Ktoś taki jak Gnarr

Ktoś taki jak ja

tytuł oryginalny: Maður eins og ég (ang: A Man Like Me)
reżyseria:  Róbert I. Douglas
rok produkcji: 2002
kraj: Islandia, Hong Kong

Ten film sprawia wiele kłopotów widzowi z 2016 roku. Dzisiaj już nie robi się takich filmów, a 10 lat to ciągle za mało, aby popatrzeć na techniczne niedociągnięcia z przymrużeniem oka. Nieporadne kadry, niewygodne zbliżenia, ogółem: bardzo kulawa reżyserka to tylko jeden z wielu zarzutów przeciwko tego filmowi. Drugim jest ścieżka dźwiękowa: ckliwe, kiczowate skrzypce typowe dla komedii romantycznych. Trzecim jest wszystko to, na co realizatorzy filmu nie mieli wpływu: to, co wydarzyło się po 2002 roku. Czyli np. fakt, że aktor grający główną postać został najpopularniejszym islandzkim politykiem znanym za granicą. Dzisiejszy widz zna Jóna Gnarra jako charyzmatycznego burmistrza Reykjaviku, więc w roli nieradzącego sobie z życiem uczuciowym (i z życiem w ogóle) rudego okularnika dostrzegamy jedynie pastisz. I chcielibyśmy, aby cały ten obraz był jednym wielkim pastiszem na komedie romantyczne, ale niestety nim nie jest.

Júlli (Gnarr) bierze udział w telewizyjnej randce w ciemno. Wiemy, że bez powodzenia, a w następnej scenie widzimy go w chińskiej restauracji w towarzystwie młodej Azjatki. W dość szybki sposób zawiązuje się cukierkowe love story: on przychodzi pomalować jej ściany w mieszkaniu, ale ostatecznie proponuje, by wprowadziła się do niego ze swoją córeczką, potem się oświadcza. Ona odmawia – i tutaj widz oczekuje jakiegoś ciekawego zwrotu akcji, ale niestety otrzymuje historię nieszczęśliwie zakochanego nieboraka, który za miłością swojego życia pojedzie nawet do Hong Kongu. W filmie tym pełno jest “scen przeskoków”, niezrozumiałych skrótów myślowych, nagromadzenia retrospekcji, szybkich przejść od sceny do sceny – sami już gubimy chronologię, ale w sumie odliczamy czas do zakończenia filmu, tak jest nieznośny. Film ratuje tylko humor (taki naprawdę): kilka udanych żartów sytuacyjnych i tzw. “sucharów”.

Ta recenzja została napisana dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Dyskretny dramat burżuazji

Morðsaga

reżyseria:  Reynir Oddsson
rok produkcji: 1977
kraj: Islandia

To przykład idealnej nowobogackiej rodziny w amerykańskim stylu. Anna jest typową nastolatką, za dnia pracuje w biurze, a wieczorami wychodzi z chłopakiem i przyjaciółką, ale zawsze stara się wrócić przed 23:30 do domu. Jej matka, Margrét, to pani domu: czeka z obiadem, a gdy wszyscy idą do pracy, zabiera się za odkurzanie wielkiego salonu. Róbert to dyrektor ważnej firmy, stać go na modny dom wypełniony drogimi przedmiotami. Każdy ma jednak swoje grzeszki: ojciec ma romans i podgląda nagą córkę, matka w sekrecie pije alkohol z butelki ukrywanej w toaletowej szafce, a Anna przechodzi swój okres buntu w oparach marihuany i alkoholu. I tak naprawdę wcale nie są szczęśliwą rodziną; Róbert tyranizuje pozostałych, nie pozwala dotykać swojego gramofonu, a córkę każe klapsami w gołe pośladki za każde spóźnienie. Margrét dość ma już roli kury domowej i fantazjuje o szalonym seksie z fachowcem od zmywarki. Podczas biznesowego obiadu ostatecznie puszczają jej nerwy, co doprowadzi do serii nieoczekiwanych zdarzeń…

Film ten ogląda się z nieustającym śmiechem. Jego wielkim atutem jest właśnie ponadczasowe poczucie humoru, ale trzeba przyznać, że także “kostium” lat 70. – choć oczywiście niezależnie od intencji reżysera – bawi dzisiejszego widza. Moda i wystrój wnętrz “dawnej epoki”, a także specyficzna gra aktorska odzwierciedlająca zachowanie ludzi w tamtym czasie wydają się nadęte, sztuczne, kiczowate, ale w pozytywnym sensie. Scena wspomnianego obiadu, absurdalne zachowanie gości i cała oprawa spotkania przypominają momentami Dyskretny urok burżuazji Bunuela. To specyficzne poczucie humoru towarzyszy nam do końca filmu – choć fabuła niewolna jest od tragedii, uwypuklane i ważne problemy przedstawione są w sposób lekki, co tylko podkreśla absurdalność życia samego w sobie.

Ta recenzja została napisana dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Artysta na horyzoncie

Horyzont

tytuł oryginalny: Sjón­deil­darhringur (ang. Horizon)
reżyseria: Fridrik Thor Fridriksson, Bergur Bernburg
rok produkcji: 2015
kraj: Islandia/Dania

Dokument przedstawia życie i twórczość znanego na Islandii pejzażysty, Georga Guðniego. Wraz z rozwojem “akcji” filmu poznajemy drogę artystyczną i pierwsze obrazy malarza, a także jego inspiracje i manifestowaną filozofię życiową. Abstrakcjonistyczne krajobrazy Guðniego są uniwersalne, mogą przedstawiać każdy zakątek świata, choć jak twierdzi artysta, inspirowane są naturą jego ojczyzny. Bliskie płótnom Marka Rothki, obrazy te miały ogromną popularność w akademickim środowisku Islandii (o jego twórczości wypowiadają się profesorowie oraz krytycy sztuki), a także zrobiły wrażenie na aktorze Viggo Mortensenie, który zorganizował mu wystawę w Stanach Zjednoczonych.

Film jest kompilacją reprodukcji dzieł artysty z (nie)przypadkowymi krajobrazami Islandii, które wraz z niebanalną muzyką Orriego Dýrasona i Kjartana Hólma (Sigur Rós) tworzą nastrojowy obraz wyspy. To zdjęcia i muzyka są niezaprzeczalnymi zaletami filmu. Z kolei sam sposób narracji czasem nuży lub pozostawia odbiorcę w konsternacji, mamy bowiem do czynienia z wieloma niejasno podanymi informacjami. Twórcy też nie skupiają się na aspekcie życia prywatnego artysty; zupełnie pominięta jest kwestia jego tragicznej śmierci. Obraz jest jednak z pewnością hołdem złożonym artyście i próbą promowania jego sztuki w Europie i na świecie.

Ta recenzja została napisana dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Jestem Gangsterem

Krew bohatera / Państwo w państwie 2

tytuł oryginalny: Borgríki 2 (ang. Brave Men’s Blood)
reżyseria: Olaf de Fleur Johannesson
rok produkcji: 2014
kraj: Islandia/Francja

Film Olafura Johannessona trzyma w napięciu już od pierwszych scen, w których Ingvar Eggert Sigurðsson (weteran islandzkich kryminałów) wchodzi na imprezę dziecięcą z pistoletem. Głównym bohaterem obrazu jest Hannes (Darri Ingolfsson), syn zasłużonego policjanta na emeryturze, który chce powtórzyć sukcesy ojca w wydziale wewnętrznym policji. Jego pierwszą sprawą jest okiełznanie nieco problematycznego gangstera (Sigurðsson), który stara się wciągnąć początkującego policjanta w intrygę. Gangster informuje Hannesa o współpracy jego przełożonego, Margeira z rosnącym w siłę kartelem narkotykowym, kontrolowanym przez imigranta z Serbii, Siergieja. Do rozwiązania tej nurtującej zagadki Hannes wciąga znajomego ze służb specjalnych, Ívara (w tej roli znany nam ze 101 Reykjavík Hilmir Snær Guðnason) oraz “policjantkę po przejściach”, Andreę (Ágústa Eva Erlendsdóttir). Z czasem okazuje się, że rozszyfrowanie skomplikowanego systemu układów wciągnie młodego policjanta w sytuacje, z których nie będzie mógł wybrnąć.

Obraz zdecydowanie należy do przykładów znakomicie reprezentujących gatunek, a także realia pracy islandzkiej policji. Mroczny, pełny niedomówień oraz bardzo korzystnie rozegranych retrospektyw i ukazania pewnych scen w punktu widzenia kilku postaci, jest miejscami jednak zbyt schematyczny i przewidywalny. Nierzadko mamy wrażenie, że bohaterowie są zbyt naiwni i “nieprawdziwi” w rolach policjantów. Jest to jednak swego rodzaju zaleta policyjnego kina islandzkiego, w którym ludzie są ludźmi, a nie nieomylnymi herosami, jak to się zdarza w amerykańskich odpowiednikach gatunku. Dotyczy to zarówno policjantów, jak i ich adwersarzy. Na szczególną uwagę zasługuje tutaj sama postać Sigurðssona, która stopniowo obnaża istotę bezpardonowej i przebiegłej gangsterki.

Ta recenzja została napisana dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.