Dziewczyna z ładnego domu

Gdy kilka lat temu przechadzałam się ścieżkami reykiawickiego skansenu, nie zdawałam sobie wówczas sprawy z tego, że jeden z obecnych tam domów był miejscem urodzenia zapomnianej islandzkiej artystki.

W cyklu poświęconym malarstwu islandzkiemu wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Na zakończenie cyklu przedstawiamy życiorys Kristín Þorláksdóttir Bernhöft.

Kristín  urodziła się w Reykjavíku jako trzecie z pięciorga dzieci pary kupieckiej Þorlákur Ó. Johnson i Ingibjörg Bjarnadóttir, którzy mieszkali przy Lækjargatu 4. Już sam dom, w którym urodziła się i wychowywała przyszła malarka był szczególny. Jej babka, Kristín Bjarnadóttir z farmy Esjuberg, otworzyła tam w  1887 roku kawiarnię  Hermes, jedną z pierwszym sal restauracyjnych w Reykjavíku. W tym budynku została również później założona pierwsza szkoła kupiecka w kraju. Ojciec Kristín Þorláksdóttir Bernhöft, Þorlákur Ó. Johnson, sprzedawał tam kopie obrazów oraz ramy i wyroby ze szkła, a co więcej, ze względu na swoje kontakty w Wielkiej Brytanii, zorganizował pierwszą na Islandii wystawę kopii dzieł malarzy angielskich. Ze względu na ważne miejsce tego domu w historii miasta, został on zrekonstruowany w podmiejskim skansenie Árbæjarsafn.

Dom z czasow dziecinstwa Krístin przy Lækjargata 4 (źródło: Huldukonur í ísl. myndlist…)

Matka Kristín, Ingibjörg, posiadała pierwszą w Reykjavíku maszynę dziewiarską i z tkanin kupowanych w Szwajcarii i Niemczech szyła wraz z córkami krawaty, fartuchy i inne akcesoria dla mieszkańców miasta. Być może to właśnie w tym czasie ujawniły się szczególne talenty plastyczne Kristín, którą wysłano na kurs do Þórarinna B. Þórlákssona.

Kristín pod jego kierunkiem zaczęła malować między innymi obrazy olejne, martwą naturę na tle okna, najprawdopodobniej w pracowni Þórarinna, tam gdzie Sigríður Björnsdóttir – rówieśniczka Kristín – malowała ten sam krajobraz w tym samym miejscu, jednak z trochę innej perspektywy. Obraz został prawdopodobnie namalowany przed jesienią 1895 roku, kiedy to Þórarinn B. Þórláksson wyjechał na  naukę do Kopenhagi. Kristín w tym czasie miała szesnaście lat.

Ingen fotobeskrivning tillgänglig.
Kristín Þorláksdóttir Bernhöft, Martwa natura namalowana w pracowni Þorlákssona (por. https://www.facebook.com/utuleTHULE/photos/gm.3103340329764389/1744488655702011/)

Niestety niewiele wiadomo o dalszej nauce malarstwa Kristín. Na pewno zimą 1897-1898 studiowała w szkole rysunku u Kristín Vídalín, pierwszej islandzkiej artystki wykształconej na kopenhaskiej Akademii Kobiecej w latach 1890-92. Sama także pojechała do Kopenhagi, prawdopodobnie już jesienią 1898 roku, ale nie wiadomo co i u kogo studiowała. Zachowały się tylko rysunki i studia detali architektonicznych, które zdaniem Hrafnhildur Schram są dowodem na obecność w pracowni o klasycznych wartościach i tradycyjnym podejściu do sztuki. Sam pobyt w stolicy nie pozostawia żadnej wątpliwości, gdyż całe rodzeństwo zostało wysłane na studia do Kopenhagi, a zaradna Kristín była w stanie nie tylko utrzymywać się samodzielnie na obczyźnie, ale też opłaciła kurs fotografii swojego brata Ólafura.

Kristín wróciła do Reykjaviku w roku 1900 i w dniu swoich 21. urodzin poślubiła lekarza Vilhelma G. Bernhöfta. Mąż wykonywał przede wszystkim zawód dentysty i wiadomo, że Kristín również mu pomagała. Sama jednak jeszcze przez kilka lat po ślubie zajmowała się malarstwem, co wspomina najstarszy syn Óskar Guido (urodzony w 1901 roku), który pamiętał swoją matkę pracującą przy sztaludze. Kristín urodziła łącznie pięcioro dzieci, a obowiązki rodzinne i pomoc mężowi stopniowo odrywały ją od pracy twórczej.

Kan vara en bild av 1 person
Kristín z mężem Vilhelmem G. Bernhöftem na tyłach domu panieńskiego przy Lækjargata 4.

Zachowało się niewiele oryginalnych prac Kristín Þórláksdóttir. Jednym z wybitniejszych jest portret starszej kobiety robiącej na drutach. Modelką była mieszkanka Reykjavíku, która chodziła w mieście od domu do domu i robiła na drutach oraz cerowała odzież. Portret ukazuje postać en face, co pozwala na dostrzeżenie skupionej twarzy poprzecinanej zmarszczkami oraz pracę rąk, które sprawnie obracają drutami. Choć w dziele tym widać elementy naturalizmu, z którym Kristín musiała spotkać się podczas swojego pobytu w Kopenhadze, jest on kolorystycznie i nastrojowo bliski twórczości jej pierwszego nauczyciela. Pomimo prostoty samej czynności wykonywanej przez bohaterkę obrazu, a może właśnie przez nią, dostrzegalne jest uproszczenie samych rąk, co zwraca naszą uwagę na ciekawie zakomponowany układ drutów i świetnie namalowany materiał dzierganej tkaniny, który pod względem warsztatu malarskiego jest najlepszym fragmentem tego obrazu.

Kristín Þorláksdóttir Bernhöft, Starsza kobieta szyjąca na drutach, b.d. (źródło: Huldukonur í ísl. myndlist…)

Malarka wykonała również szereg kopii obrazów duńskich, które podarowała Islandzkiej Galerii Narodowej. Ale w późniejszych latach zajmowała się również rzemiosłem, co poświadcza między innymi jej udział w wystawie rzemiosła i przemysłu (isl. Iðnsýningin) w Reykjavíku. Targi miały miejsce w budynku szkoły Miðbæjarskólinn przy Fríkirkjuvegur 1 i zostały zorganizowane w setną rocznice urodzin Jóna Sigurðssona, czyli 17 czerwca  1911 roku. Wystawę zainicjowali artyści zrzeszeni w Stowarzyszeniu Reykjawickich Rzemieślników (isl. Iðnaðarmannafélag Reykjavíkur) w nawiązaniu do wielkich wystaw przemysłowych w Londynie czy Paryżu. Wśród około 1500 obiektów znajdował się kilim autorstwa Kristín, który swoim rozmiarem wypełnił cały pokój i za który otrzymała w nagrodę dyplom.

Choć trudno oszacować, ile z jej 78-letniego życia pracowała jako artystka i rzemieślniczka,  twórczość Kristín Þorláksdóttir Bernhöft należy do spuścizny wielu innych islandzkich artystek, które dzieliły w natłoku obowiązków domowych szukały czasu na sztukę. Niestety nie dowiemy się już, jak potoczyłyby się kariery malarskie Kristín oraz jej koleżanek z reykjawickiej pracowni: Valborg Þorvaldsdóttir, Guðrún Pétursdóttir, Anny Pálsdóttir, Guðrún Þorgrímsdóttir, Margrét Jónsdóttir, Kristín Jónsdóttir, Rannveig Nikulásdóttir, Ragnhildur Eggerz oraz Ragnhildur Pétursdóttir, gdyby mogły wykorzystać swoje talenty i predyspozycje w taki sam sposób, w jaki wówczas robili to mężczyźni. Warto jednak pamiętać o tych mniej znanych kobietach-artystkach, które przetarły szlak kolejnym pokoleniom Islandek decydujących się na zawód malarek i rzeźbiarek.

Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska

O tłumaczce:
Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.

Rzemieślniczka czy malarka?

Bycie artystką w Islandii przełomu wieków wiązało się najczęściej z próbami malarskimi, a nawet studiami w Kopenhadze, ale o wiele łatwiej po ponad 150 latach odnaleźć w muzeach rękodzieło, niż obrazy ówczesnych malarek.

W cyklu poświęconym malarstwie islandzkim wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Dzisiejszy tekst traktuje o Þórze Jónsdóttir Magnússon, którą z bohaterką poprzedniego tekstu łączy pokrewieństwo:

Þóra Jónsdóttir i Þóra Pjetursdóttir były kuzynkami i dorastały w tej samej dzielnicy Rejkiawiku.  Można stwierdzić, że ich zainteresowania rozwijały się w tym samym kierunku. Þóra Jónsdóttir poszła w ślady swojej kuzynki i w roku 1880 wyjechała do Kopenhagi. Mieszkała tam w domu duńskiego pułkownika i zajmowała się fotografią, ale nie wiadomo czy pracowała w zawodzie.

Prawdopodobnie Þóra Jónsdóttir studiowała w Kopenhadze malarstwo w jednej z licznych szkół dla kobiet. W tym czasie w Danii nie było oficjalnego wymogu o przechowywaniu dokumentów przez tego typu szkoły, dlatego informacje dotyczące nauki Þóry, jak i wielu innych kobiet, są nie możliwe do odnalezienia. Jednak z jej nauki malarstwa zachowało się kilka obrazów olejnych.

Esja og Viðey, obraz Þóry Jónsdóttir Magnússon, reprodukcja prosto z cytowanej książki
Kvöldkyrrð (isl. Wieczorny bezruch), obraz Þóry Jónsdóttir Magnússon, reprodukcja prosto z cytowanej książki

Wśród obrazów olejnych Þóry można znaleźć pierwszy obraz góry Esji i sąsiadujących z nią szczytów i z rozciągającym się widokiem na kanał i wyspę Viðey, znajdującymi się na pierwszym planie. Perspektywa jest wysoka i niewykluczone, że Þóra malowała ten obraz z okna pierwszego piętra domu mieszczącego się przy ulicy Hverfisgata 21 (po wschodniej stronie od islandzkiego Teatru Narodowego). Jest to najprawdopodobniej pierwszy w malarstwie islandzkim obraz Esji, wraz z położonymi na wschód od masywu szczytami Móskarðahnúka i Skálafell.

Þóra namalowała replikę obrazu duńskiego malarza Juliusa Exnera, Stulka frá Fanø (Dziewczyna z Fanø), który był niezwykle popularny w Danii ze względu na przedstawionych na nim rolników z wysp Fanø i Amager. Exner był przedstwicielem malarzy naturalistów, którzy na podstawie osobistych doświadczeń poszukiwali inspiracji w swoim najbliższym otoczeniu. Obraz był darem artysty dla Islandzkiego Muzeum Sztuki w roku 1887 i był łatwo  dostępny w Rejkiawiku.

Replika obrazu Juliusa Exnera, Stulka frá Fanø (Dziewczyna z Fanø)

Poza obrazami, Þóra Jónsdóttir pozostawiła po sobie również dzieło związane z rzemiosłem artystycznym. Razem z Járnþúður, swoją przyrodnią siostrą, wydała książkę Leiðarvísi til að nema ýmsar kvennlegar hannyrði (Przewodnik po różnych pracach ręcznych kobiet, 1886). To by rodzaj instruktażu dla kobiet ze wzorami i szkicami. Prywatnie wykonywała wiele robótek ręcznych, a niektóre z nich znajdują się obecnie w zbiorach Narodowego Muzeum Islandii oraz kolekcjach prywatnych. Wśród obiektów dostępnych dla szerszej publiczności znajdziemy dwie z osiemnastu koronkowych serwetek stołowych oraz ręcznie haftowaną osłonę kominkową. W kolekcji narodowej znajdują się również obiekty: meble, poszewki poduszek czy naczynia używane przez Þórę i jej rodzinę, później przekazane do zbiorów.

Sarpur - Servíetta
Serwetki z kolekcji Narodowego Muzeum Islandii, źródło: Sarpur.is
Sarpur - Arinhlíf
Osłona kominkowa zaprojektowana przez Þórę Jónsdóttir Magnússon, źródło: Sarpur.is

Þóra dużo działała w zakresie prac ręcznych kobiet i otrzymała nagrodę w tej dziedzinie, zarówno w Danii w roku 1906, jak i w Rejkiawiku na wystawie rzemiosła w roku 1911. Islandzkie Muzeum Narodowe przechowuje jej piękne rękodzieła, których nie zachowało się wiele.

Wraz ze wspomnianą już kuzynką Þórą Pjetursdóttir Thoroddsen należały do grona założycielskiego Towarzystwa Thorvaldsen (Thorvaldsensfélagið), którego powstanie wiązało się z przygotowaniami do odsłonięcia rzeźby Bertela Thorvaldsena w Hljómskálagarður w Reykjaviku 19 listopada 1875 roku.  Rzeźba dłuta największego rzeźbiarza Danii, a mającego islandzkie pochodzenie, wręczyły Islandii władze z Kopenhagi z okazji tysiąclecia osadnictwa na Wyspie. Uroczystości przekazania pomnika postanowiono uświetnić własnoręcznie wykonanymi dekoracjami, które wykonały 24 kobiety z Reykjaviku. Późniejsze członkinie tego swoistego komitetu dekoracyjnego weszły w szeregi wspomnianego Towarzystwa, której prezeską przez długie lata była islandzka feministka, Þórunn Jónassen.

W roku 1892 Þóra wyszła za mąż Jóna Magnússona, wówczas naczelnika okręgu na wyspie Vestmannaeyjar, a później również dwukrotnego premiera Islandii (w latach 1917-19122 oraz 1924-1926). Po ślubie zgodnie z zagranicznym zwyczajem przyjęła nazwisko męża i nazywała się Þóra Magnússon. Þóra i Jón nie posiadali biologicznych dzieci, ale adoptowali córkę starszej siostry Þóry, Þórę Guðmundsdóttir.

Sarpur - Kona
Þóra Jónsdóttir Magnússon w obiektywie Sigfúsa Eymundssona.

Bycie artystką w Islandii przełomu wieków wiązało się najczęściej z próbami malarskimi, a nawet studiami w Kopenhadze, ale o wiele łatwiej po ponad 150 latach odnaleźć w muzeach rękodzieło, niż obrazy ówczesnych malarek. Poszukiwania jakichkolwiek obrazów pędzla Þóry Jónsdóttir w internecie okazały się mało owocne. Choć wiemy o przynajmniej kilku zachowanych płótnach, niewiele się o nich pisze. Stąd dowód na to, że wiele jeszcze do odkrycia w przypadku twórczości mniej znanych islandzkich artystek.

Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska

O tłumaczce:
Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.

Pierwsza islandzka malarka?

Przez islandzką historię sztuki zapamiętana przede wszystkim jako nauczycielka Þórarinna Benedikta ÞorlákssonaCo więcej wiemy jednak o Þórze Pétursdóttir?

W najnowszym cyklu poświęconym malarstwie islandzkim wraz z Agnes Á. Bikowską przypominamy mniej znane islandzkie artystki. Dzięki tłumaczeniu fragmentów książki Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim) autorstwa Hrafnhildur Schram, poznajemy życie i twórczość “ukrytych” kobiet w malarstwie islandzkim. Pierwszą bohaterką cyklu będzie Þóra Pjetursdóttir Thoroddsen, uznawana za jedną z pierwszych artystów, którzy przedstawiali uroki Islandii w sztuce, ale też jedną z pierwszych kobiet-artystek, które kształciły się w tym kierunku w Kopenhadze.

Lata najmłodsze

Jako najstarsza córka biskupa Pétur Pétursson, jednego z najbogatszych ludzi w ówczesnej Islandii, otrzymała staranne wykształcenie domowe. Nauczano ją języków: angielskiego, francuskiego, niemieckiego i obowiązkowego wówczas duńskiego, a także robótek ręcznych tradycyjnie przypisywanych kobietom. Już od najmłodszych lat przejawiała jednak szczególne zainteresowanie sztukami plastycznymi, a własne poszukiwania ułatwiał dom i sklep ojca przy Austurstræti 16, który był jednym z głównych centrów życia kulturalnego ówczesnego Reykjavku. Młoda Þóra miała dostęp do zagranicznej prasy, dzięki której mogła ćwiczyć języki, ale o wiele ważniejsze okazało się przeglądanie Skandinavisk Folkemagazin,  bowiem na podstawie drukowanych tam litografii Þóra samodzielnie uczyła się rysunku.

Jednym z pierwszych spotkań ze sztuką w życiu Þóry miała być wizyta angielskiego malarza Samuela Edmunda Waller, który około roku 1870 przybył na Wyspę.  Tak pisała o nim w swoich wspomnieniach:

Jest malarzem i pracował jako szef wystawy, chociaż jest taki młody . Płynął tutaj sześć tygodni i rysował, więc teraz na pewno jakaś z jego prac będzie dostępna w dziale malarstwa w Islandzkim Muzeum Sztuki.

Faktycznie, ten Brytyjczyk tworzył malarskie sceny rodzajowe, ale przede wszystkim grafiki.  Po pobycie w Islandii opublikował “Six weeks in the saddle: a painter’s journal in Iceland” (1874 roku), w którym znajdują się wspomnienia z podróży oraz liczne grafiki krajobrazu islandzkiego i spotkanych tam ludzi.

Þóra również prowadziła swój własny “dziennik z życia” w postaci rysunków i szkiców. Zachowało się wiele szkicowników (przechowywanych obecnie głównie w zbiorach Galerii Narodowej), w których znajdziemy nie tylko scenki z życia codziennego, ale też przede wszystkim szkice krajobrazu oraz widoki miast odwiedzanych w podróży.  Warto jednak zaznaczyć, że do momentu wyjazdu na studia w Kopenhadze jej prace tworzone są wyłącznie w oparciu o własne obserwacje i wnioski wyciągnięte z kopiowania prac innych.

Jeden ze szkicowników Þóry Pétursdóttir, źródło: Sarpur.is.

Þóra nie miała szczególnego punktu odniesienia dla swojej kariery w miejscu zamieszkania. Malarze, który liznęli jakiegoś wykształcenia artystycznego za granicą, zazwyczaj po powrocie do kraju rezygnowali z zawodowego uprawiania sztuki, bowiem Reykjavik nie był jeszcze gotowy na tego typu działalność. W kraju o bogatej kulturze, opartej jednak na słowie, nie było miejsca na sztuki plastyczne, tak więc większość adeptów malarstwa szybko się zniechęcało. Szybko zrozumiała to początkująca malarka:

Rysowanie jest dziedziną, której się uczyłam i którą jestem najbardziej skłonna rozwijać. Jednak tutaj nie ma nikogo kompetentnego, nikogo kto by się na tym znał i dlatego jestem w tym bardzo osamotniona,  stoję w miejscu zamiast iść do przodu i uczyć się więcej, zobaczyć więcej obrazów. Gdyby chociaż tutaj było jakieś zainteresowanie, by w ogóle studiować sztukę…

Ale zanim jeszcze uda jej się rozpocząć studia artystyczne, tworzy kluczowe akwarele. Latem 1873 roku przedstawia Reykjavik z perspektywy jeziorka Tjörnin, z jego zachodniego brzegu przedstawiając część dzielnicy Kvosin. Można powiedzieć, że to pierwsze przedstawienie Reykjaviku namalowane przez jego mieszkańca. Popularny wśród turystów i przybyszów z Danii motyw jest tu jednak przedstawiony z uczuciem i w niemal poetycki sposób: pomimo widocznych braków warsztatowych, problemów z kompozycją i “kanciastości” budynków, jest to technicznie bardzo interesująca praca, szczególnie imponujące jest potraktowanie partii zieleni i gór, które zdradzają dobre oko artystki i postępy w eksperymentowaniu z różnymi technikami.

Studia w Kopenhadze

Jesienią tego samego roku dwudziestosześcioletnia wówczas Þóra udaje się do Kopenhagi. Nie jest to jej pierwsza wizyta w stolicy: już w 1866 roku pojechała tam z rodziną z okazji nadania jej ojcu tytułu biskupa Islandii. Tym razem młoda artystka jedzie we własnym celu: będzie uczyć się malarstwa u profesjonalistów. Zapisała się do szkoły rysunku Vilhelma Kyhna, cenionego wśród duńskich malarzy-pejzażystów. Szkoła mieściła się w domu Khyna przy Farimagsvej 5. w bliskim sąsiedztwie jeziora Skt. Jørgens Sø. W pogodne dni uczniowie pracowali w “Ogrodowym atelier”, czyli  dużym ogrodzie przy domu malarza. Pomimo studiów u pejzażysty i wcześniejszych własnych prób malarskich w Islandii, Þóra zdaje się nie być gotowa na malowanie z natury:

Byłam dzisiaj u Khyna szkicować. Kiedy skończyłam sporządzać różne słoiki i krowy, które moim zdaniem już wystarczająco ćwiczyłam, powiedziałam mu, że kiedy przyjdzie wiosna na pewno nie mogę szkicować drzew albo lasów. Nie wiem, jak powinnam je rysować, ani jak malować ponad połowę natury!

Ciekawe, bo latem wraca na Islandię i maluje właśnie naturę. Jeździła po Wyspie i szkicowała wybrane krajobrazy, a później wykonywała gotowe obrazy techniką olejną w pracowni. W sierpniu 1874 roku powstaje najwcześniejsze przedstawienie równiny Þingvellir namalowane przez Islandczyka. Jak wskazuje Hrafnhildur Schram, Þóra nie tylko zainteresowała się motywem tego ważnego historycznie miejsca, ale w swojej kompozycji połączyła dwie integralne cechy tego miejsca: naturę z kulturą, bowiem poza malowniczą równiną przedstawiła na płótnie również kościół z przylegającymi do niego budynkami. Obraz ten był zdecydowanie początkiem tradycji przedstawiania tego miejsca przez czołowych islandzkich pejzażystów XX wieku.

Jesienią wróciła do Kopenhagi na drugi rok studiów u Kyhna. W prywatnej szkole duńskiego malarza poznaje inne kobiety-artystki: są to w większości Dunki, które mają za sobą już inspirujący pobyt w Paryżu, a z malarstwa zamierzają uczynić swój zawód. Są to m.in. siostry Emmy i Ludovika Thornam czy Marie Luplau, która później założy własną szkołę rysunku. Þóra jest więc świadkiem ważnej zmiany: klasyczne malarstwo Złotego Duńskiego Wieku odchodzi w zapomnienie, a do głosu dochodzi nowoczesność poznana w Paryżu, często manifestowana przez kobiety, które nie mają jeszcze dostępu do akademickiego wykształcenia, ale torują sobie drogę do profesjonalnego wykonywania sztuki we własny sposób. Podejście to mogło wydawać się bardzo inspirujące dla młodej Islandki, jednak wiemy, że dwuletnie studia w Kopenhadze nie były całkowicie poświęcone malarstwu: chodziła również na lekcje śpiewu oraz wykłady pastora Christiana Hermanna Kalkara.

Kopenhaski epizod nadaje jednak szczególną jakość malarstwu pejzażowemu Þóry Pjetursdóttir. Chodzi o romantyczny nastrój, będący bez wątpienia pokłosiem szkoły Düsseldorfskiej, być może nawet dalekim echem prac Caspara Davida Friedricha, którego pamięć nie zagasła jeszcze w Kopenhadze. Choć w trakcie lekcji u Kyhna miała dostęp do nowoczesnego malarstwa plenerowego wykładanego przez dawnego akademika, który jednak podróżował do Paryża i Skagen, a na starość opowiadał się po stronie świetlistego pejzażu narodowego, wydaje się, że ten szczególny, mroczny nastrój romantycznych nokturnów bardziej przypadł malarce do gustu. Można jednak tylko zgadywać, jak wyglądałyby jej obrazy, gdyby miała możliwość z Kopenhagi wyruszyć dalej do Stolicy Sztuki.

Þóra Pjetursdóttir Thoroddsen, Pejzaż, bez daty, Listasafn Islands, źródło: Sarpur.is

Pierwsze sukcesu w kraju i za granicą

Po powrocie do kraju artystka dorabiała jako przewodniczka i opiekunka turystów zza granicy. Wraz z siostrą wykorzystywała znajomość języków i podejmowała gości, głównie Brytyjczyków, w domu swojego ojca. Często miała okazję odwiedzać potem swoich klientów w ich krajach, dzięki temu podróżowała do Anglii i Szkocji (1880). Z tej drugiej podróży wróciła z ilustrowanym przewodnikiem w języku angielskim, zaadresowanym do brytyjskiego turysty w Islandii: Some hints for the Benefit of Gentlemen who intend travelling in Iceland.

W roku 1883 Þóra zakłada własną szkołę w Reykjaviku, w której uczy rysunku i malarstwa. Do jej uczniów należały głównie kobiety, ale niektóre z metod, takie jak praca w plenerze, zaczerpnęła od swojego kopenhaskiego mistrza. Miała szesnaścioro uczniów i przez 10 lat bardzo dobrze zarabiała na nauczaniu malowania. Dodatkowo w tym czasie wystawiała swoje prace, po raz pierwszy na targach przemysłowych w Reykjaviku. Choć wystawa zdominowana była rękodziełem i produktami spożywczymi,  pięć obrazów Þóry znalazło się obok prac dwóch mężczyzn i trzech kobiet.

Þóra Pjetursdóttir Thoroddsen, Bessastaðir og Keilir, 1881 źródło: Sarpur.is

Jako czterdziestolatka wyszła za mąż za Þorvaldura Thoroddsena, uznanego już w całym kraju geografia i geologa. Był wówczas nauczycielem przyrody w Szkole Łacińskiej i dobrze usytuowanym młodym naukowcem, choć w posagu otrzymał dodatkowych 6 tysięcy koron. Po ślubie zamieszkali przy Laufásvegur 5 , a rok po ślubie – w 1888 roku – urodziła im się jedyna córka, Sigríður. Nowe obowiązki jako gospodyni domowej i matki zaczęły ciążyć nauczycielce, dlatego wycofała się z dawania lekcji w 1892 roku.

þóra z mężem i córką, Kopenhaga, 1895

Trzy lata temu jej prace pojawiły się na ważnej wystawie sztuki kobiet w Kopenhadze. Zorganizowana w 1895 roku Kvindernes Udstilling fra Fortid og Nutid (Wystawia Sztuki Kobiet Wczoraj i Dziś) była pierwszą taką imprezą w Europie, wzorowaną na Wystawie w Chicago z 1893 roku. Celem kopenhaskiej ekspozycji było zaprezentowanie twórczości kobiet z prowincji należących do Duńskiej Korony: Islandii, Wysp Owczych, Grenlandii i Duńskich Indii Zachodnich, ale ostatecznie znajdowały się tam również prace artystek norweskich i szwedzkich. Wśród ponad 2000 eksponatów, nie tylko obrazów i rzeźb, ale również przykładów rzemiosła artystycznego, znalazła się silna reprezentacja islandzka: srebrna biżuteria, rzeźby w kości i drewnie, haft, tkanina, dziewiarstwo i stroje ludowe, jak również obraz pędzla  Þóry Thorodssen przedstawiający równinę Þingvellir.  Na kompozycji widać Skałę Prawa Lögberg oraz gospodarstwo nad Þingvallavatn oraz otaczające jezioro góry.

Þóra Pétursdóttir, Þingvellir, 1883

W tym samym czasie, latem 1895 roku, rodzina wyprowadziła się do Kopenhagi z racji rozwijającej się kariery naukowej  Þorvaldura. Wówczas umiera ich 15-letnia córka, a Þóra mocni podupada na zdrowiu. Być może z tego powodu porzuca malarstwo i skupia się na robótkach ręcznych, a jej ostatnim projektem stanie się praca nad książką o starodawnym rękodziele i hafcie islandzkim i zagranicznym. Zbierała materiały podczas licznych podróży z mężem, który ze względu na swoje badania wyjeżdżał do Berlina, Norymbergii, Londynu i Paryża oraz krajów skandynawskich. Þóra wykorzystawa te podróże naukowe męża do własnych kwerend w muzeach i zbiorach kościelnych, analizując ściegi i ornamentykę szat liturgicznych oraz innych wyrobów tekstylnych Europy. Choć zebrała bogaty materiał i wykonała serię kolorowych ilustracji opisywanych wzorów, nie ukończyła książki. Jej praca zainspirowała fotografa Sigfúsa Eymundssona do sfotografowania różnych zabytków ze zbiorów ówczesnego Muzeum Narodowego Islandii, dzięki czemu wiedza i zainteresowanie tymi obiektami wzrosło w całym kraju.

Para przekazała cały swój dorobek właśnie zbiorom Muzeum Narodowego. W kolekcji znalazło się czternaście obrazów olejnych Þóry oraz szkicowniki, dzienniki i rysunki. Wiele jej prac znajduje się w rękach prywatnych, gdyż często przekazywała swoje obrazy jako prezenty zagranicznym przyjaciołom.

Chociaż Þóra urodziła się w połowie XIX wieku, była ona na wiele sposobów kobietą nowoczesną, która pokonała rozmaite przeszkody społeczne. Była człowiekiem światowym i jedną z najlepiej wykształconych kobiet na Islandii. Znała języki obce, była dobra w szachach i utalentowana w wielu dziedzinach. Można się zastanawiać, czy zrobiłaby karierę artystyczną i zdobyła upragnione wykształcenie oraz prowadziła badania nad starym rękodzielnictwem, gdyby jej życie ułożyło się inaczej.

Szkic latarni z Tejkiawiku- þóra szkicowala wszystko ze swojego otoczenia, uwieczniła np. pierwsze uliczne latarnie w mieście, źródło: książka.

Akwarela þóry ukazująca statek w porcie w Stykkishólmur, źródło: książka

Wszystkie informacje i cytaty pochodzą z książki Hrafnhildur Schram, Huldukonur í íslenskri myndlist (Kobiety w malarstwie islandzkim), 2005, przekł. Agnes Á. Bikowska

O tłumaczce:
Agnes Á. Bikowska ukończyła etnologię w Polsce oraz Íslenska sem annað mál na Iniwersytecie Islandzkim, obecnie studentka studiów magisterskich na kierunku Þýðingafræði. Mól książkowy, tłumaczka-hobbistka i pasjonatka języka islandzkiego.

Kobiece spojrzenie na Wyspę

Czy kobietom lepiej żyje się na Islandii? Trudno przeprowadzić obiektywne porównanie, chyba że zapytamy Polki, które od jakiegoś czasu mieszkają na Islandii.

We wrześniu Olga (Polka na Islandii) zaprosiła dziewięć dziewczyn mieszkających na Wyspie do udziału w projekcie Polki na Islandii. Celem przedsięwzięcie było nie tylko zaprezentowanie naszych rodaczek i ich kont w mediach społecznościowych, ale też pokazanie mniej oczywistych miejscowości w Islandii, z ich warunkami do życia i charakterystyką. Tak o projekcie pisze pomysłodawczyni, Olga:

#PolkiNaIslandii to projekt o życiu, możliwościach i dziewczynach z każdej części kraju. Każda z nich opisze swoje miejsce zamieszkania i opowie o swoim życiu z dala od stolicy.

Na początek jednak, ja przedstawię Wam moje życie w Reykjaviku, abyście mieli odniesienie. Agnieszka zaś opowie o życiu w stolicy północy, Akureyri, które pewnie nie odbiega bardzo od mojego życia. Jak żyje się w mniejszych miejscowościach i na islandzkiej wsi na końcu świata opowie Wam Paulina (Borgarnes), Paulina (Flúðir), Ewa (Þórshöfn), Zuza (Húsavík), Eliza (Þorlákshöfn), Ilona (Patreksfjörður), Emilia (Eskifjörður), Anonim (Blönduós).

Projekt zaowocował kolejnymi tekstami o każdej z dziewczyn i każdym z miejsc, w którym mieszkają, a także bogatym materiałem na kontach Instagram, szczególnie u Olgi. U niej zresztą zawsze znajdziecie mnóstwo interesujących informacji na temat życie na Wyspie, a jej blog podzielony jest na kategorie: Kobieta, Emigrantka, Matka, Islandka i myślę, że to świetnie podsumowuje, jak wielowątkowa jest jej opowieść i z ilu ciekawych perspektyw opisuje ona swoje życie na Islandii.

Postanowiłam jednak zadać uczestniczkom projektu własne pytania, przygotowując się do wystąpienia podczas XII Festiwalu Kultur Europy „Islandia jest (z) kobietą? – o sytuacji kobiet na wyspie”. Sporo już przeczytałam na temat obecnej sytuacji kobiet na Islandii, nawet co nieco już o tym napisałam, ale postanowiłam zapytać też konkretnie mieszkanki Wyspy o to, jak naprawdę czują się na Islandii na co dzień. Postanowiłam skupić się na aspektach, które podkreśla na swoim blogu Olga, czyli: jak to jest być na Islandii kobietą, matką, żoną? A wszystko to z podwójnej perspektywy: bycia wieloletnią insiderką i mając porównanie z Polską.

Kobieta

Zacznijmy od tego, co wspomina Olga w cytowanym tutaj wpisie na Instagramie: wyglądzie. Choć nikt nie chce tego mówić głośno i oficjalnie, w Polsce bardzo często ocenia się kobiety po wyglądzie, co wpływa nie tylko na ich życie prywatne, ale również zawodowe. Polki muszą dbać o swój wygląd, golić nogi, a największymi celebrytkami w kraju są fitnesstrenerki, które pod płaszczykiem “dbania o dobrą kondycję i lepsze samopoczucie” nakręcają poczucie winy, że nie mieścimy się w rozmiar S. Zdaniem Polek na Islandii sytuacja jest zupełnie inna:

Ilona: Tak, zdecydowanie. Czuję, że tutaj mniej ocenia się nie tylko kobiety, ale w ogóle wszystkich, po wyglądzie.

Agnieszka: Nie ma czegoś takiego jak większa tolerancja względem kobiecego wyglądu. Nikogo nie obchodzi jak wyglądasz, vide: baseny.

Najczęściej przywoływanym argumentem jest właśnie regulamin każdego basenu miejskiego. Tutaj regułą jest rozbieranie się do naga i prezentowanie się pod prysznicem w stroju Ewy, i jak wynika z relacji wielu dziewczyn mieszkających czy odwiedzających Islandię – nie trzeba martwić się o oceniające spojrzenia współtowarzyszek. A skoro kobiety mniej porównują się do siebie, to i mają lepszy kontakt z własnym ciałem i mniej stresu związanego z tym, jak powinny wyglądać. Tak wygląda według mnie świat idealny, i znaleźć go można na islandzkich basenach.

A jak wyglądają relacje damsko-męskie?

Agnieszka: Normalnie. Nikt nie przepuszcza mnie w drzwiach, nie całuje w ręce, całe szczęście! Jak niosę coś cięższego, to również nikt do mnie nie podskakuje z pomocą, ale udzielą ją, jeśli poproszę, a nie mam z tym problemu. Większy miałabym w Polsce.

Ilona: Gesty w Polsce uważane za szarmanckie czy kulturalne – przepuszczanie w drzwiach, wkładanie płaszcza – tu się raczej nie zdarzają.

Jedni powiedzą więc, że Islandia to jedno z głównych gniazd wyklucia trującego feminizmu, który stopniowo kastruje mężczyzn, inni – że to raj dla równości płci. Jeśli jednak faktem jest spostrzeżenie, że kobieta nie oczekuje pomocy, ale może na nią liczyć, jeśli poprosi, to możemy przekonać się, że islandzkie społeczeństwo dąży ku idealnej równowadze i sprawiedliwości płci, z zachowaniem zrozumienia i szacunku dla różnic wynikających z biologii, nie przykuwając jednak wagi do tradycyjnych, kulturowych stereotypów.

Żona

Skoro na Islandii łatwiej o równouprawnienie kobiet na rynku pracy i w sferze publicznej, łatwiej też o to samo w sferze prywatnej: czyli w związku małżeńskim oraz w domu. Tutaj również panuje nowy model podziału obowiązków i praw, który – na szczęście – nie jest też już aż taki obcy na polskim podwórku. Niemniej jednak skoro pytane przeze mnie dziewczyny zdecydowały się to podkreślić, różnica ta musi wciąż robić wrażenie, a z pewnością skala par/małżeństw wymieniających się obowiązkami, również opieką nad domem i dziećmi.

Agnieszka: Mój mąż jest Islandczykiem i nie oczekuje ode mnie absolutnie niczego, naturalnie nie tyle co dzielimy się obowiązkami (bo nie musieliśmy nigdy podpisywać żadnej umowy czy porozumienia) dostosowujemy się do sytuacji. Często prace domowe wykonuje osoba, której się… chce.

Gotowanie, pranie, sprzątanie to zadania dotąd przypisywane kobietom, a przejmowanie ich przez mężczyzn stanowi o powolnym wyrównywaniu różnic, które przez lata spowalniały kobiety na rynku pracy. Czy są jednak aktywności tradycyjne przypisane mężczyznom, które na Islandii coraz częściej wykonują również kobiety?

Agnieszka: Może to, że kobiety często prowadzą samochód nawet będąc z pasażerem płci męskiej/mężem/partnerem.

Ilona: Prawie równie często widzę tu Islandkę z wiertarką albo wałkiem do malowania, co Islandczyka.

Może dziwić, że takie widoki mogą dziwić. A jednak to, co dla Islandczyków może wydawać się normalne, z polskiej perspektywy wciąż może mieć charakter sensacji.

Matka

Podobnie jak progresywne podejście do antykoncepcji, aborcji, leczenia niepłodności oraz ciąży. Nawet jeśli kobieta ma tę “wyższość” nad mężczyzną, że może rodzić dzieci, to jest w Islandii pewna swoich praw, również związanych z decydowaniem o swoim ciele i podjęciu decyzji o tym kiedy i czy w ogóle zajdzie w ciążę. Tym, które decydują się na dziecko, państwo idzie bardzo na rękę:

Eliza: Piękne jest to, że kiedy dzieci są chore, nie muszę się stresować ze nie idę do pracy. Po pierwsze klienci są 300% bardziej wyrozumiali, po drugie jak nie idę nawet tydzień do pracy to nie muszę się martwic o pieniądze, a w Polsce to by była ogromna tragedia z wielkim uszczerbkiem na finansach rodzinnych.

Do ważnych benefitów socjalnych pytane przeze mnie dziewczyny zaliczają również długi w skali europejskiej urlop tacierzyński, a także opieka w trakcie ciąży i pierwszych dniach życia dziecka (o czym poczytacie również u Dobry poród). Kobiety ciężarne i matki na pewno mogą liczyć na wyrozumiałość ze strony zatrudniającego i rynku pracy, ale z drugiej strony nie są “dyskryminowane” przez swój stan i według pytanych przeze mnie dziewczyn pozostają w pracy stosunkowo długo:

Ilona: Czasami samopoczucie kobiety w ciąży jest lekceważone, lekarz na niektóre dolegliwości odpowiada “ciąża to nie choroba”. Jasne, ale to nie jest normalny stan dla organizmu, a tu na Islandii panuje jakiś kult pracy do końca ciąży.

Mogłoby się więc wydawać, że jeśli od kobiety ciężarnej oczekuje się pełnej gotowości do pracy przed urodzeniem, to po urodzeniu Islandki przyjmują funkcję super-matek, które idealnie łączą życie zawodowe z macierzyństwem. Tymczasem Islandczycy dalecy są od idealizowania kobiety-matki, przynajmniej w kontekście społecznym. Co to znaczy? Że matka może popełniać błędy, zaniedbać swoje obowiązki, a społeczeństwo jej za to nie zlinczuje.

Ilona: Kilka razy spotkałam się z tym, że mama pisze na Facebooku: „Czy ktoś wie gdzie jest mój syn? Nie przyszedł po lekcjach do domu”, a ktoś jej na spokojnie odpisuje: “Jest u nas z moim synem”, „widziałam go przed chwilą w sklepie” itp. Nigdy za to nie słyszałam o tym, żeby ktoś o takiej mamie wypowiadał się źle: że nie pilnuje swojego dziecka itp. Islandzkie mamy bez obaw o dziecko i swoją reputację zostawiają półroczne dziecko z babcią i wyjeżdżają na kilka dni na city break. Chcesz karmić piersią czy butelką? Nikt nie będzie cię próbował przekonać do jedynej słusznej wersji.

Dodajmy do tego jeszcze mitologizowane w polskiej narracji nordyckie zostawianie dzieci w wózkach pod sklepem czy przed kawiarnią. Motyw ten często powtarzalny jest w literaturze faktu czy wspomnieniach emigrantów, surowo jednak oceniany z pozycji polskiego ideału matki-Polki. Dobrze skomentowano to w scenie Złotokapu, w którym polska imigrantka uspokaja obce dziecko znalezione w centrum handlowym, a pojawiająca się w końcu matka nie dziękuje jej za pomoc i troskę, ale wyzywa od szalonych, które dotykają nieswoje dzieci.

Imigrantka

Historie przyjazdu dziewczyn na Islandię i pierwszych kroków na Wyspie, a także udomowiania się na obczyźnie, poznawania kultury, obyczajów, nauki języka oraz szukania pracy w wybranych punktach Islandii poczytacie w tekstach z serii #PolkinaIslandii na blogu Olgi.

Bardzo dziękuję Oldze, Ilonie, Agnieszce i Elizie na poświęcony mi czas, a pozostałym uczestniczkom projekty #PolkinaIslandii dziękuję za pokazanie swojej wizji Islandii w swoich treściach na mediach społecznościowych. Jeśli macie ochotę zmierzyć subiektywne doświadczenia Polek mieszkających na Islandii z ogólną sytuacją kobiet w społeczeństwie islandzkim, podaną w liczbach i według konkretnych fenomenów społeczno-kulturowych ostatnich lat, zapraszam Was 21 października (środa) na mój wykład on-line w ramach XII Festiwalu Kultur Europy w Dom Bretanii: „Islandia jest (z) kobietą? – o sytuacji kobiet na wyspie”, godz. 18:00.