Pocztówki z Islandii

davdav

Niedawno miałam okazję uczestniczyć w bardzo osobistym wydarzeniu islandzkim. Moja dobra znajoma, Julia Kłosińska zaprosiła mnie bowiem na wernisaż swoich pocztówek, które wykonała podczas wakacyjnego pobytu na Islandii. Impreza miała miejsce w kameralnej kawiarni Temperatura na praskim Gocławku.

Niewielka przestrzeń lokalu została całkowicie zawładnięta przez pocztówki-kolaże. Na pajęczynie z włóczek w islandzkich barwach wisiały nad naszymi głowami najrozmaitsze kompozycje. Julia wykorzystała stare pocztówki, które kupowała – jak sama twierdzi, niemal maniakalnie – w jednym z antykwariatów przy Laugavegur. Na jej pracach widzimy interesujące zestawienia islandzkich żywiołów z anonimowymi mieszkańcami Wyspy z lat 60., 70. i 80. Tym turystycznym must sees artystka nadała bardzo indywidualny, wręcz osobisty charakter.

davdavNajczęściej bowiem na jej kolażach pojawiają się kobiety i dzieci. Mamy więc Błękitną Lagunę naklejoną na zdjęcie islandzkich chłopów kopiących buraki. Mamy widoczek z czarnych plaż i zagadkowe postaci dzieci na szczudłach. Mamy też łyżwiarzy-akrobatów na zamarzniętym Tjörninie. Jest też Björk, która – zamiast do mikrofonu – wrzeszczy w obiektyw aparatu skierowany w jeden z najbardziej rozpoznawalnych krajobrazów islandzkich.

IMG_20180911_174706.jpg

“Na Islandii dowiedziałam się wiele o tym, co to znaczy być kobietą”, wyjaśniała Julia podczas swojej wernisażowej przemowy.  Pojechała na Wyspę, żeby w okresie wakacyjnym zarobić trochę pieniędzy na nowy rok akademicki i pracę nad dyplomem. Przyjechała z koleżanką trochę w ciemno, wynajęły niemal pierwsze lepsze mieszkanie, u Polaka. Dość szybko okazało się, że właściciel pobiera za pokój opłaty nie tylko pieniężne, co miało być “normą” według innych poznanych na Wyspie Polaków. Julia skarżyła się także na instrumentalne potraktowanie jej podczas wykonywanych w Reykjaviku robót, np. malując ściany nie raz spotykała się z uwagami dotyczącymi jej ciała.

O tym zdają się mówić jej prace. Dużo w nich emocji, skrajności, paradoksów, bo wymarzony wyjazd na piękną Wyspę okazał się niemal koszmarem. Pobyt planowany na kilka miesięcy skrócił się do niemal dwóch, ale artystka twierdzi, że sporo nauczyła się o życiu, jak i o sobie samej. “Islandia to dla mnie kraj wybuchów”, powiedziała. I faktycznie, w jej pracach często pojawiają się wybuchy – wulkanów, gejzerów. Otwierająca wystawę praca to właśnie trzy kolumny wybuchów opatrzone przypadkowymi nazwami w języku islandzkim, niezrozumiałym dla autorki, a więc potraktowanym jako znak, element wizualny, niż wiadomość niosąca jakąś wartość.

davdav

Wernisaż był pierwszym i zarazem ostatnim dniem wystawy, bowiem według założenia artystki goście mogli wybrać sobie jedną z pocztówek. Julia zaadresowała je potem do każdego z nas i wysłała, lub wręczyła osobiście, kartkę z pozdrowieniami. Dzięki temu każdy mógł stać się częścią tego doświadczenia i otrzymać pamiątkę z dawnej Islandii widzianej oczyma współczesnego przybysza.

Julia Kłosińska na tle swoich prac
Julia Kłosińska na tle swoich prac, Kawiarnia Temperatura, 11.09.2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *