Islandczycy to nie kosmici

Dzisiaj w ramach festiwalu “Ultima Thule – na krańcu świata” w warszawskim Iluzjonie mieliśmy okazję spotkać naszych opiekunów – dr. Włodzimierza Karola Pessela i dr. Romana Chymkowskiego w swoich żywiołach. W panelu dyskusyjnym “Islandia okiem przybysza” wypowiadali się jako nasi lokalni specjaliści od Islandii (redaktorzy pierwszej w Polsce publikacji poświęconej Islandii ). Gośćmi spotkania byli także Christof Wehmeier oraz Steven Meyers, członkowie Icelandic Film Center, choć “przybysze” na Islandii. Wszyscy czterej w dyskusji prowadzonej przez dr. Sebastiana Jakuba Konefała opowiadali o swoim spojrzeniu na Islandię.

12837468_594837663997880_194692337_o

Punktem wyjścia do dyskusji był artykuł, w którym przedstawiano zwariowane stereotypy na temat Islandii. Zamiarem prowadzącego było zbicie tych stereotypów. Pierwszy z nich dotyczył kolejek na Islandii; wydawałoby się, że w kraju takim jak Islandia kolejek się nie spotyka, bo gęstość zaludnienia wynosi 3 osób/km² (w Reykjaviku 435 os./km²), a kraj ten nie ma “kultury kolejek”, jak na przykład my doświadczeni PRLem. Dr Pessel powiedział, że widział jednak kolejkę na Islandii raz – i było to na lotnisku. Faktycznie, przy zwiększającym się ruchu z i na Islandię oraz fakcie, że podobno większość lotów międzynarodowych jest w tych samych godzinach, sznurek Islandczyków może powstać. Ale to jednak wciąż rzadkość. Z kolei dr Chymkowski odniósł się do stereotypu dotyczącego kobiet – według ogólnego przekonania piękniejsza połowa społeczeństwa islandzkiego ma wygląd “wikińskiej baby” – o germańskim typie urody, ale niezbyt urodziwej. Chymkowski zbił stereotyp, jakoby wszystkie Islandzki wyglądały tak samo cytując redagowaną przez siebie publikację, w której autor opowiada o różnych korzeniach społeczeństwa islandzkiego.

Na trzeci stereotyp, że “Islandczycy już od kołyski słuchają heavy metalu” odpowiedzieli goście z Islandii. Steven Meyers, który – jak sam określił – “wżenił się” w Islandię, powiedział, że jego, ale i wielu innych na wyspę przyciągnęła właśnie muzyka i bynajmniej nie był to heavy metal. Statystyczny miłośnik Islandii skojarzy prędzej Sigur Rós i Björk niż czołowe islandzkie zespoły heavy metalowe. Zresztą na Islandii słucha się różnych gatunków muzycznych; owszem – metal jest bardzo popularny (co widać w ostatnim filmie islandzkim Fusi), ale równie popularne jest także disco. Goście nie mogli też wspomnieć o muzyce ich młodości; Christof Wehmeier (pół-Islandczyk, pół-Niemiec, wprowadził się na Islandię w dzieciństwie) pamięta szał na punk rocka, ale także z opowieści rodziców streścił historię muzyki popularnej na Islandii. W dużym stopniu Islandczycy zawdzięczają rozwój rodzimej sceny muzycznej Amerykanom stacjonującym w Keflaviku, który w latach 60. zyskał nawet miano “Liverpoola Islandii” – za pośrednictwem tego miasta Islandczycy zapoznali się z Beatelsami i innymi ważnymi zespołami tego okresu. Steven powiedział także o popularności islandzkich coverów światowych przebojów – niemal każdy światowy hit miał swoją wersję islandzką z tekstem w tym języku. Nie zabrakło też odniesień do faktu, że Islandczycy uwielbiają muzykę do dziś – świadczy o tym popularność festiwalu Icelandic Airwaves oraz Eurowizji.

Na pytanie, co najbardziej zaskoczyło “przybyszów” na Islandii padały różne odpowiedzi. Roman Chymkowski wymijająco odpowiedział, że zwykło się przedstawiać Islandczyków jako dziwolągów i nawet polscy dyplomaci pytani o mieszkańców wyspy z zasady skupiają się na ich odmienności od mieszkańców kontynentu. Ale przecież – jak twierdzi Chymkowski – “Islandczycy to nie kosmici”. Z wypowiedzi jego rozmówców jednak wynika coś innego. Wszyscy zgodzili się, że Islandczycy ignorują kodeks drogowy; nie używają kierunkowskazów i jeżdżą tak, jak chcą, a co gorsza – piesi również chodzą tak, jak chcą i jeśli któryś z nich wpadnie pod koła samochodu, to zawsze kierowca ponosi za to winę. Ale oczywiście samochód to główny środek komunikacji i wystarczy wyjechać choć kilka kilometrów za miasto, by nie spotkać pieszego. Zresztą istnieje inny stereotyp – jeśli w interiorze spotkasz kogoś, kto idzie na własnych nogach, z pewnością musi to być Polak. Dr Pessel to potwierdził. Z kolei Steven Meyers mówił o odludnych miejscach; jeszcze w latach 90. wyjechanie za miasto wiązało się z brakiem żywej duszy na trasie: nawet nie widywało się samochodów, a tym bardziej pieszych.

12837517_594837657331214_984124589_o

Nie zabrakło też tematu pogody. “Oczywiście, że jest szalona!” przytaknął Wehmeier. Ale to, co w Islandii kocha, to białe noce. Włodzimierz Pessel wspominał swój pierwszy pobyt na Islandii, w towarzystwie pierwotnego składu SKI – wówczas zaskoczyła ich zorza polarna, której o tej porze roku miało nie być. A jednak była. Więc Islandia na wiele sposobów potrafi zaskakiwać. Również jeśli chodzi o styl życia. Christof Wehmeier mówił, że jako dziecko zauważył różnice pomiędzy sposobem wychowywania dzieci w Niemczech a w Islandii. “Tutaj dzieci mają więcej swobody, przestrzeni.”, powiedział.

Jak postrzegają Islandię inne narody? Dr Włodzimierz Pessel, specjalizujący się w kontaktach polsko-duńskich, ale także znający relacje duńsko-islandzkie, powiedział, że w tym przypadku trudno nie użyć tzw. “filtru postkolonialnego”. Jakby nie patrzeć, Islandia przez wiele lat byłą kolonią Danii i wiele od niej wzięła; samo pojęcie nacjonalizmu, który ostatecznie pozwolił Islandii uniezależnić się od wieloletniego okupanta, zostało zapożyczone od Duńczyków – przyjeżdżający do Kopenhagi studenci zachłysnęli się panującym tam wówczas romantyzmem. Z drugiej strony wiele kwestii ma swój początek na Islandii – także wyspiarska kinematografia zawdzięcza wiele Duńczykom: islandzcy twórcy kształcą się w kopenhaskiej szkole filmowej, wiele obrazów powstaje w koprodukcji z Danią. A jak sama Dania podchodzi do Islandii? Podobno 90% Duńczyków nie interesuje się dawną “kolonią”, a jednak w prasie wiele pisało się i pisze o wydarzeniach na wyspie.

Z kolei dr Roman Chymkowski opowiedział o polskich podróżach na Islandię. Ich początek sięga przełomu pierwszej i drugiej połowy XIX wieku, a pierwsza relacja należy do Edmunda Chojeckiego, który dla opisania nieznanej mu rzeczywistości posługiwał się określeniami znanymi, ale równie egzotycznymi. Stąd czytamy o koniach islandzkich podobnych dromaderom, o samotnych kościołach przywołujących meczety, o lodowcach jak pustynne piaski i o zrealizowaniu się na Islandii cnoty wolności (której figuracją miało być porównanie do wolnego beduina). W dyskusji nie zabrakło też reakcji drugiej strony, głównie do polskich imigrantów. Subtelne nawiązanie do tej sytuacji znajdujemy w filmach, ale wciąż brak jeszcze islandzkiego filmu o tej tematyce. Panowie z Icelandic Film Center liczą, że niedługo powstanie obraz komentujący powiększającą się liczbę mieszkańców innych nacji, ale też ras. Już teraz realny kształt przyjmują projekty budowy meczetu dla 50 uchodźców z Syrii i innych mieszkających już w Islandii muzułmanów.

Jak to więc jest z tymi Islandczykami? Czy to ludzie dziwni, inni, a może chcemy tak na nich patrzeć, bo sami trochę się na takich kreują? Nie zapominajmy o wierze w ukrytych ludzi i osobliwym podejściu do zabobonności oraz turystów. Wciąż jednak społeczeństwo to uczy się kontaktu z “obcymi”. A przybysz musi uzbroić się w cierpliwość i mnóstwo odwagi.

Ten post został napisany dla strony Studenckiego Klubu Islandzkiego.

Jedna odpowiedź do “Islandczycy to nie kosmici”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *