autor: Victor Hugo
tytuł: Han z Islandii (oryginalny: Han d’Islande)
rok: 1823
wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
liczba stron: 272
Wyobraź sobie, że mieszkasz w XIX-wiecznej Francji. Twoje wyobrażenie o Północy to składowa lektury Edd, powieści grozy i malarstwa romantycznego. Jaki obraz Islandii może mieć wówczas w swojej głowie młody francuski dyletant?
Odpowiedź daje nam Victor Hugo i jego debiutancka powieść Han z Islandii. Co prawda powieść ta została napisana jako druga, jednak to właśnie ją wysłał do druku jako pierwszą 21-letni wówczas pisarz. Autor Nędzników i Dzwonnika z Notre-Dame zadebiutował jako autor krótkiej powieści grozy, której akcja rozgrywa się w XVII-wiecznej Norwegii. W okolicach Trondheim (w książce figurującego jako Drodheimus), sieje postrach tytułowy Han, potwór z Klipsdalur. Ta tajemnicza postać, o której legendy opowiadają sobie tak baronowie, jak prości rybacy, znana jest z podpaleń i brutalnych morderstw. Mówi się o nim, że jest to mężczyzna olbrzymiego wzrostu i nieludzkiej siły, inni zaś wiedzieli go jako niskiego karła o brzydkiej twarzy, odzianego w skóry zwierząt. Plotkom i pogłoskom towarzyszą rewelacje o tym, że Han żywi się krwią ludzką i nosi długie, ostre pazury. Wśród prostych ludzi bano się wymawiać jego imię i szerokim łukiem omijano miejsca, w których widziano słynnego złoczyńcę. Ten zaś jest nieuchwytny, a mimo wysokiej nagrody za jego głowę próżno szukać śmiałka, który zaryzykowałby spotkanie oko oko z potworem.
Niczym w dramatach Moliera, poznajemy tytułowego bohatera z relacji innych zanim osobiście wkroczy on na karty powieści. Oczekujemy najgorszego, a kiedy już główna postać pojawia się w akcji, narrator nie daje nam pewności, czy to właśnie Han z Islandii. Przyjmuje on bowiem w historii ciągle nowe role i stroje, stając się istotnie postacią poboczną całej akcji, a mimo to spirytus movens intrygi. Choć nie wiemy zbyt wiele szczegółów jego osobistej historii, prywatna żądza zemsty za zabójstwo własnego syna staje się motorem akcji, w którą wplątane są różne postaci z dworu i prostego ludu. Raz to Han ma dowodzić grupą buntowników, gotowych wzniecić rewolucję przeciwko królowi, raz przypadkiem pomaga w rozwiązaniu tajemnicy rodowej, która przeszkadza młodym kochankom połączyć się szczęśliwym więzem małżeństwa. Nigdy jednak Han nie działa jako przyjaciel, raczej jako samotny wilk, który dokładnie waży swoje działania i sprawdza, co ułoży się najlepiej po jego myśli. Mający posłuch u niedźwiedzi, śmiechem reagujący na niebezpieczeństwo, do ostatnich chwil swojego życia pozostaje samolubny i ogarnięty potrzebą pomszczenia swojego potomka. Han jest więc tytułowym bohaterem powieści, a jednak anty-bohaterem, który łączy w sobie najgorsze cechy i zachowania. Tak przedstawia się w jednej z ostatnich scen książki, kiedy samodzielnie stawia się przed sądem:
Jestem szatanem z Klipstadur. Matką moją jest stara Islandia, wyspa wulkanów. Dawniej była ona tylko górą, ale spłaszczyła ją ręka olbrzyma, który, spadłszy z chmur, oparł się na jej szczycie. Nie potrzebuję wam mówić o sobie; wiecie chyba, że jestem potomkiem Ingólfa Tępiciela i że jego ducha noszę w swoim ciele. Więcej popełniłem morderstw i wznieciłem pożarów, aniżeli wy wszyscy wydaliście niesłusznych wyroków. (…) Wypiłbym z rozkoszą wszystką krew z waszych żył. Natura moja to nienawiść do ludzi; złe im wyrządzać – moje posłannictwo.
W treści książki wielokrotnie powracają określenia „szatan”, „potwór”, „olbrzym”, „dziki zwierz”, „rozbójnik”, a więc najgorsze przymioty anty-bohatera. Pytanie jednak brzmi: dlaczego to właśnie Islandczyk ma być ucieleśnieniem zła, co skłoniło młodego Francuza to przypisania wszystkich złych cech akurat temu narodowi? Bez wątpienia Hugo miał jakieś pojęcie o Islandii; czytał w końcu Eddę, która pojawia się także w powieści jako poczytna lektura. Śledził poczynania pionierów literatury grozy: Horacy’ego Walpola, którego Zamczysko w Otranto z 1764 roku uznawany jest za początek gatunku, oraz Mary Shelley, autorki Frankensteina, prekursorskiej powieści grozy. Od najlepszych zaczerpnął więc nastrój i scenerię powieści: neogotycki kontekst architektoniczno-sceniczny, umieszczenie historii w dalekiej przeszłości, elementy nadnaturalne, dalekie jednak od typowo baśniowych postaci, ale potencjalnie wyobrażalne, bo będące w bliskim związku z człowiekiem.
W estetyce neogotyzmu często wykorzystywano miejsca odległe od cywilizacji i kultury wciąż przesiąknięte wierzeniami ludowymi. Obszar nordycki ze swoją germańską spuścizną wydawał się więc idealny jako tło dla powieści grozy. Hugo sięgnął po rozpowszechnione w Europie wyobrażenie dzikiej, tajemniczej, nieprzyjemnej, wręcz diabelskiej i nieludzkiej Północy, a Islandia – najdalsza znana wówczas wyspa tej szerokości geograficznej, stałaby się więc kulminacją takich obrazów. Czytelnicy neogotyckiej powieści grozy karmili się przecież potworami mieszkającymi w ciemnych jaskiniach, mających cechy zwierzęce, pozbawionych serca morderców czy zdolnych do układów z diabłem rozbójników. Ich perypetie świetnie kontrastowały z romansami, w których niezmiennie więzione w wieżach bezbronne kobiety mogły zostać ocalone jedynie dzięki miłości dzielnego, pięknego młodzieńca. W tej słodkiej historii miłosnej utkanej intrygami i przeciwnościami inspirowanymi Romeem i Julią potrzeba więc groźnego zgrzytu, elementu niesamowitego, strasznego motywu, który zmrozi krew w żyłach.
To wyraźne zestawienie idealizowanych kochanków: przystojnego rycerza Ordenera z niezwykle piękną, lecz pozbawioną wolności Ethel z wyobcowanym na własne życzenie anty-bohaterem Hanem stanowi punkt wyjścia dla późniejszych powieści w twórczości Victora Hugo, gdzie Han z Islandii stanowi pierwszy przykład bohatera odtrąconego przez społeczeństwo. Daleki krewny Quasimodo nie jest jednak postacią o dobrym sercu w skórze potwora. To potwór pozbawiony cech ludzkich, bo nawet zemsta po stracie syna nie powodowana jest żałobą po utraconym dziecku, ale potrzebą ukarania tych, którzy przyczynili się do zerwania kontynuacji rodu z Klipsdalur, bowiem zmarły młodzieniec był ostatnim potomkiem Ingólfa Tępiciela z Islandii. Żądny krwi i idący do celu po trupach (dosłownie) Han ma więc także cechy bohatera powieści frenetycznych. Popularna w połowie XIX wieku frenezja romantyczna (od frénétique – gwałtowny, szaleńczy) skupiała się na scenach makabrycznych, motywach okropności, zbrodni i szaleństwa.
Wydanie francuskojęzyczne Hana z Islandii uzupełnione jest analizą i interpretacją dzieła. Jej autor zestawia tytułowego bohatera z innym, bardziej charakterystycznym dla literatury grozy bohaterem: potworem doktora Frankensteina, potocznie zwanego po prostu Frankensteinem. Choć bohater powieści Mary Shelley nie był człowiekiem, a tworem rąk ludzkich, niebezpiecznym eksperymentem, Han z Islandii również przejawia cechy potwora gotowego do zabijania i pozbawionego skrupułów. Czy Victor Hugo tak właśnie wyobrażał sobie Islandczyków? Dzikich, niecywilizowanych wyrzutków, dla których honor i rodzina ważniejsze są od zasad społecznych? Czy Han to XVI-wieczny wiking, rozbójnik o nieludzkiej sile, niczym średniowieczni berserkowie? Gwałciciel zmuszający do stosunku samotną kobietę, tylko po to, by przedłużyć ród, z którego się wywodzi? Noszący u boku konkretny atrybut (czaszkę) dla wzbudzania postrachu u innych?
Warto sięgnąć po młodzieńczą powieść Victora Hugo nie tyle po to, by prześledzić rozwój jego stylu. Dla mnie jest on świetnym świadectwem stanu wyobrażeń na temat Islandii w XIX-wiecznej Francji i zestawieniem stereotypów, którymi posługiwano się, nie mając bezpośredniego kontaktu z daleką Północą.