(ponowne) Spotkanie po latach

Recenzja

101 Reykjavík

Tytuł oryginalny: 101 Reykjavík
Autor: Hallgrímur Helgason
Przekład: Jacek Godek
Wydawca:
ArtRage
Data wydania: 
2024
Liczba stron: 
442

Chcę wierzyć, że moje pierwsze spotkanie z kultowym 101 Reykjavík było lekturą książki.

A dokładniej powieści autorstwa Hallgrímura Helgasona (pierwsze polskie tłumaczenie z 2001 roku). Wydana w roku 1996 w Islandii stała się objawieniem i szybko zyskała kultowy status, podobnie jak nakręcony na jej podstawie film Baltasara Kormákura z 2000 roku o tym samym tytule. Nie jestem jednak w stanie sobie przypomnieć czy kiedykolwiek czytałam tę powieść, może było to tłumaczenie na angielski? Pamięć podpowiada mi jedynie, że na pewno oglądałam film, gdzieś na samym początku mojej fascynacji Islandią.

Wtedy postać Hlynura Björna wydawała mi się egzotyczna tak samo, jak odległa Islandia. 34-latek to taki Piotruś Pan, który mieszka u mamusi i dnie spędza na oglądaniu telewizji oraz paleniu papierosów, a wieczory na nocnym życiu w centrum Reykjavíku, które być może właśnie dzięki książce owiało legendą najlepszego miejsca do imprezowania w Europie. Skóra, fura i komóra, tyle że główny bohater nie ma prawa jazdy, a akcja dzieje się w połowie lat 90., kiedy telefony komórkowe to jeszcze luksus.

Gdy pojawiło się nowe tłumaczenie (oczywiście autorstwa Jacka Godka), nie rzuciłam się na nią od razu, znałam przecież doskonale akcję powieści (choć chyba jednak bardziej filmu). Ale wychodzi na to, że musiałam zbliżyć się do wieku Hlynura Björna, żeby go lepiej zrozumieć i w pełni docenić kunszt tej książki. To wciągający strumień świadomości młodego mężczyzny, który pomimo zdolności do pracy nie ma ochoty (a może siły?), by na poważnie wejść w dorosłość, co demaskuje poważne dysfunkjonowanie islandzkiego państwa opiekuńczego. To ciekawa analiza rozpadającej się „tradycyjnej” męskości (Hlynur Björn to niby incel, ale nie do końca), pisana w inteligentny i zabawny sposób, przez co czytelnik_czka współczuje głównemu bohaterowi, bo jego sposób traktowania kobiet nawet feministce wydaje się po prostu komiczny (może i traktuje je instrumentalnie, ale przynajmniej konswekwentnie nadaje im ceny!)

Pełny slangu i neologizmów (świetnie przełożonych na polski), to prawdziwy majstersztyk i zdecydowanie jedna z najlepszych powieści islandzkich jakie kiedykolwiek czytałam. Piszę to co prawda dopiero w 2025 roku, a już w 2019 roku czułam ten geniusz Hallgrímura Helgasona, stając z nim do wspólnego zdjęcia w Gdańsku:

Zdjęcie wykonane podczas Gdańskich Targów Książki w 2019 roku.

Więcej o targach z Islandią jako gościem honorowym:

Wielkie dzięki dla wydawnictwa Artragepl za to nowe wydanie i świetną redakcję. Widać, że zespół przyłożył się do języka i pomimo kilku drobnych literówek tekst jest naprawdę dobrze sprawdzwony (a to dzisiaj rzadkość!). A przed Tobą, Jacku, czapki z głów, bo niezaprzeczalnie Twój najlepszy przekład. Wiesz, że czytałam wszystkie Twoje przekłady i zawsze po koleżeńsku do czegoś się przyczepię, ale tym razem nie mam żadnych zarzutów: czyta się Twoje dzieło płynnie, a Twoje pomysły na polskie odpowiedniki językowych wymysłów autora są po prostu genialne!

Dziękuję tłumaczowi za egzemplarz recenzencki.

No responses yet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *