Islandzkie tropy w Kraju Basków

Tydzień temu pisałam o skomplikowanych relacjach islandzko-baskijskich. Po kilkudniowym objeździe po Kraju Basków mogę podzielić się z Wami znalezionymi przeze mnie tropami islandzkimi.

Od razu muszę przyznać, że nie łatwo było znaleźć coś konkretnego. Moje ogólne wrażenie jest takie, że pamięć o przykrych wydarzeniach sprzed 400 lat nie zaowocowała widoczną współpracą między państwami. Baskowie są bardzo dumnym i zamkniętym narodem, więc niekoniecznie chcą się obnosić faktem, że coś kiedyś łączyło ich z Islandczykami. Zwiedziłam wiele muzeów i miejsc, które bezpośrednio łączą się z baskijskimi wielorybnikami, ale wspomnienia o wyjazdach na Islandię są jakby spowite cieniem. Czy to ten rodzaj opowiadania o przeszłości, w której przemilcza się trudne i nieprzyjemne wydarzenia?

A jednak jest kilka rzeczy, które łączy Kraj Basków i Islandię. Nie śmiem porównywać ludzi jako takich, choć Mak Jürgen, Bask osiadły w Islandii, opowiadał mi o podobieństwach i różnicach między mieszkańcami obu krajów. W wywiadzie mówił o chłodzie i trudnościach z zawieraniem znajomości, przy jednoczesnej otwartości i gościnności Islandczyków. Po tygodniu w Kraju Basków mam wrażenie, że Baskowie są bardzo zamknięci i “anty”. Niemal wszędzie spotykaliśmy napisy odnoszące się do niepodległości Kraju albo nawet graffiti przeciwko turystom.

Ludzie morza

Oba kraje łączy jednak miłość do morza i duże przywiązanie do wybrzeża. Szczególnie dawniej poziom życia zależny był od pomyślności połowów i przychylności wód oceanu. Tak Islandczycy, jak Baskowie musieli dostosować się do surowych warunków i ostrych skał przy brzegach, oddając swój los w ręce bogów. W Kraju Basków bardzo wyraźne jest przywiązanie do religii, w kościołach znaleźć można dary wotywne oraz elementy wystroju związane z życiem na morzu: łodzie, kotwice, ambony w kształcie kadłubów, oraz motyw polowania na wieloryby.

Witraż z kościoła San Juan de Gaztelugatxe

Wieloryby znaleźć można w herbach wielu miejscowości na Wybrzeżu Baskijskim, a polowanie na te ogromne zwierzęta jest największą dumą i tematem przewodnim tutejszych muzeów. Byłam w Albaola, żywym muzeum/fabryce statków w Pasai oraz w Baskijskim Muzeum Morskim w San Sebastian – ekspozycje obu tych muzeów opowiadają historię statku San Juan odnalezionego u wybrzeżu Kanady w 1978 roku. Był on jednym z wielu, które wypływały na dalekie wody w poszukiwaniu wielorybów, ale rozbił się w 1565 roku w Red Bay, znanej wówczas Baskom jako Balea Baya – Zatoka Wielorybia w Nowej Fundlandii.

Odkrycie wraku San Juan było istotne przede wszystkim dla zrozumienia technik budowy statków w okresie baskijskiej świetności wypływów na dalekie wody, jak również poznanie nowych szczegółów odnośnie ich sposobów polowania na wieloryby. Z wystaw możemy dowiedzieć się, że Baskowie byli jedynymi profesjonalnymi wielorybnikami nowożytności i jedynymi, którzy trudzili się połowami na przemysłową skalę. Statki takie jak San Juan projektowane były więc tak, aby pomieścić baryłki na wielorybi olej oraz cydr, którym posilali się Baskowie podczas wypraw. Obecnie w Albaola tworzona jest rekonstrukcja statku oraz szalup, którymi Baskowie wypływali na polowania wielorybów (uśmiercali ssaka, przywiązywali do łodzi i zaciągali na brzeg, gdzie dokonywali ściągania tranu, a nawet odłamywania niektórych kości ze szkieletu wieloryba, które mogły przydać się chociażby do budowy maszyn tkackich).

Poniżej zamieszczam zdjęcia z obu muzeów, żeby zachęcić Was do własnych wizyt!

Islandia jest widoczna na mapach albo w opisach, ale tylko jako miejsce postoju lub przejazdu. Baskom wydaje się oczywiste, że największym dokonaniem ich przodków jest podróż do Nowej Fundlandii, co w końcu zrozumiałe: im dalej do Nowego Świata, tym lepiej. Islandczycy też szczycą się odkryciem Ameryki przez Leifa Erikssona, a o Baskach na swoich ziemiach też przecież tak często w swoich muzeach nie wspominają…

Postanowiłam jednak zwiedzić też stare porty, bo to w końcu z nich wyruszali baskijscy wielorybnicy, również na Islandię. Kto wie, może wspomnienia z Islandii zawinęły do Puerto Viejo w Getxo (dzielnica Bilbao)? A może stopy Basków wracających z Islandii stanęły w portach Donostii (San Sebastian)? Wiadomo też o francuskich Baskach wypływających na Północ, czemu nie mieliby wracać też do portu w Biarritz…?

Miejsce akcji “Gry o Tron”

Jeśli chodzi o niezwykłość widoków, Kraj Basków bardzo szybko skojarzył mi się z Islandią. Racja, każda kraina granicząca z oceanem może poszczycić się podobnymi widokówkami: fale rozbijające się o ostre skały, dramatycznie zachmurzone niebo, ale też piękny odcień wody i soczyście zielone pagórki, gwarantowane przez częste opady (tak, w Baskonii pogoda jest bardzo islandzka).

Ale jednak gdybyśmy mieli oceniać niezwykłość krajobrazu po tym, czy jest na tyle egzotyczny lub nawet “kosmiczny”, aby robił za tło produkcji science-fiction czy serialu “Gry o Tron” – Islandia i Kraj Basków znajdą się na tej liście. O tym, że wiele islandzkich krajobrazów można odnaleźć w słynnym serialu wie chyba już każdy, kto przeglądał przewodniki po Wyspie. Ale lokalizacje znane mieszkańcom Wybrzeża Baskijskiego są już mniej oczywiste dla tych, którzy nie myśleli nawet o wycieczce w te strony. Wymienię kilka, a do Was należy zadanie sobie trudu, żeby porównać zdjęcia z miejscami znanymi Wam z serialu:

Na Islandii znajdziemy bazaltowe plaże, które są inspiracją również dla architektury Reykjaviku. Natomiast charakterystyczne dla krajobrazu baskijskiego są flisze, czyli pionowo ułożone warstwy skał. Najpiękniejsze widzieliśmy w Zumai, choć niestety trafiliśmy na przypływ, który zakrył flisze na brzegu morza (ten widok wykorzystano właśnie w “Grze o Tron”). Część z nich wciąż wystawała jeszcze z wody, a plażę Itzurun otaczają imponujące, wysokie na kilkanaście metrów flisze o wielu kolorach i kształtach. 

Kraj małego konika

Ponieważ lubię doszukiwać się związków i podobieństw z Islandią w każdym szczególe, na koniec muszę wspomnieć o tym, że Baskowie też mają swój własny gatunek małego konika, którego nie wolno nazywać kucykiem. Dumą Kraju Basków jest pottok (lub pottoka), bowiem tak Baskowie nazywają w swoim języku małego konia (osiągający wysokość maksymalnie do 1,5 m) i taką nazwę nosi ten gatunek rodzimy dla Pirenejów.

Jest to żywy symbol regionu, pottoka znaleźć można zarówno w naturze, zjeżdżając z autostrady na drogi lokalne, ale też w sklepach z pamiątkami i różnych wizerunkach (pop)kulturowych. Jednym z nich jest maskotka Aviron Bayonnais, zespołu rugby z Bajonny (francuska część Kraju Basków), która naprawdę stanowi ważny element tutejszej tożsamości narodowej. Widać to chociażby podczas meczu, gdzie maskotka zagrzewa piłkarzy do walki, a fanów do kibicowania. Nie znam islandzkiego zespołu, który w taki sposób eksploatowałby wizerunek konia islandzkiego.

Czy mogłam znaleźć więcej tropów islandzkich? Pewnie gdybym spędziła więcej czasu w Kraju Basków, miałabym czas na rozmowy z Baskami i kwerendy w tutejszych muzeach. Postanowiłam jednak ograniczyć moje poszukiwania do pozycji turystki, która z plecakiem wędruje po pięknych pagórkach baskijskich. Z pewnością Kraj Basków nie odbiega atrakcyjnością od najbardziej turystycznych miejsc na Islandii i może kiedyś i tutaj zawita więcej backpackerów. Myślę, że sama zostawiłam tu też jakiś islandzki trop…