowym zastrzeżonym przez Facebook, Inc. Facebook nie ponosi odpowiedzialności za prawidłowy przebieg Konkursu.
Fundatorem nagród jest Artur Gorzelak.
Konkurs jest prowadzony na fanpage’u Utulę Thule (dalej “Fanpage”)
Udział w Konkursie jest nieodpłatny.
Konkurs trwa od 26.08.2020 godz. 17.00 do 30.08.2020 godz. 23:59. W wyjątkowych sytuacjach Organizator Konkursu może przedłużyć lub przerwać trwanie Konkursu, w określonym przez siebie zakresie, o czym poinformuje Uczestników Konkursu na Fanpage’u.
Nadzór nad prawidłowością i przebiegiem Konkursu, tj. udzielaniem informacji na temat Konkursu oraz rozpatrywaniem reklamacji sprawuje Organizator.
2. UCZESTNICY KONKURSU
Uczestnikami Konkursu mogą być wyłącznie osoby fizyczne, posiadające pełną zdolność do czynności prawnych, będące użytkownikami i posiadający aktywne konto w serwisie Facebook.com; które zaakceptowały niniejszy Regulamin (dalej: „Uczestnik”)
Poprzez przystąpienie do Konkursu Uczestnik oświadcza, że:
jest osobą fizyczną, posiadającą pełną zdolność do czynności prawnych;
zapoznał się z treścią niniejszego Regulaminu i w sposób dobrowolny przystępuje do Konkursu;
wyraża zgodę i akceptuje warunki Regulaminu, w tym zapoznał się z treścią dotyczącą procedury odbioru Nagrody i ją w pełni akceptuje;
zobowiązuje się do przestrzegania postanowień Regulaminu, w tym również regulaminu Facebook;
wyraził zgodę na przetwarzanie danych osobowych dla celów związanych z uczestnictwem w Konkursie;
jest zarejestrowanym Użytkownikiem portalu społecznościowego Facebook;
W Konkursie nie mogą uczestniczyć krewni ani powinowaci Organizatora, a także pracownicy albo współpracownicy Fundatora.
3. NAGRODA
W Konkursie przewidziano 1 NAGRODĘ – dla osoby wyłonionej w sposób wskazany w § 6 poniżej.
Nagrodą (dalej: „Nagroda”) w Konkursie jest książka “Pod bieguny” Artura Gorzelaka o wartości 40 zł
Informacja o Nagrodzie będzie zawarta w treści ogłoszenia o Konkursie opublikowanego na portalu Facebook, na Fanpage’u Organizatora.
Laureatowi nie przysługuje prawo wymiany Nagrody na gotówkę ani nagrodę innego rodzaju.
Zwycięzca może zrzec się Nagrody, ale w zamian nie przysługuje mu ekwiwalent pieniężny ani jakakolwiek inna nagroda.
Laureat Konkursu nie jest uprawniony do żądania przeniesienia Nagrody na inna osobę.
4. MIEJSCE, CZAS I ZASADY KONKURSU
Konkurs jest dostępny w formie ogłoszenia konkursowego (dalej: „post konkursowy“) na portalu społecznościowym Facebook na profilu Organizatora.
Konkurs trwa od dnia 26.08.2020 godz. 17.00 do 30.08.2020 godz. 23:59.
5. ZASADY UCZESTNICTWA W KONKURSIE
Zadaniem Uczestnika Konkursu jest napisanie w komentarzu pod postem o konkursie nazwę destynacji, która pasowałaby najlepiej do zestawu Spitsbergen – Islandia – Półwysep Kolski – Patagonia wraz z uzasadnieniem.
Informacje o Konkursie będą dostępne na Fanpage’u.
6. WARUNKI UCZESTNICTWA W KONKURSIE I ODBIORU NAGRÓD
Warunkiem uczestnictwa w Konkursie jest zaakceptowanie Regulaminu oraz poprawne wykonanie wszystkich zadań opisanych w § 5. Ust. 1 Regulaminu.
O przyznaniu Nagrody decyduje Organizator w drodze analizy poprawności wykonania zadań opisanych w § 5. Ust. 1 Regulaminu przez Uczestników Konkursu oraz wyboru najlepszego zgłoszenia ocenianego według kryteriów kreatywności i atrakcyjności.
W Konkursie mogą brać udział tylko takie zgłoszenia Uczestników, którym przysługują wyłączne i nieograniczone prawo autorskie (osobiste i majątkowe) do przesłanego w ramach Konkursu zgłoszenia, a prawa te nie są obciążone żadnymi roszczeniami i innymi prawami osób trzecich, przy czym treść zgłoszenia została przez Uczestnika stworzona osobiście i nie stanowi opracowania, przeróbki lub adaptacji cudzego utworu.
Spośród nadesłanych odpowiedzi Organizator, Sponsor oraz Autorka (Alda Sigmundsóttir) wyłoni 3 zwycięzców.
Zwycięzca Konkursu zostanie powiadomiony o wygranej i warunkach odbioru Nagrody za pośrednictwem wiadomości prywatnej, wysłanej na Facebooku w ciągu 3 dni roboczych od momentu zakończenia Konkursu.
Publiczna informacja o wygranej zostanie również umieszczona w komentarzu do posta konkursowego.
Warunkiem odebrania przez wyróżnionego Uczestnika Nagrody jest przesłanie w ciągu 36 godzin od ogłoszenia wyników Konkursu wiadomości prywatnej z następującymi danymi:
imię i nazwisko
adres korespondencyjny
Brak wysłania wiadomości, o której mowa w ust. 5 powyżej lub przekroczenie dopuszczalnego czasu odpowiedzi lub wysłanie nieprawidłowych danych powoduje utratę przez Uczestnika prawa do Nagrody.
Przyznane w Konkursie Nagrody zostaną wysłane Uczestnikom do 14 dni kalendarzowych od dnia otrzymania przez Organizatora informacji, o której mowa w ust. 5.
Nagrody zostaną wysłane na koszt Fundatora na adres wskazany przez Uczestnika.
7. ZAKRES ODPOWIEDZIALNOŚCI ORGANIZATORA
Organizator nie ponosi odpowiedzialności za rzetelność i prawdziwość danych Uczestników Konkursu, w tym za brak możliwości przekazania nagród, z przyczyn leżących po stronie Uczestnika, w szczególności, jeśli ten nie podał prawdziwego adresu do korespondencji lub podane dane są niepełne lub nieaktualne.
Organizator oświadcza, że nie prowadzi kontroli, ani monitoringu treści umieszczanych przez Uczestników w zakresie rzetelności i prawdziwości, z zastrzeżeniem działań związanych z usunięciem naruszeń Regulaminu lub przepisów powszechnie obowiązujących.
Organizator zastrzega sobie prawo do wykluczenia z udziału w Konkursie Uczestników, których działania są sprzeczne z prawem, dobrymi obyczajami, Regulaminem lub regulaminem Facebooka, w szczególności Uczestników, którzy:
a) zamieszczają treści obraźliwe, wulgarne, naruszające dobra osobiste osób trzecich. lub powszechnie uznawane za nieakceptowalne w przestrzeni publicznej, zarówno w warstwie tekstowej, jak i graficznej;
b) podejmują działania z wykorzystaniem konta/profilu utworzonego niezgodnie z zasadami Facebooka;
c) podejmują działania z wykorzystaniem niezgodnych z zasadami Facebooka kont/profili osób trzecich;
d) ingerują w mechanizm działania Konkursu;
e) tworzą fikcyjne konta/profile w serwisie Facebook
Organizator nie ponosi odpowiedzialności za jakiekolwiek zakłócenia w działaniu łącz teleinformatycznych, serwerów, interfejsów, przeglądarek oraz platformy Facebook.
Organizator nie ponosi odpowiedzialności za czasowe lub stałe zablokowanie strony lub aplikacji ze strony Facebooka.
8. PRZETWARZANIE DANYCH OSOBOWYCH
Administratorem danych osobowych udostępnianych przez Uczestników Konkursu jest Organizator.
Dane osobowe Uczestników Konkursu będą przetwarzane przez Organizatora wyłącznie w celu dokonania czynności niezbędnych do prawidłowego przeprowadzenia Konkursu.
Dane osobowe Uczestników Konkursu będą przechowywane przez Organizatora przez okres niezbędny do przeprowadzenia Konkursu i wydania Nagród wyróżnionym Uczestnikom, a po zakończeniu Konkursu przez okres przedawnienia ewentualnych roszczeń.
Dane uzyskane w sposób opisany w § 6 ust 6 powyżej będą przekazywane podmiotowi, za pomocą którego nastąpi doręczenie Nagród.
Uczestnicy mają prawo do: wglądu do przetwarzanych danych i ich poprawiania oraz usuwania, żądania ograniczenia przetwarzania, żądania przenoszenia danych, wniesienia sprzeciwu względem przetwarzania. Dane są podawane na zasadach dobrowolności, przy czym w zakresie uczestnictwa w Konkursie wymagana jest rejestracja na portalu społecznościowym Facebook. Wycofanie zgody nie wpływa na zgodność z prawem przetwarzania dokonanego przed jej wycofaniem.
W momencie usunięcia danych Uczestnik traci możliwość uczestnictwa w Konkursie.
Uczestnikom przysługuje prawo wniesienia skargi do organu nadzorczego zajmującego się ochroną danych osobowych – Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych.
Dane osobowe Uczestników nie będą podlegały profilowaniu.
9. REKLAMACJE I ZGŁOSZENIA NARUSZEŃ
Wszelkie reklamacje dotyczące sposobu przeprowadzania Konkursu, Uczestnicy winni zgłaszać poprzez wiadomość email Organizatorowi na adres mailowy Organizatora w czasie trwania Konkursu, jednak nie później niż w terminie 14 (czternastu) dni od dnia wydania Nagród.
Reklamacja zgłoszona po wyznaczonym terminie nie wywołuje skutków prawnych.
Reklamacja powinna zawierać imię, nazwisko, dokładny adres Uczestnika oraz dokładny opis i uzasadnienie reklamacji.
Skutecznie złożone reklamacje zostaną rozpatrzone w terminie 14 dni od dnia otrzymania reklamacji.
O wyniku rozpatrzenia reklamacji Uczestnik zostanie powiadomiony wiadomością email, wysłaną jako odpowiedź na reklamację.
10. POSTANOWIENIA KOŃCOWE
Regulamin wchodzi w życie z dniem 03.06.2020.
W kwestiach nieuregulowanych niniejszym Regulaminem stosuje się przepisy Kodeksu cywilnego i inne przepisy prawa.
Spory odnoszące się i wynikające z Konkursu będą rozwiązywane przez sąd powszechny właściwy miejscowo dla siedziby Organizatora.
Organizator zastrzega sobie prawo do zmiany zasad Konkursu w trakcie jego trwania. Informacja o zmianach będzie zamieszczona na Fanpage’u.
Już w tę sobotę spotykamy się na 8. edycji Dnia Islandzkiego!
Tym razem odbędzie się on w wersji on-line, dlatego będziecie mogli świętować z własnych kanap. Gwarantuję Wam udział w rozmowach i wystąpieniach bardzo interesujących kobiet związanych z Islandią:
🥞 W KUCHNI ISLANDZKIEJ 🥞
Co je się latem na Islandii? Czy są jakieś specjalne smakołyki na 17 czerwca? Wraz z Agą upieczemy Lummur, czyli islandzkie placuszki.
Aga Jastrząbek – autorka Vikingaland, na swoim blogu www.vikingaland.com pisze przede wszystkim o islandzkim jedzeniu i trendach żywieniowych. Mieszka na Islandii od 2016 i – jak mówi – stara się nie przedawkować lodów, czy cynamonowych drożdżówek. Żeby spalić islandzkie kalorie – biega po islandzkich pagórkach.
Przygotujcie sobie składniki:
🇮🇸 ICELANDIC WONDERS AND CURIOSITIES 🇮🇸
ON-LINE TALK WITH ALDA SIGMUNDSDÓTTIR
Why is June the 17th so important for Icelanders? What do they really celebrate on that day? About independence and other national characteristics of Icelanders, Iceland’s wonders and curiosities (rozmowa w języku angielskim!)
Alda Sigmundsdóttir jest Islandką, jednak dorastała poza krajem, a wróciwszy do ojczyzny po latach, poznawała ją jakby na nowo, okiem cudzoziemca. Założyła bloga The Iceland Weather Report, na którym dzieliła się swoimi obserwacjami w języku angielskim, a z czasem zaczęła relację z przebiegu wielkiego kryzysu ekonomicznego. To doprowadziło to wydania “Małej księgi o Islandczykach”, a później kolejnych. Niedawno ukazało się polskie tłumaczenie “Małej księgi o dawnych Islandczykach” wydanej przez Wydawnictwo Poznańskie.
Konie islandzkie to ważna wizytówka Islandii. Towarzysze Islandczyków od czasów zasiedlenia, do dziś użytkowane w zganianiu owiec z gór i hodowane na mięso, chociaż coraz częściej występują jako konie rekreacyjne czy sportowe. O tych niezwykłych zwierzętach opowie Ewelina z Töltem przez Islandię.
Ewelina Gąciarska – autorka strony Töltem przez Islandię oraz konta na Instagramie @islandzkieciekawostki, od 20 lat jeździ konno, a od kilkunastu wyłącznie na koniach islandzkich. Pierwszy raz na Islandii zamieszkała w wieku 2 lat, przez kilka lat mieszkała w Polsce by ponownie wrócić na wyspę. Obywatelka Islandii, studentka kierunku policyjnego i fascynatka zwierząt oraz sportu.
🧖♀️ ŻYCIE NA ISLANDII 🧖♀️
Jak się żyje na Islandii? Czy mieszkający na Islandii Polacy również świętują islandzkie święta narodowe? Jak wygląda 17 czerwca na Islandii? Rozmowa z Olgą Knasiak.
Olga Knasiak – autorka strony Polka na Islandii, od 15 lat na Wyspie. Na co dzień kadrowa w islandzkiej firmie instalacyjnej i mama 6 letniego Vincenta. Hobbistycznie bloguje (https://polkanaislandii.is/) i prowadzi profil na Instagramie (@polkanaislandii).
🏕 POST-TURYSTA NA ISLANDII ⛺️
Czy Islandię można zwiedzać inaczej niż dookoła Wyspy główną autostradą? Czy są jeszcze miejsca pozbawione tłumów? O zrównoważonej turystyce, podróżowaniu z głową i pięknie Islandii opowie Magda Bobryk.
Magda Bobryk – przewodniczka po Islandii, autorka strony www.przewodnikpoislandii.pl oraz konta na Instagramie magda_bobryk. Jak sama pisze o sobie: “Leżąc przy dywanach islandzkiego mchu analizuję otoczenie, nagrywam dźwięki turystycznych pikników, rozmawiam z rybakami, a pod mruczącym wulkanem tworzę wybuchowe koncepty kreatywne”.
🎶 RAUÐUR – KONCERT 🎶
Rauður to pseudonim sceniczny Auður Viðarsdóttir, znanej z udziału w islandzkim zespole Nóra. Jej debiutancki, solowy album “Semilunar” przyczynił się do stworzenia własnego dźwięku, połączenia elektroniki z akustyką, dopełnionych niezwykłym głosem.
muzykaislandzka.pl pisała o tej płycie:
“Jedno nie ulega wątpliwości – to album bardzo emocjonalny i szczery. I mimo, że momentami dźwiękowe przestrzenie ustępują miejsca niemal transowym, klubowym brzmieniom (Bjögun i Semilunar), to podążając za całością albumu i temperamentem Auður takie odmiany wcale nie szokują. Są wręcz naturalnym rozwinięciem zabawy z elektronicznym brzmieniem, punktem kulminacyjnym albumu – jego drugą, przełomową i jakby też bardziej pogodną częścią.”
“Tak naprawdę nie sposób słowami opisać takie doświadczenie, więc chwyciłam za farby i postanowiłam opowiedzieć o swoich emocjach obrazami.”
Justynę Dąbek poznałam osobiście, ale nie miałam pojęcia, że tworzy takie piękne rzeczy. Jej obrazy są tak rozchwytywane, że wciąż nie udało mi się żadnego upolować! Ukończyła Wydział Architektury Politechniki Gdańskiej oraz Architekturę wnętrz na Wydziale Architektury i Wzornictwa Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Aktualnie studiuje podyplomowo Malarstwo i rysunek na Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi. Mieszkała 11 lat w Gdańsku. Od 4 lat mieszka i pracuje w Warszawie. A jej obrazy sprzedają się jak świeże bułeczki.
O jej niezwykłych, nastrojowych pejzażach nordyckich chciałam napisać już dawno temu. Nie było okazji na przeprowadzenie wywiadu na żywo, więc Justyna zgodziła się odpowiedzieć na moje pytania on-line. Opowiada w nich o swoich inspiracjach i drodze, która zawiodła ją na daleką Północ.
Utulę Thule: Zacznijmy od tego, skąd bierze się w Tobie ta miłość i inspiracja Północą?
Justyna Dąbek: Inspiracje Północą i sama fascynacja tym regionem świata ściśle związane są z moją miłością do muzyki, której słucham w zasadzie zawsze (szczególnie w trakcie malowania). Największą inspiracją są dla mnie artyści pochodzący ze Skandynawii, jak Ólafur Arnalds, Sigur Rós, Eivor, Hugar, ale też polscy muzycy jak np. Tides From Nebula. Islandią zafascynowałam się właśnie dzięki Sigur Rós. Pomyślałam sobie, że miejsce, w którym tworzy się muzykę o tak silnym ładunku emocjonalnym, tajemnicy, nostalgii i jednak
chłodnych odcieniach jest z pewnością szczególne. Później utwierdziłam się o tym oglądając teledyski. W klipie do utworu Olsen, Olsen zgromadzona pod ołowianym niebem publiczność słucha występu zespołu, pośród pustych pejzaży, w odcieniach zachodzącego słońca. Przyznaję, że zachwycił mnie ten widok i wtedy postanowiłam, że pojadę pewnego dnia na Islandię, aby samej doświadczyć tej atmosfery.
W takim razie kiedy był pierwszy raz i jak często bywasz na Północy?
Podobno wśród podróżujących w rejony północne obserwowane jest takie zjawisko jak “gorączka arktyczna”, która wywołuje w człowieku silną potrzebę powrotu na Północ. Jeśli to prawda, wydaje mi się, że gorączka mnie dotknęła! Zanim pojechałam na Islandię, dwukrotnie odwiedziłam Norwegię. Były to spontanicznie zorganizowane wycieczki do Stavanger (2016), gdzie udało mi się wejść m.in. na półkę skalną Preikestolen, odbyć rejs wzdłuż fiordów oraz przejść wiele kilometrów w górach w okolicy Bergen (2017). W 2018 roku spełniło się moje marzenie i pierwszy raz pojechałam na Islandię. To był styczeń. Dzień trwał zaledwie 6 godzin, temperatura odczuwalna: -13 stopni C. Głównym celem wyjazdu było polowanie na zorzę polarną. Mogę tutaj się pochwalić, że miałam przyjemność zobaczyć godzinny spektakl zorzy na niebie. W ubiegłym roku (2019) odwiedziłam Tromsø (tzw. wrota do Arktyki) i jak dotąd był to mój najdalszy wyjazd, 350 km za koło podbiegunowe. W tym roku moje plany podróżnicze niestety zostały pokrzyżowane z powodu pandemii. Chciałam pojechać do Oslo i zwiedzić tamtejsze galerie, w tym m.in. Muzeum Edvarda Muncha. Mam sporo pomysłów na kolejne podróże. Marzę o powrocie na Islandię i zwiedzeniu południowej części tej wyspy oraz Fiordów Zachodnich. Mam nadzieję, że któregoś dnia będę mogła pojechać na Spitsbergen i Wyspy Owcze. Na pewno będę jeszcze wiele razy wracać na Północ. Bardzo tęsknię za tym rejonem.
W takim razie co szczególnie chwyta Cię za serce? Co sprawia, żeby powtarzać te widoki na płótnie?
Początek prac nad moim cyklem, który roboczo nazywam “islandzkim” wiąże się z motywem mgły, którą obserwowałam w trakcie swoich licznych podróży pociągiem pomiędzy Gdańskiem a Warszawą. Zachwyciła mnie aura tajemnicy, którą buduje mgła w przestrzeni, to jak zmienia się pod jej wpływem nastrój i odbiór danego miejsca. Pomimo słonecznego poranka wielokrotnie nie opuszczało mnie uczucie niepokoju, gdy patrzyłam na migające za oknem mgliste widoki. Tutaj wracamy do początku naszej rozmowy, w którym wspomniałam o klipie Sigur Rós, bo moja obserwacja zbiegła się w
czasie z decyzją o podróży na Islandię. Na mnie ta wyspa zrobiła olbrzymie wrażenie. Intensywne emocje, które moim zdaniem wynikają z silnego oddziaływania przyrody, pustych pejzaży, niewielkiej liczby ludzi, dosyć dużej odległości od naszego kraju i kontrastów: wulkanicznej wyspy ognia, ale skutej lodem, surowej krainy. Do tego – nierealistyczne kolory wschodzącego słońca nad kraterem Kerið, albo zielone wstęgi zorzy. Chwilami czułam się jak na innej odrealnionej planecie, w zupełnym odcięciu od wszystkiego: ludzi, dobrych i złych momentów. Tylko ja i wszechogarniająca pustka. Tak naprawdę nie sposób słowami opisać takie doświadczenie, więc chwyciłam za farby i postanowiłam opowiedzieć o swoich emocjach obrazami.
Czy posługujesz się jakimiś konkretnymi kadrami, np. robiąc zdjęcia, czy transponujesz na płótna wspomnienia albo tworzysz jakiś ogólny “obraz pamięci” miejsc,w których byłaś?
Moje malarstwo z reguły (choć nie zawsze) dalekie jest od realizmu. Dla mnie te obrazy to rodzaj impresji, abstrakcji, bardzo mocno zniekształconego kadru. Przez długi czas celowo malowałam na małych formatach płótna, gdyż chciałam, aby cykl tych obrazów był pewnego rodzaju malarską pocztówką z danego miejsca. Aktualnie wszyscy wykonujemy mnóstwo zdjęć aparatem w telefonie. Niektóre są rozmazane, inne źle skadrowane, ale to, co w nich najważniejsze, to utrwalona sytuacja, wspomnienie o danej chwili. Podobnie było z moimi pracami. Tworząc ten cykl obrazów miałam pomysł, aby to była ilustracja ulotnego momentu, a prace eksponowane byłyby razem, wiszące na ścianie nieregularnie, w niewielkich odległościach, niczym zdjęcia w albumie. Tytułem obrazów sugeruję zwykle miejsce będące inspiracją do powstania danej pracy. Stąd też w moim portfolio malarskim można znaleźć takie tytuły jak Esja, Reynisfjara czy Svalbard.
A więc chodzi o uchwycenie chwili, ale nie portret konkretnego kawałka krajobrazu?
Malowanie każdego obrazu rozpoczyna się przede wszystkim od pomysłu, który powstaje gdzieś na styku wspomnień, tęsknoty, przywoływania obrazów i konkretnych zdjęć. Najważniejsze w malarstwie są dla mnie emocje i napięcia. Zależało mi na budowaniu atmosfery, zarysu sytuacji, miejsca, bardzo abstrakcyjnej niż dosłownej. Chcę zostawić odbiorcom mojej sztuki przestrzeń do własnych rozmyślań, interpretacji. Liczę też na to, że zanurzając się w pejzaże, ktoś poczuje dokładnie to samo, co ja w trakcie moich wizyt na Północy. Dostaję sygnały od miłośników mojego malarstwa, że to się udaje.
Dla przykładu powiem, iż jeden z moich obrazów Esja był inspirowany konkretną sytuacją – spacerem wzdłuż oceanu w Reykjaviku, z widokiem na łańcuch górski Esja. Wiał niezwykle silny, przeszywający wiatr od oceanu, wokół wszystko było skute lodem, fale rozpryskiwały się o chodnik. To był bardzo zimny dzień, zresztą pierwszy nasz na Islandii. Obraz jest celowo namalowany w odcieniach szarości i bieli, bo miał być ilustracją tej konkretnej chwili, zimna, uczucia niepewności, obaw. Pamiętam ten moment dokładnie.
Twoje obrazy z innych miejsc, np. Gdańska zachowują tę samą chłodną paletę, czy wypracowałaś jakaś jedną technikę do oddawania nastroju pustki, chłodu Północy? (dla mnie Gdańsk to już Północ!)
Zgadzam się z Tobą. Gdańsk dla mnie to również już Północ, za którą zresztą bardzo tęsknię. Dobór kolorów wynika niejako z treści obrazu, historii, którą chcę opowiedzieć. Pytasz w kontekście pracy Zielona latarnia, która faktycznie emanuje chłodem zarówno barwnie, jak i sytuacyjnie. To też jest zapis konkretnej chwili. Ciepłe światło pogodnego dnia, błękitne niebo, kontrastuje z samotną przestrzenią, pustką. Sytuacja pełna napięć. To nie jest tylko obraz o pejzażu, widoku, czy latarni. Liczę na to,że w tej pracy dostrzeżona będzie też historia o emocjach. Może pustce, samotności, trudnych decyzjach, a może odwrotnie – pogodnych momentach, nadziei, drogowskazie. Każdy na pewno zinterpretuje tą pracę na własny sposób, przetwarzając ją przez własne nastroje, swoją aktualną sytuację emocjonalną.
Jeśli chodzi o technikę, maluję głównie moimi ulubionymi farbami olejnymi, czasem akrylem. W zależności od koncepcji farba nakładana jest cienką warstwą, innym razem przy pomocy szpachli, tworzy gęsty i gruby impast.
Czy pracujesz w plenerze, a może jednak obrazy powstają już w pracowni?
Cykl islandzki powstał w pracowni, a tak naprawdę – w moim mieszkaniu, w którym również maluję. Aktualnie przymierzam się do prac nad nowym cyklem obrazów. Szkice do tej serii już powstają w plenerze. Wiąże się to ściśle z tematem, który dedykowany będzie morzu. Zapowiedź tego cyklu można zobaczyć na moim Instagramie i Facebooku. Nie wiem jeszcze sama, w jakim kierunku rozwijać będą się te prace. Zachęcam więc do śledzenia!
Kiedy planujesz kolejną wystawę Twoich prac albo gdzie poza Internetem można je oglądać?
W związku z tym, że aktualnie studiuję podyplomowo malarstwo na łódzkim ASP, większą część swojego czasu poświęcam na malowanie bieżących zadań z uczelni. Najbliższa wystawa , na której można byłoby obejrzeć m.in. moje obrazy miała odbyć się pod koniec czerwca bieżącego roku. Byłaby to wystawa końcoworoczna studentów malarstwa. Aktualnie nie wiadomo kiedy konkretnie się odbędzie. Tu ponownie zachęcam do śledzenia mediów społecznościowych, gdzie z pewnością zamieszczę informację, jak tylko będzie wiadomo, kiedy wznawiamy studia. Niezależnie od tego, na pewno chciałabym zorganizować w przyszłości indywidualną wystawę dedykowaną mojemu nowemu cyklowi obrazów.
Nie wybaczę sobie, jeśli ją przegapię! A teraz najważniejsze: jak je kupić Twoje obrazy? Na Twoich profilach widzę już sprzedane dzieła, a naprawdę chciałabym powiesić jedno u siebie!
Bardzo mi miło, dziękuję! Jeśli podoba się Tobie któraś z moich prac, to proponuję bezpośredni kontakt. Na tę chwilę nie mam uruchomionego sklepu internetowego. Od dwóch lat regularnie przeznaczam jeden obraz na aukcję charytatywną Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W najbliższym roku na pewno pojawi się aukcja z moim obrazem. Pomyślałam sobie nawet, aby namalować pracę specjalnie na najbliższy finał. Kto wie, może będą to nawet motywy skandynawskie…
Bezpośredni kontakt z Justyną możecie uzyskać za pomocą jej kont na mediach społecznościowych. Tam znajdziecie również więcej jej prac.
18.10.2018r. Wystawa APA-ART z okazji obchodów 25-lecia APA Wojciechowski Architekci w Warszawie. Miałam przyjemność…
Nazwa mojej strony wzięła się z tekstu piosenki Grzegorza Turnaua, ale przy tłumaczeniu jej na język angielski, uświadomiłam sobie, że “tulić” co znacznie więcej niż przytulać, obejmować.
Utula się kogoś do snu. Tuli w ramionach, żeby uspokoić. A więc Thule, ta legendarna kraina na Północy, zyskuje nowe znaczenie: krainy jak ze snów, krainy marzeń sennych. Wszystko to nabrało jeszcze więcej sensu, gdy dostałam wiadomość od Marty Łągiewki z informacją o jej projekcie w Teatrze Lalek “Pleciuga” w Szczecinie. Kołysanki Północy to spektakl dla najmłodszych, kolorowa podróż muzyczna w najdalsze zakątki północnej Europy, utkana z melodii i słów. Usłyszeć tam można kołysanki ze Szwecji, Norwegii, Danii, Finlandii, ale też Islandii.
Na płycie towarzyszącej projektowi znajdziemy wszystkie adaptacje kołysanek śpiewanych podczas spektaklu. To naprawdę ciekawy zbiór melodii nordyckich, o których nie miałam wcześniej większego pojęcia. Jak mówi mi sama autorka projektu, niektóre kołysanki nordyckie wyszukała sama, inne zostały jej polecone przez pracowników zaprzyjaźnionych teatrów na Północy. Marta Łągiewka poprosiła o tradycyjne, ludowe melodie lub po prostu kołysanki popularne w danym kraju. Jak się okazało, odbiór był ogromny i trzeba było dokonać wyboru. W spektaklu usłyszymy 12 utworów:
Bohaterami kołysanek są skandynawskie trolle, islandzkie owce, ale też duński słonik Jumbo czy Ole z Parasolem, duński odpowiednik Piaskowego Dziadka. Wśród utworów znajdziemy zarówno nowoczesne piosenki, których popularne wersje z animacją o wątpliwej jakości łatwo wyszukamy na YouTubie, ale też starsze melodie tradycyjne, jak np. fińska kołysanka Nuku, nuku. Często zdarza się, że dana melodia czy cała piosenka znana jest w kilku krajach północnych, lub funkcjonuje jako tradycyjna pieśń jednego kraju, a faktycznie pochodzi z innego. Pisałam o tym na przykładzie Islandii i Wysp Owczych, ale autorka projektu zdradziła mi, że dokonała podobnego odkrycia. Kołysankę Mama trollka otrzymała od norweskiej aktorki, a więc uznała ją za pieśń z Norwegii. Tuż przed premierą spektaklu okazało się jednak, że kołysanka jest też śpiewana w Szwecji i że jej autorką jest Szwedka.
Polskie teksty kołysanek powstały przede wszystkim dzięki tłumaczeniom angielskim, ale też nierzadko były adaptacjami wersji oryginalnej. W niektórych utworach znajdziemy tekst oryginalny, jak np. fiński tekst we wspomnianej już Nuku, nuku, norweski w Sulla lulla czy fragmenty po szwedzku w Śmiesznym trollu. Te kołysanki są najbliższe oryginałowi, ale tak naprawdę najważniejsze w układaniu tekstu było to, aby był on prosty dla małego odbiorcy. Stąd niektóre kołysanki mocno odbiegają od oryginału czy opierają się na onomatopejach, jak islandzka Bium bium bambaloo.
Być może kojarzycie ten utwór z filmu Anioły Wszechświata (Angels of the Universe)? Czy wiedzieliście jednak, że Bíum Bíum Bambalo to tradycyjna islandzka kołysanka? Można ją znaleźć w zestawieniach “najbardziej przerażających kołysanek dla dzieci”, a to ze względu na dość nieoczywisty wers: “En úti biður andlit á glugga”. O co chodzi? Postanowiłam podjąć się znowu tego trudnego zadania i przetłumaczyć islandzką wersją na polską, posiłkując się niezawodnym Google Translatorem:
O jaką twarz chodzi? Czy to jakiś troll, który zamierza pożreć dziecko? A może księżyc? Czy mamy prawo się bać? A może o tym jest ta kołysanka: nawet jeśli za oknem czyha niebezpieczeństwo, mama lub tata śpiewają dziecku, że w ich ramionach może czuć się bezpiecznie…
Druga islandzka kołysanka na płycie to Śpij, mój maleńki, znana na Islandii pod tytułem Sofdu unga ástin mín. Tekst pochodzi z dramatu Jóhanna Sigurjónssona opowiadającym dzieje wyjętego spod prawa Fjalla-Eyvindura oraz jego żony Halli. Bohaterowie są ścigani, a kiedy już mają dostać się w ręce wrogów, Halla śpiewa pożegnalną kołysankę dziecku, zanim wrzuci je do wodospadu. Pieśń znana chyba każdemu, kto uczył się języka islandzkiego z doktorem Przemkiem Czarneckim. Jej tekst omawiany jest bowiem na zajęciach i tłumaczony. Niestety nie mam przy sobie notatek, więc spróbuję przetłumaczyć tekst z pamięci i z pomocą obcych źródeł:
Kołysanka ta jest nie tyle przerażająca, co trudna. Jest jednak jedną z najpopularniejszych na Islandii. Historię Fjalla-Eyvindura i jego żony zekranizował szwedzki reżyser Victor Sjöström w filmie Banici (szw. Berg-Ejvind Och Hans Hustru). Wersja ze spektaklu Kołysanki Północy jest jednak bardziej neutralna i optymistyczna, zgodnie z zasadą, że melodie mają być przyjemne dla kilkulatków i łatwe w odbiorze.
Jeśli macie dzieci albo chęć posłuchać nordyckich melodii z polskimi tekstami, bardzo polecam Wam spektakl Marty Łągiewki. Najbliższe spektakle 25 stycznia, 26 stycznia, 1 lutego oraz 8 lutego w szczecińskim Teatrze Lalek “Pleciuga”. Na zachętę zamieszczam jeszcze trailer spektaklu:
Jak to się stało, że w Uniejowie są maskonury i flagi islandzkie? 28 listopada miasto podpisało umowę partnerską z islandzkim Grindavíkiem, co ukoronowało kilkuletnią znajomość między ośrodkami.
Czy wiecie, że w Polsce też mamy gorące źródła? Może nie znajdzie się u nas gejzerów, ale jest kilka miejsc, w których woda termalna osiąga wysokie temperatury i da się wykorzystać moc natury do atrakcji, które znamy z Islandii: ogrzewania miast, basenów geotermalnych, produkcji kosmetyków czy w przemyśle spożywczym.
Jedną z gmin, która wykorzystuje potencjał geotermii jest właśnie Uniejów w województwie łódzkim. Dzięki wydobyciu wód geotermalnych o temperaturze 70 stopni, rozwinięto miejscową turystykę oraz przemysł: znajduje się tu elektrociepłownia, uzdrowisko, a pół miasta jest ocieplane dzięki wodom głębinowym. Jak mówi mi pełnomocnik geotermii Uniejów, mimo dużego sukcesu tutejszych term spółka nie chce skupić się wyłącznie na balneologii. Stąd różne pomysły na wykorzystanie i temperatury, i składu chemicznego wody. Na przykład w przemyśle spożywczym (już teraz w sprzedaży dostępne są chociażby ogórki zakwaszane w wodzie termalnej) czy kosmetycznym (linia kosmetyków dla ludzi i zwierząt, wyprodukowanych na bazie lokalnej wody), a w planach jest nawet produkcja piwa. Niedawno naukowcy odkryli tutaj również nowy gatunek algi, który nazwano starmasia uniejoviensis, i który niedługo będzie tutaj hodowany na szerszą skalę.
Uniejów dopiero się rozwija, dlatego potrzebuje doświadczeń i inspiracji od gmin, które zajmują się geotermią od dłuższego czasu. Jak mówi mi jeden z koordynatorów tego przedsięwzięcia, “Uniejów to mała Islandia”, dlatego nawiązanie współpracy z Grindavíkiem było ważne dla rozwoju gminy. To miasto na południowym wybrzeżu półwyspu Reykjanes trudni się rybołówstwem, ale znane jest przede wszystkim z prywatnej elektrociepłowni Svartsengi, której ciepłe wody zasilają Błękitną Lagunę. Z wypowiedzi burmistrza Uniejowa, Józefa Kaczmarka, dowiaduję się, że islandzka elektrociepłownia produkuje 170 megawatów energii elektrycznej i Islandczycy mogą być dla polskiej gminy wzorem w zakresie badań i pracy nad przesyłem ciepła. Grindavík, tak jak Uniejów, produkuje nie tylko ciepło, ale również prąd, kosmetyki, warzywa i owoce. Ciepła woda zasila również stawy i usprawnia lokalną hodowlę ryb, czym chcą się w przyszłości zajmować również uniejowscy przedsiębiorcy.
W ciągu ostatnich lat reprezentacja Uniejowa wybierała się na Islandię, zaś Islandczycy przyjeżdżali do Polski. Kilkuletni kontakt zaowocował podpisaniem umowy partnerskiej podczas ostatniego pobytu Islandczyków w Polsce, na IV Forum Inteligentnego Rozwoju 28-29 listopada bieżącego roku w Uniejowie. Pierwszego dnia Forum odbył się panel polsko-islandzki „Uniejów – Grindavik tak wiele nas łączy”, podczas którego głos zabrali: Piotr Mikołajczak (IceStory), Fannar Jónasson, burmistrz Grindavíku, Dr Guðjón Helgi Eggertsson, geolog współpracujący z elektrownią HS Orka oraz Kamil Matolicz z Energetyki Uniejów. Zwieńczeniem spotkania było podpisanie porozumienia przez Fannara Jónassona oraz Mirosława Madajskiego, Przewodniczącego Rady Miejskiej. Tym samym Grindavík stał się 10. miastem partnerskim Uniejowa.
Na czym będzie polegała dalsza współpraca? Na pewno na wyjazdach i tworzeniu wspólnych programów edukacyjnych, a przede wszystkim na wymianie doświadczeń i pomysłów na rozwój obu gmin. Tymczasem już w Uniejowie widać kilka akcentów islandzkich: maskonury wymalowane przy szkole podstawowej, islandzkie flagi na starówce czy dęby zasadzone przez Islandczyków z okazji stulecia polskiej niepodległości. Jeśli chcecie znaleźć Islandię w Polsce, na pewno warto wybrać się do Uniejowa!
Interesujesz się Islandią i szukasz ludzi lub miejsc, które pozwolą Ci obcować z Wyspą w polskich realiach? Jeśli akurat mieszkasz w Warszawie, znajdziesz tu to, czego szukasz!
Po polskich wątkach w Reykjaviku, chciałabym zaprezentować islandzkie akcenty w Warszawie. Choć mieszka tu o wiele mniej Islandczyków, niż Polaków żyje w islandzkiej stolicy, to jednak współpraca i zainteresowanie Wyspą zaowocowało tu kilkoma instytucjami lub miejscami związanymi z Islandią. Niektóre z nich są mniej aktywne niż kiedyś, inne miejsca stanowią już tylko przeszłość, ale Islandia była i jest obecna wśród warszawskich budynków, trzeba jej tylko poszukać.
Ślady Islandczyków
Zacznijmy od tego, że pierwsze islandzkie ślady zostawił tu już Bertel Thorvaldsen w połowie XIX wieku. Ten duńsko-islandzki rzeźbiarz (jego ojciec przeprowadził się z Islandii do Kopenhagi) wykonał dwa bardzo dobrze znane warszawiakom pomniki: księcia Józefa Poniatowskiego przy Pałacu Prezydenckim oraz Mikołaja Kopernika przed Pałacem Staszica. Prace tego najważniejszego po Canovie rzeźbiarza Europy doby klasycyzmu znaleźć można również w Łańcucie i Krakowie.
Drugi ślad zostawił tu również rzeźbiarz, również Islandczyk, ale pracujący głównie na kontynencie. Mowa o Ólafurze Eliassonie, jednym z najbardziej interesujących artystów naszych czasów. Jego prace można było oglądać w warszawskiej przestrzeni dwukrotnie: w 2009 rzeźba Negative Glacier Kaleidoscope stała się elementem bródnowskiego Parku Rzeźb, natomiast w 2011 pawilon Your reality machine stanął przy Krakowskim Przedmieściu.
Podczas gdy prace Thorvaldsena zawierały mało cech islandzkich, bo powstały w momencie, kiedy sztuka Wyspy była jeszcze w powijakach, dzieła jego młodszego o 200 lat rodaka można włączyć w nurt islandzkiej ochrony przyrody. Eliasson słynie z prac ekologicznych, w których próbuje naśladować przyrodę (300-kilogramowy kalejdoskop w Bródnie miał przypominać szczelinę w ziemi, w której odbiła się spadająca w to miejsce geometryczna gwiazda) czy konstrukcji architektonicznych (jak Harpa, czy wspomniany już czerwono-biały pawilon wyłoniony w konkursie na projekt z okazji Europejskiego Kongresu Kultury).
Młodsze pokolenie miłośników Islandii
Ale przy Krakowskim Przedmieściu znaleźć można ślad polski, istotny dla zainteresowania Islandią w ostatnich latach. Chodzi mi oczywiście o Studencki Klub Islandzki, założony w 2005 roku przez studentów kulturoznawstwa w Instytucie Kultury Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. To właśnie w ścianach budynku znajdującego się na Kampusie Głównym UW spotykali się studenci zakochani w Islandii, tu też odbyły się konferencje organizowane przez SKI: pierwsza w Pałacu Kazimierzowskim, a druga w Dawnym Szpitalu św. Rocha. Wiele ze spotkać organizowanych przez SKI rozeszło się też na okoliczne klubokawiarnie, w tym nieistniejącą już Grawitację przy ul. Browarnej czy Chłodną 25.
Działalność Klubu obecna była również w miejscach poza Kampusem: Dni Islandzkie organizowano w Chmurach (2013), Świetlicy przy ul. Marszałkowskiej (2014), w BalBarze przy Ząbkowskiej, w Domkach Fińskich na Jazdowie (2016, 2017), kinie Elektronik (2018), oraz w Klubokawiarni Kicia Kocia (2019). Ta ostatnia lokalizacja gościła też wiele innych prelekcji, w tym cykl “Jedź, zwiedź, i… w Islandii”.
W 2020 Studencki Klub Islandzki obchodzić będzie swoje 15 urodziny. Choć w tym roku jego działalność została uśpiona w wyniku braku aktywnych członków (większość pokończyła studia na Uniwersytecie…), mamy nadzieje, że wśród młodszych roczników znajdą się osoby zainteresowane ożywieniem działalności tego zasłużonego koła naukowego. Zapraszamy do kontaktu!
Starsze pokolenie miłośników Islandii
Nie wolno jednak zapomnieć, że pierwszą grupą miłośników Islandii, która zawiązała się w Polsce, było Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Islandzkiej. TPPI powstało w 1959 roku, a więc obchodzi w tym roku swoje 60. urodziny! Jego stworzenie wiąże się z potrzebą funkcjonowania w Polsce odpowiednika Islandzko-Polskiego Stowarzyszenia Wymiany Kulturalnej, działającego w Reykjaviku. Założycielami TPPI byli profesorowie i przedstawiciele świata nauki oraz kultury, dzięki czemu przez lata Towarzystwo stanowiło główne źródło wiedzy na temat przyrody, kultury i historii Islandii. W wydawanych przez TPPI tzw. Materiałach o Islandii pisano na różne tematy (również o sztuce), natomiast późniejsze Biuletyny rozszerzone były o kroniki i wiadomości z Wyspy.
Siedziba Towarzystwa mieściła się przy ul. Senatorskiej – w tym samym budynku miały swoje dyżury podobne Towarzystwa dotyczące innych państw skandynawskich, a dyżur TPPI przypadał na wtorki. Jak wspomina Henryk Binkowski, działalność opierała się na dyżurach telefonicznych i przyjmowaniu interesantów zadających pytania o Islandię. Chodziło też o przygotowywanie wspomnianych biuletynów i rozsyłanie ich do wszystkich członków (a było ich nawet około 200!). Ze względu na duży rozmiar i międzymiastowy charakter Towarzystwa, otwarto oddziały w Trójmieście i Rzeszowie, spotkania członków również odbywały się w różnych miejscach, ale głównie w Warszawie. Przy Senatorskiej znajdowała się również obszerna biblioteka literatury islandzkiej.
Towarzystwo powstało jeszcze w komunistycznej Polsce, a po transformacji i odejściu większości członków, jego działalność niestety wygasła. Z uwagi na wysokie koszty utrzymania w Śródmieściu, TPPI miało swoją tymczasową siedzibą na Natolinie. Legendarny księgozbiór liczący setki woluminów spoczywa podobno w rękach prywatnych.
Placówka dyplomatyczna z prawdziwego zdarzenia
Przez dziesięciolecia TPPI pełniło rolę najważniejszej (a właściwie: jedynej) placówki przyjmującej oficjalne delegacje z Islandii w Warszawie. Takie wizyty relacjonowane były na bieżąco na stronie internetowej Towarzystwa, a wśród zaproszonych polityków byli prezydenci i premierzy Islandii. Brakowało jednak placówki dyplomatycznej, która mogłaby zająć się niewielką (ale jednak istniejącą) grupą Islandczyków sprowadzonych do Polski z różnych względów. Oficjalnym ambasadorem Republiki Islandii w Polsce jest Martin Eyjólfsson, przebywający jednak na co dzień w Berlinie.
Dlatego ważnym wydarzeniem w historii islandzko-polskich relacji było utworzenie Konsulatu Honorowego w Warszawie. Choć istniała już podobna placówka w Gdańsku (z panem Stanisławem Laskowskim jako Konsulem), stolica również potrzebowała Konsulatu. Ten został oficjalnie otwarty 14 maja 2014 roku.
W polskim Sejmie istnieje polsko-islandzka grupa parlamentarna, czyli grupa bilateralna skupiona na współpracy z Islandią. W obecnej kadencji (a zawiązana została już po raz drugi), składa się z 14 posłów, którzy są zorientowani na działania w sprawie Polaków mieszkających na Islandii, oraz delegacje służbowe i zapraszanie islandzkich przedstawicieli do Warszawy. Szczególne zainteresowanie posłów Islandią miało swoje źródło w wyjeździe reprezentacji Komisji Łączności z Polakami za granicą (LPG) na Wyspę. Członkowie Komisji spotkali się wówczas w islandzką Polonią, odwiedzili miejsca w sposób szczególny działające na rzecz integracji Polaków na Wyspie, jak też Zakon Sióstr Karmelitanek w Hafnarfjörður.
Ze względu na krótki staż obecnej grupy (została założona w kwietniu), jej cele i plany na przeszłość nie są wyraziste. Podczas spotkania dowiedziałam się od przewodniczącego grupy, Posła Andrzeja Kryja o różnych pomysłach na zacieśnienie więzi z islandzką Polonią, jednak na ten moment niektóre z informacji wymagają jeszcze potwierdzenia.
Islandia do wzięcia i/ lub utulenia, czyli post scriptum
Biblioteka Uniwersytetu Warszawskiego oraz wiele bibliotek publicznych oferują dość szeroki wybór literatury islandzkiej. W BUW można znaleźć pozycje naukowe, mitologię nordycką i sagi, a także tytuły popularne oraz przewodniki.
Jeszcze do niedawna naukę języka islandzkiego w Warszawie proponowała zamknięta już szkoła języków skandynawskich, Stacja Północ. Były też takie czasy, gdy istniał lektorat islandzki na UW, ale z uwagi na brak chętnych (a raczej zmotywowanych do nauki), lektorat zdjęto z programu. Można jednak uczyć się staroislandzkiego w ramach skandynawistyki na Uniwersytecie SWPS. Istniałt podobno różne próby uruchomienia kursu języka islandzkiego w tamtejszej Szkole Języków Obcych lub nauki islandzkiego w ramach studiów magisterskich na Katedrze Skandynawistyki, jednak oba spaliły na panewce.
Są też oczywiście w stolicy miejsca, w których można kupić sobie namiastkę Islandii. Mam na myśli przede wszystkim polskie “podróby” islandzkiego skyru, bo ten prawdziwy, islandzki nie jest do kupienia w żadnym sklepie. Jest też pewna firma odzieżowa, która wybrała sobie kształt Islandii na logo, ale poza nim niewiele ma wspólnego z Wyspą – przyznam jednak, że sama posiadam czapkę, ze względu na Islandię w logo właśnie. Ostatnio pojawiają się też produkty z maskonurem, tak jak kupione przeze mnie ostatnio suszone kawałki mango. Brzuch mnie jednak po nich bolał, a i z Islandią mango się chyba nikomu nie kojarzy. Poza rozszalałym rynkiem wydawniczym, który w ostatnich latach wydaje sporo książek i przewodników po Islandii, nie ma w Warszawie tak naprawdę okazji na “Islandię do wzięcia”.
Jest za to Islandia do utulenia. To wszyscy miłośnicy Islandii mieszkający w Warszawie. Znam ich zarówno z działalności w SKI, jak i organizowanych Dni Islandzkich, a przede wszystkim przy okazji różnych, coraz popularniejszych, wydarzeń z Islandią w tle: pokazów filmowych i prelekcji podróżniczych. Obecnie Islandię znajdziecie w Warszawie naprawdę w wielu miejscach, ale żeby móc ją porządnie utulić, musicie chyba wpadać na imprezy organizowane przeze mnie 😉 I nie piszę tego z wrodzonego braku skromności, ale powtarzam słowa innych!
Nie spodziewałam się, że uda mi się w pojedynkę zorganizować coś takiego. Ale tegoroczny, pierwszy samodzielnie organizowany przeze mnie jako Utulę Thule, Dzień Islandzki potwierdził przede wszystkim moje przekonanie o tym, że Islandia przyciąga wyłącznie niesamowitych ludzi.
Takimi właśnie ludźmi po brzegi zapełniła się sala klubokawiarni Kicia Kocia. Choć schodzili się do nas nieśmiało i wolno, to jednak islandzki chłód (i klimatyzacja w sali) przyciągnęła wielu fanów Islandii. Jedni z kilkoma już podróżami na Wyspę w bagażu emocjonalnym, inni jeszcze planujący przygodę życia. Wszyscy tęskniący za tym miejscem i marzący o rychłym wyjeździe. Każdy z nas zainteresował się Islandią z innego powodu, ale wszystkich połączyło niezwykłe przyciąganie do tej malutkiej wysepki na Atlantyku. Islandia to więcej niż destynacja turystyczna, to miejsce spełnionych marzeń, wielkich przemian, zawartych znajomości, wylanego potu i łez.
Taką właśnie Islandię chciałam pokazać swojej publiczności. Dlatego zaprosiłam gości, którzy podzielą się swoim osobistym stosunkiem do Wyspy. Choć niektórych z nich nie poznałam jeszcze nigdy na żywo, islandzka więź internetowa trwała od dłuższego czasu. Więc może nieco egoistycznie, ale zaprosiłam tych, których sama z wielką ochotą chciałam posłuchać. Osób, od których chciałam się dowiedzieć nie tyle o Islandii, ale o jej miejscu w pamięci i sercu. O pasji Islandią, która trzyma w swoich objęciach przez lata, niektórzy mają z nią już przygodę liczącą pół wieku!
Moim pierwszym gościem była Vaka Hafþórsdóttir, Islandka od kilku lat mieszkająca w Polsce. Choć przeprowadziła się do naszego kraju ze względów osobistych, zawsze cieszy się na spotkanie z grupą ludzi tak bardzo zainteresowanych jej krajem. Specjalnie dla nas przygotowała krótki kurs/wykład o języku islandzkim, przedstawiając trudne słowa islandzkie, które czasem są wręcz nieprzetłumaczalne na język polski. Nie był to jednak zwykły wykład o języku! Vaka włożyła w to całe swoje poczucie humoru i przeplatała swoją wypowiedź w języku angielskim słówkami polskimi.
Następnym punktem programu było spotkanie z Martyną Zastrożną (W międzyczasie na Islandii), która wraz ze mną opowiadała o swoim subiektywnym spojrzeniu na Wyspę. Ostatni raz była na Islandii kilka lat temu, a mimo to wciąż intensywnie prowadzi swoją stronę, niedawno reaktywowała też bloga O północy. Martyna wspomniała, że interesowała się Skandynawią od dawna, a jej pierwszą pasją była Finlandia, wkrótce jednak zawładnęła nią Islandia. Wszystko zaczęło się od muzyki, ale jej prawdziwa miłość do Islandii ma związek – jak twierdzi sama Martyna – z prezydentem Trumpem, kiełbaskami i chlorkiem amonu. O co chodzi? O humor Hugleikura Dagssona, protest Islandek z 1975 roku, oraz islandzkie słodycze. Te ostatnie, czyli lukrecję, Martyna mogłaby jeść i jeść. Ale potrafi też piec islandzkie specjały, bo przygotowała dla nas ciasto rabarbarowe według przepisu z jej strony.
Trzeci w kolejce do podzielenia się swoją islandzką pasją był Bartek Wilk, dziennikarz portalu muzykaislandzka.pl oraz twórca audycji Tónlist. Bardzo możliwe, że to właśnie Bartek zaraził wielu z nas pasją do Islandii, w końcu w przypadku Wyspy droga do serca często prowadzi przez muzykę. Bartek mówił o swoim zauroczeniu zespołem Sigur Rós, mówił też o początkach popularności tej grupy w Polsce i wymiany wrażeń fanów na stronie sigur-ros.art.pl. Bartek czytał nam nawet losowe wypowiedzi fanów, a wielu z nich przyznawało się do tego, że Sigury zaprowadziły ich na Islandię. Bartka z kolei zaprowadziły do pomysłu stworzenia strony muzykaislandzka.pl, na której mógłby pisać nie tylko o Sigurach, ale też innych wykonawcach z Islandii. Od lat wyszukuje najciekawszych piosenek, podsłuchanych w islandzkich sklepach muzycznych czy otrzymywanych bezpośrednio od Islandczyków, ma kontakt z wieloma artystami, organizuje koncerty i zdaje relacje z wydarzeń muzycznych na Islandii. Wiedzą dzieli się na portalu oraz w audycji Tónlist.
Potem przyszła kolej na Mariusza Wolskiego (My Life Challenge), który o swojej samotnej wyprawie rowerowej po Islandii opowiadał już chociażby w ramach festiwalu Nordic Talking. Niestety nie mogłam go wysłuchać, więc z wielką przyjemnością zaprosiłam Mariusza najpierw na prywatne spotkanie (nie mogliśmy się nagadać!), a potem na Dzień Islandzki. Mariusz to ta osoba, która z Islandią ma bardzo osobisty związek. Nie pojechał tam turystyczne, nie zwiedzał Wyspy tak jak większość z nas. Pojechał na Islandię rowerem, i to zimą. Mówi, że to, co przeżył, zmieniło jego stosunek do wielu rzeczy i bardzo dużo Wyspie zawdzięcza. Podkreślił też, że miał naprawdę dużo szczęścia: nie zamarzł (mimo kilkunastostopniowych mrozów), nie padł ze zmęczenia (choć czasami było blisko), nie zmiótł go wiatr ani śnieżyca. Fragmenty swojej wyprawy pokazał na filmie stworzonym we współpracy z Kubą Witkiem.
A na koniec odlot, czyli wystąpienie pani Joanny Trzcińskiej-Mejor, która urzekła nas energią, pasją, uśmiechem i swoim zainteresowaniem Islandią od 50 lat! Już jako studentka weszła w szeregi Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Islandzkiej, a potem złączyła się z Wyspą organizacją wycieczek. I nie byle jakich wycieczek, bo po raz pierwszy pojechała z grupą na Islandię w roku 1998 (podobno była to pierwsza zorganizowana wycieczka z Polski). Nie samolotem, a autokarem. Trzy tygodnie: przez Norwegię, promem, a w drodze powrotnej przez Wyspy Owcze i Danię. Z autokarem pełnym ludzi oraz prowiantu. Podobno na granicy musiała przekonać islandzkich celników, żeby wyjątkowo zgodzili się na wwiezienie na Islandię obcego jedzenia, czyli setek puszek z konserwami i chlebów. Ale udało się, dzięki czemu grupa nie musiała jeść potwornie drogiego jedzenia na Wyspie i miała trzy posiłki przygotowywane przez przywiezionych ze sobą kucharzy. W tamtych czasach wszystko było drogie, ale atrakcje były za darmo i całkowicie na dziko. Błękitna Laguna bez przebieralni i opłacanych wejściówek, droga do wodospadów nieogrodzona, praktycznie brak ludzi przy gejzerze czy w Thingvellir. A mimo to pani Joanna, zapytana o zmiany na Islandii w ciągu ostatnich 30 lat, odparła, że nic się nie zmieniło.
Z kolei o zmianach na Islandii opowiedział ostatni gość, Henryk Binkowski. Pełnił on chwilowo funkcję prezesa Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Islandzkiej i przyniósł ze sobą stare biuletyny wydawane niegdyś przez TPPI oraz legitymację członkowską. Opowiedział o dziejach Towarzystwa i wszystkich jego zasługach oraz przyczynach obecnego wygaśnięcia TPPI. Dzielił się też wiedzą o starej Islandii, a przede wszystkim o pierwszych relacjach polsko-islandzkich: wizytach islandzkich prezydentów w Warszawie i wyjazdach na Islandię reprezentantów z Polski.
Dzień Islandzki zakończył się integracją najbardziej wytrwałych fanów Islandii. Rozmawialiśmy o podróżach, planach na przyszłość, ulubionych elementach islandzkiej kultury. A przede wszystkim dzieliliśmy się sobą, swoją pasją i różnymi doświadczeniami. To było naprawdę niezapomniane spotkanie i bardzo dziękuję wszystkim, od których mogłam nauczyć się tak wiele na temat mojego ulubionego kraju!
Dziękuję również Klubokawiarni Kicia Kocia za przyjęcie mojego wydarzenia! Kto wie, być może do zobaczenia za rok!