Dzwon Islandii
Autorzy: Halldór Laxness
Tłumaczenie: Jacek Godek
Wydawca: ArtRage
Data wydania: 2025
Liczba stron: 488
My czytamy w szkole Sienkiewicza: można go lubić lub nie, ale bez wątpienia jest to klasyk polskiej literatury, arcyważny tekst kultury i źródło wielu motywów znanych tylko nam, Polakom.
Islandczycy też mają swoją trylogię: to napisany przez jedynego noblistę z Wyspy, Halldóra Laxnessa Dzwon Islandii. Takie porównanie zastosował tłumacz pierwszego polskiego wydania, Jacek Godek:
Pierwszy raz przeczytałem “Dzwon Islandii” w oryginale mając 12-13 lat. W każdym razie w podstawówce. I od razu się w niej zakochałem. Książka przypominała mi Trylogię Sienkiewicza, którą akurat też przeczytałem jakoś w tamtym czasie. Kiedy więc nadarzyła się okazja przetłumaczyć Dzwon, przystąpiłem do pracy uskrzydlony.
We wstępie do nowego wydania nakładem ArtRage tłumacz pisze jednak, że powieść Laxnessa – choć młodsza od sienkiewiczowskiej trylogii o ponad 50 lat – wciąż stanowi wyzwanie dla czytelnika. Islandzka młodzież (ale też i autor przekładu) musi zmagać się z trudnym, często archaizowanym językiem i licznymi odnośnikami do dawnej literatury.
Dzwon Islandii to pierwsza powieść historyczna w dorobku Laxnessa, napisana w latach 40. XX wieku, ale jej akcja dotyczy Islandii XVII-wiecznej. Składa się z trzech części, poświęconych losom trzech głównych bohaterów. Pierwsza, nadającą tytuł całości, to opowieść o Jónie Hreggviðssonie, będąc obecnym przy grabieży największego skarbu Islandczyków – spiżowego dzwonu wiszącego w budynku parlamentu w Thingvellir – dopuścił się do zbrodni niemiłych królowi duńskiemu, przez co został skazany na śmierć. Jednak udaje mu się uciec przed wymierzeniem kary, przez co trafia do Holandii, a potem przez Niemcy do Kopenhagi, by odnaleźć tam Islandczyka na usługach króla, antykwariusza Arnasa Arnæusa. Ten ma powód, by przyjąć nieproszonego gościa, bo to w jego domu odnalazł cenne karty starego rękopisu. Arnæus kolekcjonuje dawne księgi islandzkie i uważa ochronę ich jako przejaw najgorliwszego patriotyzmu. To postać wzorowana na Árnim Magnússonie, uczonym Uniwersytetu w Kopenhadze, który wielokrotnie wracał do rodzinnej Islandii i zbierał zachowane tam manuskrypty sag, aby zabezpieczyć je w Kopenhadze.
Druga część powieści, zatytułowana Jasna bogdanka to historia Snæfríður, córki lögmaðura i szwagierka islandzkiego biskupa. Wydawać by się mogło, że ta opowieść o kobiecie wyróżniającej się niezwykłą urodą, przez co w kraju nazywa się ją Słońcem Islandii, będzie miała rys wyłącznie obyczajowo-romantyczny (w końcu o jej względy walczy wielu znamienitych mężów, a ta wybiera tego najmniej godnego jej ręki). Tymczasem jest to przede wszystkim narracja o władzy: zarówno kobiety nad mężczyzną, jak i politycznej. Bowiem Snæfríður wielokrotnie wystawia cierpliwość swojej rodziny na próbę, dumnie przeciwstawiając się obyczajom i sprytnie odwracając najbardziej nieprzyjemne sytuacje na swoją korzyść. Trudno jednoznacznie polubić bohaterkę, ale z pewnością może imponować nam odwaga i niezależność kobiecej postaci w XVII-wiecznej Islandii. Czy to jednak dziwi, skoro już w sagach kobiety były silnymi i wolnymi jednostkami?
W trzeciej części Ogień w Kopenhadze losy trójki bohaterów ponownie się splatają, a akcja po raz kolejny wraca z Islandii do Danii. Z kolekcji Arnasa Arnæusa znika najcenniejszy skarb literatury staroislandzkiej, czyli utworzona dzięki znalezionym w domu Jóna Hreggviðssona Skalda. Jej opiekun, a pracujący dla Arnæusa, uczony z Jón Guðmundsson z Grindavíku oskarża o kradzież kolejnego Islandczyka przebywającego w Kopenhadze, Jóna Morteinssona. I choć ta postać wielokrotnie przewija się na kartach powieści jako czarny charakter, pod sam koniec okaże się niemal bohaterem. Niemal, bo choć ostrzeże Arnæusa przed pożarem w Kopenhadze, okazałych zbiorów antykwariusza – zawierających rękopisy cenne dla całej Północnej Europy – nie uda się w pełni ocalić. Ta porażka stanie się symbolicznym początkiem upadku wielkiego badacza i kolekcjonera, choć w rzeczywistości z niestrawionych przez ogień części zbiorów, zwróconych Islandczykom pod koniec XX wieku, utworzono kolekcję Árniego Magnússona (Handritasafn Árna Magnússonar) i uczczono pamięć ważnego Islandczyka założeniem instytutu jego imienia.
Sagi islandzkie stanowią istotny element powieści Laxnessa, bowiem to one dowodzą bogatej tradycji kulturowej Islandczyków i są dla nich częstym punktem odniesienia. Z jednej strony w ustach bohaterów cytowanie starych pieśni czy odwoływanie się do dawnych bohaterów to powód do dumy Islandczyków i ich wyznacznik odrębnej tożsamości narodowej, a z drugiej – źródło wielu krzywdzących stereotypów. Nie raz Duńczycy śmieją się z zacofanych cywilizacyjnie Islandczyków, a robią to również wykształceni rodacy zamieszkali w Islandii: pomocnik Arnæusa bada islandzki folklor skupiając się na najbardziej cudacznych wydarzeniach, ażeby podkreślić wiarę Islandczyków w zabobony, a sam Arnæus wyraża się z pogardą o biednych i zagłodzonych rodakach w ten sposób:
tak to już się porobiło, że lud, który posiadał był najciekawsze literas na północnej półkuli od czasów antiqui, woli dziś chodzić w cielęce skóry odziany i je żreć, niż czytać z nich prastare mądrości.
To jednak cenne rękopisy okazują się symboliczną namiastką islandzkości, tak ważnej w czasach obcego ucisku. Laxness pisał Dzwon Islandii w czasach trudnych, acz poprzedzających ostateczne usamodzielnienie się polityczne swojego kraju: w 1944 roku zerwano unię personalną z Danią i ogłoszono Islandię niezależną republiką. Nie dziwi więc silny przekaz patriotyczny powieści i jawne antyduńskie nastawienie autora i jego bohaterów. Poza symbolicznym odczytaniem dzwonu Islandii przetopionego na surowiec dla duńskiej armii, pogardliwy stosunek Duńczyków do Islandczyków, sugestie sprzedania “nierentownej” wyspy Niemcom i nakreślenie bogactwa Islandii przekazywanego od lat na rozwój Kopenhagi są pisarską metaforą niesprawiedliwości, jakiej Wyspa doświadczyła pod duńską okupacją. Z drugiej strony nieoczywista moralność i szlachetność działań Islandczyków są elementem autokrytyki społeczeństwa – duma z domniemanie wielkiej przeszłości nie wystarcza, by być silnym państwem tu i teraz. Nie wiem, na ile Laxness przeczuwał rychłe usamodzielnienie się Islandii zabierając się do pisania Dzwonu Islandii, ale ostatnia część ukazała się już po 1944 roku, dlatego z pewnością kostium historyczny miał być jedynie komentarzem do współczesnej mu sytuacji polityczno-społecznej – co po raz kolejny przybliża dzieło islandzkiego noblisty do jego polskiego odpowiednika.
I choć polskiemu czytelnikowi ta metafora może wydawać się ciężka niczym spiżowy dzwon, po raz pierwszy mamy możliwość w pełni poczuć ducha Íslandsklukkan, a to dzięki tłumaczeniu Jacka Godka bezpośrednio z języka islandzkiego na polski (dotąd można było przeczytać „Dzwon Islandii” wydany w 1957 roku w przekładzie Edmunda Misiołka i Marii Szypowskiej z niemieckiego). Czytałam oba wydania i zapewniam Was, że nowsze czyta się o niebo lepiej, bo specyficzny styl pisania Laxnessa – pomimo mnogości duńskich i łacińskich makaronizmów – Godkowi udało się jakoś okiełznać. Za co jestem mu bardzo wdzięczna, bo choć Islandczyk otrzymał literacką nagrodę Nobla w 1955 roku za „za jego żywą, epicką moc, która odnowiła wielką sztukę narracyjną Islandii”, dzięki czemu w następnych latach często wydawano powieści Laxnessa w języku polskim, stare tłumaczenia nie oddają w pełni właśnie tego hołdu oddanego literaturze islandzkiej w ogóle, w tym właśnie sagom. Tymczasem Jacek Godek, który w swoim dorobku translatorskim ma również wiele sag, zdaje się wyłuskiwać te odniesienia do staronordyckiej prozy widoczne w Dzwonie Islandii: czy walka Jóna Hreggviðssona z wisielcem nie przypomina motywu zapasów z upiorem, tak częstego w dziejach wikingów? Wiele scen zbudowanych jest niemal na zasadzie cytatu z sag islandzkich, co nie mogło pozostać obojętne wprawnemu tłumaczowi i znawcy islandzkiej literatury – i to widać, a raczej czuć podczas lektury. O tej rozległej wiedzy Godka świadczy też wstęp do nowego wydania, w którym tłumacz wyjaśnia kontekst powstania Dzwonu Islandii, podając źródła inspiracji noblisty i wyliczając fakty historyczne, na których oparł się Laxness. Czytałam bodaj wszystkie wydawnictwa w przekładzie Jacka Godka i z przyjemnością stwierdzam, że poziom stale rośnie, a sam tłumacz staje się żywym Dzwonem Islandii – najcenniejszym skarbem, jaki to państwo może sobie dzisiaj wyobrazić w kontekście promocji za granicą.
Będę miała okazję powiedzieć to Jackowi osobiście, ponieważ we wtorek 17 czerwca o 18:00 w Ambasadzie Islandii w Polsce odbędzie się spotkanie z tłumaczem. To nie przypadek, że o tak ważnej dla kultury islandzkiej książce porozmawiamy z Jackiem Godkiem akurat w dniu święta narodowego Islandii. Zapraszam Was serdecznie, jako gospodyni i prowadząca to spotkanie. Będzie okazja do zdobycia książki z autografem tłumacza, będzie Prince Polo, a kto wie – być może będzie z nami też duch samego Laxnessa? Do zobaczenia, wstęp wolny!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu ArtRage.