Dużo mówi się o Polakach emigrujących na Islandię. Ale co z Islandczykami mieszkającymi w Polsce? O tym, dlaczego zdecydowali się na życie nad Wisłą, rozmawiam z Vaką i Böðvarem.
Trudno dokładnie oszacować oficjalną liczbę Islandczyków mieszkających w Polsce. W grupie Íslendingar í Póllandi jest zaledwie 85 członków, ale należą do niej również islandzkojęzyczni Polacy. Nawet na stronie Konsulatu Honorowego Republiki Islandii w Warszawie nie znajdziemy dokładnych liczb, choć pracownicy IHC szacują, że Islandczyków mieszkających w Polsce na stałe powinno być kilkudziesięcioro. Udało mi się zrobić krótkie wywiady z dwójką z nich. Oboje przeprowadzili się do Polski trzy lata temu, w 2017 roku. Vakę Hafþórsdóttir poznałam w szkole językowej Stacja Północ, bo przez pierwszy rok swojego pobytu w Polsce uczyła islandzkiego. Z zawodu jest jednak prawniczką i na co dzień pracuje zdalnie dla firmy w Islandii. Kontakt z Böðvarem Böðvarssonem udało mi się nawiązać za pośrednictwem klubu piłkarskiego Jagiellonia, w którym gra na pozycji obrońcy.
Islandczycy a sprawa polska
Kiedy Polacy emigrują na Wyspę, mogą spodziewać się dużej społeczności rodaków, a ze względu na długoletnią tradycję emigracji i zainteresowanie Islandią w Polsce, mają wiedzę lub przynajmniej wyrobione zdanie na temat nowego kraju. A jak jest z Islandczykami przyjeżdżającymi do Polski? Właściwie działa to też w drugą stronę. Kiedy gościłam na zajęciach języka polskiego na Uniwersytecie w Reykjaviku, studenci opowiadali mi, że ich zainteresowanie językiem i kulturą polską wynika z dużej liczby Polaków na Islandii i prywatnych związków z nimi. Większość uczyła się języka swojego partnera, inni – chcieli zwiedzać kraj, który wydaje się im szczególnie bliski. Nie zapominajmy też o Islandczykach przyjeżdżających do nas w celach nie tylko turystycznych, ale też po tańsze zakupy i usługi dentystyczne.
Co jednak z motywem do przeprowadzki? Dominuje polski partner, z którym Islandczycy i Islandki przeprowadzają się do Polski. Vaka znalazła się nad Wisłą ze względu na swojego chłopaka, podobnie jak wielu innych Islandczyków, których przelotnie spotykałam w Polsce. Nie jest to jednak jedyna przyczyna przyjazdu do Polski. Wielu młodych Islandczyków przyjeżdża do Polski na studia, chociażby do Łódzkiej Szkoły Filmowej, z którą związany jest chociażby Rúnar Rúnarsson. Pamiętam też, że kiedy na Islandii otwierano pierwszy H&M, Islandki praktykowały w warszawskich sklepach tej sieci. O wiele rzadziej zdarza się, aby Islandczyk przyjeżdżał do Polski w celach zawodowych. To jednak przypadek Böðvara, piłkarza, który rozpoczął współpracę z Jagiellonią.
Pierwsze kroki
Początki zawsze wydają się trudne, szczególnie dla przyjezdnych wrzuconych w polskie społeczeństwo bez znajomości języka ani wsparcia bliskich. Moi rozmówcy nie mieli jednak tego problemu. Vaka, zanim na stałe osiadła w Warszawie, wielokrotnie odwiedzała rodzinę swojego chłopaka w Wielkopolsce. Do stolicy przyjechała dwa razy przed przeprowadzką, nie było to więc obce jej miasto. Podobnie z towarzystwem: poza chłopakiem i jej znajomymi, pierwszymi Polakami, z jakimi zaczęła się kolegować na miejscu byli jej uczniowie z kursu islandzkiego.
Böðvar przyznaje z kolei, że zanim się tu przeprowadził, znał wielu Polaków z Islandii, więc nie jechał do zupełnie obcego mu kraju. Przyjechał tutaj w lutym 2017 roku, wówczas jako 22-latek. Choć sprowadziły go tu kwestie wyłącznie zawodowe, jak sam twierdzi, nie miał trudności z zaklimatyzowaniem się:
Większość moich znajomych na miejscu to koledzy z drużyny albo pracownicy klubu, ale mam też znajomości spoza środowiska piłkarskiego. Nie miałem żadnych problemów z nawiązywaniem kontaktu z Polakami.
Co więcej, piłkarz podkreśla, że przyjazd do Polski nie był dla niego szokiem kulturowym. Poznani na miejscu Polacy utwierdzili go w przekonaniu, że mają sporo wspólnego z Islandczykami: przede wszystkim poczucie humoru wydawało mu się podobne. Dużym, ale pozytywnym zaskoczeniem było natomiast polskie jedzenie. Pewnie nie spodziewał się, że może być tak smaczne, ale dzisiaj ocenia je w prostych słowach: “Kocham je!”.
Vaka również ciepło zapamiętała swoje pierwsze przemyślenia dotyczące Polski i Polaków:
Jedną z rzeczy, które pamiętam, jest zdumienie, jak przytulne były dla mnie polskie wnętrza. Na Islandii wystrój domu jest bardzo skandynawski, np. białe ściany, minimalistyczny wystrój i tylko kilka kolorowych akcentów. Od razu zauważyłam, że Polacy nie boją się używać kolorów w swoich domach i wszędzie mają wiele elementów dekoracyjnych, co sprawia, że ich domy są tak zachęcające i przytulne.
Polskie plusy i minusy
Oboje Böðvar i Vaka spędzili dużo czasu na podróżowaniu po Polsce, szczególnie zwiedzając największe miasta. Dla Böðvara zdecydowanym numerem jeden jest Kraków, natomiast z opowieści Vaki wynika, że szczególną sympatią darzy Warszawę. Kiedy pytam o to, co szczególnie podoba jej się w Polsce w porównaniu z Islandią, mówi właśnie o Warszawie. Porównując obie stolice, podoba jej się to, jak dobrze skomunikowane jest nasze miasto stołeczne, co jest szczególnie ważne dla niej jako dbającej o środowisko. Na Islandii posiadanie własnego samochodu jest niemal niezbędne, z kolei w Polsce (przynajmniej w miastach) można posługiwać się komunikacją miejską. Warszawa to także duże miasto, jakim Reykjavik nie jest. Dzięki temu, jak wiele ma do zaoferowania w kwestii kulturalno-gastronomicznej, nigdy nie można się tu nudzić.
Moi rozmówcy często chwalą polskie jedzenie. Böðvar uwielbia pierogi i ma nadzieję, że kiedy wróci na Islandię, uda mu się znaleźć dobrą polską restaurację z tradycyjnymi pierogami. Ze względu na powroty na Islandię i częste treningi, nie miał jednak okazji spędzać żadnych świąt w Polsce, tak jak Vaka. Ta przypomina sobie góry jedzenia, które kojarzą jej się z obchodami Bożego Narodzenia czy Wielkiejnocy. Przeprowadziła się do Polski tuż przed Wielkanocą i wszyscy ostrzegali ją, żeby przygotowała się na świętowanie z pustym brzuchem. “Byłam zaskoczona tą przestrogą, przecież my, Islandczycy, jemy równie dużo podczas świąt”, mówi. Gdy po raz pierwszy zasiadła przy świątecznym stole, zmieniła zdanie:
Wy, Polacy, osiągnęliście nowy poziom w świątecznym objadaniu się! (śmiech) Przez trzy dni bez przerwy jadłam mazurki, sałatkę warzywną i faszerowane jajka (i bardzo mi się to podobało!).
Jedynym minusem dla Vaki jest ilość mięsa w polskiej kuchni. Sama jest wegetarianką, więc kiedy próbowała ugotować coś według tradycyjnych przepisów, zderzyła się ze ścianą. Po kilku próbach udało się jej jednak zrobić bezmięsne gołąbki czy wegetariańskie schabowe. Uwielbia też szeroki wybór wegetariańskich i wegańskich restauracji w Polsce.
Polskie jedzenie bezsprzecznie skrada islandzkie serca, ale również pogoda. Co ciekawe, moi rozmówcy mają ekstremalnie różne zdania co do… polskiego lata! Dla Böðvara jest to zdecydowanie jeden z największych plusów Polski, coś, czego będzie mu brakowało tak samo jak pierogów: “Będę tęsknił za polskim latem, ponieważ są one bardzo różne od tego, do czego jestem przyzwyczajony w Islandii.” Z kolei dla Vaki polskie upały wydają się największą zmorą:
Szczerze mówiąc, temperatura była dla mnie dość trudna do zniesienia. Zawsze otwierałam wszystkie okna w mieszkaniu, żeby zrobić przewiew, ale nie pomagało mi to w lipcu czy sierpniu. Jednym z pierwszych słów, których nauczyłam się po polsku, było „wachlarz”, bo zawsze jakiegoś szukałam!
Nie ukrywa jednak, że będzie brakowało jej ciepłych wieczorów i spacerów nad Wisłą czy czytania książki na balkonie. Nawet jeśli polskie lato kojarzy się z upałami, na Islandii trudno o pogodę, która pozwala na tak wiele czynności na świeżym powietrzu.
Wsiąkanie w polskość
Trzy lata to wystarczająco długo, aby poczuć się w nowym kraju jak u siebie i zgłębiać jego kulturę i zwyczaje na tyle, by częściowo stały się codziennością obcokrajowca. Dla Vaki proces ten był na tyle naturalny, że miała regularny kontakt z rodziną swojego partnera, a do tego postanowiła nauczyć się języka polskiego. Po trzech latach bardzo dużo rozumie i używa komunikatywnego polskiego. Jak sama jednak zauważa, jej życie towarzyskie w Warszawie składało się zarówno z polskich przyjaciół, jak i znajomości z obcokrajowcami poznanymi na kursie. Głównym językiem, którym posługiwała się w tych relacjach pozostawał jednak język angielski.
W przypadku Böðvara angielski również pozostaje językiem numer jeden: “Nawet jeśli rozumiem dużo z języka polskiego, mam problem z mówieniem w tym języku”. Na pytanie, czy po trzech latach w Polsce czuje się już trochę Polakiem, odpowiada: “Tak, trochę”. Jak przyznaje, podoba mu się zarówno miasto, w którym przyszło mu mieszkać, jak i ludzie. Zgodnie z kontraktem ma pozostać w białostockim klubie do czerwca 2021 roku, ale niewykluczone, że będzie grał w żółto-czerwonych barwach nieco dłużej.
A co na temat swojej polskości mówi Vaka? Zdecydowanie zgadza się z tym, że ma już w sobie coś z Polki, mimo że niedawno wróciła na Islandię:
Po latach w Polsce czuję bardzo silny związek z Polską i Polakami w ogóle. Teraz, gdy wróciłam na Islandię, postrzegam Polskę, a zwłaszcza Warszawę, jako starego przyjaciela, którego będę odwiedzać jak najczęściej.
Jako dowód na to, że ma już w sobie sporo polskości, są jej talenty kulinarne. W ostatnim czasie opanowała nie tylko wiele przepisów z tradycyjnej książki kucharskiej, ale też uczestniczyła w warsztatach lepienia pierogów. Mówi, że teraz jej uszka wigilijne wyglądają tak dobrze, jakby wykonała je polska babcia. Co więcej, bardzo podobają jej się typowo polskie tradycje i święta, takie jak stawianie dodatkowego nakrycia na wigilijnym stole czy wróżby andrzejkowe. To pierwsze zdecydowanie przejmie podczas obchodzenia świąt na Islandii, z kolei przepowiadanie przyszłości traktuje nie tylko jako świetną zabawę: “W ubiegłym roku moją andrzejkową wróżbą był samolot. Kto wie, może zwiastował powrót na Islandię?”.
Czy coś nas łączy?
Böðvar powiedział, że Polacy i Islandczycy są do siebie bardzo podobni pod względem poczucia humoru i cech charakteru. Twierdzi, że Polacy są równie pracowici, co jego rodacy. Gdyby mógł pozwolić sobie na dłuższą rozmowę, pewnie prędzej czy później porównałby przywiązanie do sportu i miłość do piłki nożnej. Wyraża to jednak za niego Vaka: “Oba narody potrafią oszaleć na punkcie jakieś dyscypliny, w której ich reprezentacja akurat odnosi sukcesy”. Za przykład podaje skoki narciarskie i szał na Adama Małysza, porównując to z popularnością Gunnara Nelsona dzięki jego wynikom w MMA. “Nagle wszyscy Islandczycy stali się ekspertami sportowymi”, dodaje.
Być może polska i islandzka pracowitość w oczach Böðvara wynika z chęci podkreślenia obecności swojego państwa na arenie międzynarodowej. Sport jest tu świetną okazją, ale nie tylko. Jak świetnie dostrzega to Vaka, Polacy i Islandczycy pragną dawać z siebie wszystko za granicą. A przywiązanie do kultury i tradycji każe nam być dumnymi narodami, które chcą podkreślać swoją wyjątkowość na różne sposoby.
Zbliżamy się więc powoli do dyskusji na tematy polityczne. Piłkarz nie chce komentować sytuacji politycznej w Polsce, ale chętnie podejmuje się tego Vaka, osobiście mocno zaangażowana w aktywizm społeczny, co widać również na jej mediach społecznościowych:
Podczas mojego pobytu w Warszawie zawsze głośno mówiłam o znaczeniu poszanowania praw człowieka, a jako prawniczka jestem bardzo rozczarowana działaniami podejmowanymi przez polski rząd w ostatnich latach. Powód, dla którego brałam udział w Marszu Równości czy Strajku kobiet jest taki sam, jak w Marszu Równości i Marszu Kobiet (Druslugangan) na Islandii. Po prostu mocno wierzę w prawa człowieka i prawo jednostki do samodzielnego decydowania o sprawach własnego życia.
Trudno zaprzeczyć, że Islandki szczególnie gorąco kibicowały polskim kobietom w walce o ich prawa. Pozostałe kwestie są już indywidualne, ale niewątpliwie polsko-islandzka współpraca dyplomatyczna czy oddolne organizacje polonijne odwołują się do cech, które mieli na myśli moi rozmówcy: uwielbieniu wolności, niezależności czy uporowi i osiąganiu celów ciężką pracą.
Moi rozmówcy przeprowadzili się do Polski z różnych przyczyn, ale trzyletni pobyt nad Wisłą dał im podobne wrażenia i doświadczenia. Mnie najbardziej zaskoczył ich ciepły i wyrozumiały stosunek do samego języka, przez większość obcokrajowców mieszkających w Polsce uznawany przecież za niemożliwy do opanowania! Czy to jednak nie kolejna cecha łącząca nasze kraje, że oba języki wydają się z pozoru nieopanowalne, ale wystarczy odrobina uporu i osłuchania, aby prędzej czy później móc używać go w codziennych sytuacjach?
Jeśli znacie innych Islandczyków związanych z Polską, chętnie poznam i opiszę tutaj ich historie.