Płuca
Tytuł oryginalny: Lungu
Autor: Pedro Gunnlaugur Garcia
Przekład: Jacek Godek
Wydawca: Wydawnictwo Poznańskie
Data wydania: 2025
Liczba stron: 430
Polskie wydanie tej książki uprzedziły określenia, że „Płuca“ to islandzka odpowiedź na „Sto lat samotności“ Márqueza. Nie wiem, czy to z uwagi na iberyjskie pochodzenie Garcii, czy może ostatni suckes kolumbijskiej produkcji Netflixa, a jednak zaintrygowało: czyżby to powrót realizmu magicznego w islandzkiej literaturze, który tak świetnie wybrzmiewał w dojrzałej twóczości Laxnessa?
Skojarzenie z Laxnessem jest do pewnego stopnia słuszne, gdyż tak jak islandzki noblista autor „Płuc“ również inspiruje się sagami: zarówno ich kronikarskim charakterem opisu dziejów danego rodu, jak i fantastycznymi elementami z pogranicza jawy i snu. Garcia swoją wyobraźnią wybiega jednak w przyszłość i częśc akcji powieści umieszcza w 2089 roku, który – dość optymistycznie – od naszych czasów różni się jedynie większym udziałem wirtualnej rzeczywistości i głębszą ingerencją człowieka we wdychane powietrze. Niemniej reszta świata przedstawionego pozostaje bez zmian: bohaterowie mają uniwersalne problemy, takie jak rozwody, konflikty z najbliższymi, nałogi… A poza tym też ważny dylemat etyczny, którego ze względu na rozwój fabuły na razie nie zdradzę, ale jeśli znacie dobrze współczesną literaturę islandzką, nie zdziwi Was, że nowoczesność Islandii oparta jest tutaj też na rozwiniętych badaniach genetycznych.
Geny to zresztą w „Płucach“ główny, choć niepierwszoplanowy bohater. Stanowią skomplikowaną siatkę powiązań międzypokoleniowych i transkontynentalnych, gdyż razem z Jóhanną dowiadujemy się, że w jej żyłach płynie nie tylko islandzka, ale też włoska czy wietnamska krew. Dzięki tej powieści w powieści, czyli dziejom rodziny spisanym przez jej ojca, Stefána, cofamy się do dziewięciu pokoleń wstecz. Początki rodu sięgają włoskiej Toskanii, ale wskutek wielu przypadków członkowie rodziny pojawili się w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, aż w końcu trafili na Islandię. To wieloetniczne i „egzotyczne” pochodzenie bohaterów będzie też wielokrotnie komentowane na kartach powieści jako nietypowe i wzbudzające zachwyt: od nieoczywistej urody imigrantki przybyłej do pracy przez potencjał odmłodzenia islandzkiego genotypu. W powieści Garcii Islandia to przecież, wbrew temu co wyczytamy w sagach, raczej nie centrum wszechświata, ale jego prowincja, która kompleks mniejszości leczy dumą ze swojej homogeniczności. Pojawia się tu też tabuizowane wręcz wśród Islandczyków stwierdzenie, że Księga Islandczyków to zapis wielowiekowej tradycji chowu wsobnego. Dlatego autor snuje fantazję o eksperymentach genetycznych w przyszłości, które mogłyby zapobiec wielu wadom wrodzonym, co może budzić kontrowersje, ale uosabia też marzenie Islandii o zostaniu liderem światowej nauki i rozwoju technologicznego.
Świetlana przyszłość miesza się jednak z trudną przeszłością, członkowie rodu doświadczają bowiem kluczowych wydarzeń światowej historii. Umieszczenie ich dziejów między pierwszą i drugą wojną, a potem konfliktem w Wietnamie jest tu konieczne nie tylko dla ukazania długości trwania rodu, ale też podkreślenia, że jego męska linia zawsze miała sprawdzone sposoby na unikanie śmierci. I choć przekazywana z pokolenia na pokolenie strategia oparta na niedojrzałych oliwkach (nie próbujcie tego w domu) jest przede wszystkim komiczna, świadczy o sprycie, determinacji, a przede wszystkim chęci walki o przetrwanie – jak bowiem wiemy, praprapradziadkowie muszą przeżyć, aby główni bohaterowie urodzili się w Islandii. Czy to nie jest przypadkiem delikatne obśmianie mitu walecznych wikingów, którzy dzielnie przemierzają Atlantyk tam i z powrotem, zostawiając swój ślad po drugiej stronie oceanu i wracając z egzotycznymi nabytkami do Europy?
W powieści Garcii znaleźć można uniwersalne problemy ludzkie, ciężar emocji, mieszanie rejestrów – patos przeplata się z komedią, eros zastępuje tanathos, w miejscie logiki i rozumu wpycha się nie raz fantasmagoria. Nie ma tu jednak istot nadprzyrodzonych z islandzkiego folkloru, a nawet odniesień do mitologii nordyckiej, czego możemy się zazwyczaj spodziewać po książkach z Islandii. Zamiast tego pojawiają się natomiast metafory z innych porządków i cytaty z tradycji realizmu magicznego. Niezwykłego rozmiaru kogut, lewitujące kobiety, a nawet uniknięcie śmierci są przez bohaterów przyjmowane bez większego zaskoczenia, bo choć początkowo robią wrażenie, szybko przechodzą do porządku dziennego. To najpewniej główne pokrewieństwo ze „Sto lat samotności”, bo literatura światowa pełna jest przecież sag rodzinnych, wywodzących się zresztą z tradycji staroislandzkiej.
Zastanawia mnie więc czy „Płuca” to opowieść, która mogłaby dziać się poza Islandią, bez niej? Garcia jest urodzonym i wychowanym w Reykjavíku pisarzem o portugalskich korzenaich i tak jak jego bohaterowie zdaje się być obywatelem świata, ale jego proza pozostaje na wskroś islandzka. Świadczą o tym nie tylko wymienione tu już liczne nawiązania do literackiej tradycji Islandii, ale też nieoczywisty humor i gruntowne przyglądanie się psychice ludzkiej, z jej najbardziej mrocznymi stronami. Współczesna literatura islandzka lubi przecież bohaterów słabych, przegranych, kontrastujących z odnoszącymi niegdyś międzynarodowe sukcesy wikingami. Są tu natomiast ambitne postaci kobiece, które podążają za marzeniami w odległe części świata, w poszukiwaniu miłości i spełnienia popełniają błędy, ale również stanowią ważną część rodu. Pionierką islandzkiej linii jest przecież Sara, która stoi również w awangardzie badań genetycznych, uczy się islandzkiego i zakłada w Islandii rodzinę, choć nieobcne będą jej też trudności imigranckiego życia. Tak jak jej matkę dogoni ją zresztą również rodzinna nostalgia za krajem pochodzenia i problem ze znalezieniem własnej tożsamości, a nawet miejsca w tej wielopokoleniowej układance. Zamiast silnych więzów rodzinnych mamy tu głównie konflikty, niedopowiedzenia, anomalie i zawody, a jednak pomimo to ród trwa nieprzerwanie i ma swoją kontynuację, choć zdaniem Stefána jest ona w jakiś sposób wybrakowana.
„Płuca” to pozycja dla tych, którzy chętnie sięgają po literaturę islandzką, ale też sprawdzi się dla czytelników poszukujących w prozie lustrzanego odbicia własnych konfliktów wewnętrznych. Być może na kartach powieści rezonuje też złożona tożsamość samego autora, który rzucił wyzwanie islandzkiej jednorodności, nacjonalistycznym frazesom i romantycznym wyobrażeniom o idealnej rodzinie. Jednocześnie jest to też literatura lekko i dobrze napisana, co mogę stwierdzić jedynie dzięki świetnemu przekładowi Jacka Godka. W tym miejscu muszę podkreślić, że zauważam ogromny postęp zarówno w dostosowaniu języka do tłumaczonej treści, jak i w konsekwentym zachowaniu islandzkiej pisowni w redakcji tekstu. To zresztą już druga islandzka powieść publikowana w Serii Dzieł Pisarzy Skandynawskich i jestem pod szczególnym wrażeniem dostosowania okładki do treści i nastroju powieści: te oliwki przypominające tytułowe płuca to majstersztyk jeśli chodzi o projekty współpracującej z Wydawnictwem Poznańskim Uli Pągowskiej! Czekam na dalsze przekłady islandzkiej prozy w Serii Skandynawskiej i już teraz zapraszam Was na spotkanie autorskie z Pedro Gunnlaugurem Garcią, które odbędzie się w Ambasadzie Islandii w Polsce 7 marca! Szczegóły wkrótce na naszym Facebooku!
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Poznańskiemu.