Malarz światła i ciszy

Czasami pytacie, w których polskich muzeach można oglądać sztukę Północy. Niestety, choć mamy kilka grafik Muncha czy Zorna w kolekcjach, nie pokazuje się ich na wystawach stałych. A kiedy przyjeżdża wystawa czasowa, jest to pierwsze takie wydarzenie w historii.

Wystawa “Vilhelm Hammershøi. Światło i cisza” w Muzeum Narodowym w Poznaniu to pierwsza monograficzna wystawa malarstwa duńskiego symbolisty w naszej części Europy. I nie są to podrzędne dzieła, ale najbardziej reprezentatywne dla wczesnej i dojrzałej twórczości tego artysty. Kuratorka Martyna Łukasiewicz wykonała tytaniczną pracę, żeby sprowadzić do Poznania dzieła, które na co dzień znajdują się na ekspozycjach stałych muzeów takich jak Statens Museum for Kunst czy kolekcji Hirschsprungów, a nawet paryskiego d’Orsay. Co więcej, w poznańskim Muzeum Narodowym obejrzymy prace nigdy dotąd nie wystawiane, np. pochodzące z prywatnej kolekcji ambasadora Johna L. Loeb Juniora w Nowym Jorku.

Wystawę otwiera prezentacja najważniejszych wydarzeń z życia Vilhelma Hammershøi. Jak powiedziała mi Martyna Łukasiewicz, dzięki której uprzejmości miałam prywatne oprowadzanie kuratorskie po wystawie, szczególnie ważne było uzupełnienie informacji biograficznych fotografiami z archiwum malarza. Według najnowszych badań nad twórczością duńskiego symbolisty, fotografia była bowiem ważnym elementem jego działań artystycznych,  a zdjęcia wnętrz malowanych przez niego mieszkań świetnie współgrają z jego twórczością. Co więcej, dzięki fotografiom udało się zaakcentować również dzieła, które nie przyjechały na wystawę. W pierwszej sali poznajemy więc życie malarza i najbliższe mu osoby: rodzinę i żonę, którzy często będą bohaterami jego obrazów.

Prezentacja obrazów na piętrze to przekrój nie tyle chronologiczny, co tematyczny. Na wystawie wita nas sam malarz w rzadko podejmowanym autoportrecie (1911, Statens Museum for Kunst), który to zdaniem kuratorki ma być nie tylko zaproszeniem do świata Hammershøi, ale też wstępem do najbardziej charakterystycznych elementów jego malarstwa. Już bowiem na tym obrazie widzimy motywy, z których słyną obrazy duńskiego symbolisty: drzwi, często otwarte na oścież i prowadzące wzrok do kolejnych pomieszczeń, oraz okna, niejako ślepe, z których nie rozpościera się żaden konkretny widok, ale które stanowią źródło światła i poszerzają kompozycję.

W pierwszej sali towarzyszą nam najczęściej: Ida, żona malarza, a także jego matka Frederikke i brat Svend. Postaci zatapiają się w codziennych czynnościach takich jak czytanie, robótki ręczne, przygotowanie posiłku. Jednak rzadko kiedy ich twarze są w pełni widoczne, raczej widzimy postaci od tyłu lub z boku, tak jakby ich tożsamość nie była istotna (trudno mówić tu w końcu o portretach), ale raczej ich obecność wpisywała się w proste, mieszczańskie wnętrza. Znajdziemy tu świetnie znane i często reprodukowane obrazy takie jak Pokój przy Strandgade (1901, Statens Museum for Kunst), oraz te mniej popularne, a jednak świetnie oddające atmosferę cichej pracy w prostym wnętrzu, np. Figura kobieca widziana od tyłu (1888, Statens Museum for Kunst).

Zresztą to właśnie te wnętrza przyniosły malarzowi największy sukces. Najczęściej malował własne mieszkania, które były jednocześnie jego pracowniami. Kuratorskie zestawienie obrazów parami lub trójkami pozwala na porównanie często powtarzających się motywów, jak i podkreślenie ewolucji stylu malarskiego artysty: od tych bardziej tradycyjnie malowanych, wygładzonych scen (takich jak Wnętrze, Strandgade 30, 1900, Ateneum Art Museum) po bardziej szkicowe, niemalże oderwane od rzeczywistości puste pokoje. Pomysłowe zestawienia pozwalają też na odkrycie sposobu pracy malarza: choć wydaje się, że malowane przez niego wnętrza są przestronne, duże, a nawet że pokazywane tu obrazy prezentują różne wnętrza, często są to te same pokoje, tyle że malowane z innej perspektywy, z przestawionymi meblami i dodatkami, przez co każde wnętrze wydaje się unikatowe, a jednak w jakiś sposób znajome.

Bogata prezentacja wnętrz Hammershøi, a więc jego najbardziej rozpoznawalnych obrazów, jest jednak uzupełniona tymi mniej znanymi, a równie często podejmowanymi przez malarza tematami. W kolejnej sali przechodzimy do świata pejzażu duńskiego, który ożywa za sprawą delikatności barw i efektów świetlnych. Na wybranych pracach widać też zresztą umiłowanie malarza do linii, tak w wyborze tematów (często mówił, że to właśnie one, a po nich światło i kolor, przyciągały go do namalowania danego motywu), jak i w samej technice pracy (na jednym z dzieł dostrzeżemy szkic siatki, którego malarz zdaje się nie kryć pod cienką warstwą farby, jakby celowo zdradzając tajniki swojej pracy).

Te linie widoczne będą również w widokach miasta, głównie Kopenhagi, ale też rzadkiego obrazu malowanego w podróży, przedstawiającego Londyn. Te matowe, czasem jakby w kolorze sepii, widoki miast odpowiadają sennej atmosferze wnętrz Hammershøi. Pozbawione ludzi ulice miast, samotne wierzchołki kościelnych wież czy puste otwory bram to sposób na uchwycenie bezczasowości architektury i urbanistyki miasta. Dowodzi temu mapka obecna w sali, na której można odnaleźć lokalizacje malowane przez Duńczyka, a także wystawa fotografii Justyny Śmidowicz-Cegły, która na prośbę kuratorki wykonała zdjęcia współczesnego miasta inspirowane malarstwem symbolisty (“Kopenhaga Hammershøia” można było oglądać w poznańskiej Przystani Sztuki w listopadzie tego roku).

Na koniec wchodzimy do przestrzeni prezentującej najmniej omawiane prace Hammershøi, czyli akty oraz rzadko lub nigdy nie pokazywane prace na papierze. W przypadku tego pierwszego rodzaju malarstwa, Duńczyk podejmował akt jako temat jeszcze podczas studiów w szkole P. S. Krøyera, ale jego wczesne, szkolne prace zestawione są z późniejszym aktem jako na dowód, że i do tego tematu zdarzało się malarzowi powracać. Zestawienie dwóch Nagich modelek, jest o tyle fascynujące, że jeśli pierwsza (1884, Statens Museum for Kunst) wynika z lekcji starszych malarzy tworzących w Paryżu, tak druga jest już bardzo odważnym kolorystycznie dziełem. Szarość postaci wtapiającej się w tło przywodzi na myśl późniejsze surrealistyczne kompozycje Magritte’a czy Olbińskiego, a układ rąk i poza modeli to być może świadomy cytat z pierwszego, otoczonego skandalem obrazu Hammershøi zaprezentowanego szerszej publiczności. Chodzi mi o Portret młodej dziewczyny, siostry artysty Anny Hammershøi (1885, kolekcja Hirschsprungów), która wydawała się zbyt odważna również ze względu na biel dłoni modelki.

Wystawę zamyka wybór wczesnych prac artysty na papierze (niektóre namalował już jako nastolatek), szkice z czasów studiów oraz późniejsze rysunki, w tym portret Alfreda Bramsena podarowany patronowi w dniu urodzin. Kuratorka Martyna Łukasiewicz pragnie podkreślić rolę tego kopenhaskiego dentysty, kolekcjonera dzieł sztuki i mecenasa artysty, bez którego być może jego kariera nigdy nie rozwinęłaby się w taki sposób. Ekspozycja zamknięta jest klamrą – rysunkami wnętrz, które przywitały nas w pierwszej sali.

Warto dodać, że wystawa nie kończy się jednak w tym miejscu. Na zakończenie warto udać się do sali na parterze, w której wyświetlany jest film – wywiad kuratorki z pracownikami kopenhaskiego Statens Museum for Kunst oraz plansze prezentujące techniczny proces twórczości Vilhelma Hammershøi. Ta przestrzeń, jak i wybór dzieł oraz ich zestawienia decydują o wielkiej wartości wystawy. Trzeba bowiem podkreślić, że Martyna Łukasiewicz i jej zespół nie tylko dokonali niezwykle trudnego zadania: ściągnęli do Polski najlepsze dzieła Hammershøi, w tym te na co dzień znajdujące się na wystawach stałych, a więc będące hitami duńskich muzeów, ale też zmierzyli się z zadaniem zrobienia pierwszej monograficznej wystawy duńskiego symbolisty w Europie Środkowej. I zrobili to znakomicie, w oparciu o najnowsze badania, kwerendy kuratorki w archiwach duńskich, a także światowe trendy tworzenia wystaw czasowych.

Walorem wystawy jest również jej scenografia, zaprojektowana przez duet Matosek-Niezgoda. Projektantom udało się w sposób subtelny, a jednak celny, uchwycić charakter prac duńskiego symbolisty. Delikatne przesłony okien pozwalają na uwzględnienie jednego z kluczowych motywów w twórczości artysty, a naturalne amfilady wnętrz starego gmachu Muzeum Narodowego w Poznaniu idealnie współgrają z kompozycjami Hammershøi. Co więcej, konstrukcja, na której powieszono biograficzny wstęp, inspirowana jest ceramiką brata malarza, Svenda Hammershøi, co dowodzi znakomitej znajomości kontekstu i czasów, w której tworzył bohater wystawy.

Powodów, żeby obejrzeć tę wystawę w Poznaniu do 23 stycznia 2022 roku (potem pojedzie do Muzeum Narodowego w Krakowie) jest wiele: kuratorski układ dzieł, obecność wszystkich ok. czterdziestu wypożyczonych prac, kącik do zrobienia sobie zdjęcia w przestrzeni inspirowanej obrazami Hammershøi oraz ciekawy program towarzyszący wystawie (w tym pokaz grafik Muncha i Zorna w styczniu). Okazja, żeby obejrzeć prace jednego z najwybitniejszych artystów Północy w Polsce raczej nie powtórzy się w kolejnych dekadach, dlatego naprawdę warto wybrać się właśnie do Poznania, a potem do Krakowa – dla porównania.

Serdecznie dziękuję Martynie Łukasiewicz za oprowadzenie po wystawie i zdradzenie tajników kuratorskich oraz ciekawostek z życia Vilhelma Hammershøi.

Frilutfsliv w sztuce nordyckiej

Skandynawię kojarzymy głównie z pięknymi krajobrazami, a co za tym idzie: również z bliskim kontaktem z przyrodą. Ale także w malarstwie nordyckim dominują pejzaże.

Współczesne uwielbienie dla wycieczek krajoznawczych ma swoje źródła w przeszłości, którą świetnie ilustruje malarstwo nordyckie. Powszechna moda na spędzanie wolnego czasu na świeżym powietrzu zaczyna się w XIX wieku, a co ciekawe zbiega się to z coraz częstszym tworzeniem artystów w plenerze. Już Christoffer Wilhelm Eckersberg, profesor Królewskiej Duńskiej Akademii Sztuk Pięknych, zabierał swoich studentów na studia plenerowe, a sam bardzo dokładnie portretował otaczającą ją rzeczywistość, skupiając się na wielogodzinnym szkicowaniu nieba i dążenia do jak najwierniejszego przedstawienia przyrody. Choć malarze jego pokolenia wciąż malowali swoje obrazy w pracowniach, samo szkicowanie z natury wymagało zbliżenia się z tematem obrazu, nawet jeśli pejzaż był tylko tłem na przedstawianej sceny. Studiowanie krajobrazu, eksperymentowanie ze światłem, kompozycją i kolorem były jednak istotnymi elementami ówczesnego wykształcenia akademickiego, którego częścią były również liczne podróże, choćby do Rzymu.

Christoffer Wilhelm Eckersberg, Północny widok na zamek Kronborg, ok. 1810

Uczniowie Eckersberga i inni studenci europejskich akademii coraz chętniej podejmowali się tworzenia na świeżym powietrzu: zabierając farby i sztalugi do lasu, na plażę, w góry i na spacery poza miasto. W ślad za malarzami francuskimi, Skandynawowie chętnie przyjeżdżali do Paryża i ze Stolicy Sztuki udawali się na studia plenerowe do podparyskich miejscowości, takich jak Grez sur Loign, gdzie powstała skandynawska kolonia artystyczna. Lata 70. i 80. XIX wieku zaowocowały wysypem grup artystów skupiających się w miasteczkach i wsiach oddalonych od cywilizacji, a jednak wciąż dobrze skomunikowanych z dużymi miastami. Po powrocie ze studiów w Paryżu młodzi malarze chętnie spędzali lato w Skagen, Fleskum, Varberg i innych skandynawskich koloniach artystycznych, korzystając z naturalnych warunków, niezakłóconych wysokimi budynkami panoram, bliskiej obecności żywiołów. Praca na świeżym powietrzu była też częścią mody na wakacje w naturze: artyści pokazują nam kąpiących się w morzu, rozrywkę oczywistą dla nas, ale z punktu widzenia epoki dość nową. Dopiero w XIX wieku odkrywa się uroki przebywania na plaży i zdrowotne korzyści kąpieli morskich.

Peder Severin Krøyer, Letni dzień na południowej plaży w Skagen, 1884

Przyjemność z przebywania na świeżym powietrzu widać również w scenkach rodzajowych malowanych przez artystów przełomu XIX i XX wieku. Poza kąpielą w morzu, widoczną w twórczości Krøyera, Jensa Ferdinanda Willumsena czy Andersa Zorna, nordyccy twórcy chętnie przedstawiają damy pływające w łódce, spacerujące po plaży czy wędrujące w górach, odpoczywające w ogrodzie czy oddające się różnym rozrywkom, a nawet uprawiających sport na świeżym powietrzu. Modelki pozujące artystom to najczęściej ich żony, siostry, przyjaciółki, które przedstawiane są w autentycznych scenach z życia codziennego, obrazy stają się odbiciem przyjemnych chwil spędzonych na wakacjach. Artyści chętnie spędzali sezon wakacyjny w domach letniskowych, a posiadanie takiego było oznaką wysokiej pozycji społecznej. Do dzisiaj Skandynawowie dumni są ze swoich sommarstugor, być może dlatego obraz Richarda Bergh Nordycki letni wieczór (1899) jest jednym z najczęściej reprodukowanych w Szwecji i uwielbianych przez publiczność.

Kan vara konst
Albert Edelfelt, Letnie życie na wyspach, 1880
Richard Bergh, Nordycki letni wieczór, 1899

 

Okoliczności przyrody są tłem nie tylko dla scenek z życia wyższych sfer, bowiem w sztuce tego okresu często pojawiają się rybacy przy pracy na otwartym morzu lub pastuszkowie na rozległych łąkach czy uśmiechnięte chłopki w dolinach i na polach. Natura okresu neoromantyzmu skandynawskiego (nationalromantik) staje się istotnym narzędziem w budowaniu tożsamości narodowej i umacniania dumy z tego, co typowo duńskie, norweskie czy fińskie. Stąd w malarstwie fińskim często pojawiają się jeziora, a pejzaże norweskie niemal nieodłącznie wypełnione są fiordami. W XIX wieku powstają pewnie kody i skojarzenia, z jednej strony wynikające z ciekawskości krytyki europejskiej, tworzącej popyt na pejzaże prezentujące dziką, egzotyczną, niemal niedostępną przyrodę Północy. Z drugiej strony malarze skandynawscy poszukiwali języka odpowiedniego dla ówczesnych nastrojów politycznych, a natura z jej konkretnymi cechami charakterystycznymi okazała się świetnym narzędziem do pobudzania patriotyzmu. Być może stąd do dziś Skandynawowie są tak dumni ze swoich fiordów, jezior, szkierów i gór.

Hans Andreas Dahl, Norweski fjord, ok. 1900

 

Na fali tego “narodowego romantyzmu” artyści nordyccy sami zaczynają podróżować po swoim kraju. Wycieczki krajoznawcze mają nie tylko cel artystyczny, ale też zaspokajają ciekawość odnośnie mniej znanych zakątków własnej ojczyzny. Szczególną popularnością cieszy się daleka Północ: tereny zamieszkałe przez egzotycznych Samów. Już Peder Balke i inni przedstawiciele romantyzmu eksplorowali te tereny, malując zapierające dech w piersiach zjawisko zorzy polarnej. Malarze i malarki kolejnego pokolenia udają się do Kraju Samów znacznie łatwiej: dzięki rozwojowi kolejnictwa. John Bauer z wycieczki na Północ przywozi ilustracje z życia codziennego Samów, a Anna Boberg piękne sceny z aurorą borealis oraz pejzaże z Lofotów.

Anna Boberg, Zorza polarna, Studium z Nordlandet, 1901

 

Studia plenerowe, wycieczki krajoznawcze, poszukiwanie bliskości z naturą. Czy malarze nordyccy mieli wpływ na stworzenie lub przynajmniej umocnienie w kulturze skandynawskiej konceptu friluftsliv, czyli potrzeby obcowania z naturą? Niezależnie od wpływu malarskiej twórczości na poczucie dumy z rodzimej natury, sami artyści chętnie oddawali się czerpaniu przyjemności z bliskości przyrody i chętnie malowani siebie lub innych na tle pięknych krajobrazów. Pejzaż stanowi najchętniej eksplorowany gatunek w malarstwie nordyckim: czy dlatego, że sami Skandynawowie tak chętnie malowali otaczającą ich przyrodę, a może dlatego, że wszyscy tęsknimy do nietkniętej ludzką ręką natury, którą możemy oglądać na tych obrazach?

Test towarzyszy podcastowi Łosiologia. Niedawno opowiadałam Alicji o sztuce nordyckiej, a więcej o friluftsliv w obrazach Północy znajdziecie w najnowszym odcinku.

Feels like home. Feels like hyggeligt.

In my perception of Copenhagen, this city is a home city. It is not far-fetched to say that it feels like home here.

It was probably in the Golden Age when both “hominess” and “hygge” became important Danish virtues. In Danish culture “home” and “hominess” have been of symbolic, if not sacred, value. Their special place dates back to Biedermeier bourgeoisie, but links mostly to Protestantism and will also appear in the discussion about “hygge”. When you ask a Dane what hygge actually is, they would reply that only a person living here can understand. However – if we simplify hygge to how it has mostly been defined since its international commercial success, namely: by blankets, candles and hot chocolate – this particular idea of cosiness and hominess will appear common for all Northern countries, not only Scandinavian or Nordic, but also Canadian. Hygge is much more than a product form a lifestyle magazine. Is has been long studied by anthropologists and culture scientist as a concept, or phenomenon, that comes from, or was caused by, Danish national self-perception.

Doll-houses from the National Museum of Denmark in Copenhagen

 

According to dr Jeppe Trolle Linnet hygge used to be perceived as an identity symbol in Denmark, but mostly facing historic “disasters”, such as losing political power or economic strength. Nowadays it can rather be defined as “quality of face-to-face togetherness, and the pleasurable ambience of certain places”, mostly save, familiar and comfortable ones. This is why hygge is mostly connected with home, a “shelter” protecting us from circumstances we tend to avoid.  What is then “hyggeligt” (of hygge) is any sign of slowness, simplicity, relaxation, in contrast to stress, strangers and strict discipline. Hygge can be found in Copenhagen, but cannot be bought. You can find a hyggelig café, order a delicious drømmekage and read this article underneath a blanket, hearing the rain pelting the window. But it is not the place nor the accessories creating the moment of hygge. It is the overall atmosphere and your own attitude – these can be found elsewhere in the world. And it is true that only Danes can fully describe what is means.

When I said Copenhagen feels like home to me, I did not mean the real attachment I created over these several visits. What I wanted to underline was the home-like atmosphere of many places here. Take cafés or museum venues, filled with comfy armchairs, beautiful cushions, hassocks, dim light. You are welcome to stay longer, sink into the sofa, read a book or just enjoy the moment with a cup of coffee. The stuff is friendly and support you with their smiles. Authentic or fake, it does not matter to you. You will not experience it in any café in Paris, although the culture of hanging around in cafés is also important in France. But it seems that creating home-like interiors is a very Danish thing.

Take private art galleries, like Clausens kunsthandel&Banja Rathnov (Studiestræde 14). Once you are there, it feels almost like home, furnished and decorated like a private apartment. Size wise, it is far behind the biggest galleries in Copenhagen, yet its specific home-like atmosphere deserves your attention. Established in 1953, this gallery with traditions have sold graphic works, drawings, watercolours and oil painting by various Danish artists, but in its cosy art shop you may also find books and catalogues published by the gallery, along with CDs and videos related to the exhibited artists.

This place was described to be as hyggeligt, an adjective that derives from hygge. Both a verb and substantive, hygge means to enjoy the moment on many different levels. It is much more than blankets, candles and hot chocolate, as it has been defined by many lifestyle magazines published since 2016, the “discovery” of hygge. However, the concept of hygge had been an important part of the Danish soul way before the book by Meik Wiking conquered bookshops around the world. Anthropologists link hygge with feeling of safety, togetherness, simplicity and comfortable places just like one’s home. Experiencing hygge is mostly described as staying in a “shelter”, being surrounded by the familiar, the cosy, the safe. It can also be associated with childhood, nice time spent with friends, holidays in a summerhouse and free-time activities such as needlework.

Both hygge and hominess might be the key to understand the international success of Danish design. Warm light of PH lamps, upholstered Arne Jacobsen’s armchairs, comfortable chairs of all possible shapes by top designers of the 60s and 70s – all these projects had crucial influence on what we imagine now as “Scandinavian interior”. The tradition is still being maintained by contemporary designers (such as Louise Campbell and Søren Rose, definitely worthy your attention!), whose studios are located all over Copenhagen. However, you do not need to enter their ateliers to fully experience the diversity and creativeness of Danish designers. To start with, I highly recommend a visit to the Danish Design Museum (Bredgade 68), where you can both jump into the past and follow the current trends. On the way back from the Museum, you will spot eye-catching vitrines of the fanciest design shops: Carl Hansen & Son, Dansk Møbelkunst Gallery and KLASSIK, followed by several dozens of shops in the city centre. My personal favourite is a pop-up store The Apartment, a marvellously designed interior filled with hand-made rugs, fabric wallpapers, colourful coffee sets, lamps and other beautiful, yet pricy, items. After feeding your eyes, you can also improve your knowledge and attend one of events offered by Danish Design Centre (Bryghuspladsen 8).

Read more about happiness in Denmark’s capital in Contemporary Lynx.

Prawdziwie osobowości u P.O. Enquista.

Wielkie osobowości i prawdziwe historie jako bohaterowie sztuk i powieści P.O. Enquista. Czemu służą? O czym opowiadają? W jaki sposób literatura może filtrować rzeczywistość. Na przykładzie dramatu Z życia glist.

Hanna
Skąd pan to wszystko wziął?
HCA (milczy
Hanna (brutalnie)
Nic się nie zgadza. Ale to normalne.
Nikt nie ma odwagi dotykać swych bolesnych miejsc.[1]

Per Olov Enquist to współczesny dramaturg i prozaik szwedzki, który w swojej twórczości często odnosi się do znanych postaci mitologicznych (Dla Fedry, 1980) oraz historycznych, biorąc na warsztat życiorysy sławnych ludzi i poddając reinterpretacji narosłe wokół nich mity. Istotną pozycją w dorobku pisarza jest powieść Piąta zima magnetyzera (Magnetisörens femte vinte, 1964), której główny bohater leczy swoich pacjentów iluzjami. Zmyślone historie, czy po prostu wiara w ich prawdziwość oraz nadzieja na to, że człowiek jest w stanie kreować swoje życie, stają się również istotnym motorem działań bohaterów Z życia glist (Från regnormarnas liv, 1981, tłum. Andrzej Krajewski-Bola).

Z życia glist. Obraz rodzinny z 1856 r. to dwuaktowy dramat, którego bohaterami jest małżeństwo Hanny i Heiberga (chodzi o Johana Ludviga i Johanny Luisy Heibergów), Łysa (matka Hanny) oraz HCA (Hans Christian Andersen). Enquist umieszcza prawdziwe nazwiska bohaterów na liście osób dramatu, zależy mu więc na tym, aby czytelnik od samego początku miał świadomość, że postaci te żyły naprawdę. Johan Ludvig Heiberg był dramatopisarzem i krytykiem duńskim, do jego najważniejszych dzieł należy komedia muzyczna Wzgórze Elfów (Elverhøj, 1828), w latach 1849-1856 piastował stanowisko dyrektora Teatru Królewskiego w Kopenhadze. Jego żona, Johanna Luisa Heiberg, była jedną z najznakomitszych aktorek duńskich tego czasu, występowała głównie w Teatrze Królewskim i często w sztukach męża. Sam Hans Christian Andersen uznawany jest za jednego z najważniejszych baśniopisarzy europejskich.

Akcja dramatu rozgrywa się w mieszkaniu Johana Ludviga i Johanny Luisy Heibergów (chodzi najpewniej o ich posiadłość przy Chistianshavn) i skupiona jest na wizycie Hansa Christiana Andersena. Przyczyną jego wizyty jest potrzeba podzielenia się przykrym doświadczeniem: mający zaszczycić króla i królową oraz znakomitości dworu duńskiego piękną przemową o miłości, Hans Christian traci sztuczną szczękę i tym samym staje się pośmiewiskiem zebranych. Zarówno Heiberg, jak i Hanna również nie traktują tej historii poważnie. To bolesne „zwierzenie” staje się jednak punktem wyjścia do długiej i intymnej rozmowy między Hanną a HCA, dzięki której widz/czytelnik sztuki poznaje szczegóły z biografii wymienionych postaci dramatu.

Vilhelm Hammershøi, Wnętrze z Idą w białym krześle, 1900. źródło: WikiCommons

Czworo bohaterów można podzielić na tych, którzy sami opowiadają o sobie (Hanna i HCA) oraz tych, o których dowiadujemy się przede wszystkim z wypowiedzi Hanny (Heiberg i Łysa). W wypowiedziach Heiberga można odszukać co prawda wzmianek o jego kryzysie twórczym („Już prawie zapomniałem, jakie to uczucie – pisać”[2]), nie jest on jednak w stanie sam przyznać się do swojej sytuacji, którą opisuje Hanna („Siedzi pod swoim szklanym dachem, pod swoimi zimnymi jak lód przyjaciółkami gwiazdami. Stał się taki samotny”[3]). Zagadkowa Łysa, czyli bezzębna kobieta przykuta do wózka i sygnalizująca swoją obecność jedynie monosylabowymi wypowiedziami, dopiero pod koniec sztuki okazuje się być matką Hanny.

Najważniejszymi bohaterami sztuki, tytułowymi „glistami” są jednak ci, którzy mówią o sobie najwięcej: Hanna i HCA. Wraz z rozwojem akcji okazuje się, że bohaterów tych, z pozoru reprezentujących dwa różne światy, łączy bardzo wiele. Życie obojga można porównać do życia dżdżownic, robaków: wyszedłszy z bagna, jakim było trudne dzieciństwo, przeszli długą drogę, by „zmyć” z siebie resztki starej, wstydliwej dla nich tożsamości. Sztuka zaczyna się i kończy słowami Hanny: „Obmywałam je [glisty] dokładnie i z miłością, a potem płukałam je kilkakrotnie zmieniając wodę, aż w końcu były całkiem… czyste”[4], natomiast z ust HCA pada porównanie do bagiennych roślin: „Brzydkie rośliny, brzydkie, brzydkie, żadnego wdzięku, żadnej gracji. A jednak pną się w górę.[5]” Ich drogi do kariery i uznania przez świat były pełne przeszkód i upokorzeń, a jednak oboje doszli do celu i zyskali sławę. Mimo to nie czują się spełnieni: HCA marzy o pisaniu dramatów dla Teatru Królewskiego, nie zadowala go pisanie baśni, które – jego zdaniem – nie są wyznacznikiem stylu ani sztuki wysokiej. Z kolei Hanna ma świadomość wszelkich poświęceń związanych z wyjściem z „bagna”; jako młoda dziewczyna była wykorzystywana seksualnie, „kreowana” przez swoich dobroczyńców i ze względu na te doświadczenia zawinęła się w „kokon z lodu”, poczuła się martwa w środku[6].

Historie opowiedziane przez bohaterów są w większości zgodne z oficjalnymi biografiami występujących w sztuce postaci. Znamienne, że zarówno Hans Christian Andersen, jak i Johanna Ludviga Heiberg pozostawili po sobie dzienniki i autobiografie, które mogą być ważnym źródłem wiedzy na temat ich przeszłości i doświadczeń. Autobiografia Johanny Heiberg pt. Et Liv gjenoplevet i Erindringen (wydana w czterech częściach w latach 1891-1892) jest swego rodzaju wyznaniem starzejącej się aktorki na temat trudów związanych z tym zawodem (niejako potwierdzone w dziele Sørena Kierkegaarda Krisen og en Krise i en Skuespillerindes Liv z 1847 roku). Hans Christian Andersen pozostawił po sobie z kolei Mit eget Eventyr uden Digtning, autobiografię napisaną w 1846 roku na zamówienie niemieckiego wydawnictwa[7], oraz wydane pośmiertnie Dzienniki[8]. Czy jednak można traktować je jako wiarygodne źródło? Aldona Kopkiewicz w recenzji Dzienników pisze: „W zalewie powierzchownych relacji z wizyt i podróży Andersen przemilcza to, co mogłoby  zakłócić zaokrąglone piękno jego baśni (…) Doświadczenia, które pozostawiał przemilczane, musiały być dość brutalne, a przede wszystkim musiały grozić naruszeniem aury cudowności, jaką starał się wokół siebie roztaczać.[9]

Vilhelm Hammershøi, Słońce w pokoju rysunkowym, 1905, źródło: WikiCommons

Sam Enquist wkłada w usta Hanny krytykę pierwszej autobiografii Andersena: „(…) kłamie pan jak najęty. Same piękne i wzruszające historyjki”[10]. Nie oznaczałoby to bynajmniej, że tylko HCA upiększył swoje życie; kiedy ten namawia Hannę do wyjawienia prawdy o swojej przeszłości, ona złości się i długo nie przyznaje do swojej tożsamości, co świetnie pokazuje jej stosunek do Łysej – Hanna wstydzi się żydowskiego pochodzenia i próbuje usunąć pewne wspomnienia z przeszłości. Dokonuje więc tego samego zabiegu, o który oskarża Andersena: co prawda nie „uszlachetnia” członków swojej rodziny, ale dopiero wraz z rozwojem rozmowy zaczyna mówić prawdę o sobie, podczas gdy HCA nie ukrywa niczego i jest z rozmówczynią szczery. To samo można by powiedzieć o prawdziwym Andersenie; sposób opisywania jego życia jest może zbyt naiwny, „baśniowy”, ale wiele z przytaczanych przez niego historii powtarzanych jest w poważnych biografiach pisarza[11].

Czemu służą więc prawdziwe historie bohaterów dramatu Enquista? Autorzy recenzji inscenizacji Z życia glist są zgodni, że prawdziwa biografia Andersena szokuje każdego, kto zna go wyłącznie z jego twórczości baśniopisarskiej[12].  Możliwe, że dla widza/czytelnika skandynawskiego zdziwienie to dotyczy także pozostałych postaci dramatu. Z życia glist. Obraz rodzinny z 1856 r. jest bowiem sztuką demaskującą postaci ważnych dla kultury duńskiej: wielki pisarz zmaga się z kryzysem twórczym, ikona teatru i gwiazda salonów okazuje się lalką, „dziełem” własnego męża, a autor pięknych baśni dla dzieci wiódł życie dalekie od cudowności. Enquist nie rezygnuje też z przedstawienia swoistego „trójkąta”; ironiczne określenie „Obraz rodzinny” może odnosić się zarówno do obrazu (nie)idealnego małżeństwa Heibergów oraz nieoczywistych związków między małżonkami (zasugerowane jest, jakoby Hanna była córką męża, raz zwraca się nawet do niego „ojcze”), jak i między Hanną i HCA (Heiberg zdaje sobie nawet sprawę z wyjątkowego stosunku HCA do Hanny: „On ciebie na swój sposób… zresztą nie wiem dokładnie”[13]), którzy w II akcie nazywają siebie bratem i siostrą. Brak jednak informacji o rzekomej zażyłości między prawdziwym Andersenem a Johanną Ludvigą; w życiorysie tego pierwszego pojawia się natomiast szwedzka śpiewaczka Jenny Lind, o której sam pisał: „Darzę ją uczuciem braterskim i uważam się za szczęśliwca, bo znam i rozumiem ten typ ducha”[14].

Zabieg Enquista polegający na przybliżeniu prawdziwych, lecz jednak wstydliwych epizodów z życia „znanych i lubianych”, ma tutaj na celu przede wszystkim ich odbrązowienie. Zdaniem Zenona Ciesielskiego służy to „do przeprowadzenia rewizji mitu o wybitnych ludziach, mającej zdecydowanie antybrązowniczy charakter. Pisarz pragnie bowiem wykazać, że wielcy artyści nie muszą być wielkimi ludźmi”[15]. Z kolei Lech Sokół wprost pisze o „problematyce określanej jako antybrązownicza”[16] oraz o powtarzającej się w twórczości Enquista potrzebie pokazania wnętrza człowieka. Bohaterowie sztuki Z życia glist są w gruncie rzeczy ludźmi mającymi swoje marzenia i pragnienia, a także słabości i przykre doświadczenia. Jak wielokrotnie podkreślanie jest w wypowiedziach Hanny i HCA wspomnienie wydarzeń z przeszłości to „bolące miejsca (…), które przypominają nam, że żyjemy”[17].

Vilhelm Hammershøi, Wnętrze, 1899, National Gallery, Londyn.

HCA, jak i prawdziwy Andersen próbował nadać swojemu życiu charakter baśni, które przyniosły mu sławę na świecie. Sam wielokrotnie odwoływał się do postaci i wydarzeń z dzieciństwa, które zainspirowały go do konkretnych motywów jego utworów dla dzieci. Zarówno wspomniana w sztuce autobiografia, jak i same baśnie, były sposobem przefiltrowania rzeczywistości znanej Andersenowi; bohaterowie jego utworów nierzadko wywodzą się z biedoty i ich życie ulega poprawie dzięki nieznanym siłom lub ich własnemu uporowi. Sam pisarz twierdził, że i jego losem „nie można było pokierować lepiej, bardziej szczęśliwie i roztropnie”, bowiem „jest Bóg miłosierny, który kieruje wszystko ku najlepszemu”[18]. Tym samym Andersen uważał się za bohatera własnych baśni, wydaje się więc wręcz naturalnym, że i jego autobiografia pełna była upiększeń, a wszystkie nieprzyjemności z góry kończyć miały się sukcesem artysty. Brzydkie kaczątko zamieniło się w łabędzia.

Choć Hanna zarzuca Andersenowi „manipulowanie” swoim życiorysem, mimowolnie zgadza się na kreowanie siebie i swojego życia. Widz/czytelnik po raz pierwszy poznaje bohaterkę odwróconą tyłem, nie widzi jej twarzy, natomiast poznaje ją z wiszącego nad nią portretu. Taka kompozycja przywołuje obrazy Vilhelma Hammershøi, duńskiego malarza przełomu XIX i XX wieku, znanego z przedstawień dobrze urządzonych mieszczańskich wnętrz ze sztafażem kobiecym[19]. Ten motyw obrazu, dzieła sztuki, jakim jest Hanna, powraca wielokrotnie, choćby w II akcie, kiedy w reakcji na nietypowe zachowanie żony Heiberg zwraca uwagę na wiszący krzywo portret i sugeruje jej, aby go poprawiła[20]. Wychowana i przysposobiona do życia wśród elit przez męża, Hanna staje się niejako więźniarką swej nowej tożsamości, efektem długiego procesu kształtowania na nową osobę. W pierwszej scenie zajęta jest pisaniem, cicho wypowiada jednak słowa przelewane na papier: „Tak dokładnie obmywałam je i płukałam kilkakrotnie zmieniając wodę, aż w końcu były całkiem… czyste”. Hanna również pisze autobiografię; próbuje jednak „uszlachetnić” swoje pochodzenie poprzez użycie poetyckiej metafory, tym samym kreuje swoją przeszłość za pomocą literatury.

Bohaterowie Z życia glist karmią się iluzjami, które pomagają im pogodzić się z trudną przeszłością, za pomocą literatury kreują przeszłość. To samo robi autor, bowiem Per Olov Enquist filtruje rzeczywistość – życiorysy prawdziwych ludzi – i wybiera te epizody, które stają się charakterystyczne dla ich rozbudowanej wrażliwości, a tym samym podburzające ogólnie panujące przekonanie o nieskazitelności wielkich postaci historycznych. W szerszym sensie nie chodzi tylko o odbrązowienie znanych postaci, ale zwrócenie uwagi na problem braku autentyczności u ludzi w ogóle[21]. Postacie Andersena czy Johanny Luisy nie stają się widzowi/czytelnikowi bliższe dlatego, że ich życie w istocie nie usłane było różami, ale dlatego, że okazali się ludźmi „z krwi i kości”, bo tak jak prawdziwi ludzie lubią kłamać i zmieniać rzeczywistość. To, co jednak chyba najbardziej ujmujące w tej opowieści to fakt, że sam Enquist pisząc Z życia glist zastosował filtr własnej rzeczywistości; jak pisał: „Te cztery sztuki [Dla Fedry, Z życia glist, Godzina kota, Tupilak] powstały w bardzo szczególnym i trudnym okresie mojego życia. (…) Kiedy im się teraz przyglądam, wydają się wszystkie tylko lekko zamaskowanym szkicem rozdziału mojej autobiografii”[22].

Bibliografia:

  • Ch. Andersen, Autobiografia. Baśń mojego życia, tłum. I. Chamska, Łódź 2003
  • Ch. Andersen, Dzienniki 1825-1875, tłum. Bogusława Sochańska, Warszawa 2009
  • Ciesielski Między polityką, religią a literaturą, czyli o pisarstwie Pera Olova Enquista [w:] Z. P. Szandar (red.), „Szwedzki dramat i film u progu XXI wieku”, Katowice 1999
  • O. Enquist, Z życia glist [w:] „Dla Fedry. Z życia glist. Godzina kota. Tupilak”, tłum.
    A. Krajewski-Bola, Izabelin 1997
  • Żebrowska, „Poznawcze i wychowawcze wartości baśni Hansa Christiana Andersena” [w:] Studia Gdańskie, t. V, s. 141–156

[1] P. O. Enquist, Z życia glist [w:] „Dla Fedry. Z życia glist. Godzina kota. Tupilak”, tłum. A. Krajewski-Bola, Izabelin 1997, s. 110
[2] Tamże, s. 104
[3] Tamże, s. 140
[4] Tamże, s. 142
[5] Tamże, s. 102
[6] Tamże, s. 136
[7] H. Ch. Andersen, Autobiografia. Baśń mojego życia, tłum. I. Chamska, Łódź 2003
[8] Tenże, Dzienniki 1825-1875, tłum. Bogusława Sochańska, Warszawa 2009
[9] A. Kopkiewicz, Pieszczoch Boga, dostęp 08.02.2016 pod adresem: http://www.dwutygodnik.com/artykul/5601-pieszczoch-boga.html
[10] P. O. Enquist, Z życia glist…, s. 110
[11] Bieda i trudy dzieciństwa są uznawane za genezę wielu motywów w baśniach Andersena, najlepszym przykładem jest taka właśnie interpretacja „Brzydkiego kaczątka”, por. D. Żebrowska, „Poznawcze i wychowawcze wartości baśni Hansa Christiana Andersena” [w:] Studia Gdańskie, t. V, s. 141–156
[12] Por. A. Lamek, Dotknąć miejsc, które bolą. O spektaklu “Z życia glist”, dostęp 08.02.2016 pod adresem: http://kultura.trojmiasto.pl/Dotknac-miejsc-ktore-bola-O-spektaklu-Z-zycia-glist-n100319.html
[13] P. O. Enquist, Z życia glist…, s. 92
[14] H. Ch. Andersen, Autobiografia. Baśń mojego życia…, s. 153
[15] Z. Ciesielski Między polityką, religią a literaturą, czyli o pisarstwie Pera Olova Enquista [w:] Z. P. Szandar (red.), „Szwedzki dramat i film u progu XXI wieku”, Katowice 1999, s. 15
[16] L. Sokół, Dramaturgia Enquista : od filozofii do metafizyki [w:] „Dla Fedry…”, s. 263
[17] P. O. Enquist, Z życia glist…, s. 136
[18] H. Ch. Andersen, Baśń mojego życia…, s. 9
[19] Por. E. Konopka, Hammershøi. Intymne wnętrze, dostęp 9.02.2016 pod adresem: http://niezlasztuka.net/o-sztuce/hammershoi-intymne-wnetrze/
[20] P. O. Enquist, Z życia glist…, s. 132
[21] [21] Z. Ciesielski Między polityką…, s. 15
[22] Od autora [w:] P. O. Enquist, Z życia glist…, s. 1

Filmy ze skandynawską sztuką w tle

W tym roku Finlandia zaskoczy nas dwoma filmami biograficznymi o kobietach-artystkach. To świetna okazja, żeby przyjrzeć się innym filmom o nordyckich malarkach i malarzach.

Film o Helene Schjerfbeck miał swoją premierę już w połowie stycznia (Helene, reż. Antti Jokinen, 2020). Przedstawia życiorys jednej z najważniejszych malarek fińskich XX wieku, znakomitej portrecistki i autorki scen rodzajowych. Film wywołał już niemałą burzę w mediach, szczególnie szwedzkich, a to z uwagi na fakt, że historia szwedzkojęzycznej malarki jest opowiedziana w całości w języku fińskim.  W drugiej połowie roku zobaczymy natomiast film o Tove Jansson (Tove, reż. Zaida Bergroth 2020), znanej nie tylko jako “Mama Muminków”, ale też reprezentantka modernizmu w malarstwie.

Kobiety-artystki

Dwie filmowe biografie fińskich malarek wpisują się w nurt przypominana kobiet-artystek, przez lata tworzących w cieniu ich partnerów i kolegów po fachu. Światowa historia sztuki zna mnóstwo Aspazji stojących za sukcesem swoich mężów, a czasem wręcz przewyższających ich talentem, ale niedocenianych za życia w artystycznym świecie zdominowanym przez mężczyzn.

Drobnym wyjątkiem może być Anna Ancher, żona Michaela Anchera, duńskiego malarza rodzajowego, twórcę kolonii artystycznej w Skagen. Z dokumentu Anna Ancher – Kunsten at fange en solstråle (reż. Thomas Roger Henrichsen, 2019) dowiemy się o początkach jej kariery artystycznej. Bardzo możliwe, że ta córka właściciela zajazdu Brøndums Hotel nie zostałaby malarką gdyby nie fakt, że Michael był stałym bywalcem przybytku jej ojca i postanowił się z nią ożenić. Mając męża-malarza mogła rozwinąć swój artystyczny talent podczas studiów w Kopenhadze, jednak to zawsze Michael był malarzem numer jeden w rodzinie. Ona musiała dzielić czas na dom, wychowywanie córki i pracę, ale nie przeszkodziło jej to na ukształtowanie własnego stylu, który zachwyca do dziś. Tytułowa “sztuka łapania promieni słońca” faktycznie świetnie opisuje jej ciepłe obrazy wnętrz i scen domowych.

Image result for Anna Ancher - Kunsten at fange en solstråle
Kadr z filmu “Anna Ancher – Kunsten at fange en solstråle”, źródło: smk.dk/event/filmvisning-anna-ancher-kunsten-at-fange-en-solstraale/

 

Swojej biografii doczekała się również żona innego malarza ze Skagen, Pedera Severin Krøyer. Marie Krøyer (reż. Bille August, 2012) to opowieść o kobiecie, która również próbowała swoich sił jako malarka, ale maniakalny mąż nie pozwolił jej na więcej niż bycie swoją muzą. Piękna Maria Krøyer, obca perła w Skagen, była więc muzą nie tylko swojego męża, ale też wielu innych mężczyzn związanych ze środowiskiem. Mimo ogromnej popularności męża i dostatniego życia, nie dane jej było zaznać szczęścia u boku chorego psychicznie Pedera Severina. Film opowiada też o romansie Marii ze szwedzkim kompozytorem Hugo Alfvén.

Mniej sztuki, więcej prywaty

W moim zestawieniu nie mogę pominąć filmu Dziewczyna z portretu (The Danish girl, reż. Tom Hooper, 2016).  Jest on oparty na biografii dwóch duńskich malarek Gerdy  Wegener i Lili Elbe, urodzonej jako Einar Wegener. W filmie w ich role wcielili się Alicia Vikander i Eddie Redmayne. Choć główną osią opowieści jest transpłciowość Einara i operacja korekty płci, akcja filmu rozgrywa się między innymi na Duńskiej Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Kopenhadze, wśród sztalug i palet. Obie artystki portretują się wzajemnie, a obrazy Lili Elbe można podziwiać obecne z Muzeum Sztuki w Vejle. Z pary artystów to Gerda zrobiła większą karierę malarską, podbijając Danię portretami jej męża w roli modelki, który w przebraniu kobiecym nie był rozpoznawalny jako Einar.

Z kolei dość niedawno obejrzałam film biograficzny poświęcony fińskiemu rysownikowi Touko Valio Laaksonenowi. Tom of Finland (reż. Dome Karukoski, 2017) to opowieść o homoseksualiście szukającym w powojennej Finlandii rozumienia nie tylko dla jego tożsamości, ale również sztuki. W dość flegmatycznie rozwijającej się akcji dostrzegamy rosnący konflikt między Touko a jego siostrą Kaiją, również malarką, a później także zakochaną w tym samym mężczyźnie. Szczęśliwie poza wątkami romantycznymi znajdziemy w filmie również prezentację rozwijającej się kariery “pornograficznych” rysunków za granicą i proces tworzenia się legendy Toma z Finlandii. Jego odważne prace pokazane są w potrzebnym kontekście, a najsłynniejsza wykreowana przez rysownika postać – Kake – przewija się przez cały film. 

Bildresultat för tom of finland movie poster

Żywoty mistrzów

Na koniec klasyka, czyli filmy z poprzedniego stulecia. Jak można się domyślać, znajdziemy są biografię malarzy tradycyjnie uważanych za najbardziej popularnych artystów skandynawskich. Poniższe produkcje miały też z pewnością rolę w budowaniu swoistego “kultu” tych legend.

Chronologicznie najwcześniejszy jest film dokumentalny Edvard Munch (reż. Petter Watkins, 1974). Szwedzko-norweska produkcja miała pierwotnie charakter trzy-częściowego miniserialu, ale film pokazywano również w kinach jako jednoczęściowy, 3-godzinny obraz. Burzliwe życie Edvarda Muncha, pełne porażek, śmierci bliskich, a także zawodów miłosnych wydaje się jednak flakami z olejem, kiedy opowiadane jest za pomocą głosu z offu, niczym wykład (przykład poniżej). Dokument ma jednak elementy filmu fabularnego (reprezentuje gatunek “docudrama”), dlatego 30 lat życia norweskiego artysty opowiedziane jest nie tylko głosem narratora, a też samych aktorów, nierzadko zwracających się bezpośrednio do kamery. Z filmu dowiemy się o recepcji dzieł Muncha, tak przez współczesnych mu krytyków, jak i współcześnie, bowiem do odegrania roli przeciwników sztuki artysty reżyser zaprosił ludzi, którzy faktycznie nie darzą jego malarstwa szczególnym uczuciem. 

Norwegowie mają Muncha, a Szwedzi zrobili film o Zornie, postaci równie kontrowersyjnej, choć obecnie znanej za granicą o wiele mniej, niż za jego życia. Anders Zorn był jednym z niewielu artystów szwedzkich XIX wieku, który odwiedził Stany Zjednoczone, malował portrety amerykańskich prezydentów i sporo podróżował. Zachowały się nawet zdjęcia z jego pobytu w Krakowie. Film Zorn (reż.  Gunnar Hellström, 1994) również ma swoją wersję serialową i kinową, ale skupia się na krótszym fragmencie biografii szwedzkiego malarza. W filmie poznajemy go już jako docenionego i ważnego artystę, ale też kobieciarza i alkoholika. Akcja skupia się na romansie Zorna z Emilie Bartlett, zamężną Amerykanką, oraz rozpadzie jego małżeństwa z Emmą. Słowem, dużo kobiet i nagich ciał, dokładnie jak na obrazach szwedzkiego impresjonisty.

Gunnar Hellström and Birgitte Söndergaard in Zorn (1994)
Fotos z filmu “Zorn”. Źródło: www.imdb.com.

Dokumenty

Ale poza filmami fabularnymi lub sfabularyzowanymi dokumentami znajdziemy też zwykłe dokumenty poświęcone nordyckim artystom. Te skupiają się głównie na pokazywaniu reprodukcji obrazów danego malarza oraz miejsc związanych z jego życiem, ewentualnie archiwalnych ujęć z epoki. Taką produkcją jest chociażby dokument P.S. Krøyer – What A Life! (reż. Anna Von Lowzow, 2008) opowiadający biografię wspomnianego już Pedera Severina Krøyera. Twórcy przedstawiają jego historię metodą “od kołyski aż po grób”, koncentrując się na chorobie psychicznej (wzmożonej syfilisem), ogromnym sukcesie i zawodzie miłosnym ze strony Marii. Z tej wersji wydarzeń nie dowiadujemy się jednak o tym, w jak dużym stopniu sam Krøyer był odpowiedzialny za starość w samotności. Mimo wszystko dokument w wystarczający sposób nakreśla tło twórczości duńskiego malarza, jakim była kolonia artystyczna w Skagen. Dokument można obejrzeć tutaj.

Portret podwójny. Krøyer namalował Marię, a Maria Krøyera.

Dziwi mnie, że nie powstał jeszcze żaden film fabularny ani dłuższy dokument poświęcony życiu i twórczości Carla Larssona, jednego z ulubionych malarzy Szwecji. Być może po prostu do niego nie dotarłam, bo na ten moment wiem o istnieniu 30-minutowego dokumentu Carl Larsson – Solskensmannen (reż. Marilén Karlsson, 2014), z którego w dużym skrócie poznamy dzieciństwo malarza oraz szczęśliwe życie w Lilla Hyttnäs. Można też dotrzeć do szwedzkojęzycznej produkcji telewizji publicznej SVT, dotyczącej najpóźniejszego obrazu Larssona, Midvinterblot.

Szczęśliwie są też dokumenty dotyczące sztuki islandzkiej. Jeden z nich znalazłam niedawno w serwisie Culture Unplugged, opowiada on o nieznanym mi dotąd malarzu Sveinnie Björnssonie. PASSIO – A Painter´s Psalm of Colours (reż. Erlendur Sveinsson, 2001) to pokazuje dużą wystawę Islandczyka w galerii Kjarvalsstaðir, ale skupia się na wywiadzie z artystą, w którym Björnsson dzieli się swoimi poglądami na sztukę, prywatnymi doświadczeniami, wizją artysty i interpretacją niektórych z pokazywanych dzieł. 

Dokument Sveinssona nie dotarł do szerokiej publiczności, co innego islandzko-duńska produkcja o Georga Guðniego, pokazywana na międzynarodowych festiwalach. Sjón­deil­darhringur (ang. Horizon, reż. Fridrik Thor Fridriksson, Bergur Bernburg, 2015) widziałam podczas Warszawskiego Festiwalu Filmowego w 2015 roku i tutaj znajdziecie recenzję dokumentu. Jest to piękny przegląd niemal abstrakcyjnych pejzaży islandzkiego malarza, powstały z inicjatywy aktora Viggo Mortensena, miłośnika twórczości Guðniego, jak o całej Islandii.

Uwagę filmowców przykuła też szwedzka malarka Hilma af Klint, nie dawno odkryta przez świat jako twórczyni malarstwa abstrakcyjnego przed Wassilym Kandinskym. Dokument Bortom det synliga – filmen om Hilma af Klint (reż. Halina Dyrschka, 2019) pokazuje twórczość szwedzkiej abstrakcjonistki, jej metodę tworzenia oraz korespondencję. Film powstał we współpracy z Muzeum Guggenheima i prezentuje współczesne wystawy zapomnianej artystki, mające na celu “napisanie historii sztuki na nowo”.

Filmy ze sztuką w tle

Jest dużo filmów, w których dostrzegam skandynawską sztukę. W wielu islandzkich filmach doszukuję się znanych mi obrazów będących częścią wystroju wnętrza, w którym rozgrywa się akcja. Ale są też filmy, które do sztuki odwołują się w sposób bezpośredni.

Jednym z nich jest amerykański film Personal Shopper (reż. Olivier Assayas, 2016), w którym znajdziemy twórczość omawianej już Hilmy af Klint. Główna bohaterka, grana przez Kristen Stewart, przegląda katalog z obrazami szwedzkiej malarki i inspiruje się jej twórczością do swoich spirytualistycznych doznań.

Zdjęcie
Kadr z filmu “Personal Shopper”, źródło: https://twitter.com/criterion/status/1054456530509197318

Z kolei w oscarowym filmie The Square (reż. Ruben Östlund, 2018) znajdziemy zarówno satyrę na współczesny świat sztuki, jak i kilka fikcyjnych dzieł zainspirowanych autentycznymi dziełami sztuki z XX i XXI wieku. Tytułowy “Kwadrat” to nawiązanie do sztuki z nurtu site-specific i environmental art, której przedstawicielem jest chociażby Robert Smithson. Szwedzki reżyser powołuje się też na twórczość ukraińskiego performera Olega Kulika, który wciela się w postać psa, a także prace Carla Hammouda, których inspirację znajdziemy w filmie (instalacja z krzesłami). Ten szwedzki artysta znany jest z prac, w których różne meble unoszą się przestrzeni albo układają w mało oczekiwane kompilacje. 

Natomiast inny szwedzki reżyser, Roy Andersson często posługuje się dokładnymi cytatami ze sztuki w swoich filmach. Przykładowo w jednym z najnowszych filmów, Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu (2014) sam tytuł miał być sprowokowany obrazem Myśliwi na śniegu Pietera Bruegla. Jeśli chodzi o sztukę skandynawską, to w jednej ze scen znajdziemy obraz Brunona Liljeforsa Morskie orły z 1897 roku. Wątek ze szwedzkimi żołnierzami i rannym królem Karlem XII to z kolei tableau vivant na podstawie płótna Gustafa Cederströma z 1884 roku.

File:Karl XIIs likfärd - Göteborgs konstmuseum - Gustaf Cederström.JPG

Jak widać w morzu filmów biograficznych poświęconych życiu i twórczości malarzy francuskich, angielskich czy amerykańskich znalazło się też miejsce na produkcje (i to nie tylko nordyckie!) poświęcone twórczości artystów z Północy. Jeśli znacie inne filmy ze sztuką skandynawską w tle, zostaw tytuł w komentarzu!

Chmurobrazy Jensa Ferdinanda Willumsena

fragment pracy magisterskiej „Chmurobrazy”. Interpretacje motywu chmury w pejzażu 1820-1920. Całość do przeczytania tutaj.

Niezwykle interesujący jest w kontekście chmur i gór obraz duńskiego symbolisty, Jensa Ferdinanda Willumsena Słońce nad południowym stokiem (duń. Sol over Sydens bjerge), 1902, olej na płótnie, Thielska Galleriet, Sztokholm).

W tym niezdefiniowanym skrawku rzeczywistości do głosu dochodzi motyw śreżogi, znany nam już z twórczości Friedricha. Szczyt górski otoczony jest ciężkimi chmurami, które stanowią granicę między oblanym słońcem niebem, w którym mienią się wierzchołki gór, a dolną partią zbocza i miastem u podnóża góry. Przez chmury przedziera się jednak światło słońca, rozchodzące się szerokimi promieniami, oblewając miasto jakby złotą poświatą. Pas cumulusów – rozjaśniony od góry, a od dołu bardzo ciemny, dzieli płótno na 3/4 wysokości, a przez taki zabieg kompozycyjny różnica między światem ziemskim a tym, co nad chmurami wydaje się jeszcze większa. Monumentalizm gór i chmur zyskuje tutaj na znaczeniu w porównaniu z rozmiarem osady jakby niemal całkowicie uzależnionej od podniebnej walki żywiołów.

Jens Ferdinand Willumsen, Słońce nad południowym stokiem (duń. Sol over Sydens bjerge), 1902, olej na płótnie, 209×208 cm, Thielska Galleriet, Sztokholm.

Richard Thomson określa tę kompozycję jako pełną sprzeczności; ukazanie efektów świetlnych jest jego zdaniem jednocześnie naukowe, ale też nieścisłe, z kolei obraz wyraża zarówno „medytację nad efemerycznością”[1], jak i aluzję do nieskończoności. Ponadczasowa, a jednocześnie krucha scena ma się jego zdaniem odwoływać do filozofii Nietzschego, która to może być kluczem dla interpretacji późniejszego obrazu Willumsena – Alpinistka (dun. Bjergbestigersken , 1912, olej na płótnie, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga) (il. 24). Duński malarz z pewnością był zwolennikiem górskich wycieczek, a ten obraz jest „pocztówką” z wakacji w Alpach. Choć główną postacią jest tytułowa alpinistka, roztaczający się w tle krajobraz zamknięty jest pasem ciężkich, ciemnych chmur. Kobieta – żeńska wersja nietzscheańskiego Übermenscha – góruje tutaj nad przyrodą, zyskując rozmiar gór i dosięgając głową chmur. Zestawiając ten obraz z niemal o sto lat wcześniejszym Wędrowcem wśród chmur Friedricha można prześledzić ewolucję mistycznego postrzegania natury. Jeszcze u niemieckiego romantyka jest ona nieprzystępna człowiekowi, symbolizując to, czego śmiertelnik nie może doświadczyć, ale o czym marzy. Alpinistka staje natomiast na równi z przyrodą lub nawet dominuje nad nią. Z bogobojnego admiratora natury dążącego do zespolenia z Bogiem doszliśmy więc do nieustraszonego Nadczłowieka władającego przyrodą, w której nie ma miejsca dla Boga.

Artwork Title: Bjergbestigersken ( A Mountain Climber) - Artist Name: Jens Ferdinand Willumsen
Jens Ferdinand Willumsen, Alpinistka (dun. Bjergbestigersken , 1912, olej na płótnie, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga

[1] R. Thomson, R. Rapetti, (red.) Van Gogh to Kandinsky: Symbolist Landscape in Europe 1880-1910 [katalog wystawy] National Galleries of Scotland, Edinburgh, 14.07–14.11.2012; Ateneum Art Museum, Helsinki , 16.11.2012–17.02.2013, Thames & Hudson, London 2012, s. 131.

Chmurobrazy duńskie: Eckersberg i Købke

fragment pracy magisterskiej „Chmurobrazy”. Interpretacje motywu chmury w pejzażu 1820-1920. Całość do przeczytania tutaj.

Dahl i Friedrich poznali się w Kopenhadze i miasto to było ośrodkiem dla wielu duńskich malarzy zainteresowanych motywem chmur. Do najważniejszych z nich należą Christoffer Wilhelm Eckersberg i Christen Købke, jednak szkice chmur wykonywali również Johan Thomas Lundbye czy Lorenz Frølich.

Eckersberg, pełniący wiodącą rolę w malarstwie duńskiego Złotego Wieku, był w bezpośrednim kontakcie zarówno z Dahlem, jak i Friedrichem, a jego szkice z podróży do Italii zainspirowały norweskiego artystę[1]. Kojarzony przede wszystkim z klasycyzującymi storiami i biedermeierowskimi scenami rodzajowymi, malarz ten był także ważną postacią dla rozwoju chmurobrazów w malarstwie północnym, na co badacze zwrócili uwagę dopiero w ostatnim dziesięcioleciu. Kasper Monrad poświęca studiom chmur cały ustęp monograficznej publikacji o duńskim malarzu[2]. Christoffer Eckersberg prowadził meteorologiczny dziennik, w którym notował wszelkie zmiany na niebie między 30 czerwca 1826 roku a 6 marca 1851 roku[3]. Zainteresowanie chmurami rozpoczęło się właśnie w 1826 roku i może wynikać z wielu okoliczności; Monrad nie wyklucza znajomości klasyfikacji Howarda i tekstów Goethego, ale wspomina też o wpływie Hansa Christiana Ørsteda oraz Joachima Frederika Schouwa, fizyka i botanika, ważnych dla rozwoju nauk ścisłych i zainteresowania nimi w środowisku kopenhaskim. Schouw, zainspirowany klasyfikacją Howarda, jak i publikacją The Climate of London (1818), w 1826 roku wydał niejako duńską wersję tego tekstu, zatytułowaną O warunkach pogodowych w Danii (duń. Skildring af Veirligets Tilstand i Danmark), jednak Monrad nie jest pewny czy Eckersberg zapoznał się z treścią tekstu już w chwili jego wydania[4]. Tym samym, podobnie jak Hanne Jönsson, za bezpośrednią przyczynę uważa spotkanie z Dahlem w Kopenhadze, które nastąpiło właśnie w 1826 roku[5] [6]. Zdaniem Monrada, Dahl bez wątpienia zaznajomił Eckserberga z badaniami Howarda, możliwe też, że pokazał mu kilka ze swoich studiów chmur[7].

Pierwsze dwa rysunki chmur namalował Eckersberg w sierpniu 1826 roku, późniejszy przebieg prac można śledzić wraz z dziennikiem malarza: pierwszego, trzeciego, czwartego i dziewiątego września tego samego roku powstają kolejne „skizzer af luft og skyer” – szkice atmosfery i chmur[8]. Podobnie jak w przypadku dzieł Dahla, studia chmur Eckserberga można traktować jako samodzielne chmurobrazy, choć tak jak dla Dahla były one efektem wnikliwej obserwacji zjawiska samego w sobie, Eckersberg pracował nad nimi przede wszystkim w celu dopracowania motywu dla potrzeb większych kompozycji[9].

Christoffer Wilhelm Eckersberg, Studium chmur nad morzem (duń. Studie af skyer over havet), 1826, olej na płótnie, 20×31 cm, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga.

Obrazy z kopenhaskiego Statens Museum for Kunst, takie jak Studium chmur nad morzem (duń. Studie af skyer over havet, 1826, olej na płótnie, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga) czy Studium chmur nad Sundem (duń. Studie af skyer over Øresund , 1826, olej na płótnie, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga) ukazują przede wszystkim zainteresowanie formacjami chmur nad wodą. Ważną część twórczości Eckersberga stanowią mariny i to w obrazach takich jak Rosyjski okręt liniowy „Asow” i fregata zakotwiczona w forcie Helsingør (duń. Det russiske linieskib “Asow” og en fregat til ankers på Helsingør red, 1828, olej na płótnie, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga) chmury zyskują najpiękniejszą formę. Nie oznaczało to jednak, że Eckersberg studiował chmury bez fascynacji; jego córka Julie wspominała ojca, który potrafił godzinami przesiadywać na dachu pałacu Charlottenborg i obserwować chmury sunące po kopenhaskim niebie[10].

Wraz z Eckersbergiem, studiowaniem chmur zajął się również jego uczeń, Christen Købke. Bardzo prawdopodobne, że to właśnie za pośrednictwem swojego nauczyciela zainteresował się tym motywem, tym bardziej, że studiował u Eckersberga od 1828 roku, czyli w okresie największej fascynacji starszego malarza tym tematem. Badacze nie wykluczają oczywiście również wpływu twórczości Dahla, jak i znajomości tekstów Howarda[11], jednak bezpośrednią inspiracją była raczej znajomość z Eckersbergiem. Istotna mogła być także styczność z Friedrichem w Kopenhadze[12], a także podróż do Italii w 1838 roku[13]. W szkicach sprzed wyjazdu do Włoch widoczny jest zresztą mniejszy stopień dramatyzacji nieba, co można zaobserwować porównując dwa obrazy z kolekcji kopenhaskiej: Studium chmury (duń. Skystudie, 1833, olej na papierze przyklejonym na karton, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga) oraz Studium chmur (duń. Skystudie, 1840-1845, olej na kartonie, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga). Ten późniejszy może wskazywać więc na większą inspirację Dahlem lub Friedrichem, bowiem Købke wykazuje tutaj większe zainteresowanie efektami świetlnymi, podczas gdy wcześniejszy szkic przypomina studia Eckersberga, bardziej skupionego na formie chmur. Købke, podobnie jak jego nauczyciel, studiował chmury pod kątem przygotowania do większych kompozycji; większość z nich wykorzystał do pejzaży z okolic Blegdammen w Kopenhadze[14].

Christen Købke,  Studium chmury (duń. Skystudie), 1833, olej na papierze przyklejonym na karton, 30,7×38,5 cm, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga.

Christen Købke, Studium chmur (duń. Skystudie), 1840-1845, olej na kartonie, 17×29 cm, Statens Museum for Kunst, Kopenhaga.

Zainteresowanie chmurami i popularność studiów tego fenomenu jest widoczna w twórczości wielu malarzy europejskich połowy XIX wieku, przede wszystkim tych związanych ze środowiskiem drezdeńskim i kopenhaskim. Impulsem do studiów nad niebem były badania Luke’a Howarda, jak też wzajemne inspiracje artystów. Najpłodniejszy okres malarskich studiów nad chmurami zaczął się w połowie lat 1820., z tego czasu pochodzą bowiem zarówno chmurobrazy Constable’a i Turnera, jak i malarzy niemieckich i duńskich. Pomimo oczywistych skojarzeń z twórczością malarzy brytyjskich, bezpośrednio zainspirowanych Esejem Luke’a Howarda, chmurobrazy innych malarzy powstawały niezależnie. Głównymi postaciami ważnymi dla rozwoju zainteresowania motywem chmur w malarstwie północnoeuropejskim pierwszej połowy XIX wieku byli przede wszystkim Friedrich i Dahl, którzy wpłynęli na Eckersberga i innych duńskich malarzy, wspomnianego już Købkego, a także Lundbye’go, który malował cztery typy chmur z klasyfikacji Howarda, i Frølicha, który szkicował chmury głównie w latach 1830. Co ciekawe, biografie Dahla, Eckersberga i Købke pokazują, że przełomowym momentem dla studiów nad chmurami i niebem okazały się ich wyjazdy do Italii; być możne odmienne warunki pogodowe, w tym większa widoczność i przewaga białych obłoków na południowym niebie dawała większe szanse na studiowanie cumulusów, ulubionego typu chmur wszystkich malarzy.

[1] K. Lunde, Johan Christian Dahl…, s. 10.

[2] K. Monrad, Christoffer Wilhelm Eckersberg, s. 41.

[3] Idem, Dansk guldalder : hovedværker på Statens Museum for Kunst, Statens Museum for Kunst, København  1994, s. 14.

[4] K. Monrad, Christoffer Wilhelm Eckersberg…, s. 41.

[5] Ibidem, s. 42.

[6] H. Jönsson, C. W. Eckersberg og hans elever. Udstilling i anledning af 200 året for kunstnerens fødsel [katalog wystawy] Statens museum for kunst, 2.01-10.04.1983,  København 1983, s. 30

[7] K. Monrad, Christoffer Wilhelm Eckersberg…, s. 42.

[8] Idem, Dansk guldalder…, s. 14.

[9] K. Monrad, Christoffer Wilhelm Eckersberg…, s. 42.

[10] H. Jönsson, C. W. Eckersberg…, s. 31.

[11] H. Nørregård-Nielsen (red.), Christen Kobke: 1810-1848, Statens Museum for Kunst, København 1996, s. 17.

[12] K. Monrad, Caspar David Friedrich…, s. 109.

[13] H. Nørregård-Nielsen (red.), Christen Kobke…, s. 17.

[14] D. Jackson (red.), Christen Købke: Danish Master of Light [katalog wystawy] 17.03-13.06.2016, National Gallery, London 2010, s. 97.