W dniach 29-31 marca w budynku Polskiej Filharmonii Bałtyckiej przy Ołowianka 1 miały miejsce Gdańskie Targi Książki ze specjalnym udziałem Islandii jako gościa honorowego.
Nie mogło mnie tam zabraknąć, choć długo się wahałam, czy mogę sobie pozwolić na wyjazd do Trójmiasta na tydzień przed planowanym od dawna Festiwalem Nordic Talking. Ciekawość, jak również chęć poznania wielu nowych miłośników Islandii, zwyciężyły. I choć jeszcze w wieczornym pociągu do Gdańska żałowałam swojej decyzji, następnego dnia rano podekscytowana dreptałam w pięknym słońcu na miejsce targów. Od dawna wyczekiwana przeze mnie wiosna pewnie zatrzymałaby mnie na zewnątrz, a jednak w środku czekało na mnie wiele interesujących wydarzeń.
O byciu Wyspą
Pierwsze z nich to spotkanie z Sigríður Hagalín Björnsdóttir, autorką “Wyspy”. Pisarka z przepięknym uśmiechem opowiadała o inspiracjach dla swojego literackiego debiutu. Jako dziennikarka, interesuje się sprawami z Islandii i ze świata, ale od dawna zastanawiało ją, dlaczego nikt nigdy nie napisał książki o czymś, co właściwie mogłoby się stać. “Wyspa” to bowiem dystopia, w której mieszkańcy Islandii zostają całkowicie odizolowani od świata. Niby przed samolotami i Internetem taka sytuacja panowała tam od dawna, a jednak trudno sobie wyobrazić, jak przyszłoby Islandczykom żyć bez dostaw jedzenia i innych towarów spoza wyspy. Sigríður przyznała, że jej książka wzbudziła ogromne zainteresowanie na samej Islandii, a politycy wydzwaniali do niej z pytaniami, jak mieliby reagować gdyby kraj faktycznie znalazł się w takiej sytuacji. Tak dziennikarka stała się ekspertką od kryzysu.
Była też mowa o tym, jak cienka może być granica między dystopią a utopią, i że niektórzy właśnie tak odczytali jej książkę. Autorka ze śmiechem potwierdziła, że islandzcy rolnicy tylko zacieraliby ręce na brak dostaw żywności z Unii Europejskiej, choć na dłuższą metę nikt nie chciałby, aby sytuacja opisana w książce wydarzyła się naprawdę… Prowadzący, Adam Szaja, zwrócił uwagę, że powieść napisana była przed Trumpem i rosnącym w Europie nacjonalizmem, a jednak trzy lata po premierze jest bardzo aktualna.
Książka musi być lepsza od Internetu
Kolejnym wydarzeniem w islandzkiej części programu towarzyszącego Targom była dyskusja “Kultura czytelnicza – tkanka łącząca w demokracji?” z udziałem prezydent Gdańska, Aleksandry Dulkiewicz, literaturoznawcy prof. Tomasza Swobody oraz pisarza Hallgrímura Helgasona. Najbardziej cieszyłam się oczywiście z obecności tego ostatniego, autora najpopularniejszych powieści z Islandii, w tym kultowej już “101 Reykjavik”. Podczas dyskusji wypowiedział on wiele interesujących spostrzeżeń i bardzo zabawnych “złotych myśli” dotyczących pisania na Islandii. Zapytany o udział książek w islandzkiej demokracji odpowiedział, że tak jak zachodnie pokolenia wychowywały się na kolejnych częściach “Gwiezdnych Wojen”, tak Islandczycy wychowywali się na sagach. Nie było w tym jednak cienia wyższości, bo ironicznie dodał, że “połowa Islandczyków pisze, a druga połowa chce, aby o nich pisano”. Tym sposobem pisarz nie zajmuje jakiegoś zaszczytnego miejsca w islandzkim społeczeństwie, choć – nagabywany przez potencjalnych bohaterów swoich książek – często załapuje się na darmowe drinki w knajpach. Helgason przyznał też, że za każdym razem gdy zabiera się do pisania, mówi sobie, że nowa książka musi być lepsza od Internetu.
Sama dyskusja była dla mnie jednak sporym rozczarowaniem. Pomijam już polityczny wkład pani Prezydent, która zupełnie niepotrzebnie przemycała w swoich odpowiedziach krytykę opozycji i próbowała przekonać wszystkich (wraz z prowadzącą, Agnieszką Michajłow), że Gdańsk to “najfajniejsze” miasto w Polsce, bo tutaj najwięcej się czyta. Zapał ten gasił prof. Swoboda, który nie raz podkreślał, że kultura czytelnicza niewiele musi mieć wspólnego z dobrą demokracją. Choć – moim zdaniem – zadaniem dyskusji było uwypuklenie różnic między Islandią a Polską, jako krajem czytającym i nieczytającym, a Helgasonowi zadawano pytania o “receptę” na islandzką demokrację, ani razu nie padły ważne kwestie, takie jak wpływ protestantyzmu na wysokie czytelnictwo w krajach skandynawskich czy tamtejszą politykę kulturalną, wraz ze świąteczną tradycją obdarowywania się książkami pod choinkę na Islandii. Nie było nawet szansy na zaangażowanie publiczności w dyskusję, słowem: wydarzenie niewiele miało wspólnego z demokracją.
O Islandii bez Islandki
Małym zaskoczeniem było też spotkanie ze Steinunn Sigurðardóttir, które odbyło się bez autorki. I choć Islandka nie dotarła do Gdańska z powodu choroby, dr Jakub Konefał, tłumacz Jacek Godek oraz aktorka Karolina Gruszka świetnie wypełnili przeznaczoną im w programie godzinę. Prowadzący, który jest specjalistą od kina islandzkiego, zaczął od zapytania gości o ich związki z Islandią. Podczas gdy Jacka Godka nie muszę chyba nikomu przedstawiać (dotąd przetłumaczył 30 książek islandzkich, a licząc z pozycjami niewydrukowanymi byłoby to aż 50 tytułów!), Karolina Gruszka przyznała się, że od czerwca zaczyna zdjęcia do islandzkiego filmu, w którym zagra… po islandzku! W ramach przygotowania uczy się teraz tego trudnego języka, co udowodniła podczas lektury fragmentów prozy Steinunn Sigurðardóttir, przetłumaczonej oczywiście przez Godka.
Oprócz dyskusji nad nową książką Islandki, która ukaże się jesienią tego roku dzięki nakładowi wydawnictwa Kobiece, rozmawiano też o islandzkim chłodzie, izolacji, ale też islandzkich kobietach, jako że one będą bohaterkami nowej książki. Wspomniano, że powieść opierać się będzie na historii prawdziwej Islandki, która w swojej karierze była modelką, policjantką, farmerką i aktywistką ekologiczną. Szczegóły poznamy jednak po premierze.
Morskie opowieści
Dzień zakończył się spotkaniem z Einarem Kárasonem, autorem “Wyspy Diabła”, która niedługo zostanie wydana ponownie. Jednak bohaterką rozmowy była nowa książka islandzkiego pisarza, “Sztormowe ptaki”, które ukażą się jeszcze w tym roku nakładem wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego. W dyskusji udział wzięli: sam autor, tłumacz książki Jacek Godek, reprezentująca WUJ Anna Świerczyńska oraz Fabian Cieślik z Marpress, wydawnictwa zajmującego się literaturą marynistyczną. Jak bowiem podkreślał prowadzący spotkanie, prof. Dariusz Rott, twórczość Kárasona ściśle związana jest z morzem.
Zadałam autorowi pytanie o jego związek z morzem. Odpowiedział, że przez dwa lata pracował jako rybak, a sama książka czekała na spisanie około 20 lat! Jako twórca nie przejmuje się specjalnie rutyną pisarską, zaczyna pisać późnym rankiem, a kończy przed obiadem. Żeby tworzyć, potrzebuje skupienia i energii, dlatego do klawiatury siada po wykonaniu wszystkich niezbędnych obowiązków. Od niedawna pełni też funkcję w islandzkiej polityce, i choć – jak sam podkreślał – jest to bardzo nudne, wierzy, że praca w parlamencie przysporzy mu nowych tematów na książki. Podczas spotkania dowiedzieliśmy się, że marynarze z Fiordów Zachodnich mają w zwyczaju zabierać na statek skrzynki pełne książek, żeby wypełnić jakoś czas przed dopłynięciem na łowisko. Choć Kárason zaznaczył, że dziś na pokładzie jest też dostęp do Internetu, wielu umila sobie czas islandzkimi klasykami lub tytułami literatury światowej. Tym samym czytelnictwo na Islandii niezależne jest od klas i hierarchii społecznej: czyta każdy, od rybaka po premiera.
Islandzkie zbliżenia
Miałam przyjemność porozmawiać z autorem przed spotkaniem, bowiem złapałam go przy stoisku Islandii, żeby wręczyć naklejkę z logo Utulę Thule. Potem nosił ją podczas całego dnia Targów, a nawet na wieńczącej sobotnie wydarzenia dyskusji. Spotkałam też wielu innych islandzkich pisarzy: Sigríður Hagalín Björnsdóttir podpisała mój egzemplarz “Wyspy”, poetka Elísabet Jökulsdóttir podarowała mi swój tomik poezji, natomiast Hallgrímur Helgason na moich oczach wkleił tulisową naklejkę do etui swojego telefonu!
Wielokrotnie odwiedzałam Stoisko Islandii, na którym można było porozmawiać z pisarzami, jak również reprezentantkami Miðstöð Íslenska Bókmennta (Icelandic Literature Center). Hrefna Haraldsdóttir oraz Gréta María Bergsdóttir z uśmiechem i bardzo kompetentnie opowiadały o islandzkich wydaniach tłumaczonych na język polski oraz pozycjach, które warto znać. Choć niestety nie można było na stoisku niczego kupić, inni wystawcy oferowali pozycje islandzkich autorów: “Pułapkę” i “Śmierć” Lilji Sigurdardóttir, kryminały Arnaldura Indriðasona oraz Yrsy Sigurdardóttir, “Miasteczko w Islandii” Guðmundura Andriego Thorssona, a także polskie książki poświęcone Islandii, w tym “Szepty kamieni” Piotra i Bereniki z Ice Story oraz “Islandię…” Piotra Milewskiego.
Z ogromnym żalem opuściłam Targi przed ich zakończeniem. W niedzielnym programie znalazło się bowiem spotkanie z Elísabet Jökulsdóttir połączone z czytaniem fragmentów jej poezji przez Małgorzatę Brajner oraz czytanie Eddy Poetyckiej w przekładzie Apolonii Załuskiej-Strömberg, jak również wspólne tłumaczenie piosenki Björk z udziałem Jacka Godka, Olgi Knasiak (Polka na Islandii) i Anny Karen.
Na koniec chciałabym podziękować wszystkim, których miałam okazję spotkać i poznać na Targach. Przede wszystkim niektórych z Was, którzy w miłych słowach wypowiadali się o mnie i mojej działalności; mówiliście, że piszę ciekawie i merytorycznie i jestem dumna, że tak chętnie wchodzicie na moją stronę! Ślę też uściski w stronę Olgi Knasiak, Olgi Szelc oraz Aleksandry Cieślińskiej, z którymi tworzymy zespół czterech kobiet z czterech różnych zakątków Polski, które jednak w jakiś sposób dotarły na Islandię i swoją pasją dzielą się na łamach czasopisma ROK. Do zobaczenia, dziewczyny!
4 odpowiedzi na “Książka musi być lepsza od Internetu”