Ręką pisane, czyli o manuskryptach islandzkich

Kiedy czytamy współczesne wydanie Eddy lub sag islandzkich, nie jesteśmy w stanie poczuć prawdziwego wieku tych staroislandzkich tekstów. A przecież nawet wtedy, kiedy były spisywane, liczyły sobie już całkiem sporo lat.

Widząc średniowieczne manuskrypty mamy jednak wrażenie, że wiek tych tekstów zdaje się bardziej namacalny. Choć niektóre z islandzkich rękopisów pochodzą z XVII czy nawet XVIII wieku, sam fakt, że powstały czyjąś ręką, sprawia, że łatwiej jest poczuć klimat czasów sag. Rękopisy są same w sobie fascynującymi dziełami ludzkiej ręki: te grube księgi składające się ze skórzanych kart lub cienkiego papieru, z wykaligrafowanymi literami i ręcznie zdobionymi iluminacjami są przecież unikatowe. Już sama świadomość, że były to wycyzelowane, ale też bardzo cenne przedmioty, prowokuje pytania: jak powstawały i jak udało nam się je zachować do dzisiejszych czasów?

Na początek: co to za literki?

Manuskrypty islandzkie znamy pod ich zwyczajowymi nazwami własnymi, ale każdy z nich ma również sygnaturę: numer katalogowy. Składa się od z dwóch lub trzech wielkich liter, rzędu cyfr oraz czasem również skrótu “fol.” lub innych, takich jak np. “to”. Wielkie litery oznaczają przynależność do zbioru: dzięki nim możemy określić również miejsce przechowywania danego manuskryptu. Na przykład, sygnatury z literami Lbs, ÍB, ÍBR oraz JS znajdziemy w kolekcji islandzkiej Biblioteki Narodowej, z kolei skrót AM pochodzi od zbiorów Instytutu Árniego Magnússona w Reykjaviku. Biorąc sygnaturę AM 673 a III 4to możemy więc określić, że znajduje się w tych zbiorach. Warto jednak podkreślić, że istnieją też rękopisy ze skrótem SÁM: Stofnun Árna Magnússonar, czyli określającym to samo miejsce. Tu jednak kluczowa jest przeszłość samego tomu, o której piszę pod koniec tego wpisu.

Skryba to nie autor, ale…

Badając autorstwo średniowiecznego manuskryptu, zwracamy uwagę nie tylko na samego autora treści, ale równie ważny jest skryba, a – w przypadku obecności ilustracji – iluminator. Jeden rękopis może mieć wielu autorów, bo często bywały one kompilacjami różnych utwór, ale też wielu skrybów i iluminatorów, bo ci pracowali grupowo albo przejmowali pracę po kolegach. Im rękopis starszy, tym mniej znane nam są nazwiska jego autorów. Co prawda twórcy samego tekstu, tacy jak Snorri Sturlason, chętnie podpisywali się lub obwieszczali autorstwo dzieła. Widać to na przykładzie wersji Eddy Snorriego umieszczonej w Codex Upsaliensis, gdzie czytamy: “Księga ta zwie się Edda. Skomponował ją Snorri Sturlason, w takim kształcie, w jakim jest tu pokazana”.

Niestety inaczej było w przypadku skrybów czy iluminatorów. Dlaczego? W dobie średniowiecza sztuki plastyczne traktowane były jak rzemiosło, a dzieła religijne powstawały “ku chwale Boga”, więc nieskromnym było ubieganie się o posiadanie czegokolwiek, choćby praw autorskim. Choć większość manuskryptów islandzkich nie zawiera treści religijnych, główne skryptoria na Wyspie znajdowały się przy katedrach w Skálholt i Hólar, a także były częścią klasztorów, np. na Viðey czy Þingeyrar. Przepisujący księgi mnisi nie czuli potrzeby podpisywania się pod ich dziełem, bo w ich przekonaniu nie tworzyli dzieła sztuki, ale po prostu wykonywali swoją pracę. Nawet iluminatorzy nie uważali się za artystów, bo malarstwo i rzeźba były traktowane na równi ze stolarstwem czy kuśnierstwem.

Są jednak wyjątki, czyli przypadki, w których nazwisko skryby albo iluminatora pojawia się w księdze i dzięki temu jest nam bardzo dobrze znane. Przykład znajdziecie w moim filmie o manuskryptach islandzkich.

Dzięki rozwiniętym badaniom nad rękopisami, udaje się rozpoznać powtarzający się styl i rękę różnych skrybów i iluminatorów, a z braku wiedzy o ich prawdziwych nazwiskach, nadaje się im przydomki albo numery. Na przykład, uważa się, że Codex Wormianus i rękopis AM 227 fol. pisany był tą samą ręką mnicha pochodzącego z Þingeyrar. Co więcej, zauważa się podobieństwo między iluminacjami AM 227 fol. a ilustracjami wzornika Teiknibók. Tu próbuje się raczej wykazać, że autorzy tego drugiego jedynie tworzyli pod wpływem wcześniejszych ilustracji, ale nie wiadomo nawet kim byli skrybowie i iluminatorzy Teiknibók, bo rękopis powstawał na przestrzeni 150 lat.

Po lewej: iluminacja z XIV-wiecznego manuskryptu AM 227 fol., po prawej: fragment Teiknibók z XIV wieku.

AM 227 fol. znany głównie ze względu na zawartość Stjórn, islandzkiego tłumaczenia Biblii z komentarzem i pięknymi ilustracjami autorstwa Mnicha z Þingeyrar.

Przepis na manuskrypt

Średniowieczne manuskrypty islandzkie są współcześnie uznawane za cenne dzieła sztuki, ale w swoich czasach były po prostu drogimi księgami. Do ich powstania używano głównie importowanych składników: atramentu, barwników, a z czasem również papieru. Warto jednak podkreślić, że z oszczędności czy ciekawości, Islandczycy szukali lokalnych alternatyw dla luksusowych produktów ściąganych z Europy.

  • pióro: na Islandii wykorzystywano gęsie lub łabędzie. W przypadku tych pierwszych wybór był szeroki: na Wyspie żyją bowiem gęsi białoczelne, krótkodziobe oraz gęgawy. Zgodnie z zasadami pisania manuskryptów, używano lotki z pierwszego rzędu lewego skrzydła, takie bowiem uważano za najwygodniejsze dla prawej ręki – manuskrypty można było spisywać wyłącznie prawą!
  • atrament: jako sam barwnik wykorzystywano galasówkę, czyli ciecz wypływającą z narośli na dębach (galasu). Islandczycy stosowali także inne barwniki, np. czarne jagody, które dawały ciemny, bliski czerni, kolor. W przypadku atramentu czerwonego (używanego do rubrykowania) stosowano również barwniki pochodzenia naturalnego, np. krew zwierząt.
  • spoiwo: importowane spoiwa luksusowe, takie jak guma arabska, zastępowano łatwo dostępnymi białkami jaj, klejem rybnym, a nawet piwem, wodą czy uryną.
  • podłoże: średniowieczne manuskrypty pisane były na skórze cielęcej, czyli welinie (łac. vellum). Skórę pozyskiwano już na Wyspie, a najlepszą była ponoć ta pochodząca prosto z macicy, a więc od nienarodzonych zwierząt. Co ciekawe, islandzki pergamin jest o wiele ciemniejszy od kontynentalnego, bo nie wybielano go z braku odpowiednich produktów (np. wapna albo kredy). Wyjątkiem są strony Codexu Wormianus, których jasny kolor uzyskano dzięki przemywaniu go… uryną! Była to jednak rzadka praktyka, a islandzkie rękopisy ciemniały również ze względu na swój wiek i złe warunki przechowywania. W XVI wieku na Islandii pojawił się już papier, dlatego większość późniejszych rękopisów powstała na tym podłożu.

Jeśli skryba miał już wszystkie niezbędne elementy do zabrania się do pracy, musiał jeszcze zdecydować się na odpowiedni format rękopisu. Pojawiający się w wielu sygnaturach manuskryptów skrót “fol.” pochodzi od folio, czyli arkuszu pergaminu jednokrotnie złożonego, co dawało układ dwóch kart, 4 stron. Rękopisy mogły mieć jednak różne wymiary, od bardzo pokaźnych, takich jak Möðruvallabók o formacie 33,5 x 24 cm, do bardzo nietypowych, np. w przypadku Edda oblongata, jak nazwa wskazuje znacznie wydłużonej. Warto także dodać, że manuskrypty miały różną objętość; za największy z nich uważa się Flateyjarbók składający się z 225 kart.

Möðruvallabók, znany też pod sygnaturą AM 132 fol rękopis islandzki z XIV wieku. Jest to największy zbiór sag o Islandczykach w jednej księdze: zawiera 11 z nich na 189 stronach.

Od zapomnienia po dziedzictwo narodowe

Jak już wspomniano powyżej, manuskrypty islandzkie ciemniały od złych warunków przechowywania. Wbrew pozorom nie trzymano ich w bezpiecznych skarbcach katedr i kościołów, ale z czasem zapomniane leżały w kątach prywatnych domostw, gdzie niszczały od wilgoci. Przed XVII wiekiem wiele skórzanych manuskryptów zaczęto rozczłonkowywać i wykorzystywać solidny materiał do innych produktów. Niektóre karty przerabiano więc na wykroje do ubranek dla dzieci, używano ich jako usztywnienie mitr biskupich, a w skrajnych przypadkach przedziurkowano, aby zrobić z nich sito.

W XVII wieku pojawili się jednak kolekcjonerzy manuskryptów, którzy postanowili je zabezpieczyć i badać ich zawartość. Jednym z nich był biskup Brynjólfur Sveinsson, który przemierzał Islandię w poszukiwaniu najcenniejszych ksiąg. Na polecenie króla duńskiego Fryderyka III zaczął skupować je od lokalnych gospodarzy i tworzyć kolekcję, która docelowo miała znaleźć się w bibliotece królewskiej. Na szczególną uwagę zasługują okoliczności pozyskania Flateyjarbók, obecnie jednej z najcenniejszych ksiąg islandzkiego średniowiecza. Mimo wynagrodzenia pieniężnego, jej ówczesny właściciel Jóni Finnssyni niekoniecznie chciał oddać księgę w obce ręce. Brynjólfur musiał odwiedzić go osobiście w jego gospodarstwie na wyspie Flatey, a po długich namowach przekonał właściciela do przekazania rękopisu. Księga zawdzięcza swoją nazwę właśnie tej wyspie, choć w zbiorach królewskich figurowała pod łacińskim tytułem Codex Flateyensis (sygnatura GkS 1005 fol.).

Drugą ważną postacią był sam Árni Magnússon, Islandczyk stacjonujący w Kopenhadze. Przez większą część swojego naukowego życia kolekcjonował islandzkie manuskrypty, które w testamencie przekazał bibliotece uniwersyteckiej w stolicy Królestwa. Niestety dwa lata przed jego śmiercią duża część zbiorów spłonęła w pożarze Kopenhagi w 1728 roku. Rozmiar strat udało się oszacować także dzięki kopiom, które nieliczni ówcześni badacze manuskryptów wykonywali, choćby tłumacząc tekst w języku staroislandzkim na łacinę.

W zbiorach duńskich znajdowało się ponad 1000 manuskryptów, z czego większość została zwrócona Islandczykom w ramach umowy z 1971 roku. Do 1997 roku odesłano do Reykjaviku dzieła takie jak Codex Regius, Flateyjarbók oraz Lbs fragm 82 z fragmentami Heimskringli. W 2009 roku wpisano manuskrypty islandzkie na listę dziedzictwa narodowego UNESCO i są to bez wątpienia skarby narodowe Islandii. Nawet jeśli wciąż wiele z nich znajduje się Kopenhadze, duński Den Arnamagnæanske Samling przy Uniwersytecie Kopenhaskim dba o ich odpowiednie przechowywanie i włącza się do międzynarodowych badań nad rękopisami islandzkimi. Co więcej, wspomniany wpis UNESCO jest wspólnym dla Islandii i Danii.

Gdzie oglądać zdigitalizowane manuskrypty islandzkie?

  1. Handrit.is, islandzka baza danych zawierająca zbiory z różnych instytucji na Wyspie
  2. The Scaldic Project, czyli strona z wynikami międzynarodowych badań nad rękopisami islandzkimi
  3. Strona Instytutu Árniego Magnússona
  4. Baza danych Uniwersytetu w Kopenhadze

Po więcej informacji o manuskryptach islandzkich i ich historii zapraszam do wyróżnionej relacji na Instagramie, a jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o technologii powstania rękopisów średniowiecznych, odwiedźcie Zosię.

Większość informacji zaczerpnęłam ze wstępu do Heimskringli w tłumaczeniu i opracowaniu zbiorowym pod redakcją prof. Anny Waśko i prof. Jakuba Morawca, Księgarnia Akademicka 2021.

Cały świat w jednej księdze

autor: Snorri Sturluson
tytułHeimskringla
tłumaczenie: dr Grzegorz Bartusik, dr Remigiusz Gogosz, prof. Jakub Morawiec, dr Renata Leśniakiewicz-Drzymała, dr Joanna Srholec-Skorzewska, dr Marta Rey-Radlińska, prof. Anna Waśko
rok: 2021
wydawnictwo:  Księgarnia Akademicka

Hemskringla bierze swoją nazwę od pierwszych słów jednego z manuskryptów – kringla heimsins – które oznaczają “krąg świata”. W dziele Snorriego faktycznie odbija się cały świat, przynajmniej ten skandynawski.

Grupa polskich badaczy i badaczek specjalizujących się w historii i literaturze nordyckiej oddaje w nasze ręce najnowsze, a właściwie pierwsze pełne i tak solidnie opracowane, polskie tłumaczenie kroniki Snorriego Sturlusona. Wydanie składa się z czterech tomów: pierwszy to wstęp zarysowujący kontekst historyczno-kulturowy powstania dzieła, a trzy pozostałe to już sama treść Heimskringli opatrzona wyjaśnieniami.

Spisana około roku 1225, Heimskringla to najlepszy znany nam zbiór sag królewskich, opowiadających dzieje królów norweskich. Tak naprawdę jej akcja dzieje się nie tylko w Norwegii, ale też w Szwecji, Danii, a nawet w Anglii. Ze względu na specyfikę tekstu i jej wyjątkowe miejsce w literaturze nordyckiej, jeśli nie światowej, poniższy tekst nie ma na celu zachęcenia czytelnika do zapoznania się z najnowszym wydaniem Heimskringli (jest dla mnie oczywiste, że księga jest lekturą obowiązkową dla miłośnika Północy). Zamiast tego, postanowiłam wypunktować, dlaczego tę publikację powinien mieć na swojej półce każdy miłośnik Islandii.

  1. Autor Heimskringli był Islandczykiem

Ingen fotobeskrivning tillgänglig.

Choć pisał Heimskringlę dla norweskiego króla, co samo w sobie budzi kontrowersje wokół wiarygodności kroniki i obiektywizmu samego autora, nie można zapomnieć, że Snorri Sturluson mieszkał się na Islandii. Poza tym, że był poetą i kronikarzem, pełnił na Islandii różne stanowiska polityczne, w tym dwukrotnie był głosicielem praw na Althingu. Był sprawnym politykiem również w sprawach zagranicznych. Popierał plany Haakona IV dotyczące podporządkowania Islandii władzy Norwegii. ale kolaboracja nie wyszła mu na dobre, bowiem został ofiarą spisku i z rozkazu króla został zamordowany.

We wprowadzającym tomie wydawnictwa znajdziemy więc sporo informacji na temat autora Heimskringli, nie tylko w pierwszej części z jego biografią, ale też we fragmentach poświęconych innym dziełom literackim autora, takim jak Edda Snorriego oraz wykorzystywanych przez niego źródłach podczas pracy nad kroniką norweską.

2. We wstępie przeczytamy sporo o literaturze staroislandzkiej

Pierwszy tom to tak naprawdę kompendium wiedzy na temat zachowanych przykładów literatury obszaru nordyckiego doby średniowiecza. Poza obszernym opracowaniem historii samej Heimskringli,  tłumacze i tłumaczki dokonują również analizy mitografii, poezji skaldycznej oraz sag islandzkich.  Część poświęcona Eddom: poetyckiej oraz prozaicznej (tzw. Eddy Snorriego) to świetna okazja, by przypomnieć sobie te kluczowe dla średniowiecznej literatury skandynawskiej dzieła, natomiast rozdziały omawiające poezję przygotowują czytelnika do licznych ustępów wierszowanych w treści samej Heimskringli. Dzięki wstępowi czytelnik lub czytelniczka może zagłębić się również w świat islandzkich manuskryptów, co pomaga wyobraźni: mając w rękach współczesną książkę z papieru i sklejaną okładką warto uświadomić sobie, że pierwsze wersje omawianych tekstów spisywano atramentem na pergaminie lub skórze, a niektóre z rękopisów były pięknie ilustrowane i oprawiane w bogato zdobione okładki z herbami właścicieli konkretnych ksiąg lub symbolami skryptoriów, w których powstawały.

Strona rękopisu Heimskringli, źródło: Wikipedia

3. Opisane w Heimskringli wydarzenia również dotyczą Islandii

Choć Heimskringla traktowana jest w Norwegii jako dzieło narodowe, a jej głównymi bohaterami są królowie norwescy, nie można zapomnieć, że opisane w niej wydarzenia historyczne dotyczyły Islandii. Autor spisuje Heimskringlę jeszcze w tzw. epoce Sturlungów (nazwa wywodzi się od jednego z głównych rodów Islandii, do którego nota bene należał sam Snorri Sturlason), ale polityczne działania, których również był udziałem, doprowadzają do podpisania unii islandzko-norweskiej. Mała wysepka na Morzu Atlantyckim przechodzi wówczas z okresu wojen domowych (1220–1262) do momentu przejścia pod panowanie króla Norwegii w 1262 roku.  Snorri odwołuje się zresztą do Islandii, chociażby w sadze o Olafie, gdzie wspomina o landvættir, czterech strażnikach Wyspy.

4. Jest to po prostu pięknie wydana pozycja

Na koniec warto dodać, że Heimskringla to po prostu kawał dobrej literatury, w dodatku świetnie wydanej (wyrazy uznania należą się autorowi projektu okładki, Pawłowi Sepielakowi). Jej unikatowość wynika z lekkiego pióra samego Snorriego, ale też literackich walorów zawartej w treści poezji czy opisów. Współczesne tłumaczenie oddaje ducha tekstu Snorriego, a jednocześnie pisane jest w sposób odpowiedni dla każdego rodzaju czytelnika: od badacza naukowego, po ucznia, przez laika i amatora. Nie tylko przypisy i odwołania do prac naukowych badaczy z całego świata, ale też graficzne opracowanie Heimskringli wydanej przez Księgarnię Akademicką poszerzają horyzont czytelnika lub czytelniczki. Zawarte we wstępnym tomie drzewa genealogiczne, mapy oraz kalendarium pozwalają na uporządkowanie wiedzy i znacznie ułatwiają lekturę, szczególnie, że większość nazw własnych i geograficznych podano w wersji oryginalnej, chyba że tradycyjnie posiadają swoje polskie odpowiedniki.

Zachęcam więc do lektury każdego z Was, smakowania islandzkiego tekstu tom po tomie i zapoznania się z najnowszym tłumaczeniem Heimskringli, której wydanie znacznie ułatwia wejście w średniowieczny świat sag.

Za swoje egzemplarze serdecznie dziękuję prof. Jakubowi Morawcowi, redaktorowi tomów i tłumaczowi fragmentów poezji.

Islandzkie kobiety zimne jak lód?

Już w islandzkich sagach spotykamy prawdziwe femmes fatales, które wodziły swoich mężczyzn na pokuszenie. Czy kobiety islandzkie są faktycznie zimne jak lód?

Kobiety w sagach

Kobiety w dawnej Skandynawii, przynajmniej według tego, co czytamy w sagach, miały się całkiem dobrze. Na Islandii, co także nietypowe w Europie, kobieta miała bardzo wysoką estymę i status społeczny. Choć w głównej mierze podporządkowana była woli ojca (szczególnie jeśli chodzi o małżeństwo), a potem męża, mogła decydować o sobie w wielu ważnych sprawach. Kiedy mąż wyjeżdżał na wiking, czyli w zamorskie podróże, to ona stawała się panią domu, decydentką spraw dotyczących gospodarstwa i podwładnych. Mogła zarządzać też własnym majątkiem, a w przypadku rozwodu otrzymała prawo do odebrania swojego posagu. Nie dość, że w islandzkim świecie średniowiecznym możliwe było wzięcie rozwodu, to także na wniosek kobiety. Co więcej, do unieważnienia małżeństwa nie potrzebowano zbyt wiele. W sadze o Gudrun przyczyną rozwodu był na przykład nieodpowiedni strój: tytułowa bohaterka zażądała rozwodu z mężem, powołując się na jego szatę, zbytnio odkrywającą pierś, co w tamtych czasach uważano za zniewieścienie i obrazę małżeństwa. Z kolei kiedy kobieta zostawała wdową, co było dosyć częste, sama wybierała sobie męża, a w dodatku dzieci mogły otrzymać wówczas jej nazwisko i stawały się podległe woli matki, zarówno córki, jak i synowie.

Czytaj więcej:

Zniewieścienie i siła kobiet to zresztą motywy pojawiające się w sagach niemal naprzemiennie. Mamy w nich bowiem często powtarzający się obraz kobiety niezależnej, mściwej, pragnącej władzy, przy jednoczesnym używaniu inwektyw polegających na porównywaniu słabego, tchórzliwego mężczyzny do kobiety. Przykładowo, w sadze o Hawardzie z Fiordu Lodowego, Tordis gani swojego syna słowami: 

„Teraz widzę, że z ciebie raczej córka nie syn, kiedy nie masz odwagi przyjść swoim krewnym z pomocą”.

Dobra żona czy matka to taka, która pomści swojego męża kiedy będzie to konieczne, nie zrobi tego jednak własnymi rękami, ale jej rolą jest zachęcenie mężczyzny do wymierzenia sprawiedliwości. Nie oznacza to jednak, że każda kobieta będzie wzorem wierności swojemu mężowi, bo w sagach pełno jest zdrad i romansów, ale też o wiele gorszych przewinień. Przykładową bohaterką fatalną jest Hallgerd z sagi o Njalu. Znana ze swoich pięknych, złotych włosów, ale również nieprzebieraniu w słowach, staje się przyczyną śmierci swojego męża, który kiedyś spoliczkował ją za poważnie przewinienie względem wroga (pamiętajmy o wikińskim honorze). Kiedy gospodarstwo Gunnara najeżdżają wrogowie (swoją drogą też mszczący się za przewinienia jego żony) i gospodarz znajduje się w pułapce, otoczony przez wroga i z przebitą cięciwą od łuku, prosi Hallgerd o jeden z jej cudownych włosów, którym mógłby naprawić swoją broń. Ta jednak przypomina mu dawny policzek i odmawia, tym samym przyczyniając się do przegranej męża, jego śmierci i spalenia całego gospodarstwa. Co więcej, w tej samej sadze pojawia się postać Aud, „przeciwwagi” Hallgerd, wzorzec kobiety godnej naśladowania, cnotliwej żony i matki, wiernej i oddanej mężowi, które ginie wraz z nim podczas najazdu nieprzyjaciela.

Ilustracja: Maria Hiszpańska-Neumann https://utulethule.pl/maria-hiszpanska-neuman-sagi-jak-malowane/

Anty-bohaterka Gudrun

Sagi islandzkie, szczególnie saga o Njalu i saga o Gudrun mówią nam dużo o pozycji i „typach” kobiet w średniowiecznej Skandynawii. Najsłynniejszą bohaterką jest Gudrun, typowa skandynawska femme fatale. Już na początku sagi zostaje zaprezentowana jako „przednia we wzięciu się”. Autor sagi mówi, że w porównaniu z innymi dziewczętami w jej wieku była przenikliwsza, mocniejsza w słowie i szczodra, a przede wszystkim znacznie poważniejsza i dojrzalsza. Jej historia rozpoczyna się od prośby lokalnego jasnowidza o wyłożenie jej snu: jej sen jest zapowiedzą burzliwego życia prywatnego bohaterki i tragicznego końca każdego z jej czterech mężów. SPOILER! Wraz z rozwojem akcji dowiadujemy się, że Gudrun była odpowiedzialna częściowo za ich śmierć lub niedolę.

Pierwsze małżeństwo Gudrun nie jest po jej myśli; choć na Islandii kobiety miały dużą swobodę i mogły wypowiadać się w sprawie swojego zamążpójścia, rzadko zdarzało się sprzeciwić woli ojca. Szybko jednak znajduje sobie kochanka, który namawia ją do przygotowania mężowi szaty odkrywającej pierś i zażądania rozwodu skarżąc się na jego zniewieściałość (zresztą jej wybranek, Tord, później weźmie rozwód z analogicznej przyczyny – bo jego żona nosiła spodnie). Jednak prędzej czy później Gudrun znowu jest sama i rozpoczyna romans z Kjartanem, bardzo obiecującym i mężnym wikingiem. Kjartan postanawia jednak, zgodnie ze zwyczajem, udać się w podróż zamorską i  prosi Gudrun, aby poczekała na niego przez trzy lata. Jest to motyw dość częsty w sagach islandzkich, a jednak reakcja Gudrun jest bezprecedensowa: ukazuje ona złość, co nie przystoi średniowiecznej niewieście, a przede wszystkim nie obiecuje Kjartanowi, że poczeka na jego powrót, czego moglibyśmy się spodziewać po romansach rycerskich tego okresu. Co więcej Kjartan wcale nie jest wierny swojej wybrance – podczas pobytu na dworze angielskim nie spieszy mu się do powrotu, a mowa nawet o tym, że łączy go wyjątkowa przyjaźń z królewską córką.

Kjartan nie wraca na Islandię na czas, za to przed nim wraca jego przybrany brat, Bolli, który zainteresowany jest piękną Gudrun. Stara się o jej rękę, jednak ona twardo odmawia mówiąc „Nie wyjdę za żadnego mężczyznę za mąż dopóki wiem, że Kjartan żyje”. Na tę wiadomość Bolli powtarza jej plotki o bliskości między Kjartanem a Ingibjoerg. Reakcja Gudrun jest zastanawiająca odpowiada, że „musi być to dobra niewiasta, żeby była godna Kjartana”, ale odchodzi cała czerwona i kryje przed wszystkimi swój smutek. Ostatecznie, znowu za namową ojca, którego woli nie może się sprzeciwić, Gudrun wychodzi za Bollego, wciąż tęskniąc za Kjartanem, choć tego nie okazując. Tymczasem Kjartan wraca na Islandię i dowiaduje się, że Gudrun wzięła ślub z jego bratem; daruje zatem piękną chustę, dar od królewskiej siostry, innej kobiecie i bierze z nią ślub. Zachowanie Gudrun podczas spotkania z Kjartanem pokazuje jej żal i tęsknotę – tłumi swoje emocje, ale jest bardzo zazdrosna o Hrefnę, żonę Kjartana, a być może nawet bardziej o kosztowny dar królewski. Podczas uczty zorganizowanej na powitanie Kjartana, namawia Hrefnę do przymierzenia chusty na jej oczach, tym samym dowiadując się miejsca jej przechowywania, był to bowiem dar zbyt cenny, aby znajdował się w polu widzenia wszystkich. Potem dowiadujemy się, że chusta Hrefny zaginęła. Choć nie jest to powiedziane wprost, wiemy, że brat Gudrun na jej polecenie wykradł dar i go spalił. Tak więc poradziła sobie Gudrun ze swoją zazdrością.

Z powodu Gudrun dawna przyjaźń między Bollim a Kjartanem przechodzi ciężką próbę. Jest powszechnie wiadomym, choć się o tym nie mówi, że Kjartan ma bratu za złe, iż odebrał mu Gudrun, zaś Bolli staje się zazdrosny o pozycję przybranego brata po jego słudze u króla Anglii. Sama Gudrun namawia męża do pozbycia się swojego brata, gdyż jego obecność w sąsiedztwie zagraża jego pozycji. Konflikt między braćmi rośnie, ale Bolli nie chce zorganizować towarzyszy przeciwko bratu. Wówczas Gudrun stawia mu warunek:  „z naszym pożyciem małżeńskim będzie koniec, jeżeli wycofasz się z tej wyprawy”.

Dalej czytamy: „pod wpływem dalszych słów Gudrun wzrastały w Bollim zawziętość i wrogość przeciw Kjartanowi”. Kobiece podżeganie kończy się tym, że Bolli osobiście zabija Kjartana. Po tym czynie ma wyrzuty sumienia i sam zawiadamia o popełnieniu zabójstwa. Gdy wraca do domu i informuje o przebiegu wyprawy, Gudrun daje wyraz swojej radości. Chwali męża za poprawnie wykonany obowiązek względem domu: „Wielka jest praca naszego dnia, ja  wyprzędłam jedenaście łokci przędzy, a ty zabiłeś Kjartana.” Bolli nie może zrozumieć jej zawziętości i nienawiści, lecz na Gudrun nie robi wrażenia żadna z reprymend męża. Ostatecznie komentuje całą sprawę słowami:

„A wymieńmy i to na ostatku, co mi się wydaje najlepsze ze wszystkiego, że Hrefna dziś wieczór nie pójdzie śmiejąca się do łoża.”

Zgodnie z prawem na Islandii krewni Kjartana mają prawo zemścić się na Bollim. Gdy ostatecznie dochodzi do zamordowania męża Gudrun w ich domu, ona sama nie okazuje smutku, uśmiecha się i odprowadza zabójców męża do drogi. Próbują oni potem zinterpretować jej zachowanie; być może wynikało z jej dobrego wychowania, a może z przemyślanej już kolejnej zemsty. I faktycznie Gudrun będzie potem namawiała swoich synów, Torleika i Bollego, do pomszczenia ojca. Pokazuje im zakrwawione ubrania Bollego, mówiąc: „Te szaty mają wam przypomnieć pomstę za śmierć ojca”. Sama, jako kobieta, nie może sięgnąć po broń, ale jej rolą jest namówienie mężczyzny do pomszczenia bliskiej jej osoby. Synowie mają wówczas po 16 i 12 lat, dlatego odmawiają wykonania matczynego rozkazu. Tymczasem na horyzoncie pojawia się inny mężczyzna, Torgils, który ma ochotę pomścić Bollego w zamian za rękę Gudrun. W odpowiedzi na tę ofertę Gudrun składa fałszywą przysięgę, dzięki której po dokonanym morderstwie uda jej się wykręcić z małżeństwa z Torgilsem. W tym fragmencie sagi dowodzi swojego sprytu i umiejętności wodzenia mężczyznami, którzy są gotowi dla niej łamać prawo, kiedy ona łamie ich serca.

Gudrun wiąże się z Torkelem, zamożnym i starszym mężczyzną, którego najwyraźniej kochała, gdyż związała się z nim z własnej woli. Według przepowiedni opartej na jej śnie otwierającym sagę, Torkel rychło umiera, a jej serce staje się „ciężkie”. Trudno jednak jednoznacznie powiedzieć, czy Gudrun odwzajemniała uczucia któregokolwiek z bohaterów sagi. Pod koniec historii dowiadujemy się o wielkiej przemianie Gudrun – staje się bardzo zbożną, pierwszą kobietą w Islandii, która znała psałterz, pierwszą też islandzką zakonnicą i pustelnicą. Gdy syn na niedługo przed jej śmiercią zadaje jej pytanie: „którego męża kochałaś najbardziej?”, Gudrun wydaje się rozliczyć ze swoich błędów i żałować za grzechy:

„Temum najcięższą chwilę w życiu dała, kogom z głębi serca ukochała.”

Można więc uznać Gudrun za skandynawską femme fatale.  Piękna, inteligentna, wodzi i zwodzi mężczyzn, prowadzi ich na pokuszenie, a wręcz zatracenie, ale ostatecznie umiera w spokoju i samotności żałując za swoje grzechy.

Ilustracja: Maria Hiszpańska-Neumann https://utulethule.pl/maria-hiszpanska-neuman-sagi-jak-malowane/

Postacie femmes fatales z sag, szczególnie Gudrun, są bardzo zagadkowe i zastanawiają badaczy. Być może historie te zostały podkoloryzowane przez XIII-wiecznych chrześcijańskich skrybów, którzy próbowali nadać bohaterkom cechy biblijnej Ewy? Nie jest jednak tak, że spisujący sagi skrybowie byli szowinistami i przypisywali wszelkie niepowodzenia zwodniczej naturze kobiet. Owszem, pojawiają się w sagach nawet wątki miłosne, bliskie romansom rycerskim, jednak w wydaniu islandzkim bohaterowie zawsze będą stąpać mocno po ziemi.  Kiedy młody wiking wyjeżdżał z kraju i wiązał się z ukochaną obietnicą powrotu po trzech latach, a mimo to nie wracał na czas albo podczas jego nieobecności konkurent poślubiał jego ukochaną, po jego powrocie nie spotykamy się z porywami serca.  Nawet jeśli kochankowie (bo często dziewczyna zmuszana była do ślubu z niechcianym mężczyzną) cierpią, to robią to w milczeniu.  Ale tak naprawdę wątki romantyczne pojawiają się w sagach o wiele późniejszych, widocznie już inspirowanych europejskimi chansons de gests.

Czytaj więcej:

Maria Hiszpańska-Neumann: Sagi jak malowane

Gdy po raz pierwszy sięgnęłam po wydanie Sag islandzkich z 1960 roku, ogromne wrażenie zrobiły na mnie nie trudne w odbiorze, pisane specyficznym językiem sagi, ale piękne drzeworyty.

Wtedy wymarzyłam sobie napisać o nich pracę licencjacką, ale sprawy potoczyły się inaczej. Temat wrócił jednak do mnie sam po latach, wraz z premierą książki Ewy Kiedio i Marii Czarneckiej: Zostały mi słowa miłości. Maria Hiszpańska-Neumann: życie i twórczość. Tym razem sprawy nabrały obrotów: udało mi się skontaktować z dziećmi artystki, przyjrzeć dokładniej jej pozostałym grafikom i zmotywować wielu miłośników Islandii do sięgnięcia po stare wydania sag islandzkich.

Na początku marca, gdy powietrze pachniało już wiosną, a na Mokotowie kwitły pierwsze krokusy, odwiedziłam panią Bognę Neumann w mieszkaniu, w którym przez lata żyła i pracowała jej mama, Maria Hiszpańska-Neumann. Pani Bogna już na wstępie zaprosiła mnie do widnej przestrzeni, obecnie pełniącej funkcję przedszkola. “To tutaj mama miała swoją pracownię”, sympatyczna gospodyni zachęca mnie, by wejść dalej. “Wszystkie jej prace od 1962 roku powstawały w tym miejscu”, dodaje. Potem przechodzimy do części mieszkalnej, a na stole czekają już sagi islandzkie drukowane nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w latach 70. Otwieramy je, przeglądamy strona po stronie, znajdując charakterystyczne drzeworyty Hiszpańskiej-Neumann na obwolutach, okładkach, stronach tytułowych, oddzielnych stronach, a także winietach i inicjałach w tekście.

Hiszpańska-Neumann zilustrowała cztery wydania sag islandzkich: Sagi islandzkie (opr. Artur Górski, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1960), oraz trzech wydawnictw Poznańskiego w tłumaczeniu Apolonii Załuskiej-Strömberg: Sagę o Njalu (1968), Sagę rodu z Laxdalu (1973) oraz Sagę o Egilu (1974). 

W jej dorobku znajdziemy jeszcze kilkadziesiąt innych tytułów, które zilustrowała, łącznie ponad 90 publikacji! Piszą o nich autorki wspomnianej już monografii w rozdziale drugim, Całą głową lecę w romańszczyznę. Ilustracje książkowe. Z niego dowiedziałam się, że Hiszpańska-Neumann, której twórczość znam wyłącznie z ilustracji książkowych, zaczęła swoją przygodę z grafiką użytkową z przypadku, czy może nawet konieczności. Rozpoczęła studia w 1935 roku, ale rozwój kariery artystycznej przerwała wojna. W 1942 roku wywieziono ją do obozu Ravensbrück, gdzie wykonała wiele rysunków. Trzy lata później udało jej się uciec podczas ewakuacji i wróciła do Warszawy w 1945 roku. Wtedy właśnie zaczęła przyjmować zlecenia na ilustracje książkowe, bo w trudnej sytuacji finansowej była to najlepsza droga do zarobienia pieniędzy. Dla niej samej o wiele ważniejsze było malarstwo, którego uczyła się m.in. u Karola Tichego na warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych. W jej dorobku znajdziemy więc liczne przykłady malarstwa sakralnego, w tym – także niezrealizowane lub niezachowane – malowidła ścienne do kościołów projektowanych np. przez Władysława Pieńkowskiego (o czym dowiaduję się od swojego czytelnika, Emiliana Nagiela, za co mu bardzo dziękuję ;)).

A jednak wielu kojarzy ją jako świetną ilustratorkę książkową, mistrzyni drzeworytu. Używała najchętniej dwóch rodzajów tej wypukłej techniki graficznej: 

“Ponieważ nad ilustracjami do książek związanych ze średniowieczem pracowała od końca lat czterdziestych aż po lata siedemdziesiąte, ich przegląd pozwala zaobserwować zmian dokonujące się w jej stylu i technice – przejście od wycyzelowanego, bogatego w szczegóły i wysoce dekoracyjnego drzeworytu sztorcowego do prostoty czy wręcz surowości drzeworytu langowego.”[1]

Drzeworyty sztorcowe, czyli poprzeczne, odnajdziemy w ilustracjach do Sag islandzkich z 1960 roku. Tu grafika jest dokładniejsza, szczegółowa i jakby delikatniejsza, co widać chociażby na przykładzie ilustracji do Sagi o Gudrun (poniżej).  Linie są prowadzone gładko, twarze mają delikatniejsze rysy, a figury postaci subtelnie wydobyte są z czarnego tła. Do takiego typu drzeworytu używana jest deska cięta w poprzek pnia, składająca się z posklejanych małych klocków. Jak jednak dowiedziałam się od córki artystki, Maria Hiszpańska-Neumann szybko odeszła od małych klocków na rzecz drugiej techniki graficznej. 

Jeśli porównamy powyższe grafiki z drzeworytami wykonanymi do późniejszego wydania Sagi Rodu z Laxdalu, opowiadającej tę samą historię, zauważymy znaczne różnice. Tutaj formy wydają się bardziej kanciaste, proporcje (już znacznie wydłużonych postaci) jeszcze bardziej zachwiane, przejścia między bielą a czernią znacznie skrócone, spłaszczające plamę barwną. Rama całej kompozycji ulega pogrubieniu, a formy wydają się ciosane szybko i równo, jakby w twardszym materiale i z mniejszą dbałością. Nawet tło nie jest wydłubane do końca, a artystka pozostawiła jego chropowatą fakturę dla uzyskania efektu widocznego na ilustracji po prawej stronie.  Rezygnacja ze szczegółów i modelunku brył, a także wzmożenie ekspresji za pomocą silnego kontrastu między bielą a czernią zdaje się świetnie odpowiadać stylowi sag islandzkich. Jak piszą autorki monografii Hiszpańskiej-Neumann: 

“Mocno uproszczone, rzec można nawet: toporne, poddane deformacji i zgeometryzowaniu ryciny odpowiadają grubo ciosanej mentalności bohaterów owych historii”.[2]

W zleceniach dla Wydawnictwa Poznańskiego Hiszpańska-Neumann wykorzystała technikę drzeworytu langowego, czyli wzdłużnego. W tym przypadku używana jest deska cięta wzdłuż pnia, w efekcie czego słoje i włókna biegną równolegle do krawędzi deski, a sama powierzchnia drzeworytu jest większa. Poza całostronicowymi ilustracjami, w wydaniach tych znajdziemy też winiety oraz większe kompozycje na obwoluty książek, wszystkie wykonane techniką drzeworytu wzdłużnego. Szczególnie piękne są te niewielkie kompozycje winietowe, wykonywane w skali 1:1. W wielu z nich dopatrzymy się bezpośredniej inspiracji sztuką dawnej Skandynawii, tak rytami z kamieni runicznych, jak i ilustracjami ze średniowiecznych manuskryptów. Każdy rozdział rozpoczyna się także inicjałami malowanymi tuszem, a w kształcie liter znajdziemy ewidentną stylizację na runy

Skąd Maria Hiszpańska-Neumann czerpała inspirację? Od jej córki wiem, że nigdy nie była na Islandii, ale podróżowała do Szwecji, gdzie być może odwiedziła jakieś muzeum ze zbiorami sztuki skandynawskiej. Znała ją zresztą dobrze z albumów, które jeszcze do niedawna zdobiły regały mokotowskiego mieszkania. Wśród nich pani Bogna pamięta niemieckojęzyczny album z reprodukcjami sztuki islandzkiej, dowód na to, że ilustratorka przygotowywała się do każdego zlecenia rzetelnie, znajdując nie tylko idealną formę dla ilustrowanej treści, ale też zgodną z kulturą danego tekstu. Fascynowało ją średniowiecze, a dużą wiedzę na temat sztuki romańskiej i gotyckiej zaczerpnęła z wykładów na Uniwersytecie Warszawskim. Z niemieckich źródeł doczytywała to, czego nie dowiedziała się od polskich profesorów. Resztę dopowiedziała wyobraźnia albo znajomi, tak jak Dariusz Bogucki, podróżnik i żeglarz, autor reportażu Islandzki rejs. Jak wspomina pani Bogna, mama przyjaźniła się z Boguckimi i poznawała Islandię poprzez fotografie i opowieści z pierwszej ręki. A te z pewnością pobudzały wyobraźnię, bo nawet fragmenty książek Dariusza Bogackiego dowodzą jego umiejętności budowania plastycznych opisów:

“Krajobraz wokół nas zmienia się ciągle. Trawiaste, połogie wzgórza ustępują miejsca wielkim rumowiskom starej, zwietrzałej lawy. Gdzieniegdzie regularne kształty bruzd zastygłej lawy przypominają zaoraną ziemię lub fale skamieniałego morza. (…) Wjeżdżamy w górzystą okolicę czarnych bazaltowych skał o dziwnych, poszarpanych ostro kształtach. Tworzą one długie, strome grzędy, wyrastające pionowo wśród rudych, piarżystych usypisk i kęp ubogiej trawy.” [3]

Czy mając takie wyobrażenie Islandii można inaczej zilustrować najważniejsze teksty tutejszej literatury? To, że Maria Hiszpańska-Neumann potrafiła bezbłędnie oddać nastrój i charakterystykę tak opisywanych w sagach wydarzeń, jak i samej specyfiki islandzkiej kultury, dowodzi ogromnego talentu i wrażliwości ilustratorki. Choć interesowała się różnymi tekstami doby średniowiecza i ilustrowała wiele z nich, krótki epizod z sagami zaowocował pięknymi ilustracjami, pobudzającymi wyobraźnię czytelników. Wszystkich zaintrygowanych twórczością Myszki, bowiem tym małym gryzoniem sygnowała swoje prace, zapraszam do zgłębienia jej dorobku. A fanów literatury staroislandzkiej zachęcam do pochylenia się nad grafikami Hiszpańskiej-Neumann i odkrycia, z jaką celnością i prostotą potrafiła ubrać daną scenę w odpowiednie formy. 

 

Za pomoc w przygotowaniu tekstu oraz zgodę na wykorzystanie prac Marii Hiszpańskiej-Neumman dziękuję jej dzieciom: Bognie i Michałowi Neumann. Za inspirację i kontakt ze spadkobiercami dziękuję również Ewie Kiedio. 

Bibliografia:

[1] Całą głową lecę w romańszczyznę. Ilustracje książkowe [w:] Ewy Kiedio i Marii Czarneckiej: Zostały mi słowa miłości. Maria Hiszpańska-Neumann: życie i twórczość, Wydawnictwo Biblioteka “Więzi”, 2020, s. 218
[2] Ibidem, s. 224.
[3] Dariusz Bogucki, Islandzki rejs, wyd. Iskry, Warszawa 1970, s. 101-102.

Więcej o Marii Hiszpańskiej-Neumann:
https://maria-hiszpanska-neumann.pl/o_artystce.html
http://cdim.pl/maria-hiszpanska-neumann-droga,587
https://niezlasztuka.net/ksiazki/maria-czarnecka-ewa-kiedio-zostaly-mi-slowa-milosci-maria-hiszpanska-neumann-zycie-i-tworczosc/

WSZYSTKIE ILUSTRACJE SĄ AUTORSTWA MARII HISZPAŃSKIEJ-NEUMANN.
Copyright: spadkobiercy artystki. 

Skąd się wzięły wilkołaki na Islandii?

Czy wilkołak ma coś wspólnego z berserkiem? Jaką funkcję pełniły wilki w dawnej kulturze Skandynawii? O likantropii i „ulfach” w sagach i mitach.

Spośród wielu omawianych przeze mnie sag islandzkich, nie było jeszcze okazji, aby odnieść się do Sagi o Völsungach. Saga ta nie należy do tzw. sag klasycznych, gdyż znajdziemy tam zjawiska fantastyczne i stworzenia, na które nie ma miejsca w rzeczowych relacjach wydarzeń sag klasycznych. Takimi stworzeniami są chociażby smoki, jak ten, którego zabija Sigurd w drugiej części Sagi o Völsungach (isl. Völsunga saga). Ja jednak chciałabym skupić się na innym zjawisku, mianowicie na likantropii, czyli wilkołactwu (od gr. lýkos – wilk).

Przemiana człowieka w wilka pojawia się w wierzeniach ludowych i mitologiach wielu kultur. W kulturze staroskandynawskiej wilk zajmował ważne miejsce;  w samej Eddzie zwierzę to pojawia się kilka razy. Przede wszystkim jeden z najpotężniejszych wrogów bogów, Fenrir, syn Lokiego, był wilkiem (i dla spętania go krasnoludy wykonały specjalny łańcuch). Natomiast podczas końca świata, Ragnaroku, wilk pożre słońce. Stąd wilk kojarzył się przede wszystkim ze złem i zniszczeniem i uosabiał najgorsze cechy ludzkości.

John Bauer, Tyr i Fenrir, 1911 (podczas próby spętania potwora w specjalnie utkany łańcuch Tyr “dał sobie rękę uciąć”, że bogowie mają względem Fenrira pokojowe zamiary)

 

Przejdźmy jednak do tego, co dokładnie przydarzyło się Sigmundowi i Sinfjotlemu, bohaterom Sagi o Völsungach. Wędrując po lesie napotkali dwóch śpiących mężów z wiszącymi nad nimi wilczymi skórami. Wzięli więc je i włożyli na siebie, a odtąd nie mogli już z nich w żaden sposób wyjść. Choć czuli się ludźmi, nie umieli walczyć z drapieżnym instynktem, co widać w zachowaniu Sinfjotlego podczas walki z jedenastoma mężczyznami, a przede wszystkim w okrutnym ukaraniu niepokornego podopiecznego – Sigmund rzuca się na Sinfjotlego i zagryza go na śmierć. Potem chce za wszelką cenę pozbyć się wilczej skóry, wiedząc, że nie jest sobą nosząc ją na swoim grzbiecie.

Mamy zatem do czynienia z mężczyznami, którzy pod postacią wilczą atakowali w morderczym szale. Skojarzenie ze znanymi nam z filmów i książek wilkołakami jest na tyle oczywiste, że wielu badaczy nazywa Sigmunda i Sinfjotla wilkołakami, co nie powinno dziwić, skoro w języku polskim słowo to oznacza dosłownie człowieka porośniętego wilczą sierścią. I faktycznie nasi bohaterowie mają cechy wilkołacze; o ich zachowaniu decyduje siła wyższa, „moc” zawarta w wilczych skórach. W sadze czytamy, że „Tamtego dnia nie mogli wyjść z wilczych skór”[1]. Wyjście ze skóry było bowiem możliwe, ale najwcześniej 10. dnia po jej włożeniu, więc do tego czasu noszący ją nie panował do końca nad swoim zachowaniem.

Weźmy jednak pod uwagę, że Sigmund i Sinfjotl dobrowolnie włożyli na siebie wilcze skóry. Co więcej, zdawali sobie sprawę z ich mocy, tak jakby oczekując efektów, jakie miały przynieść ich noszenie. Zatem chcieli stać się wilkołakami. W niektórych kulturach, również nordyckiej, znane są przykłady inicjacji wilkołaczych. Pierwsze próby miały miejsce jeszcze kiedy chłopiec był pod opieką matki. Gotowi adepci spotykali się w ustronnym miejscu, np. lesie, najlepiej w dniu przesilenia albo o pełni księżyca. Następowała ceremonia; kandydata rozbierano do naga i poddawano go rytualnej śmierci – zakopywano, podtapiano lub dotykano skrwawionym mieczem. Wierzono, że odradzał się jako wilczy brat.

Czemu służyły tego typu inicjacje? Odrodzony śmiałek miał przejąć cechy zwierzęce, potrzebne mu w walce. W ten sposób opisana w Sadze o Volsungach historia byłaby niczym innym, jak zaprezentowaniem schematu inicjacji wojennej młodzieńca. Matka Sinfjotla już w dzieciństwie poddaje go próbie wytrwałości i męstwa; następny etap inicjacji ma miejsce w towarzystwie Sigmunda – w lesie, w ustronnym miejscu. Pamiętamy, że pobyt bohaterów w lesie wynikał z nieprzygotowania młodzieńca.  Dopiero walka w wilczych skórach i symboliczna śmierć Sinfjotla (wierzono, że wilkołakiem można się stać poprzez ugryzienie przez drugiego wilkołaka) sprawiają, że jest on gotowy do walki z wrogiem w celu pomszczenia dziadka. Kiedy wilcze skóry zostają wykorzystane, pali się je, tak jak pozbywano się rekwizytów potrzebnych do inicjacji.

Płyta wykonana z brązu pochodząca z ery Vendela znaleziona w Olandii przedstawiająca berserka, źródło: WikiCommons

 

Nie mamy więc wątpliwości, że bohaterowie omawianej sagi byli wilkołakami. Ale czy to jedyny przypadek, kiedy w sagach pojawia się przemiana wojownika w groźne zwierzę? Podobnym inicjacjom oddawali się berserkowie. Sagi określają tym terminem wojowników walczących w skórach zwierząt. Samo słowo berserk oznacza “skóra niedźwiedzia”,  choć mówiono na nich także ulfhednar, “ludzie w skórze wilka”. Skóra niedźwiedzia czy wilcza, możliwe, że berserkiem była po prostu „osoba walcząca w samej koszuli, naga”.  Berserkowie, których poznajemy w sagach islandzkich, wyróżniają się cechami dzikich zwierząt, a zatem nieustraszoną walką w szale, podczas której byli niepokonani i siali spustoszenie wśród wrogów.  Tacy berserkowie wydawali się niepokonani, jak np.  islandzki berserk Otrygg znany z Sagi o Njalu, który potrafił  bez szwanku przejść przez dwa płonące ogniska (podczas próby chrystianizacji Islandii).

Z kolei w Sadze o Egilu poznajemy wielu berserków. Pierwszym jest dziadek tytułowego bohatera, Kwedulf:

“Opowiadają, że z tymi, którzy się przemieniają w wilki albo dostają berserkowego szału, sprawa tak się ma, że póki owa przemiana trwa, są tak mocni, że nikt i nic nie jest w stanie im się przeciwstawić, lecz skoro minie, wówczas są zupełnie wyczerpani i bez siły. Tak też było teraz z Kweldulfem” [2].

Jednak według sagi, bycie berserkiem to przypadłość dziedziczone. Po Kwedulfie podobne cechy będzie miał jego syn Skalla-Grím, o którym król Harald powiedział: “Kiedym miał przed sobą ten wielki, łysy łeb, zobaczyłem, że mu wilkiem z oczu patrzy. Skoro się tylko dorwie, pozabija mi moich najlepszych ludzi” [3]. Cechy te miał też przejąć jego syn, a wnuk Kwedulfa – Egil, który nie grzeszył wdziękiem, ale za to był potężny, silny i świetnie się bił, zarówno za młodu, kiedy jako kilkulatek był w stanie ubić starszego od siebie, jak i później. Z końcowego fragmentu sagi dowiadujemy się, że nawet czaszka Egila była niezniszczalna: “Opowiadają starzy, że są to kości Egila. Wtedy to duszpasterzem był Skapti Thorarinsson (…), wziął on czaszkę Egila i pochował ją na cmentarzu. Czaszka była przeolbrzymia, ale jeszcze bardziej nieprawdopodobny był jej ciężar. (…) Skapti chciał wtedy przekonać się, jak gruba była kość. Wziął duszy topór, zamierzył się z całą siłą i rąbnął obuchem, chcąc ją rozłupać. Tam gdzie obuch trafił, kość zbielała, lecz nie wklęsła ani nie pękła” [4].

Saga o Egilu, tłum. Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, 1974, ilustracje: MARIA HISZPAŃSKA-NEUMANN, copyright: spadkobiercy autorki

 

Skąd berserkowie mieli taką siłę? Czy był to wynik inicjacji, magiczna rola wilczej lub niedźwiedziej skóry, a może coś więcej? Patronem berserków był Odyn i to on miał wprawiać ich w szał bojowy, tzw. berserkgang. Zgodnie z sagami wojownik w szale był odporny na broń, gryzł tarczę i potrafił zabić wszystkich, którzy stawali na jego drodze i wierzono, że to sam Odyn daje swoim wojownikom taką nadludzką moc. A jednak współcześni badacze uważają, że przyczyną szału walki mogły być jakieś szczególne substancje. Z pierwszego cytatu z Sagi o Egilu dowiadujemy się, po berserkgangu Kwedulf był wyczerpany i bez sił. To świadectwo pozwoliło badaczom na domysły, że szał bojowy był w istocie efektem środków halucynogennych, np. grzybów czy innych substancji, z których warzono specjalne napoje, pite przez wojowników przed walką. Podobno według przekazów wojownik musiał nie tyle odpocząć, co przeczekać kilka dni, był bowiem na szaleńczym kacu i unikał kontaktu z innymi.  Bardzo prawdopodobne, że doprowadzanie się do takiego stanu miało związek z rytuałami religijnymi, a więc odurzanie się mogło mieć na celu przypodobanie się Odynowi.

Czy berserkowie byli wilkołakami? Często łączono berserków z wilkołakami, choć trudno stawiać pomiędzy tymi pojęciami znak równości. Głównym argumentem jest brak całkowitej zmiany wyglądu;  włożenie wilczej skóry nie jest równoznaczne z przemianą człowieka w wilka pod względem jego wyglądu. „Wilkołacy”, których poznajemy w sagach, choć ubrani w wilcze skóry, raczej zachowują się jak dzikie zwierzęta  niż wyglądają tak jak one. Ale czy rzeczywiście nie dochodziło do żadnej przemiany wyglądu?  Dziki temperament miał wpływ na wygląd zewnętrzny berserka, jak w przypadku wspomnianego już Skalla-Gríma, któremu „wilkiem mu z oczu patrzyło”. Z kolei o najstarszym berserku z rodu mówiono: „kiedy się miało ku wieczorowi [Ulf – imię znaczące] stawał się zły, tak że ludzie nie mieli odwagi zbliżyć się do niego, stawał się senny i opowiadano, że przyoblekał się w inną postać. Dano mu miano Kweldulf, Wilk Nocny”.  Jeśli oprzeć się wyłącznie na tym opisie, Skalla-Gríma miał cechy wilkołacze, a dzikość i szał berserków (bez opamiętania) mógł zainspirować wierzenia ludowe na temat wilkołaków.

Bibliografia:

[1] Saga o Völsungach, tłum. Renara Leśniakiewicz, wyd. Armoryka, Sandomierz 2009, s. 16
[2] Saga o Egilu, tłum. Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, 1974, s. 55-56.
[3] Ibidem, s. 51.
[4] Ibidem, s. 212.

Berserkowie czy wilkołacy? [w:] Leszek Paweł Słupecki, „Wilkołactwo”, Warszawa 1987
Berserkowie czy wilkołaki? [w:] Leszek Paweł Słupecki „Wojownicy i wilkołaki”, Warszawa 1994
Wojownicy Odyna [w:] Erberto Petoia, „Wampiry i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Kraków
Wikingowie, Wilkołaki i Halucynogeny, dr Jerzy Tomasz Bąbel, dostępne on-line: http://www.etniczni.pl/jerzy-t-babel/wikingowie-wilkolaki-i-halucynogeny

Bóg i bogowie, czyli Kristnitaka w sagach

Wiemy, że Islandia przyjęła chrześcijaństwo bez oporów, a stało się to około 1000 roku.

Procesy chrystianizacyjne w Skandynawii rozpoczęły się w IX wieku[1]. W większości krajów tej części Europy nowa wiara przyjmowana była stopniowo. Zależało to przede wszystkim od przywiązania ludu do rodzimych bogów, a także skuteczności działań misjonarzy z południa kontynentu. Największy wpływ na przyjęcie chrześcijaństwa mieli jednak władcy, to oni bowiem w pierwszej kolejności przyjmowali chrzest, upatrując w tym korzyści polityczne i poprzez nową wiarę wzmacniali swój autorytet[2]. Nie oznaczało to jednak automatycznego nawrócenia poddanych: Dania przyjęła chrzest dopiero za panowania Haralda Sinozębego w latach 60. X wieku[3], natomiast w Norwegii[4] oraz w Szwecji[5] do końca X wieku chrześcijaństwo nie było w stanie wyrugować rodzimej wiary, a chrześcijanie stanowili mniejszość. Pełna chrystianizacja tych państw nastąpiła wiek później, a całkowity koniec tego procesu przypada dopiero na wiek XII, kiedy to organizacja kościelna dotarła do odległych wsi i znalazła oparcie w klasztorach i sieci parafii.

Kristnitaka, czyli chrystianizacja Islandii

Zupełnie inaczej prezentuje się na tym tle Islandia. Istnieje powszechne przekonanie, że wszyscy Islandczycy ochrzcili się jednocześnie, a za datę ochrzczenia Islandii przyjmuje się rok 1000, choć wielu badaczy próbuje przesunąć tę datę na rok 999[6]. Warto jednak podkreślić, że chrześcijaństwo istniało na Islandii jeszcze przed Islandczykami. W końcu pierwszymi osadnikami na Wyspie byli irlandzcy mnisi, przepędzeni przed najeżdżających pogan, o czym dowiadujemy się od Ariego Mądrego, autora Księgi o Islandczykach (Íslendingabók): „Wtedy żyli tam chrześcijanie, których nazywano Paparami, ale wywędrowali, gdyż nie chcieli przebywać razem z poganami, i pozostawili irlandzkie księgi, dzwoni i pastorały” [7]. W następnych latach wśród norweskich osadników zjeżdżających na Islandię znalazło się jednak wielu wyznawców nowej wiary, a zatem przełomowy moment miałby dotyczyć raczej nawrócenia się reszty społeczeństwa. Tę decyzję przyjęto więc podczas zgromadzenia ogólnego, którego uczestnicy byli w pewnej części chrześcijanami, a pozostali poganami. Według źródeł, na Althingu wystąpiło dwóch głosicieli praw: jeden reprezentujący pogan, a drugi chrześcijan. Zdecydowano, że decyzję ma podjąć Þorgeir Ljósvetningagoði, przedstawiciel wyznawców dawnej wiary. Podobno rozmyślał dzień i noc, aż w końcu pojawił się na Skale Prawa i ogłosił, że Islandczycy powinni przyjąć chrześcijaństwo, a poganie będą mogli kontynuować stare zwyczaje w tajemnicy[8].

To pokojowe i bezkrwawe przyjęcie chrześcijaństwa stało się ewenementem na skalę europejską. Za przyczyny takiego podejścia do sprawy badacze upatrują wiele przyczyn. Po pierwsze: na Islandii współistniało wiele kultów i wierzeń, a nie istniała nigdy nadgorliwość religijna i nie dawał się odczuć wypływający stąd fanatyzm godzący w porządek publiczny. Po drugie, niektórzy spośród pierwszych osadników byli już chrześcijanami, a ci, którzy poza granicami wyspy przyjęli chrześcijaństwo, wyznawali w praktyce dwóch bogów, Chrystusa i Thora.  Stąd łatwiej było na kompromis, który osiągnięto na tingu. Błędem byłoby jednak uznanie, że pomimo braku koronowanego władcy mieszkańcy wyspy całkowicie przyjęli chrześcijaństwo całkowicie niezależnie od spraw dziejących się na kontynencie. Wyspa była w końcu w stałym kontakcie z innymi znanymi lądami,  a niezależność polityczna wyspy nie podobała się królom norweskim. Stąd Norwegia niejednokrotnie naciskała na Islandię, jak chociażby w 980 roku wysyłając delegację mającą nawrócić islandzkich pogan na chrześcijaństwo.

Ale wiele z tych rzeczy dowiemy się,  czytając sagi. Kristnitaka, czyli przyjęcie chrześcijaństwa na Islandii, staje się ważnym motywem wielu z nich. Dlatego posłużę się nimi do zilustrowana chrystianizacja Islandii, choć warto na początku zaznaczyć, że sagi nie są w stu procentach wiarygodnymi źródłami historycznymi, a pisane z perspektywy czasu – oraz najprawdopodobniej przez autorów chrześcijańskich – nie pozostają w pełni obiektywne. Ale nawet wspomniana już Księga o Islandczykach pisana była z perspektywy ponad 260 lat i zrecenzowana przez biskupów, a mimo to dzieło Ariego uchodzi za historycznie wiarygodne. Tak samo więc sagi można uznać za kopalnię wiedzy na temat średniowiecznych obyczajów skandynawskich i pozwalają na przynajmniej częściowe prześledzenie przyjmowania nowej wiary i zastępowania starych zwyczajów religijnych nowymi (albo i nie).

Norweski szantaż

Jak już wspomniano, niezależność polityczna Islandii nie podobała się koronie norweskiej. W sagach wspomina się więc często o tym, jak król Norwegii próbował przekonać Islandczyków do przyjęcia nowej wiary. Chrystianizacja pozornie odległej Wyspy miała konkretne skutki w powolnej utracie autonomii: pierwsze biskupstwa polegały Norwegii, a ostatecznie cała Islandia weszła pod panowanie norweskie w 1262 roku.

Najwięcej na temat starań norweskich królów o to, by Islandia stała się chrześcijańską, dowiemy się z Sagi Rodu z Laxdalu.  W rozdziałach 40 i 41 opisane są pierwsze próby nawrócenia Islandczyków, które podejmuje król Olaf Tryggvason, uciekając się do szantażu. Najpierw Kjartan i Bolli, główni bohaterowie tej części sagi, odbywający tymczasową służbę na dworze norweskim, trafiają na twarde stanowisko nowego króla w sprawie wiary chrześcijańskiej. Jak mowa wprost w sadze, “król Olaf nakazał, by lud nawrócił się na nową wiarę”, a przebywający w Norwegii Islandczycy nie mogą opuścić kraju, gdyż Olaf “wydał dla ich statków zakaz wyjazdu, dlatego że wzbraniali się przyjąć wiarę na jego rozkaz” [9].

W obliczu uwięzienia na obcym lądzie, grupa Islandczyków planuje atak na króla, jednak ten poznaje ich plany i zwołuje ich na ting, utrzymując swoje postanowienie. Zmuszeni do kapitulacji, mężowie postanawiają poddać się woli króla i przyjąć chrześcijaństwo.  Idą śladem Kjartana, który – choć według niektórych traktowany niemal jak zdrajca, staje się przywódcą grupy i dyplomatycznie prowadzi do zakończenia sprawy. “Po czym byli ochrzczeni Kjartan i Bolli, i cała ich załoga okrętowa, i całe mnóstwo innych osób. Było to drugiego dnia święta Bożego Narodzenia przed służbą bożą” [10].

MARIA HISZPAŃSKA-NEUMANN, ilustracja do Sagi rodu z Laxdalu, Wydawnictwo Poznańskie, 1973, copyright: spadkobiercy autorki

W następnym rozdziale król Olaf znów zaszantażuje Kjartana w związku z wiarą. Gdy dzielny wojownik prosi o pozwolenie na wyjazd z kupcami do Anglii, król odpowiada: “Pod tym jedynie warunkiem pozwolę ci wyjechać, Kjartanie, że pojedziesz w lecie do Islandii i sprawisz, iż lud przyjmie chrześcijaństwo. Obojętnie, jakich użyjesz sposobów, gwałtu czy też rozumu” [11]. Kjartan wybiera jednak zostać u króla, gdy – jak mówi – nie zamierza zmuszać rodaków do niczego.

Stosunek do nowej wiary

W sagach wielokrotnie podkreślone są początkowe wątpliwości co do przyjęcia nowej wiary. W  jednym z dialogów bohater przyznaje swojemu rozmówcy, że jego zdaniem chrześcijaństwo wydaje mu się mdłe. Jednak stosunek bohaterów sag do nowej wiary nie jest wyłącznie sceptyczny. Wielu oczywiście obawiało się gniewu bogów, tak jak więźniowie króla Olafa w Sadze Rodu z Laxdalu, którzy złą pogodę przypisywali jego decyzji: “Jest to kara za wybryki króla, za tę jego nową wiarę, co budzi gniew bogów” [12]. Ale pozostali upatrywali w chrześcijaństwie szansę na “udobruchanie” sobie nowego Boga do własnych celów. Dzieje się tak na przykład w Sadze o Howardzie z Fiordu Lodowego: „Słyszał, jak na obczyźnie opowiadano, że tam innej uczą wiary niż w krajach północnych – i uczynił ślub: gdyby go ktoś mógł pouczyć, że ta wiara lepsza jest i piękniejsza niż stara, to ją przyjmie, jeżeli teraz zwycięży Torbjoerna” [13].

Często jednak się zdarza, że bohaterowie po prostu nie chcieli porzucić obrzędów wynikającej ze starej wiary. Szczególnymi ulubieńcami Islandczyków, o których najczęściej mowa w sagach – był Thor, Odyn oraz Frej. Ten ostatni staje się kluczową postacią w Sadze o Hrafnkelu ofiarniku Freja. Główny bohater zawierza temu bogu swojego ukochanego rumaka, a raczej: ten bóg urodzaju ma być współwłaścicielem konia, a poza nim i Hrafnkelem nikt nie ma prawa go dosiadać. Gorliwa wiara w obietnicę złożoną Frejowi doprowadzi Hrafnkela do zabicia swojego służącego, Einara, który w potrzebie dosiada konia mimo że uprzedzano go o tego konsekwencjach.

Ale powszechne przyjęcie chrześcijaństwa nie oznaczało całkowitego odejścia od pogańskich zwyczajów czy przesądów. W sagach wielokrotnie przypisuje się magiczną rolę snom i opiera swoje zachowanie na fatalizmie, natomiast czasami pojawiają się nawet postaci nadprzyrodzone, jak upiory czy duchy. Mowa też o sekretnym odstępstwie od przyjętych zasad, oddawaniu czci starym bogom w tajemnicy, a także spożywania koniny, oficjalnie uznanej za zakazaną przez chrześcijaństwo. Wątki te są jednak zepchnięte na drugi plan, co mogłoby wynikać z wyznania samego autora sagi – próbującego krzewić własne przekonania. Niewykluczone, że sagi też mogły mieć swój udział w chrystianizacji, a raczej przypieczętowaniu konwersji.

Być może właśnie dlatego wielu bohaterów w sposób kategoryczny odcina się od starych bogów. Kjartan wyprze się Thora, ulubieńca Islandczyków, takimi słowami: “gdy następnej zimy przybędę na Islandię, mało będę się troszczył o boga Thora”[14].  Z kolei w Sadze o Hallfredzie Skaldzie Kłopotliwym tytułowy bohater, skald zachęcany przez Olafa Tryggvasona do zwrócenia się ku chrześcijaństwu, zawyrokuje: „Cała rodzina, aby zdobyć łaskę Odyna, układała wiersze (…) zapalam się jednak nienawiścią do pierwszego Frigg męża, teraz służę Chrystusowi” [15].

Ważnym bohaterem-chrześcijaninem będzie również Njal, główna postać z Sagi o Njalu Spalonym.  W setnym rozdziale tej sali poznajemy jego podejście do nowej wiary, o której plotki dotarły na Wyspę z Norwegii, a która zakorzeniła się już na Wyspach Szetlandzkich, Farerskich i Orkadach. Gdy pozostali uważali, że przestępstwem jest porzucić starą wiarę, Njal odrzekł: “Mnie się wydaje, że ta nowa wiara jest o wiele lepsza i że szczęśliwy ten, co ją wybierze. Jeżeli tu przyjdą mężowie, co ją głoszą, będę popierał ich dzieło” [16]. W dalszej części sagi cała rodzina Njala pokładać będzie swoje nadzieje w Bogu, aż do śmierci, którą uznają za wolę bożą.

MARIA HISZPAŃSKA-NEUMANN, ilustracja do Saga o Njalu Spalonym, Wydawnictwo Poznańskie, 1968, copyright: spadkobiercy autorki

Walka o rząd dusz

Wiemy już, że Norwegom zależało na chrystianizacji Islandii. Informacje zawarte w sagach potwierdza Ari Mądry, który na kartach Księgi o Islandczykach pisze o szantażu Olafa Tryggvasona oraz misji ewangelizacyjnej księdza Trangbranda, który uczył ludzi chrześcijaństwa i chrzcił wszystkich, którzy przyjęli nową wiarę. Autor podaje nawet nazwiska pierwszych chrześcijan (Hall, syn Thorsteina z Sidy, Hjalti, syn Skeggi z Thorsardala, Gizur Biały, syn Teitsa), chociaż podkreśla, że  tych, którzy byli przeciwni lub odmówili chrztu była większość. Według Ariego więzienia Islandczyków obecnych w Norwegii przez króla miało być reakcją na niepowodzenie misji, a przybyli biskupi Gizur i Hjalti nawołują do przyjęcia wiary, gdyż król groził śmiercią uwięzionych. Ci sami będą potem przemawiać do zgromadzonych na Althingu i przekonywać do przyjęcia chrześcijaństwa, co skończy się wspomnianym już występem Thorgeira [17].

Podobno ów głosiciel praw miał przekonać rodaków do przyjęcia nowej wiary, dając im szansę na kontynuowanie dawnych praktyk w sekrecie [18]. W istocie zezwolono na utrzymanie pogańskiego zwyczaju porzucania dzieci oraz jedzenia koniny, ale wszystko musiało dziać się potajemnie (inaczej złapanemu na gorącym uczynku groziło trzyletnie wygnanie). Ari uważa jednak, że “już po kilku latach zlikwidowano te pogańskie zwyczaje”, a pierwsi biskupi na Islandii: Isleif w Skalholt i Jón w Holar cieszyli się dużym szacunkiem wśród Islandczyków.

Ale oddajmy jeszcze na koniec głos sagom, bowiem i w nich znalazło się miejsce na opis walki o rząd dusz. Są oczywiście sagi biskupie, ale również w sagach klasycznych znaleźć można ciekawe ustępy. Otóż w cytowanej już sadze o Njalu mamy rozdział “Krzyżem i mieczem”, a w nim walki religijne, a w następnych rozdziałach kilka interesujących informacji na temat rzekomej rywalizacji Thora i Chrystusa o rząd dusz. O tym, dlaczego Thor mógł kojarzyć się z Chrystusem pisałam tutaj,  przedstawiając słynną brązową statuetkę przypominającą obie postaci. W sadze o Njalu znajdziemy natomiast taki dialog:

“- Czy słyszałeś o tym – zapytała – że Tor wyzwał Chrystusa na pojedynek i że ten nie odważył się bić?
– Ja słyszałem – odparł Thangbrand – że z Tora pozostałby tylko popiół, gdyby Bóg tak chciał”[19].

W dalszej części fragmentu ten sam Thangbrand  będzie próbował nawrócić napotkanych pogan za pomocą próby ognia. Jeśli berserk zlęknie się ognia poświęconego przez chrześcijan, a przejdzie przez płomienie poświęcone przez pogan, wówczas będą oni mogli zostać przy swojej wierze. Jak można się jednak domyślić, próba udaje się na korzyć chrześcijan, a co więcej: miecz uderzony krzyżem, pada z rąk berserka na ziemię. Walka krzyżem i mieczem dobiega końca: wygrywa chrześcijaństwo.

Dlatego też nie dziwi, że pod koniec niektórych sag główni bohaterowie są już gorliwymi chrześcijanami, nawet jeśli zaczynali jako poganie. Przykładowo Gudrun, którą poznajemy głównie jako kobietę fatalną, doprowadzającą wszystkich swoich mężów do śmierci, kończy jako dewotka i prowodyrka religijna: „Gudrun stała się bardzo zbożna. Była pierwszą niewiastą w Islandii, która umiała psałterz. Długo leżała nocą w kościele na modlitwie. (…) Została pierwszą zakonnicą w Islandii i pustelnicą. Było powszechne mniemanie, że Gudrun była najznaczniejszą niewiastą swego stanu tu, w tym kraju” [20]. Z kolei protagoniści ostatniej części Sagi o Njalu, Flosi oraz Kari, spędzają ostatnie lata swojego życia na pielgrzymce. Pierwszy z nich, Flosi, dotarł do Rzymu i otrzymał tam odpust od samego papieża, co pięknie zilustrowała Maria Hiszpańska-Neumann za poniższym drzeworycie:

MARIA HISZPAŃSKA-NEUMANN, ilustracja do Saga o Njalu Spalonym, Wydawnictwo Poznańskie, 1968, copyright: spadkobiercy autorki

Warto wziąć udział w trwającym wciąż wyzwaniu #miesiączliteraturąstaroislandzką i sięgnąć po sagi! Dowiecie się z nich nie tylko o procesie przechodzenia na chrześcijaństwa, ale wielu innych, fascynujących szczegółów z życia ówczesnych Islandczyków! Polecam Wam też live’a z udziałem doktora habilitowanego Jakuba Morawca, w którym rozmawiamy o roli Thora i dawnych wierzeniach Islandczyków.

Bibliografia:

[1] Christianization and Church Organization [w:] Birgit and Peter Sawyer, “Medieval Scandinavia. From Conversion to Reformation, circa 800 – 1500”, London, 1993, s. 100
[2] Wierzenia [w:] Jan Żak, “Wczesnofeudalna Skandynawia”, Wrocław – Warszawa – Kraków, 1969, s. 65
[3] Christianization…, s. 101
[4] Pagan Myths under Conversion: Norway and Iceland, c. 980 – 1000 [w:] Christopher Abram, “Myths of the Pagan North. The Gods of the Norsemen”, Londyn, 2011, s. 171
[5] Wierzenia…, s. 64
[6] Christianization…, s. 101
[7] Íslendingabók, [w] “Materiały o Islandii”, Towarzystwo Przyjaźni Polsko-Islandzkiej, Warszawa 1984, s. 10.
[8] Íslendingabók…, s. 12-13.
[9] Cytaty za: Saga rodu z Laxdalu, tłum. Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, 1973, s. 93
[10] Saga rodu z Laxdalu…, s. 99
[11] Saga rodu z Laxdalu…, s. 100.
[12] Saga rodu z Laxdalu…, s. 95.
[13] Sagi Islandzkie, opr. Artur Górski, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1960, s. 34.
[14] Saga rodu z Laxdalu…, s. 97.
[15] Saga o Hallfredzie Skaldzie Kłopotliwym, opr. Jakub Morawiec, Wydawnictwo Chronicon, s. 110.
[16] Saga o Njalu Spalonym, tłum. Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, 1968, s. 209.
[17] Íslendingabók…, s. 12-13.
[18] Por. https://www.thingvellir.is/en/history-nature/history/christianity/
[19] Saga o Njalu Spalonym…, s. 213.
[20] Sagi Islandzkie..., s. 154-155.

Średniowieczne telenowele, czyli sagi

Jeśli myślicie, że islandzkie sagi to trudna literatura dla specjalistów, to mylicie się!

Na moim Instagramie trwa właśnie marcowe wyzwanie #miesiączliteraturąstaroislandzką! O co chodzi? O to, żeby każdy miłośnik Islandii przeczytał w tym miesiącu chociaż jedną sagę islandzką. Zachęcam Was codzienną dawką pięknych drzeworytów autorstwa Marii Hiszpańskiej-Neumann, które ilustrowały wydania sag z lat 60. i 70. Poniżej tego posta przedstawię listę sag dostępnych w języku polskim, natomiast celem wpisu jest dalsze zachęcenie Was do zapoznania się z literaturą staroislandzką. Wbrew pozorom te stare opowieści wciąż bawią i wzruszają współczesnego czytelnika.

Na początek przypomnijmy sobie, czym dokładnie są sagi.  „Saga” nie jest gatunkiem literackim; to staronordyckie słowo oznacza mniej więcej tyle, co „zostało powiedziane”, zaś w języku islandzkim do dzisiaj funkcjonuje jako „historia, opowieść”. To szerokie pojęcie jest zatem stosowane do określenia bardzo licznych, a także bardzo zróżnicowanych utworów. Ich cechą wspólną jest zazwyczaj brak autora (przynajmniej dzisiaj nie wiemy, kto je napisał) oraz spisane ich w języku islandzkim.

Tematyka i konstrukcja sag

W opracowaniu sag przez polskich badaczy znajdziemy taką klasyfikację:

  • sagi królewskie (Konungasögur) traktują o królach Norwegii i mają charakter kronik historycznych;
  • sagi islandzkie (Íslendingasögur), których fabuła toczy się na Islandii, a jej bohaterami są głównie Islandczycy;
  • sagi legendarne (Fornaldarsögur);
  • sagi rycerskie (Riddarasögur), stylizowane na francuskich chansons de geste,  powstały pod wpływem literatury europejskiej;
  • sagi hagiograficzne (Heilagra manna sögur);
  • sagi poświęcone biskupom (Biskupa sögur).

Tematem tego wpisu są głównie sagi islandzkie, czyli powstałe w XIII wieku. Ich tematyka oscyluje wokół wydarzeń historycznych: opisuje dzieje pierwszych Islandczyków na wyspie, perypetie wikingów udających się na służbę na zagraniczne dwory, proces przyjmowania chrześcijaństwa na Wyspie oraz wiele innych, codziennych spraw. Dzięki temu przyjęło się, że choć sagi pisane są z perspektywy czasowej, można traktować je jako źródło wiedzy o średniowiecznej Skandynawii. 

Za szczególnie wiarygodne uznaje się sagi rodowe, czyli te opisujące zasiedlenie Islandii w końcu IX wieku i początku X wieku. Przypominają one telenowele typu “Moda na sukces”, bo wprowadzane na bieżąco postaci z nowych pokoleń dają wrażenie nieskończoności opowieści. Choć wnikliwy opis rodowodu każdego bohatera może wydawać się nużący, dla Islandczyków był bardzo ważny: dzięki temu mogli przekonać się czy bohater nie był z nimi spokrewniony. Szczegółowe rodowody podkreślały wiarygodność historii, a działania bohaterów – opisywane tak według standardów zachowań ówczesnych Islandczyków – sprawiały, że owego “realizmu społecznego” nie poddawano w wątpliwość.  

Sagi islandzkie z reguły otwierają się rodowodem bohatera, ale do innych motywów wiodących należą: honor, ambicja, lojalność rodowa, praworządność, sprawiedliwość i zemsta, przywiązanie do rodziny, czasem też wątki miłosne i rywalizacja kilku bohaterów o względy tej samej kobiety. Trzeba wiedzieć, że tak jak autorzy scenariuszy do seriali i telenoweli, tak autorzy sag doskonale wiedzieli, które tematy będą chętniej czytane. Dlatego w sagach nie brakuje scen walk, dążenia do zemsty (szczególnie takiej, która przechodzi z pokolenia na pokolenie) oraz romansu, a więc motywów, które do dziś gwarantują sukces każdego dzieła kultury.

Młodsze sagi, wśród których wymienia się sagi legendarne, mitologiczne i romantyczne, różnią się od sag klasycznych nie tylko tematyką, ale też stylem. Ich cechą charakterystyczną jest występowanie elementów fantastycznych, choć zdarzają się też sagi klasyczne o takich motywach, np. motyw walki z upiorem w sadze o Hawardzie z Fiordu Lodowego (isl. Hávarðar saga Ísfirðings). W sagach “nieklasycznych” znajdziemy często postaci z folkloru, np. czarownice, oraz bohaterów stylizowanych na literaturę europejską: rabusiów à la Robin Hood, rycerzy (których na Islandii przecież de facto nie było), kochanków w typie Tristana i Izoldy. Są tam także wymieniane dalekie, egzotyczne krainy, o których istnieniu autor musiał dowiedzieć się z innych dzieł. Wyodrębnia się nawet gatunek sag kłamliwych (lygisögur), których bohaterowie noszą nieislandzkie imiona, a tematyka dotyczy zaklęć i uroków, może mieć nawet charakter burleskowy. 

Maria Hiszpańska-Neumann, ilustracja do “Sag islandzkich”, Warszawa 1960, drzeworyt, copyright: spadkobiercy autorki

Styl sag

Sagi to literackie utwory narracyjne pisane prozą. Sagi klasyczne pisane są najczęściej stylem prostym, rzeczowym, ale czasem określanym nawet jako nieporadny. Charakteryzują się też zwięzłością i powściągliwością słowa. Brak w nich liryzmu, chyba że bohaterami sagi są skaldowie, wówczas znajdziemy tam fragmenty poezji, wplecione w wypowiedzi skaldów (jak w sadze o Gunnlaugu Wężowym Języku, isl. Gunnlaugs saga ormstungu). Sagi klasyczne cechuje reportażowy styl: dokładny, konkretny. Ich zadaniem jest obiektywne relacjonowanie faktów, a nawet historia miłosna jest suchą opowieścią bez ozdobników (warto prześledzić ją w Sadze o Gudrun, fragmencie Sagi Rodu z Laxdalu). 

Opisy są bardzo konkretne i  poważne, choć czasem brzmią groteskowo, np. „Olaf zamierzał właśnie ciąć Torbjoerna, a kiedy poczuł raz, obrócił się. Skarf puścił siekierę, zaś Olaf już był podniósł swoją i rąbnął nią Skarfa w głowę, że utkwiła w mózgu.” Prostota stylu nie wiąże się jednak z prymitywnością autorów; był to zabieg świadomy i zaplanowany, szczególnie że sagi pełne są jednocześnie wyszukanych litotes, czyli sformułowań osłabiających dobitność mowy poprzez eufemizację. Ta figura retoryczna – w przeciwieństwie do eufemizmu – jest stosowana  w przypadku sformułowań pozytywnych czy neutralnych. W sagach mnóstwo jest takich przykładów, jak choćby zamiast wprost powiedzieć, że bohater został zabity, użyto litoty: “Nie sądzę, aby rana jego wymagała bandażowania”. Często zabieg ten ma charakter dowcipny, przypomina czarny humor dzisiejszych komedii islandzkich. W jednej z sag w obliczu śmierci bohater rzuca na odchodne celnym żartem, dowodząc, że nie boi się śmierci: “Nigdy nie byłem przystojny, a tyś mi tym ciosem również urody nie dodał”.

W ogóle w sagach ważne jest to, aby dialogi były krótkie, ale cięte i pełne znaczenia. Charakter postaci budowany jest właśnie poprzez ich wypowiedzi, a jego stan emocjonalny również wynika z rozmów i zachowań, nie jest dodatkowo komentowany przez narratora. Postaci rzucają wzajemne oskarżenia i pomówienia, które mogą stanowić dla nas dobre źródło wiedzy o priorytetach i upodobaniach bohaterów: „Teraz widzę, że z ciebie raczej córka nie syn, kiedy nie masz odwagi przyjść swoim krewnym z pomocą”. Porównywanie wikinga do kobiety czy zarzucanie mu zniewieścienia było jednym z najgorszych inwektyw w średniowiecznym świecie sag.

Mimo powtarzalnych cech, np. męstwa czy odwagi postaci różnią się między sobą, są zindywidualizowane. Ich charakterystyka nie jest jednak wprowadzona przez narratora, ale wynika z dialogów, które także uwiarygodniają treść sag. Wielu chciało wierzyć, że słowa wkładane w usta postaci są bezpośrednimi ich cytatami. Sagi są również pełne plastycznych opisów i wartkości akcji.

Innym ciekawym środkiem jest powtarzanie pewnych motywów, najczęściej w liczbie trzy. Dla przykładu, wiking opuszczający ukochaną przed podróżą zawsze umawia się z nią, że wróci za trzy lata. Z kolei w sadze o Hawardzie tytułowy bohater w reakcji na śmierć swojego syna Olafa i związane z tym zniewagi trzy razy będzie kładł się do łóżka na rok i dopiero po namowie żony zacznie domagać się sprawiedliwości. Sam motyw kobiet i żon jest bardzo ważny, bo w sagach znajdziemy zarówno przykład wiernych żon idealnych, ale też średniowieczne femmes fatales.

W sagach nieklasycznych styl mocno różni się od wyżej opisanego. Nierzadko zdarza się, że autor jest subiektywny, staje po stronie czarnego charakteru, a więc prezentuje “antybohatera”. Sagi legendarne, mitologiczne i romantyczne często stanowią “odwrotność” sag klasycznych: luźno traktuje się w nich fakty, parodiują też heroizm bohaterów sag klasycznych. Nowością jest również rubaszne potraktowanie spraw płci, szczegółowe opisy fizjologiczne, w tym także sceny burleskowe i sceny seksu, których na próżno szukać w sagach klasycznych. Szczególnie w sagach romantycznych podkreśla się walory bohatera-amanta i opisuje jego sposoby na podryw. Miejscami sagi te są bardzo melodramatyczne, tak jak wenezuelskie telenowele. 

Sagi islandzkie po polsku

Na polskim rynku znajdziemy całkiem sporo tłumaczeń sag. Ogromny wybór można znaleźć na stronie Jacka Godka e-sagi.pl, do których dostęp można uzyskać za pomocą jednego kliknięcia. 

Kultowe wydania sag islandzkich tłumaczonych na język polski (ze staroislandzkiego tłumaczyła je Apolonia Załuska-Strömberg) wciąż dostępne są w stacjonarnych i internetowych antykwariatach. Wydawało je Wydawnictwo Poznańskie w latach 70., ale na poniższej liście znajdują się też publikacje innych wydawnictw:

  • Saga o Gislim wyjętym spod prawa i inne sagi islandzkie, Artur Górski, Dom Książki Polskiej, Warszawa 1931
  • Sagi islandzkie, Artur Górski, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1960
  • Saga o Gunnlaugu Wężowym Języku, Apolonia Załuska-Strömberg, Zakład Naukowy im. Ossolińskich, Wrocław 1968
  • Saga o Njalu, Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1968
  • Saga rodu z Laxdalu, Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1973
  • Saga o Egilu, Apolonia Załuska-Strömberg, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1974

Na rynku wydawniczym znajdziemy także współczesne wydania papierowe sag, dostępne chociażby w sklepie wydawnictwa Armoryka.

Sagi są więc na wyciągnięcie Waszych rąk i mam nadzieję, że sięgniecie teraz po nie z większą chęcią. Porównanie ich do telenoweli nie jest na wyrost: choć proste i przewidywalne, wciągają nas w opowieść o problemach i sukcesach obcych nam ludzi. Z tą różnicą, że opisywane wydarzenia działy się na wiele lat przed wynalezieniem telewizji.  Powodzenia i liczę na Wasze relacje z przeczytanych sag!

Kilka mniej znanych blogów o Islandii

Kto interesuje się Islandią od lat, pewnie swoją wiedzę opiera na treściach znalezionych w Internecie. Już od dawna można w sieci znaleźć także blogi i strony w języku polskim. Niektóre znamy bardzo dobrze, inne zniknęły w odmętach internetu i gąszczu lajków.

Dlatego postanowiłam przypomnieć kilka stron, do których być może nie mieliście okazji jeszcze dotrzeć. W czasach doskonałego pozycjonowania treści w przeglądarkach kończymy zawsze na tych samych stronach, tymczasem jest jeszcze w sieci kilka perełek, których autorzy nie wzięli sobie promocji własnych treści aż tak na poważnie 😉
 

Polka na Islandii

 
Największym zainteresowaniem wśród polskich czytelników cieszą się strony prowadzone przez Polaków mieszkających na Islandii. Z oczywistych względów od nich możemy dowiedzieć się najwięcej o życiu na Wyspie, jak chociażby z Icestory, którego pewnie nikomu nie trzeba przedstawiać. Często blogi polonijne przyjmują jednak charakter bardzo subiektywnych relacji z prywatnych perypetii piszących., jak w przypadku Pani Dorci. Szczególną kategorię stanowią tu blogi parentingowe, jak np. Nasz Mały Świat, na których znajdziecie sporo informacji dotyczących podróżowania z dziećmi czy wychowywania milusińskich na emigracji.
 
Moim ulubionym blogiem islandzkim z tej puli jest bez wątpienia Polka na Islandii, blog prowadzony przez Olgę Knasiak. Olga rozpoczęła prowadzenie bloga w 2014 roku, ale na Islandii pojawiła się o wiele wcześniej. Jak pisze w jednym z pierwszych postów, prawdziwa islandzka przygoda rozpoczęła się wraz z przyjściem na świat synka Vincenta, który to jest głównym bohaterem strony, fanpage’a oraz konta na Instagramie. Mimo charyzmatycznej osobowości kilkulatka, blog traktuje nie tylko o wychowywaniu dziecka na Islandii (choć znaleźć tu można poradnik dla kobiet w ciąży czy informacje o islandzkich przedszkolach), ale też bardziej ogólne informacje o Wyspie. To właśnie to czyni stronę ciekawą również dla osób przyjeżdżających na Islandię czysto turystycznie: można poczytać choćby o mandatach czy potrzebnych dokumentach.

Vikingaland

Swoją obecność na Islandii można też przekuć na blog kulinarny. Takim jest właśnie stosunkowo niedawno otwarta strona Agi, która od kilku już lat zamieszkuje Akureyri. Vikingaland to innymi słowami “Islandia na talerzu” i znaleźć tu możecie wiele smacznych przepisów, jak i postów dotyczących islandzkiej kultury kulinarnej. 

Z jej prywatnego Instagrama oraz Facebooka można dowiedzieć się, ile czasu Aga spędza w kuchni i jak bardzo lubi gotować, nie tylko ciasta, ale też zdrowe posiłki. Wiele z tych inspiracji z pewnością będziecie mogli odnaleźć na jej blogu, podobnie jak dzięki jej postom poznacie niecodzienne tradycje żywieniowe Islandczyków. Blog ten polecam szczególnie tym, którzy myślą, że kuchnia islandzka to tylko rekin i baran 😉

O północy

 
 
Coraz większą popularnością cieszą się jednak także strony prowadzone przez miłośników Islandii, którzy Wyspę znają tylko z wyjazdów. Ta zewnętrzna perspektywa jest jednak niemniej ciekawa, bo pozwala zachować ten zachwyt, którego często nie znajdziemy już na stronach prowadzonych przez emigrantów z wieloletnim stażem. 
 
Znacie już bardzo dobrze Utulę Thule, ale polecam Wam również stronę Martyny, która publikuje również pod nazwą W międzyczasie na Islandii na Facebooku. Na jej fanpage’u znajdziecie przede wszystkim dużo odnośników do innych stron oraz ciekawych artykułów i znalezisk poświęconych Islandii, natomiast blog O północy poświęcony jest również innym miejscom na Północy. Znajdziecie tu galerię zdjęć w wyjazdów Martyny, oraz teksty o różnorodnej tematyce. Choć Martyna dopiero zaczyna, warto się tą stroną zainteresować! Myślę, że jednak najbliższa jej sercu jest wciąż Islandia, bo to właśnie jej poświęciła jak dotąd wiele tekstów, w tym loppapeysom oraz językowi islandzkiemu.
 
 
Jeszcze à propos blogów fotograficznych, bo te również cieszą się zainteresowaniem internautów, szczególnie z uwagi na piękno islandzkich krajobrazów. Choć kwadratowe widoczki Islandii znaleźć można na tysiącach podobnych kont na Instagramie, bardzo lubię strony, które udostępniają autorskie zdjęcia w ramach ilustracji relacji z podróży czy wpisu informacyjnego. Tak jest w przypadku zdjęć i tekstów Ewy Biernackiej dla Na Ogrodowej, w których autorka dzieli się swoją wiedzą na temat islandzkiej flory. W jej tekstach możecie poczytać o łubinach czy islandzkich ogrodach botanicznych.
 
Z kolei na stronie Markowe zwierzęta znajdziecie posty poświęcone islandzkim zwierzętom, głównie ptakom. Znajdziecie tu relacje z podglądania ostrygojadów, rybitw, maskonurów czy alk, ale też fotorelacje z wycieczek w interior i zdjęcia fok oraz wielorybów.  Marek pracuje na Islandii i jak sam pisze na swojej stronie, jego ulubionym sposobem na spędzanie wolnego czasu jest fotografowanie. Na blogu znajdziecie także subiektywne spostrzeżenia dotyczące Wyspy oraz krótkie filmiki przedstawiające okoliczności pracy autora. 
 
 
 
Kolejnym sposobem na “ugryzienie” Islandii jest stworzenie strony poświęconej islandzkim sagom. Wspaniały portal zawierający autorskie tłumaczenia sag założył już Jacek Godek (e-sagi.pl), a różne perypetie związane z manuskryptami staroislandzkimi możecie śledzić również na Galdrabók, której autor Bartłomiej
postawił sobie za cel przełożenie na język polski Ksiąg Galdarbók czyli Grimuarów Islandzkich. 
 
Podobne marzenia miała również Patrycja, autorka bloga Lisia Kita. Możecie na nim znaleźć próbki tłumaczeń sag i fragmentów mitów, ale przede wszystkim bardzo ciekawe interpretacje mitologii nordyckiej. Autorka jest z wykształcenia psycholożką, dlatego skupia się na psychoanalizie bohaterów baśni i sag, a swoją wiedzą dzieli się również poza sferą internetu: na spotkaniach organizowanych w ramach Wieczorów z mitologią nordycką oraz O kulturze psychoanalitycznie. Polecam Waszej uwadze szczególnie nadchodzące wydarzenia, szczególnie spotkanie poświęcone Pieśni o Harbardzie.
 
 
Jest jeszcze kilka blogów, które przedstawiają Islandię z nietypowej strony. To na przykład witryna niedawno jeszcze bardzo prężnie działającego Studenckiego Klubu Islandzkiego, ale też liczne strony na Facebooku, jak Piłkarska Islandia. Nie licząc znanych bardzo dobrze portali takich jak muzykaislandzka.pl czy Stacja Islandia, oraz serwisu informacyjnego dla Polonii: Iceland News Polska, w internecie aż roi się od polskojęzycznych stron firm oferujących wycieczki, pośrednictwo pracy na Islandii czy inne produkty z nią związane. Warto jednak pogrzebać w sieci i poklikać się do 6-10 strony wyszukiwań, aby znaleźć Islandię z innego punktu widzenia. Miłego tulenia!

Drugie spotkanie miłośników Północy

Po pierwszej, bardzo udanej, edycji Festiwalu Nordic Talking organizatorki zdecydowały się pociągnąć temat i zaproponować podwójną wersję ubiegłorocznej edycji. Zamiast jednego – dwa dni wydarzeń, zamiast małej przestrzeni – cały budynek  Nadbałtyckiego Centrum Kultury pełen atrakcji.

Grono organizatorek powiększyło się i w tegorocznej edycji za stery wzięła się również Aldona Hartwińska z Pofikasz?, która wraz z organizatorką poprzedniej edycji, Magdą Szczepańską z Trolltunga, zabrała się do pracy niemal tuż po zakończeniu ubiegłorocznego festiwalu. Pomogły im też dziewczyny zaangażowane w realizację pierwszej edycji: Magdalena Łącka-Wojciechowska, Moods of Scandinavia, oraz Ewelina Małkowska. Nawet ja miałam swój malutki udział w organizacji, a także Wojtek Góralczyk z Polskiego gadania o szwedzkich rzeczach.

I tak zespół blogerów piszących o Północy przygotował program pełen atrakcji dla wszystkich zainteresowanych Skandynawią. Każdy z krajów nordyckich miał godną reprezentację. Były spotkania z podróżnikami, autorami książek, Polakami mieszkającymi tam na stałe, biznesmenami, przedstawicielami uczelni wyższych oferujących naukę języków skandynawskich, a także wielu firm i organizacji związanych ze Skandynawią. A do tego warsztaty (niemal) wszystkich języków nordyckich: szwedzkiego, norweskiego, duńskiego, fińskiego, farerskiego, oraz – a jakże! – islandzkiego. Te ostatnie poprowadziła Danuta Studzińska, prywatnie siostra Jacka Godka, którzy wychowali się na Islandii i stąd świetnie znają język.

Tych, którzy Skandynawię kojarzą przede wszystkim z chwalebną przeszłością i walecznymi wikingami, przyciągnęły na pewno co najmniej trzy punkty sobotniego programu.  6 kwietnia rano mieliśmy bowiem okazję obejrzeć rekonstrukcję walk wikińskich z bardzo interesującym i profesjonalnym komentarzem, a wszystko to za sprawą grupy Nordelag, która na świeżym powietrzu zaprezentowała broń i styl walki przodków Skandynawów.


Zaraz po tym odbyło się spotkanie z doktorem habilitowanym Jakubem Morawcem, ekspertem od historii średniowiecznej Skandynawii, sag oraz literatury staronordyckiej. W ogniu pytań prowadzącej spotkanie próbował  on zweryfikować informacje o wikingach serwowane przez twórców serialu o tym samym tytule. Choć dr Morawiec początkowo bardzo sceptycznie odnosił się do tej popularnej produkcji (jak mówił mi w prywatnej rozmowie, nie miał ochoty kontynuować oglądania serialu już po pierwszych odcinkach, ale “zmotywował się” przed Festiwalem…), podczas rozmowy często usprawiedliwiał “Wikingów”. Choć produkcja ta ma wiele błędów (logicznych, historycznych), to zdaniem specjalisty przyczyniła się w dużej mierze do zainteresowania Północą w ogóle, a wielu fanów postanowiło na poważnie wczytać się w historie wikingów czy sięgać nawet po teksty źródłowe. Tym samym dr Morawiec zachęcił nas do popularnonaukowej dawki informacji o Północy, zastrzegając jednak, abyśmy traktowali ją z dystansem.

Tego samego dnia można było również posłuchać o sagach islandzkich, czyli wspominanych wielokrotnie przez doktora Morawca tekstów źródłowych o życiu wikingów. W prowadzonym przeze mnie spotkaniu z Jackiem Godkiem, tłumaczem literatury islandzkiej, rozmawialiśmy o tym, ile z wikinga ma współczesny Islandczyk. Choć rozmowa nasza skupiła się głównie na sagach islandzkich, których własne tłumaczenia Godek umieszcza na stronie e-sagi.pl, mieliśmy okazję poznać wiele anegdot i mniej znanych historii z tych reliktów języka staroislandzkiego. A wszystko to okraszone niezwykłym poczuciem humoru pana Jacka i ogromną skromnością. Warto dodać, że na samej stronie znajdują się dziesiątki przetłumaczonych przez pana Jacka sag (za darmo!), a wraz z ukazanymi drukiem pozycjami literatury współczesnej Godek ma na swoim koncie ponad 80 przetłumaczonych tytułów islandzkich!

Niestety nie mogłam zostać na drugim dniu festiwalu, choć tego dnia również działo się wiele związanego z Islandią. Na szczęście choćby jednodniowa obecność była okazją do spotkania z miłośnikami Wyspy, przede wszystkim Piotrem i Bereniką z Ice Story oraz Martyną Zastrożną z W międzyczasie na Islandii. A do tego mnóstwo wspaniałych ludzi prowadzących blogi czy konta na portalach społecznościowych poświęconych okolicznym miejscom, w tym Wyspom Farerskim czy Grenlandii. Ale na Festiwalu spotkać można było niemal wszystkich znanych i szanowanych w Polsce blogerów i influencerów skandynawskich, nie sposób ich tu wszystkich wymienić! Dziękuję jednak każdemu, z kim dane mi było spotkać się i porozmawiać, a także organizatorkom za całe włożone w Festiwal serca.

Utulam Piotra i Berenikę z Ice Story i Martynę Zastrożną z W międzyczasie na Islandii.

Od lewej: Piotr i Berenika (Ice Story), Jacek Godek, Danuta Studzińska, Maciej Brencz (Farerskie Kadry), Martyna Zastrożna (W międzyczasie na Islandii), Marcin Michalski (Projekt Faroye).

Na zdjęciu islandzko-farerska ferajna oraz Bieguni, a z tyłu Wojtek Góralczyk z Polskiego gadania o szwedzkich rzeczach.

Festiwal Nordic Talking nie odbyłby się bez patronów, partnerów i partnerów medialnych, którym chciałabym w tym miejscu również podziękować:

PARTNERZY:
Wasa Polska
Stena Line Polska
Flying Tiger Polska
Po norwesku – biuro tłumaczeń
Trolltunga
BorealAmber
Język szwedzki z Humlą
Szvedka design
Flavia Travels&Med
Bloomtag
Praktyczna kosmetyka Maria Gosk
Rada Miasta food&wine
NorEkspert
Lekkå Studio
TTS Poland
Sp z oo Zieliński & Ossowski Kancelaria Adwokacka
Katedra Skandynawistyki SWPS
Xero-POKAŻ SIĘ
PATRONI HONOROWI:
I cóż, że ze Szwecji. Ambasada Szwecji w Polsce
Ambasada Finlandii w Warszawie – Suomen suurlähetystö Varsova
Ambasada Norwegii w Polsce
Embassy of Denmark in Poland Duński
Instytut Kultury/Danish Cultural Institute in Poland
Scandinavian-Polish Chamber of Commerce Svenska institutet
PATRONI MEDIALNI:
Iceland News Polska
Trojmiasto.pl
Radio Gdańsk S.A.
Zupełnie Inny Świat
MojaNorwegia
Nordic Focus Festival
Językowa Siłka – z nami żaden język nie jest obcy

Historia języka islandzkiego

Mówi się, że islandzki jest łaciną języków skandynawskich. Jest w tym sporo prawdy, bo z uwagi na izolację geograficzną i politykę purystyczną, język ten nie uległ większym zmianom od czasów zasiedlenia Islandii, czyli XI wieku.

Istnieje jednak kilka “ale”, o których planuję napisać w tym poście. Skupię się jednak również na skróconej historii rozwoju języka islandzkiego oraz powodach, dla których język, którym posługuje się tylko około 350 tysięcy mieszkańców, wciąż ma się bardzo dobrze i nawet w czasach globalizacji i powszechnej znajomości języka angielskiego, szczególnie w krajach nordyckich, nie grozi mu jeszcze wyginięcie.

sdr

Jak wiemy z postu o Landnámsöld, Islandię zasiedlili w głównej mierze wikingowie z terenów dzisiejszej Norwegii, a więc mówiący językiem staroskandynawskim (zwanym również Old Norse, staronordyckim czy norrønt) w wersji norweskiej (jak twierdzi Przemysław Czarnecki, z tego wynika podobieństwo współczesnego języka islandzkiego z norweskim, szczególnie nynorska). To jednak zachowanie tego “pierwotnego” języka Skandynawów na Wyspie sprawiło, że obecnie Old Norse nazywa się również językiem staroislandzkim, bo pełną wiedzę na temat jego kształtu czerpiemy właśnie z literatury powstałej na Wyspie: sag, Edd czy poezji skaldycznej. Ogromny materiał porównawczy, jakim dysponują badacze języka islandzkiego, pozwala nam na wysnucie wielu interesujących wniosków.

Trzy okresy języka islandzkiego

Po pierwsze, dzieje języka islandzkiego można podzielić na trzy istotne okresy: staroislandzki (forníslenska), średnioislandzki oraz nowoislandzki. Za początek tego pierwszego uznaje się 1050, czyli niecałe 100 lat po zasiedleniu Islandii! Potrzeba było czasu, żeby przybyli na Wyspę wikingowie (i ich nieskandynawskie żony lub niewolnicy) wytworzyli język, który opierał się na rodzimej mowie przybyszów, ale miał już swoje nowe elementy, czyli różnił się od staronorweskiego. Dodatkowo przyjęcie chrześcijaństwa w 1000 roku przyczyniło się do przyjęcia nowej terminologii kościelnej i ostatecznego dostosowania języka do alfabetu łacińskiego (jak wiemy, od ok. 550 roku Skandynawowie posługiwali się pismem runicznym). Okres staroislandzki to największy wysyp literatury, czyli tytułów wspomnianych we wstępie, ale również początki naukowego opracowania języka. Już w drugiej połowie XII wieku pojawia się Pierwszy Traktat Gramatyczny (Fyrsta Málfrœðiritgerðin) anonimowego autorstwa, w którym zawarto opis staroislandzkiego systemu fonologicznego, uporządkowanie ortografii oraz finalne dostosowanie języka do alfabetu łacińskiego.

Okres języka średnioislandzkiego rozpoczyna się w 1350 – data ta związana jest z utratą samodzielności Islandii i przejście pod władanie Danii. Ze względu na podporządkowanie Kopenhadze, w języku zaszły pewne zmiany, warto jednak od razu podkreślić, że znaczna odległość od duńskiego dworu nie sprawiła, że język uległ danizacji. Wręcz przeciwnie; Islandczycy zdawali sobie sprawę z konieczności zachowania języka islandzkiego, języka sag, z których byli bardzo dumni. Już wówczas zaczęli prowadzić politykę puryzmu językowego, a średnioislandzcy pisarze tworzyli niemal wyłącznie po islandzku.

Trzeci okres, nowoislandzki, rozpoczyna się w 1550 roku. Przypada to na początki protestantyzmu i na moment pierwszego tłumaczenia Biblii na język islandzki. Najpierw luterański biskup Oddur Gottskálsson przetłumaczył Nowy Testament (w 1540 roku), a ponad czterdzieści lat później ukazało się tłumaczenie całego Pisma Świętego, pod redakcją Guðbrandura Þorlákssona (1584). Używanie języka narodowego w kościele oczywiście tylko pomogło zachowaniu języka ojczystego, ale ważnym momentem był także wiek XIX, kiedy to świadomie mówiono już o konieczności zachowania puryzmu językowego, czyli zapewnienia językowi odpowiedniej pozycji (względem wciąż sprawującej władzę nad Islandią Danii) oraz uchronieniu go przed obcymi wpływami.

Puryzm językowy

Ta polityka trwa do dzisiaj, bo okres nowoislandzki obejmuje czasy współczesne. Nie można jednak powiedzieć, że język nowoislandzki jest bliźniaczy z forníslenska. Powszechnie lansowane przekonanie, że współcześni Islandczycy mogą z łatwością czytać średniowieczne sagi jest faktem tylko do pewnego stopnia. To prawda, że system fleksyjny, a więc sposób odmiany słów, a także samo słownictwo, pozostało niemal niezmienne, dlatego Islandczyk rozumie, co czyta, ale w wielu miejscach musi jednak posiłkować się dodatkowym komentarzem, gdyż wiele słów wyszło już z użycia lub styl poetycki (w tym kenningi) są trudniejsze do zrozumienia. Co więcej, niemal całkowitej zmianie uległ system fonetyczny i fonologiczny, więc dawni Islandczycy wymawiali znane swoim potomkom słowa z inny sposób. Gdyby doszło do jakiegoś międzyepokowego spotkania, na pewno nie byliby w stanie się ze sobą dogadać.

Byłoby jednak łatwiej, gdyby pisali to, co mówią. To właśnie zasługa polityki językowej, czyli przede wszystkim puryzmu, który prowadzi do wyeliminowania, albo przynajmniej ograniczenia, obcych zapożyczeń i kalek z innych języków. Niektóry badacze twierdzą, że pierwsze przejawy puryzmu językowego widać jeszcze w średniowieczu; mimo przyjęcia słów z terminologii chrześcijańskiej, ówcześni Islandczycy i tak szukali dla nich islandzkich odpowiedników.

IMG_20170525_180947.jpg

Podobnie jest i dzisiaj. Instytucje zajmujące się ochroną języka islandzkiego, w tym Islandzkie Towarzystwo Naukowe (Hið íslenska lærdómslistafélag) oraz Islandzka Rada Językowa (Íslensk málnefnd), powstała w 1964 roku, starają się o utrzymanie języka islandzkiego w czystości i podejmowanie kroków do zachowania “islandzkości” języka islandzkiego. Do działań tych instytucji należy szukanie islandzkich odpowiedników wyrazów obcych poprzez tworzenie neologizmów (np. tölva zamiast komputer, złożone ze słów tölur “liczby” oraz  -va ze słowa völva, czyli “wieszczka”),  “recykling”, czyli przywracanie archaicznych, nieużywanych już słów i nadawanie im nowych znaczeń, jak w przypadku sími – kiedyś oznaczającego “nić”, a obecnie: “telefon komórkowy”, czy słów-kalek, jak smásjá (“mikroskop”).

Jeśli Islandczycy decydują się na przyjmowanie zapożyczeń, to muszą one spełniać wiele wymogów, m. in. posiadać islandzką pisownię oraz islandzką wymowę (tj. akcent na pierwszą sylabę), być przejrzyste semantycznie, a przede wszystkim dostosowane do gramatyki islandzkiej: odpowiadać jednej z deklinacji i poddawać się zmianom fleksyjnym. Dostosowując się do tych zasad stosuje się strategie takie jak “echoing” formation, czyli słowa brzmiące jak ich pierwowzory, np. eyðni (“AIDS”), czy  konstrukcje hybrydowe, np. kaffihús (dosł. dom kawy), czyli “kawiarnia”. Wiele zapożyczeń pochodzi z terminologii związanej z technologiami; słowa takie jak klikka czy seifa odpowiadają więc angielskim “click” i “save”, ale brzmią i odmieniają się po islandzku.

Islandzki puryzm językowy dopuszcza więc procesy globalizacji i godzi się na odstępstwa, a jednocześnie użytkownicy chętnie przyjmują słowa rodzime zamiast anglicyzmów. Najbardziej zatwardziali zwolennicy języka czystego opowiadają się z kolei za háfrónska, czyli językiem wysokoislandzkim. Ten skrajny rodzaj puryzmu językowego prowadzi do absurdalnych rozwiązań, bo zakłada całkowite oczyszczenie islandzkiego z obcych wpływów. Z tego względu to rozwiązanie nie ma zbyt wielu zwolenników na Wyspie. Związane są z tym również niepowodzenia Rady, tzn. słowa, które – mimo zaproponowanych odpowiedników islandzkich – nie weszły do użytku w czystej formie, ale formie zapożyczonej. Dobrym przykładem na to są nazwy owoców: cytryny i banana, obecnie zwanych na Islandii sítróna i banani. Pierwsze propozycje tych słów brzmiały gulaldin, czyli “żółty owoc” i bjúgaldin, czyli “parówka-owoc”. Sami chyba rozumiecie, że obcobrzmiące opcje były po prostu bezpieczniejsze 😉

Współcześnie język islandzki wciąż czerpie z tradycji literatury staroislandzkiej, czyta się sagi i wciąż szuka rozwiązań na zachowanie języka islandzkiego. Mówi się, że przedstawiciele wszystkich pokoleń Islandczyków dostosowują się do zasad puryzmu, bo w równiej bierze dumni są z “egzotyczności” swojego języka. Sama jednak pamiętam parę islandzkich nastolatek, które okraszały swoją rozmowę wieloma anglicyzmami, posługując się słowami i frazami z popularnych seriali, piosenek czy memów. Nie da się przewidzieć kondycji języka islandzkiego za kilkadziesiąt czy kilkaset lat, ale Internet i napływająca na Wyspę liczba imigrantów nieznających języka islandzkiego przyczynia się do coraz wyższej pozycji języka angielskiego, jako języka drugiego. Obecnie nie robi już na Islandczyku wrażenia, że we własnym kraju musi zamówić kawę po angielsku. Złośliwie jednak muszę przyznać, że każda moja próba zainicjowania rozmowy po islandzku kończyła się przechodzeniem na angielski, być może Islandczycy nie mogli znieść kaleczenia pięknego języka skaldów. Tym niemniej, zniechęcili mnie do dalszej nauki tego języka.

IMG_20170411_014822.jpg
Witryna jednego ze sklepów na Laugavegur w Reykjaviku

Bibliografia

Przemysław Czarnecki, Málið að fornu og nýju. O języku Islandczyków, [w:] Roman Chymkowski, Włodzimierz Karol Pessel (red.), Islandia: Wprowadzenie do wiedzy o społeczeństwie i kulturze, Warszawa 2008, s. 45-57.